Mistrza pobijesz, z modelem nie wygrasz

redakcja

Autor:redakcja

11 czerwca 2014, 17:34 • 5 min czytania

4 lata po utracie dziewictwa w RPA, La Roja nie ma ani kompleksów, ani epokowych przekleństw do odczarowania. Jest przeciwieństwem narodu, który reprezentuje – bogata, stabilna, najedzona i bez… długów. Obietnic i nadziei. Od 6 lat marka „España” jest wzorcem do naśladowania dla reszty świata. Niewiarygodnie długi cykl jak na piłkę reprezentacyjną. Jedni szczerze życzą Hiszpanom odwlekanego w czasie i przestrzeni pecha, inni dostrzegają emeryturę motywacji bohaterów 2008-2012.
Piłkarze Del Bosque, ale i 47 milionów españoles są realistami. Niewielu wierzy, że sny spełniają się regularnie, co dwa lata. Są przygotowani na porażkę. Na oddanie prymatu. Stylu, pracy z młodzieżą, trenerskich geniuszów, nikomu jednak nie oddadzą. Puchary się przegrywa, modelu się nie zmienia. Model jest jeden. Powtarzalny. Najlepszy.

Mistrza pobijesz, z modelem nie wygrasz
Reklama

Od dłuższego czasu dociera do mnie ten pomruk wątpliwości. „Najmocniejsi z mocnymi, najgorsi z dużo gorszymi” – słyszę z każdej strony. Klęskę La Roja na mundialu w Brazylii czuć podskórnie. Mówi się o meczu, w którym murowanego faworyta wskaże zdrowy rozsądek. Porażka z Chorwacją w 1/8 finału – spekulują niektórzy. Wpadka z Chile, II miejsce w grupie i śmierć w Belo Horizonte z gospodarzem – wróżą drudzy. Hiszpanom nigdy nie leżały reprezentacje z Ameryki Płd. Statystyki europejskich drużyn na mundialach w Brazylii i Argentynie (a nawet Meksyku czy USA) znacie wszyscy doskonale. Del Bosque publicznie stwierdził niedawno, że w oczach kadrowiczów nie widzi już tego samego ognia co cztery i dwa lata temu.

Niby trzon zespołu został zachowany, niby hektolitry talentu wciąż można czerpać wiadrami. Ba, nawet środkowym napastnikiem w formie Hiszpania może wreszcie pochwali się przed światem. Personalnie aktualna La Roja nie jest gorsza niż ta z MŚ w RPA czy Euro 2012. Absencji Puyola, Arbeloi, Llorente, Navasa a nawet rezerwowego Valdesa nikt dziś nie określi bezdyskusyjnie „kluczowymi”. Zgoda, liderzy na boisku – Casillas, Xavi, Xabi, Iniesta, a także ci w szatni – Torres i Villa są już po 30-stce. Zmęczenie fizyczne nie jest jednak problemem. Nigdy nim nie było.

Reklama

Hiszpańscy piłkarze od lat są pierwszoplanowymi bohaterami w swoich klubach. Do upadłego walczą co roku w lidze i europejskich pucharach. Z 32 mundialowych reprezentacji kadrowicze La Roja mają najwyższą średnią rozegranych minut w sezonie – 3500 (Włosi czy Niemcy o ponad 300 minut mniej). Nawet jeżeli zakończone kilka tygodni temu rozgrywki były szczególnie wyczerpujące, nikt nie wierzy w kondycyjne alibi. Ani styl gry, ani lata doświadczeń/sukcesów nie przekonają mnie, że Hiszpanie są pod tym względem źle przygotowani do turnieju. Problem tkwi gdzie indziej. W głowach. W głodzie sukcesu. W determinacji pressingu, koncentracji przy stałych fragmentach gry. Cierpliwości w doprowadzaniu do desperacji przeciwnika sztuką podawania w poprzek przez minimum 60% czasu gry. W demonstracji siły w turniejowym prime time. Hiszpania od Euro 2008 nie straciła w fazie pucharowej ME i MŚ ani jednego gola.

Rok temu na łamach magazynu „Ole” napisałem felieton-laurkę pod adresem reprezentacji Del Bosque. Dziennikarska „chansons de geste”. W ostatnich latach powstały ich setki. W tekście stanąłem w obronie długowieczności tiki-taki „Made in Spain”. Napisałem: „Zamęczanie przeciwnika na śmierć, idealna technika podania, średnio 8 strzałów na bramkę na spotkanie. Exhibición. Gdyby w futbolu przyznawali certyfikat jakości, to z trzeba byłoby go nazwać ISO España 2008-2012”. Bestsellerów się nie krytykuje. One porywają miliony, trafiają do wyobraźni i serc mas. Gdzie jedni widzą bezproduktywność i nieistotność, ja widzę niesamowitego ducha rywalizacji, jakość, zespół. Nie widzę Portugalii Cristiano, Brazylii Neymara, Argentyny Messiego czy Italii Pirlo. Dostrzegam gwiazdorski kolektyw, podaż na 3 równorzędne reprezentacje zdolne zdominować każdego rywala. Powtarzalność klarownych idei, wyznaczanie horyzontów, ogromne pokłady talentu popartego ciężką, ale i świadomą pracą. Solidne fundamenty przykryte pokaźną elewacją fortuny w najważniejszych momentach („jedenastki”, Cardozo, Robben, etc.). Dopóki przeciwnicy nie odbiorą piłki Xaviemu, Inieście i Silvie, dopóki nie narzucą im zwycięskiego stylu, nie zmuszą do wywieszenia białej flagi, dopóty La Roja dalej będzie wygodnie siedzie na tronie. Jedna porażka nie zaburzy kanonu nieudolnie podrabianego w innych krajach.

H-i-s-z-P-a-n-i-A. „H” od długiej, rozczarowującej Historii. Tych 44 lat klątwy ćwierćfinałów i krzywej idei Furia Roja. „P” od Presente – Teraźniejszości. Systemu, który od 2008 roku zaowocował dwoma mistrzostwami Europy i jednym świata, oraz czterema tytułami najlepszej drużyny Europy w kategoriach U-21 i U-19. 8 finałów, 7 wygranych. „A” od Aspiracion. Piłki nożnej po hiszpańsku, na jej zasadach. Aspiracji bycia najlepszym, stworzenia najlepszej marki. Dziś od Nowej Zelandii, przez Indonezję, Gruzję i Maroko po Boliwię i Peru pracuje 150 hiszpańskich trenerów, doradców, fizjoterapuetów. Futbol stał się produktem eksportowym numer 1 w tym kraju. Poza granicami Hiszpanii gra obecnie ponad 350 piłkarzy. W najodleglejszych zakątkach planety. Hiszpanów się zaprasza, docenia… sowicie opłaca.

Tutejsza Federacja RFEF ma budżet na poziomie 150 milionów euro (40% dochodów generuje reprezentacja Del Bosque). Jeszcze 16 temu, po klęsce w MŚ Â´98, prezes Villar za rozegranie towarzyskiego meczu żądał od rywali 100 tysięcy euro (wtedy 16 milionów pesetas), żeby ostatecznie zadowoli się 75 tysiącami. Dzisiaj La Roja nie rozpatruje zaproszeń z ofertami poniżej miliona euro. RFEF jest dostatecznie bogata, żeby opłacić szkolenie i rozgrywki juniorsko-młodzieżowe, wybudować infrastrukturę, stworzyć zaplecze trenerskie. Wszyscy z jednakowym przesłaniem, identyczną formą i wykonaniem. Panowanie nad sytuacją poprzez panowanie nad piłką. Jakież to dziecinnie proste. Gdyby reprezentację Hiszpanii do lat 15 w meczu z jakąkolwiek kadrą rówieśników z innego kraju przebrać w te same koszulki, po kilku minutach z łatwością zdalibyśmy sobie sprawę, kto tu jest kim. España 2014 jest tak piekielnie mocnym zespołem, że jeżeli przegra w Brazylii to tylko z samym sobą. Z własnymi słabościami.

Nikt się tym jednak nie przejmuje. Gwarantem sukcesji są nadchodzące generacje. De Gea, Carvajal, Moreno, Bartra, Isco, Illarramendi, Jese, Ruben Pardo czy Deulofeu – ich już zna szerokie grono kibiców. W 2018 i 2022 Hiszpania znowu będzie „bitym” faworytem do zwycięstwa. Być może nie powtórzy triumfu z 2010 roku, ale to dzisiejsi smarkacze – Ruben Blanco, Bellerin, Gaya, Diego Llorente, Costas, Jose Rodriguez, Samper, Santi Mina, Munir – będą wkrótce wyznaczać trendy. Śpieszmy się podziwiać legendy, ale nie smućmy się, kiedy za miesiąc powiedzą adios. Ich miejsce zajmą następne.

RAFAف LEBIEDZIŁƒSKI
z Hiszpanii

Twitter: @rafa_lebiedz24

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama