Strzał w dychę, czyli najlepsi w sezonie 2013/14. Napastnicy

redakcja

Autor:redakcja

09 czerwca 2014, 11:06 • 9 min czytania

Ostatnia formacja do omówienia i największy ambaras. O ile przy pomocnikach mieliśmy – jak to się w piłkarskim dyskursie zwykło mawiać – kłopoty bogactwa, o tyle z napastnikami męczyliśmy się cholernie. Wyglądało to mniej więcej tak: z pierwszą piątką poszło jak po maśle, a później coraz większy grymas na twarzy, nerwowe wertowanie statystyk i rozpaczliwe próby znalezienia jakiegokolwiek punktu, na którym można by budować w miarę sensowną argumentację.
Udało nam się wymęczyć te dziesięć nazwisk, choć przeszliśmy gehennę. Różne propozycje padały. Najłatwiej byłoby zrobić obcinkę, TOP 10 przerobić na TOP 5, ale słyniemy z tego, że z reguły nie wybieramy drogi na skróty, tak więc i tu byliśmy konsekwentni. Strzał w dychę to strzał w dychę, jaka by ta dycha koślawa nie była.

Strzał w dychę, czyli najlepsi w sezonie 2013/14. Napastnicy
Reklama

Nie zdradzimy wam wszystkich nazwisk, które braliśmy pod uwagę, nie chcemy być szyderco wytykani palcami. Musimy natomiast przyznać się, że pomyśleliśmy przez chwilę o wyróżnieniu Kownackiego, który zabija średnią not (6.60), ale oceniany był tylko pięć razy. Padła również niegłupia kandydatura Sadajewa, który pod względem czysto piłkarskich umiejętności zapewne przerasta kilku grajków z rankingu, ale on też nie zrobił w tym sezonie tyle, by dać nam solidne podstawy do wyróżnienia. Ważna sprawa: klasyfikacja strzelców oczywiście była ważna, wszak wiadomo: napastników ocenia się głównie przez pryzmat bramek, ale my postanowiliśmy popatrzeć szerzej.

10. Mateusz Piątkowski

Reklama

Postanowiliśmy wyróżnić solidność, a ją akurat napastnik Jagi gwarantuje. Rozegrał jeden naprawdę świetny mecz (z Wisłą), trzy-cztery razy się na nim zawiedliśmy, ale ogólnie zaliczał występy na miarę swoich możliwości. Do Białegostoku miał trafić razem z Robertem Podolińskim, pod którego okiem trenował w Ząbkach, ale ostatecznie trener został pod Warszawą. To ważne, bo śledząc rozgrywki I ligi widzieliśmy, że Podoliński ma na Piątkowskiego swój pomysł. Nigdy raczej nie był typem goleadora. W Ząbkach potrafił strzelić 13 bramek na poziomie I ligi, lecz gdy cofniemy się jeszcze o trzy sezony do chronologicznie: Gorzowa i Polkowic – to bilanse strzeleckie jak na napastnika zawsze miał mizerne: 3 (2009/10), 8 (2010/11), 4 (2011/12). Co ciekawe, pomimo takich a nie innych osiągów, zawsze był napastnikiem, który spędzał najwięcej minut na boisku.

Podobnie było w tym sezonie. Siedem bramek i trzy asysty. Szału nie ma, ale pomyśleliśmy, że Piątkowskiego warto docenić za wzorowe wykonywanie innego typu zadań. Chociażby za robienie miejsca w polu karnym dla wchodzącego z drugiej linii Quintany. Wydaje nam się, że jest świadomy swoich ograniczeń, a z tego co ma, wyciska maksimum. Winszujemy.

9. Eduards Visnakovs

Jedyny z czterdziestu wyróżnionych przez nas z piłkarzy, którego średnia not znajduje się poniżej granicy przyzwoitości czterech oczek. Co prawda minimalnie, ale jednak. Podobnie jak Szakal w Killerze, wszedł do akcji praktycznie z marszu, na czczo, nawet rąk nie umył i ni stąd, ni zowąd zaczął strzelać bramki. I to cholernie ważne bramki. Rozprawił się z Zawiszą, bez zdobyczy punktowej odesłał do Kielc Koronę i wszyscy zdążyli roztrąbić, że Widzew ma snajpera co się zowie.

Wysoko zawiesił sobie poprzeczkę, a potem regularnie nie udawało mu się do niej doskoczyć. Nie wynikało to jednak z tego, że przestał dochodzić do dobrych sytuacji. Szwankowało wykończenie, a z Łodzi docierały do nas sygnały, że problem leży w jego głowie. Blokadę zdjął w końcówce sezonu, ale niewiele to dało. Uzależniony od „Wiśni” Widzew spadł z ligi, a my mamy ambiwalentne odczucia co do jego głównej strzelby.

8.Arkadiusz Piech

Kolejny podstawowy napastnik spadkowicza. Długo za granicą nie wytrzymał – lub nie wytrzymano z nim – ale w polskiej lidze to jednak jakaś marka. Lubin, jak doskonale pewnie wiecie, jest miejscem specyficznym, w którym nawet solidnym ligowcom zdarza się gnuśnieć. Mamy swoje typy, ale nie wiemy dokładnie z czego to wynika. Akurat Piechowi lubiński klimat aż tak bardzo nie przeszkadzał. W ataku zluzował beznadziejnego w drugim sezonie Michala Papadopulosa, nieźle współpracował z Abwo i Kwiekiem, walnie przyczynił się do awansu swojej drużyny do finału Pucharu Polski. Swoje zrobił. Porwiemy się na stwierdzenie, że obok Rodicia, był najlepszym piłkarzem Zagłębia, tak więc w przeciwieństwie do swoich kolegów, nie powinien mieć większych problemów z utrzymaniem się w Ekstraklasie.

7.Mateusz Zachara

Dziwna sprawa z tym Zacharą. Od lat słyszeliśmy z ust Adam Nawałki, który jakby nie patrzeć kilku ciekawych piłkarzy wynalazł, że to talent czystej wody, lecz napastnik Górnika robił wiele, by te plotki zdementować. Zdążył się już delikatnie zestarzeć i nagle stał się całkiem przyzwoitym napastnikiem. Jesień miał wręcz fenomenalną i idziemy o zakład, że sam się nie spodziewał, że ma gdzieś w sobie aż takie rezerwy. Wycieczka z kadrą do Emiratów zaliczona, wyjazd do jakiegoś słabego, ale bardziej wypłacalnego klubu w Europie wisiał w powietrzu. Przyplątała się jednak przykra kontuzja i trzeba zaczynać wszystko od nowa.

Zawsze zastanawiają nas takie przypadki. Nagłe wzrosty formy u piłkarzy, których z reguły wysyłamy do I ligi (wersja optymistyczna) lub biblioteki (bo na piłkę szkoda czasu). Moglibyśmy spróbować powiązać case Zachary z tym Patryka Tuszyńskiego, ale mamy wrażenie, że to trochę inna piłkarska półka. Stąd miejsce na naszej liście.

6. Ruben Jurado

Zacznijmy od tego, że to uczestnik jednej z najbardziej kuriozalnych sytuacji, które mieliśmy okazję obserwować w tym sezonie. Jurado udzielił szczerego wywiadu Tomkowi Ćwiąkale, a Marcin Brosz – niby przypadkiem – oddelegował go na ławkę rezerwowych. Swojego najlepszego zawodnika. Nie wnikając w gliwickie klimaty, powtórzymy jeszcze raz to, o czym mówiliśmy już niejednokrotnie: chcielibyśmy zobaczyć, jak Jurado poradziłby sobie w lepszym klubie. Mamy wrażenie, że w Piaście doszedł już do sufitu i w tym towarzystwie wyżej nie podskoczy.

Trzy sezony w Polsce i progres jest zauważalny. Dwanaście bramek w I lidze (jeśli nas pamięć nie myli, to był z reguły ustawiany dalej od bramki rywala), siedem w debiutanckim sezonie w Ekstraklasie, a teraz czternaście trafień. Nie jest typowym egzekutorem, bardzo dużo czasu spędza poza polem karnym rywala. Teoretycznie dobrze by wyglądał, krążąc wokół silnego napastnika, dajmy na to Robaka. Oh, wait… Panowie już razem grali, co prawda krótko i nie wyglądało to ani świetnie, ani najgorzej.

5. Grzegorz Kuświk

Tak nam się przypomniało, że nie wiedzieć czemu Franciszek Smuda aż podskoczył z wrażenia, kiedy zobaczył go podczas jednego ze spotkań w Bełchatowie. Franz chciał go „dotknąć”, ale ostatecznie do kontaktu nie doszło. Jak się pewnie domyślacie, nie podzielaliśmy wtedy entuzjazmu selekcjonera. Wyszło na nasze – Kuświk zamiast na Euro wylądował w Polkowicach (w ataku grał z Piątkowskim), później rękę wyciągnął Ruch Chorzów. Furorę zaczął robić jednak dopiero w tym sezonie. Pięknie odrestaurował go Jan Kocian. Kuświk zaliczył między innymi efektowny dublet, strzelając bramki Legii i Lechowi. Oczywiście żaden z niego artysta, ale będąc w optymalnej formie fizycznej, potrafi coś w tej lidze zdziałać.

A co tam, zaryzykujemy stwierdzenie, że z odrobinę bardziej produktywnymi skrzydłowymi zrobiłby jeszcze kroczek do przodu. W Chorzowie nie ma dla niego na razie żadnej alternatywy, więc by uniknąć eurowpierdolu, na Kuświka trzeba chuchać i dmuchać.

4. Paweł Brożek

Sporo pisało się przed jego powrotem do Wisły. Przegląd Sportowy, posiłkując się słowami Maaskanta, zjechał go jak burą sukę. My byliśmy nieco bardziej stonowani, pisząc wtedy: Mistrzostwa Brożek Wiśle nie wystrzela, pewnie nawet puchary będą poza jej zasięgiem, ale na miejsca 5-8 bramki dawnego króla strzelców powinny spokojnie wystarczyć. Nie pomyliliśmy się nawet o milimetr.

Jeśli mieliśmy wobec Brożka jakieś oczekiwania, to spełnił je w stu procentach. Można zżymać się, że piłkarz, który za granicą robił za turystę, u nas jest gwiazdą ligi, ale podobnie jak w przypadku Stilicia, nie mamy zamiaru tego robić. Za długo śledzimy naszą ligę. 17 bramek i 9 (!) asyst, liczby mówią same za siebie. W klasyfikacji kanadyjskiej pierwsze miejsce wśród napastników. Zaliczył też bardzo wstydliwą serię – pomiędzy 28. a 31. kolejką, cztery razy wystawialiśmy mu jedynki i dwójki. A potem przyszedł mecz z Pogonią, oddał strzał życia, pękła setka bramek w Ekstraklasie, a od nas dostał zasłużoną dyszkę. Notą marzeń nie szastamy na prawo i lewo – w tym sezonie trafiła się sześć razy – więc to spore wyróżnienie.

3. فukasz Teodorczyk

Irytujący zawodnik, ale – koniec końców – skuteczny. Specjalista od hat-tricków, ale nie takich typowych, tylko nieco bardziej osobliwych: gol, zjebana setka, szamotanina na boisku. Za to, że jest nieprzyjemny dla obrońców nie zamierzamy go ganić, lubimy ten typ napastnika. Swego czasu wykuliśmy i wprowadziliśmy do obiegu termin „strzelić gola Teodorczykiem”. Na stałe wszedł do ligowego słownika, ale jest dla napastnika Lecha nieco krzywdzący. Zgoda, było kilka świetnych sytuacji, które koncertowo spartaczył, ale we wszelakich rankingach skuteczności nie wypada najgorzej.

Liczby ma nawet lepsze od tych, jakimi w drugim sezonie w Lechu legitymował się Robert Lewandowski (stosunek rozegranych minut do zdobytych goli). Nie zamierzamy w tym miejscu robić analizy porównawczej tych dwóch napastników, podajemy jedynie jako ciekawostkę, ale jednak znaczącą. Po zakończeniu sezonu ligowego skończył dopiero 23 lata. Napisaliśmy „dopiero”, ponieważ rzadko się w Polsce zdarza, by piłkarz w tym wieku kończył sezon z dwudziestoma bramkami na koncie.

2. Marcin Robak

Macie prawo być lekko zdziwieni. Robak wygrał klasyfikację strzelców, zgoda. Zaliczył najlepszy indywidualny wyścig w sezonie, macie rację. Bez goli Robaka, Pogoń o grupie mistrzowskiej mogłaby pomarzyć, pod tym również się podpiszemy. Jednak w naszym rankingu zdecydowaliśmy się wyróżnić Marco Paixao. Uważamy, że na dystansie całego sezonu był lepszy. Chociażby z dwóch powodów. Po pierwsze, Paixao miał większy wpływ na grę całego zespołu. Biorąc pod uwagę, bramki, asysty, kluczowe podania, maczał palce w 55% goli, jakie zdobył Śląsk, Robak przy „tylko” 50%. Po drugie, seria minut bez gola. Robakowi przytrafiła się ona w najważniejszym dla Pogoni momencie, a mianowicie w końcówce sezonu (585 minut bez trafienia), podczas gdy najdłuższy urlop od strzelania bramek u Paixao trwał nieco krócej, bo 510 minut. Portugalczyk strzelał od 2. do 37. kolejki, Robak – od 3. (jeszcze dla Piasta) do 31.

Drugie miejsce oczywiście nie zmienia faktu, że Robak w tym sezonie był niesamowity. Silny jak tur i skuteczny jak Leon Zawodowiec. W Szczecinie napastnika tej klasy nie widziano od czasów Olgierda Moskalewicza. Nawet nie, przy całym szacunku dla umiejętności „Ola”, Robak jest znacznie skuteczniejszy. Tak więc w Szczecinie napastnika tej klasy nie mieli prawdopodobnie od czasów Marka Leśniaka!

Szacunek dla Robaka za świetny występ z Lechem. Nie tylko Hubert Wołąkiewicz zapamięta go na długo, my również. Jeszcze większy respekt z naszej strony za mecz z Koroną, w którym mimo osobistej tragedii, wyszedł na boisku, zdobył dwa gole i zapewnił Pogoni remis. Wielka klasa. I pomyśleć, że jeszcze niedawno nikt za bardzo nie chciał go przygarnąć.

1. Marco Paixao

Według Fabiana Paweli – najlepszy piłkarz na świecie, według siebie – drugi napastnik w Portugalii, zaraz za plecami Cristiano Ronaldo, według nas – „tylko” najlepszy napastnik Ekstraklasy w sezonie 2013/14. Wybór uzasadnialiśmy już powyżej, teraz dorzucimy jedynie kilka słów od siebie.

Pod względem pewności siebie może z nim stawać w szranki chyba jedynie Erwin Sak. Pytany przez nas o swój osobliwy sposób bycia, ma dobre wytłumaczenie: to forma mobilizacji. Skoro to pomaga (a jak widać pomaga), to możemy jedynie się uśmiechnąć i przejść z tym do porządku dziennego. Paixao kupiliśmy w stu procentach, z całą tą dziwaczną dla nas Polaków ekspresją, a także nieokiełznanym temperamentem. Z takimi postaciami jak Marco liga jest ciekawsza, bo:
a) potrafi grać w piłkę, co udowadniał od pierwszego do ostatniego – jak na razie – spotkania w barwach Śląska
b) jest pozytywnym i komunikatywnym świrem, a nie Panem Piłkarzem z lepszego – w sensie piłkarskim i nie tylko – świata.

Niech sobie dalej opowiada bajki o reprezentacji Portugalii i strzelaniu czterdziestu bramek na sezon, ale niech też w dalszym ciągu gra w piłkę na poziomie, do jakiego nas już przyzwyczaił. Będzie co komentować i będzie co oglądać.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama