Zapuścić korzenie w Zagłębiu Lubin to jak oczekiwać, że fajne drzewko wyrośnie na kostce brukowej. Może i coś tam z tego będzie, ale generalnie więcej szkody niż pożytku. I właśnie dlatego pogratulujmy tym, którzy w porę lub prawie w porę (Plizga) spieprzali z stolicy polskiej miedzi i piłkarskiego lenistwa. Począwszy od roku 2007 aż do zeszłego lata – wybraliśmy takich gości, co po odejściu stamtąd spędzili swoje najfajniejsze chwile w karierach. Coś nam podpowiada, że gdy kibice Miedziowych zerkną na tę okolicznościową grafikę, to nóż im się w kieszeni otworzy.
Odeszli, żeby zrobić krok do przodu. No, niektórzy to nawet parę kroków albo jeden, ale milowy. Jedni wybili się bardziej, inni trochę mniej, tyle że dziś, kiedy patrzą na pogrzeb ekstraklasowego Zagłębia, raczej nie będą im potrzebne chusteczki. Zabraknie płaczu i nostalgii. „Ufff… Całe szczęście, że udało się spierdolić z tego domu wariatów” – pomyśli wielu byłych zawodników klubu-bankomatu, choć najpewniej żaden wprost nie przyzna. Bo nie wypada. Naprawdę? Sztuka dokonywania mądrych wyborów należy do najważniejszych w karierze sportowca, dlatego ci, których znajdziecie na naszej planszy, powinni z dumą przybić sobie piątkę, napić się wspólnie piwka i wzajemnie pogratulować mądrej decyzji.
(WIELCY) NIEOBECNI
Ale zanim przybliżymy sylwetki wyróżnionych, parę słów o nieobecnych. Na grafice nie umieściliśmy Łukasza Piszczka, który Zagłębie opuścił bezpośrednio po sezonie mistrzowskim, zresztą już wtedy będąc do Lubina jedynie wypożyczonym. Kombinowaliśmy nad zasadnością wyboru Szymona Pawłowskiego, lecz po chwili namysłu orzekliśmy: przecież mieli być ci, co w nowych klubach grają lepiej, a tego o skrzydłowym Lecha na razie powiedzieć nie można. To znaczy – oczywiście, że można, tylko po co kłamać?
Byli też napastnicy Iljan Micanski oraz Darvydas Sernas. Pierwszy odnalazł się w Kaiserslautern, liznął nawet Bundesligę, ale koniec końców – trudno powiedzieć, że tam radzi sobie lepiej. Litwin z kolei początkowo błysnął w Gaziantepsporze na tyle, że Turcy wykupili go, natomiast w minionych miesiącach znów wszystko wróciło do normy. Grzeje ławę w Australii, aczkolwiek być może traktujemy go niesprawiedliwie – wszak lepiej oglądać operę w Sydney czy robić fotki kangurom niż przyjmować w czapkę w polskim Detroit.
ONI MIELI SZCZĘŚCIE
Radosław Janukiewicz dostępu do bramki Miedziowych bronił dwa razy wiosną 2008 roku. W sumie półroczny pobyt uznawanego wówczas za gościa zbyt pewnego swoich umiejętności i walącego prawdę między oczy, okazał się klapą. Dlatego później wyjechał do Grecji, po czym wrócił z podkulonym ogonem, najpierw zahaczając o bankrutujący GKP Gorzów Wielkopolski, a następnie na dobre zarzucił kotwicę w Pogoni Szczecin. Po paru latach to jego jest na wierzchu: Zagłębie leci z ligi, a on jest jej najlepszym bramkarzem w tym sezonie.
Był w Młodym Zagłębiu Paweł Olkowski, tymczasem pojawiły się uwagi co do jego techniki użytkowej. Niech szuka szczęścia gdzie indziej – postanowiono. Znalazł je kolejno w Katowicach, Zabrzu, a wkrótce w Kolonii. Po drodze zaś zahaczył się o reprezentację. Jedziemy dalej. Kiedy Igor Łasicki wyruszał do Napoli, nie brakowało takich, którzy się śmiali. Powtarzali, że prędzej to Gracjan Horoszkiewicz, jego rówieśnik z Zagłębia i reprezentacji Polski, też środkowy obrońca, zrobi karierę, a ten gamoń to zaraz wróci. Tyle że Włosi, o dziwo, zechcieli go na dłużej, by wreszcie w ostatniej kolejce Serie A dać mu szansę debiutu. Nie z Bilkiem czy Guldanem, tylko w towarzystwie naprawdę doborowym.
O Manuelu Arboledzie moglibyśmy pisać wiele. Trzeba jednak umieć rozdzielić tę jego nieustanną płaczliwość i egoizm od osiągnięć w Polsce. Co prawda z Zagłębiem zdobył mistrzostwo, lecz najlepsze chwile spotkały go w Poznaniu. Występy w Lidze Europy, ważne gole i najwyższy w drużynie kontrakt. Po prostu zrobił krok do przodu. Na lewej obronie znaleźliśmy miejsce – cóż, nie pozostawił nam wyjścia – dla Costy Nhamoinesu, gwiazdy czeskiej Gambrinus Ligi i mistrza w barwach Sparty Praga.Tutaj jeszcze niedawno biegał zamulony do tego stopnia, że aż żal było patrzeć…

Przed linią obrony ustawiliśmy dwóch przecinaków. Ł»adni wirtuozi, tym niemniej na tę chwilę zdecydowanie poza zasięgiem dumy KGHM. Wychowanek Damian Dąbrowski, z sukcesami w juniorach i Młodej Ekstraklasie, z występami w niemal każdej kadrze juniorskiej, lecz mimo to – odpalony bez żalu, za drobne. Obok niego Marcin Kowalczyk, który występami w Śląsku Wrocław właśnie na szóstce zasłużył na kontrakt w Rosji. Obaj wielu goli prawdopodobnie by nam nie zapewnili, ale role rygli w niezłych drużynach nie wykraczają poza ich potencjał.
W przednich formacjach równie wesoło. Z prawej strony, trochę z konieczności, Portugalczyk Rui Miguel, świetny technik, za którego Krasnodar zapłacił Vitorii Guimaraes milion euro, w środku Piotr Zieliński z Udinese, puszczony na Półwysep Apeniński jako junior, a na lewym skrzydle David Caiado. Rodak Miguela po nieszczególnie udanym pobycie w Lubinie, bardzo dobrze odnalazł się w Bułgarii, gdzie zaliczany był do najlepszych obcokrajowców ligi. Taka postawa zaowocowała w lutym transferem do Tawriji. I znacznie lepszym kontraktem, rzecz jasna.
Niestety, z powodu słabszych dni Micanskiego i Sernasa, o czym wspominaliśmy na początku tekstu, w roli fałszywego napastnika – ostatnio to modne – Dawid Plizga. Nie sugerujcie się kończącą się rundą. On potrafi grać w piłkę, mimo że w Lubinie został o parę lat (i kontuzji) za długo. W Wiśle Kraków powinien odpalić lepiej niż golf II w dieslu.
***
Wyobrażacie sobie tę ekipę w jednym składzie? O jakie cele walczyliby teraz w Ekstraklasie, zebrani do kupy? No nic, nie będziemy się już dłużej droczyć z kibicami Zagłębia. Przecież nie wypada kopać leżącego…