Dwanaście minut. Tyle trwał dzisiejszy mecz Widzewa z Piastem. Dlaczego tak krótko? Ano dlatego, że niebo zapłakało nad Łodzią i to zapłakało bardzo intensywnie. Wszystkim tym, którzy się zastanawiają, czy nie można było rozegrać tego spotkania, odpowiadamy: nie, nie miało to najmniejszego sensu. Nie w takich warunkach pogodowych…
Zresztą, spójrzcie na powyższe zdjęcie.
Od początku można się było zastanawiać, czy wystarczy czasu, aby ten mecz – przy takim tempie opadów – odbył się od początku do końca. Piłkarze wyszli na boisko i radzili sobie dość nieporadnie i topornie: przewracali się, ślizgali, mieli problem z przyjęciem piłki czy wymienieniem jakichkolwiek podań. Zapowiadało się, że wszyscy będą skazani na bezbarwne 0:0 albo dzieło kompletnego przypadku. Kiedy więc kompletnie się rozpadało, sędzia odesłał zawodników do szatni.
Na boisko piłkarze jeszcze wrócili, ale już tylko ci z Widzewa. Wrócili, żeby podziękować kibicom, którzy w tę pogodę przyszli na stadion i – przynajmniej do ogłoszenia oficjalnej decyzji – go nie opuścili. Im ten „wyrok” o przełożeniu meczu się nie podobał, oni mogliby zostać. W międzyczasie zdążyli trochę się rozgrzać, trybuna pod Zegarem skandowała „Cacek kłamca!”, na trybunie krytej ktoś wyrwał się „Cacek, oddaj zegarek!”, a my zastanawialiśmy się, czy obecny na stadionie Zdzisław Kręcina jakoś tego nie odkręci… Cóż, przynajmniej było śmiesznie.
Dziś Widzew miał się pożegnać domowym meczem w Ekstraklasie. Ten ostatni dzień został jeszcze przesunięty, ale to tylko chwilowe odroczenie wyroku.
AKTUALIZACJA: Mecz zostanie dokończony jutro o godz. 20:30.