Jeszcze nie zakończył się sezon 2013/2014, a już słychać o pierwszych roszadach w klubach Ekstraklasy. Podbeskidzie, wobec fatalnych zakupów zimą (Lebedyński, Nwaogu, Blazek) skusi się na kolejnego napastnika i weźmie najprawdpodobnie Senegalczyka Idrissę Cisse. Kontraktu z Jagiellonią nie przedłuży Dawid Plizga, który na razie „nie zaprzecza, nie potwierdza”, ale ma na myśli wyjazd zagraniczny. Podobnie jak Dani Quintana, który na łamach Sportu przyznaje, że słyszał o zainteresowaniu silniejszych klubów i liczy, że białostoczanie nie będą żądać za niego wielkiej kasy. Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy.
FAKT
Tabloid zaczyna od podsumowania wczorajszych powołań Adama Nawałki.
kSelekcjoner od początku swojej pracy mówił, że do majowego meczu z Niemcami zamierza prowadzić szeroko zakrojone poszukiwania piłkarzy, którzy mogliby dołączyć do walki o wyjazd na mistrzostwa Europy do Francji. Perełek raczej nie wyłowił. To była żmudna negatywna selekcja podczas której Nawałka zszokował liczbą powołanych. Strój reprezentacji założyło aż 62 piłkarzy. Niektórzy z nich zrobili to po raz pierwszy i pewnie ostatni. Według filozofii trenera, teraz rozpoczął się drugi etap przygotowań: scalanie drużyny. – Pod względem personalnym mam już wyselekcjonowaną grupę. Choć nigdy nie możemy się zamknąć na zawodników, którzy prezentują wysoką formę w danym momencie. Wielkich zmian jednak nie będzie. W dużej mierze te nazwiska będą walczyć w grupie eliminacyjnej – powiedział Przeglądowi Sportowemu Nawałka (…) Z doświadczonych zawodników w eliminacjach zabraknie Ludovica Obraniaka, o odrzuceniu którego pisaliśmy we wczorajszym numerze. Nawałka nie widzi też miejsca dla Eugena Polanskiego. Dlaczego? Z powodu postawy piłkarza. Jako jedyny negatywnie odpowiedział na zaproszenie na czerwcowe zgrupowanie. Problemu z przyjazdem do Gdańska nie mają Boruc, Szczęsny, Piszczek, Krychowiak…
Do tego informacja o ukaraniu Łukasza Burligi 15 tysiącami złotych za gry hazardowe i pochwała Nawałki od Andrzeja Iwana, który stoi na stanowisku, że Obraniakowi nie chciało się grać w kadrze. Co dalej? Bez wielkiego zaskoczenia: Kelemen odchodzi ze Śląska. Oczywiście rozchodzi się o kwestie finansowe.
Jak się dowiedzieliśmy, zarząd Śląska nie może się porozumieć z reprezentującym Kelemena agentem Celestino Rusinem. Chodzi o pieniądze. Wrocławianie chcieliby zawrzeć nową umowę, ale na dużo gorszych warunkach niż obecne. Słowak zarabia w Śląsku około 90 tys. zł netto miesięcznie. To kontrakt zawierany jeszcze z czasach, kiedy w lidze trwał „boom” przed Euro 2012, czarodzieje od marketingu opowiadali, że kluby będą zarabiały coraz więcej na prawach telewizyjnych, a Polsat i miasto chętnie dawały pieniądze na Śląsk. Dzisiaj klubu absolutnie nie stać nawet na zbliżone warunki. – Mogę tylko powiedzieć, że jeśli chodzi o Mariana, sportowo jestem bardzo na „tak”. Jest w dobrej formie. Świetnie się prowadzi, sam mówi że jeszcze nigdy odkąd był w Śląsku, nie miał tak dobrej wagi. Reszta nie zależy jednak ode mnie – komentuje trener Tadeusz Pawłowski (61 l.). (…) Ślązacy mają m.in. ofertę zatrudnienia Patryka Wolańskiego (23 l.) z Widzewa, ale w grę wchodzą szalone pieniądze: około 40 tys. złotych za bramkarza, który dopiero pół roku temu wywalczył sobie miejsce w składzie słabej ekstraklasowej drużyny.
W ramkach:
– Górnik Zabrze bierze Idrissę Cisse.
– Nakoulma wyjechał na mecz kadry
– Sobolewski zostaje w Zabrzu
– Urban przymierzany na trenera Osasuny.
Legia tymczasem celuje w setkę. Michał Ł»yro rozegra w niedzielę setny mecz, a Marek Saganowski chce ustrzelić setną bramkę.
– To już sto się uzbierało? – pyta zaskoczony Ł»yro, który wczoraj otrzymał kolejne powołanie do reprezentacji Polski. – Szybko minęło. Super, że obchodzę jubileusz właśnie w meczu, po którym mogę zostać mistrzem Polski – cieszy się zawodnik. W jego przypadku tych spotkań powinno być dużo więcej, ale na przeszkodzie stanęły kontuzje. – Nie liczyłem swoich występów dokładnie, ale z powodu urazów na pewno straciłem rok. Na szczęście w końcu organizm się przystosował, bo wcześniej byłem zawodnikiem kontuzjogennym – mówi 22-letni skrzydłowy, bez którego dziś trudno wyobrazić sobie ofensywę drużyny trenera Henninga Berga. Wiosną zagrał w 10 spotkaniach, strzelił 4 gole, zanotował 8 asyst, wywalczył też rzut karny w spotkaniu z Zagłębiem Lubin (3:1) (…) Saganowski wiosną także imponuje. Stracił przecież pół roku z powodu ciężkiej kontuzji kolana. – A pierwsza diagnoza brzmiała, że już nie wrócę do sportu – mówi najstarszy z legionistów. W tej rundzie dostał od Berga zaledwie 26 minut, a i tak zdobył dwie bramki. Do stu goli w ekstraklasie brakuje mu dwóch trafień. Wobec urazu Radovicia, to on powinien wystąpić przeciwko Ruchowi, bo w tej chwili jest numerem jeden wśród napastników Legii. – 100 goli w karierze już dawno przekroczyłem, więc ta ligowa setka jest sprawą drugorzędną. Nie muszę nakładać na siebie dodatkowej presji.
RZECZPOSPOLITA
Na łamach Rzeczpospolitej dzisiaj jeden tekst o piłce. „Brazylia zapłaci”. Ekonomiści przewidują, że (co za zaskoczenie) gospodarze mundialu nie zarobią na organizacji imprezy.
Jörn Quitzau, ekonomista banku Berenberg i Henning Vöpel, ekonomista z instytutu w Hamburgu, przeanalizowali sytuację Brazylii na tle innych wielkich imprez piłkarskich (wyniki badań opublikował tygodnik „Die Zeit”). Wniosek jest jednoznaczny – dla kraju rozwijającego się, takiego jak Brazylia, organizacja mundialu nie może przynieść długotrwałego pozytywnego efektu gospodarczego. „Poniesione koszty niwelują wszelki pozytywny efekt. Z punktu widzenia społeczno-gospodarczego organizacja mundialu wyjdzie Brazylii na zero” – uważają Quitzau i Vöpel. Przypominają opracowania, z których wynika, że dla gospodarek Niemiec (2006) i RPA (2010) mundiale przyniosły nie więcej niż 0,4 proc. dodatkowego wzrostu PKB. W przypadku krajów ponoszących gigantyczne koszty budowy infrastruktury wydatki przewyższą potencjalne przychody. Brazylia wyda prawie 15 miliardów dolarów, według szacunków Bloomberga. Koszty budowy niemal wszystkich stadionów były znacząco wyższe od zakładanych, w dodatku wbrew zapowiedziom ponad 90 procent wydatków to publiczne pieniądze. Być może społeczne protesty byłyby mniejsze, gdyby udało się w pełni zrealizować zapowiadane projekty infrastrukturalne, które służyłyby później obywatelom, np. szybką kolej w Sao Paulo. Ale wielu tego typu inwestycji nie ukończono, na pewno zbudowane zostaną tylko stadiony, z których przynajmniej cztery będą po mistrzostwach bezużyteczne, ponieważ w miastach nie ma drużyn na wysokim poziomie. Dotyczy to Manaus, Natalu, Cuiaby i Brasilii. W stolicy powstał najdroższy obiekt mieszczący 79 tysięcy kibiców, a niedawno na meczu dwóch miejscowych drużyn było… 801 widzów. Właśnie koszty stadionów i straty, które będą przynosić, są głównym powodem nieopłacalności imprezy.
GAZETA WYBORCZA
Na łamach Wyborczej dalszy ciąg zajawek Ligi Mistrzów, wprost z Madrytu. Najpierw Casillas.
Schodząc do szatni po wtorkowym treningu, Casillas objął za szyję Daniego Carvajala. Śmiali się w głos jak ludzie szczęśliwi. 20 maja, w okrągłą rocznicę zdobycia przez Real siódmego Pucharu Europy, Iker skończył 33 lata. Trudno było uwierzyć, że w minionych 18 miesiącach los bywał dla niego bezwzględny. W styczniu 2013 r. złamał palec – tak poważniej kontuzji nie leczył nigdy. Do zdrowia wrócił szybko, ale pozycji pierwszego bramkarza Realu nie odzyskał – jeszcze dwa lata temu wydawało się to równie mało prawdopodobne jak transfer Messiego na Santiago Bernabéu. Casillas to żywy pomnik „Królewskich”, wychowanek, kapitan i ulubieniec publiczności, która nazywa go „świętym”. Publicysta „Asa” pisał, że „zadrzeć z Casillasem to zadrzeć z bogiem”. Zadarł z nim José Mourinho, bo uznał, że Iker nie jest bogiem wojny, a zamierzał wydać Barcelonie wojnę totalną. Nie życzył sobie, by jego piłkarze utrzymywali kontakty z rywalami z Camp Nou. Casillas go nie posłuchał, po każdym pełnym brutalnych zagrań El Clásico dzwonił do przyjaciela i wicekapitana kadry Xaviego i łagodził sytuację. Za nieposłuszeństwo Mourinho zesłał go na ławkę, między słupkami postawił ściągniętego z Sevilli Diego Lopeza. Tydzień przed urazem bramkarz pokłócił się rodzicami i odebrał im prawa do kierowania zarządzającą jego wizerunkiem firmą Ikerca SL. José Luis Casillas i Mar~a del Carmen Fernández kierowali nią 14 lat, aż syn uznał, że sam zadba o interesy. Rodzice ustąpili dopiero wtedy, gdy Iker zapłacił im 5 mln euro. Piłkarz próbował konflikt ukryć; jego rodzina od lat była wzorem jedności i lojalności. Ale się nie udało, a kłopoty się nie kończyły. W kwietniu teść Casillasa, ojciec dziennikarki Sary Carbonero, został skazany na dwa lata więzienia.
Zaraz po tym rozmówka z legendą Atletico – Adelardo Rodriguezem.
Wspomina pan czasami gola Luisa Aragonésa z finału Pucharu Europy z Bayernem w 1974 r?
– W 114. min stałem obok niego przy rzucie wolnym. Bywało, że dotykałem mu piłkę przed strzałem, a czasem stałem po prostu dla zmylenia przeciwnika. Wtedy Luis strzelił i obaj podnieśliśmy ręce, zanim piłka wpadła do bramki Seppa Maiera. Wywołaliśmy tego gola, wymodliliśmy. Ale Niemcy walczyli do końca, w ostatniej minucie wyrównali. Nie podnieśliśmy się. Karnych nie było, UEFA właśnie w tamtym roku wprowadziła powtórkę finału. Przystąpiliśmy do niej rozbici, fizycznie i mentalnie, przegraliśmy 0:4.
To wtedy przylgnęły do was przydomki „sufridores” (cierpiętników) i „pupas” (pechowców)?
– To była czarna seria. W lidze pudłowaliśmy karne, strzelano nam gole ze spalonego. Po finale z Bayernem szef klubu powiedział: „Jesteśmy pupas czy co?”. I przyjęło się, że aby kibicować temu klubowi, trzeba być cierpiętnikiem.
Pan przez 17 lat gry w Atlético zdobył trzy mistrzostwa i pięć pucharów kraju, Puchar Interkontynentalny i Puchar Zdobywców Pucharów. Jak na cierpiętnika to wyjątkowo dużo.
– Mimo wszystko nie wyleczyliśmy ran po porażce z 1974 r. Mieliśmy wielką drużynę i niepowtarzalną szansę zostania najlepszym zespołem Europy. Diego Simeone i jego piłkarze dadzą nam ten upragniony tytuł. I jak w tej reklamie, zamiast pytać ojca: „Tato, dlaczego kibicujemy Atlético?”, dzieci będą po sobotnim finale mówiły: „Tato, dlatego kibicujemy Atlético”.
Bardzo przyjemna rozmowa. Rodriguez był w stanie zdobyć się na trochę niebanalnych wspomnień. Miła odmiana od typowych, sztampowych wywiadów z ludźmi europejskiej piłki.
Na kolejnej stronie komentarz do powołań Adama Nawałki, którego cytować nie będziemy. Skupimy się na krótkim felietonie Piotra Ł»ytnickiego. „Reiss, krzywy uśmiech bukmacherki”. Autor twierdzi, że zrobienie Reissa twarzą zakładów bukmacherskich jest jak zatrudnienie rzeźnika przez wegetarian.
Piotr Reiss jest bowiem jednym z oskarżonych w piłkarskiej aferze korupcyjnej za ustawienie meczu. Chodzi o spotkanie sprzed 10 lat, gdy Lech wygrał z Górnikiem Polkowice 2:0. Wpływ na wynik miała mieć „premia”, na którą złożyły się inne kluby broniące się przed spadkiem. Reiss miał uczestniczyć w nielegalnej transakcji. STS działa na rynku o wiele dłużej. Być może kibice gracze obstawiali w firmie również mecz Lecha z Polkowicami. Jeśli tak, to mogą się czuć poszkodowani, bo tylko Reiss i jego koledzy znali wynik spotkania, o ile przed sądem oczywiście potwierdzi się jego wina. Bo Reiss – to patologia polskiego państwa – ma prokuratorskie zarzuty od pięciu lat i do dzisiaj nie doczekał się wyroku. Jednak nie tylko STS zapomniał o zarzutach. Gdy pięć lat temu policja zatrzymała Reissa pod zarzutem korupcji, Lech Poznań nie przedłużył z nim umowy. Andrzej Kadziński, wtedy prezes klubu, mówił: „Piotr musi rozwiązać sprawę z wymiarem sprawiedliwości. Dopiero jeśli to się stanie, możemy dalej współpracować”. Ale dwa lata temu nowe władze Lecha znów zatrudniły Reissa, być może po to, by złagodzić napięcia w relacjach z kibicami. Bo Reiss to legenda klubu, jeden z jego najlepszych piłkarzy w historii. Przed rokiem zakończył karierę, ale teraz doradza władzom Lecha i prowadzi własną szkółkę piłkarską dla dzieci.
SPORT
Okładka dzisiejszego Sportu.
Katowickie dziennik twierdzi, że nie wszyscy prezesi klubów byli przekonani o sensie kontynuowania reformy ekstraklasy, ale „zdecydowała potrzeba pokazania zwartego frontu na zewnątrz spółki”.
Publicznie, w interesie spółki wszyscy akcjonariusze powinni przemawiać jednym głosem. Skoro więc większość doszła do wniosku, że warto systemowi ESA 37 dać jeszcze rok, jednomyślnie poparliśmy to rozwiązanie. A warto ową szansę dać, skoro w obecnym sezonie zainwestowaliśmy w reformę tak wiele energii i czasu – uważa Dariusz Smagorowicz, prezes Ruchu (…) Biorąc pod uwagę zgodność środowiska ligowego, spodziewać się należy akceptacji uchwały Ekstraklasy SA przez zarząd PZPN, co nastąpić ma w poniedziałek. – Mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne w Polskim Związki Piłki Nożnej za zatwierdzenie takiej formy rozgrywek odstąpią od tego sabotażu na polskiej piłce – mówi dla odmiany Tomasz Jagodziński.
Druga szansa Figo – na kolejnej stronie komentarz do powołań Nawałki. Zaproszenie do kadry znów dostał Starzyński, wypadli Obraniak i Polanski. Niczego nowego się z tego tekstu nie dowiemy. Później przychodzi czas na ligowe zapowiedzi, skoro już dziś rusza następna seria gier ekstraklasy. Sport mecz Jagiellonii ze Śląskiem lansuje jako pojedynek Quintany z Paixao. Kto wie czy nie ostatni.
Słyszałem o zainteresowaniu ze strony Rayo Vallecano i Werderu Brema – mówi Quintana. Inna sprawa, że nawet jeśli owe zainteresowanie przerodzi się w coś konkretniejszego, wszystko i tak będzie zależało od władz Jagiellonii. Wykorzystując rok temu opcję przedłużenia kontraktu, jego usługi zapewniły sobie do 31 grudnia 2015 roku. Choć sam zainteresowany pozostaje optymistą. – Jaga kupiła mnie za 10 tysięcy euro, więc byłoby dziwne, gdyby teraz chciała zarobić na mnie kilka milionów. Mam nadzieję, że działacze podejdą do tej sprawy rozsądnie – wyraża nadzieję Hiszpan. Oby się nie zdziwił.
Na koniec jeszcze parę słów od Jakuba Szumskiego, który „nie chciałby obudzić się w wieku 25 lat nadal jako rezerwowy”. Oczywiście teraz otwiera się przed nim szansa związana z odejściem Treli. Ogólnie nuda.
SUPER EXPRESS
Na łamach Super Expressu dziś skromniutko, piłki nożnej dosłownie dwie strony, ale może chociaż Zaur Sadajew opowie nam jakąś ciekawą historię. O Czeczenii, Izraelu albo Lechii. Tekst z jego wypowiedziami:
– Tata był gwiazdą klubu, najlepszym jego strzelcem w historii – wspomina Zaur Sadajew. – Strzelił ponad 200 goli. Czuję, że cały czas jest obok, wspiera mnie. Byłby dumny z tych dwóch goli, które strzeliłem w poprzedniej kolejce Lechowi. Dedykuję je ojcu – mówi wyraźnie wzruszony napastnik Lechii. W jednym Sadajew prześcignął już ojca. Przed trzema laty z okazji otwarcia stadionu Tereka zagrał przeciwko byłym gwiazdom światowej piłki. W stolicy Czeczenii wystąpili m.in. Barthez, Figo, Baresi i Maradona. Drużyna Sadajewa zwyciężyła 5:2, on zdobył dwie bramki. O wiele gorzej czeczeński piłkarz wspomina pobyt w Izraelu, gdzie nie został zaakceptowany przez fanatyków Beitaru Jerozolima. – To przykry moment i nie lubię do niego wracać – przyznaje Sadajew. – To był problem na tle religijnym. Kibicom nie podobało się to, że w ich klubie występują muzułmanie. Doszło do tego, że gdy strzeliłem gola, demonstracyjnie opuścili stadion. Wywiesili także transparent „Beitar musi być czysty”, a później podpalili budynek klubowy. Nie czułem się tam swobodnie, bałem się wyjść na ulicę. Jednak nie wszyscy kibice Beitaru byli nastawieni do mnie negatywnie. Spotykałem się także z wyrazami sympatii i szacunku – podkreśla. Do Lechii trafił przed czterema miesiącami. Przez wiele kolejek kompletnie zawodził. – Przyjechałem prosto z urlopu, nieprzygotowany – tłumaczy. – Teraz czuję się dobrze, forma wróciła. To zasługa trenera Ricardo Moniza. Od kiedy się pojawił, to… dużo biegamy. Goni nas jak psy – uśmiecha się Sadajew. Piłkarz wierzy, że Lechia zakończy sezon na podium.
Są dobre momenty, ale całość dość przeciętna.
Co dalej? Superak kontynuuje zaglądanie do portfeli posłów związanych ze światem sportu. Po Cezarym Kucharskim przyszła pora na Jana Tomaszewskiego, który „odkuł się dopiero w sejmie”.
Kiedy Tomaszewski wszedł do Sejmu w 2011 roku, zadeklarował, że na koncie ma około 250 tysięcy złotych i 17 tysięcy dolarów. Jak na wielkiego piłkarza, który grał kilka lat za granicą, to stosunkowo niewiele. No, ale takie to były czasy. Na szczęście dla „Tomka” propozycja z PiS pomogła mu wzmocnić pozycję finansową. Rok temu zadeklarował już posiadanie 300 tysięcy złotych w gotówce, a z ostatniego oświadczenia majątkowego, które pojawiło się na stronach sejmowych, wynika, że były reprezentant Polski ma oszczędności w wysokości 350 tysięcy złotych. Co roku odkłada więc 50 tysięcy. W 2013 roku Tomaszewski zarobił 29 676 zł z tytułu diet poselskich, 117 372 zł z uposażenia poselskiego i niecałe 29 tysięcy stypendium dla medalisty olimpijskiego. Posiada też (od dawna) dom o wartości około 500 tysięcy złotych i dwa samochody…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kończymy na PS, którego okładka wygląda dziś następująco.
Nawałka groźnie spogląda, a dziennik podkreśla, że żarty się skończyły. Zaczyna się walka o Euro. O tym kogo selekcjoner bierze, a kogo odpala nie będziemy pisać po raz n-ty. Zacytujmy może Jacka Bąka.
Na spotkanie z Litwą nie przyjedzie m.in. Eugen Polański, który odmówił selekcjonerowi drugi raz z rzędu. Tłumaczy, że klub nie chce go zwalniać na mecze, które nie są rozgrywane w terminach FIFA.
– Nie chcę nikogo oceniać negatywnie, ale reprezentacja Polski to świętość. Jej się nie odmawia. nawet w takich sytuacjach. Dla mnie drużyna narodowa zawsze była ważniejsza od klubu, dlatego – mimo wielu urazów – rozegrałem w niej prawie sto spotkań. W różnych terminach się przyjeżdżało, zimą czy latem. Kadra była jak niedzielna msza – bez względu na pogodę do kościoła trzeba iść. Polsce się nie odmawia, takie było moje motto, kiedy grałem w piłkę.
W 26-osobowej kadrze nie znalazł się także Ludovic Obraniak.
– Ale on stracił miejsce z powodu słabej formy. Przynajmniej tak to wygląda, z Niemcami grał słabo. Jestem rozczarowany, bo uważam Ludovika za dobrego rozgrywającego, w najwyższej formie przydałby się kadrze. Ale, niestety, nie jest. W Hamburgu wyglądał, jakby znowu się na kogoś obraził. Nie wiem, może ma problemy w Werderze, w którym stracił miejsce w składzie. Na boisku wszystko widać najlepiej, ono weryfikuje formę. Od poniedziałku do piątku na treningach trwają przygotowania do egzaminu, ocena jest dopiero za występ na boisku.
Z Litwinami Polska zagra szóstego czerwca, piłkarze przyjadą na zgrupowanie w przerwie między urlopami.
– I dobrze. Trzeba się sprężyć, bo kto nie zagra dobrze w sparingu, tego potem nie będzie widać w pojedynku o punkty. Tym, którzy lekceważą mecze bez stawki trzeba podziękować, w reprezentacji nie ma miejsca dla niezaangażowanych. Tym bardziej, że ostatnio wyniki nie rozpieszczały kibiców. Nie ma to znaczenia, że zawodnicy przyjadą do Gdańska, przerywając wakacje. Przygotowania do nowego sezonu w klubach też zaczną po urlopach. I na pewno nie powiedzą nie chce nam się biegać trzy razy dziennie, wolimy codziennie rozgrywać delikatne sparingi.
Dowiedzieliśmy się mniej więcej tyle, co z tytułu: kadra to świętość.
Pora na tekst o Piotrze Zielińskim, który o dziwo zostaje w Udinese.
Francesco Guidolin, szkoleniowiec Udinese w zakończonym niedawno sezonie nie stawiał na Piotra Zielińskiego. Dał mu zagrać raptem dziesięć razy, co po świetnej końcówce ubiegłych rozgrywek w wykonaniu Polaka wydawało się dziwną decyzją. Zwłaszcza, że Zieliński prezentował się dobrze w sparingach i meczach Primavery (rozgrywki młodzieżowe). – Jestem zadowolony z postępów Piotra. Wiem, że poświęciłem go w tym sezonie, ale cały czas cenię jego umiejętności. Spokojnie, jego pięć minut jeszcze nadejdzie – mówił Gudolin włoskim mediom. Zieliński nie rozumiał tej decyzji. – Trenowałem ciężko i dobrze. Uważam, że zasługiwałem na grę w lidze. Na konferencjach dziennikarze dopytywali się, dlaczego trener mnie nie wpuszcza na boisko. I ja zadawałem sobie to pytanie. Szkoleniowiec wspominał, że jestem jednym z jego ulubionych zawodników, ale miałem swoją szansę na początku sezonu i nie błyszczałem. Później dostawałem raptem po kilka minut w poszczególnych spotkaniach. Nie było łatwo się wyróżnić, gdy piłkę możesz dotknąć ledwie kilka razy. Z tygodnia na tydzień byłem w coraz wyższej formie, wszyscy mnie chwalili, ale mecze musiałem oglądać z ławki rezerwowych – mówi piłkarz Udinese.
Co jeszcze? Na przykład koniec Plizgi w Białymstoku. Trenerzy się dziwią, ale ofensywny pomocnik nie dostał nowego kontraktu. Wygląda na to, że wybiera się za granicę.
Czas Dawida Plizgi w Jagiellonii dobiegł końca. Kontrakt ofensywnego pomocnika obowiązuje tylko do 30 czerwca, a władze klubu nie zamierzają zaoferować mu nowego. – Nie było żadnych rozmów. Nie dostałem oferty z Jagiellonii, dlatego z końcem miesiąca przestaję być zawodnikiem białostockiej drużyny – powiedział „Przeglądowi Sportowemu” piłkarz. – Dziwna sytuacja. Trudno mi uwierzyć, że wpływ na tą decyzję miały względy sportowe – komentuje Dariusz Dźwigała, który pracował z Plizgą w latach 2012–13, kiedy był asystentem Tomasza Hajty. – Dawid to profesjonalista w każdym calu. Młodzi piłkarze uczą się od niego podejścia do treningu i meczów. Wiem o tym, bo rozmawiałem na ten temat z synem – tłumaczy dyrektor sportowy podwarszawskiej Victorii Sulejówek, którego syn Adam gra razem z Plizgą w Jagiellonii. Zawodnik już wie, kto będzie jego nowym pracodawcą. – Dopóki odpowiednie dokumenty nie zostaną podpisane, dopóty nie chcę ujawniać nazwy klubu – zastrzega. Według naszych informacji w grę wchodzi wyjazd za granicę. – Nie potwierdzam, ale i nie zaprzeczam – ucina temat Plizga. – Uważam, że Dawid da sobie radę w każdym klubie, ponieważ to dobry piłkarz – podsumowuje Dźwigała.
W absolutnie każdym!
Letnim wzmocnieniem Podbeskidzia będzie z kolei (jak wspomnieliśmy na wstępie) Senegalczyk Idrissa Cisse. Jeden z najskuteczniejszych w tym sezonie strzelców pierwszej ligi, broniący barw Rybnika. Wczoraj podczas meczu z Kolejarzem Stróże obserwował go Leszek Ojrzyński. Bielszczanie szukają alternatywy, bo żaden z tercetu Blażek, Lebedyński, Nwaogu w rundzie wiosennej się nie sprawdził.

ANGLIA: Pedro do Liverpoolu?
Ciekawa plotka transferowa z „Daily Mail” – będący na wylocie w Barcy Pedro ma być wysoko na liście życzeń Brendana Rodgersa. Według trenera Liverpoolu gracz ten idealnie uzupełniałby się z duetem – Sturridge – Suarez. Poza tym dużo raportów z przygotowań Anglików do mundialu. Drobne rzeczy urastają tutaj do dużej rangi, choćby plotka, jakoby Hodgson ściągnął Rooneya z wczorajszego treningu, bo ten za bardzo się przepracowywał, a Roy chce go trochę oszczędzić. W „Daily Express” o reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, której gwiazdą Yaya Toure. Kadra WKS ma być rozsadzana od wewnątrz ze względu na zbyt wiele silnych osobowości, czy też – przerośniętych ego.
HISZPANIA: Witaj Enrique, dwa dni do finału
„Marca” już podgrzewa atmosferę przed finałem Ligi Mistrzów, między innymi cofając się w czasie, przypominając występy Raula w Lidze Mistrzów. Umowny zegar odmierzający dni do finału, a który znajduje się na okładce gazety, dziś dumnie świeci dwójką. W prasie katalońskiej tematem numer jeden pozostaje Luis Enrique, pojawiają się kolejne opracowania, przedstawianie jego sylwetki, oczywiście także twarz byłego gracza Realu i Juve na okładkach tutejszej prasy.
WŁOCHY: Sezon na plotki transferowe otwarty
„La Gazetta dello Sport” porozmawiała z Mazzarrim. Trener Interu marzy o Luizie Gustavo, ale bardziej prawdopodobnym celem pozostaje Mario Suarez. Pomysły Juve na wzmocnienia? Po staremu, czyli Sanchez, Gundogan i Morata ale ciekawostką, że Conte ma być ponoć zainteresowany także Drogbą. Milan chciałby natomiat Santona. Maicon w „Corriere” przekonuje, że wygra mundial z Brazylią, a w przyszłym sezonie mistrzostwo z Romą. Dziwi się też temu, czemu nie ma Tottiego i Teveza na mistrzostwach.



















