Burliga: nic nie wiem, nic nie pamiętam

redakcja

Autor:redakcja

19 maja 2014, 10:51 • 18 min czytania

W niedzielę rozmawialiśmy na ten temat z piłkarzem. Nie chciał komentować sprawy, próbując jak najszybciej zakończyć rozmowę. Czy faktycznie obstawiał mecz Widzewa z Jagiellonią? – Nie wiem, nie pamiętam – mówił. Czy wie, że nie może obstawiać wyników ekstraklasy? – Wiem i nigdy nie obstawiałem – zapewnił. W dzisiejszej prasie, w Fakcie i Przeglądzie Sportowym, o Łukaszu Burlidze, który grał u bukmachera. Piłkarz Wisły próbuje nabierać wody w usta i rżnąć głupa, ale tutaj wątpliwości nikt raczej nie ma. Ł»e na kuponie widniały mecze Radwańskiej, mało kto uwierzy…

Burliga: nic nie wiem, nic nie pamiętam
Reklama

FAKT

Zaczynamy z grubej rury – Burliga obstawiał u bukmachera. Nie trzeba przesadnie orientować się w środowisku piłkarskim, by stwierdzić, że jest to temat dnia. Spójrzmy więc na tekst.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Ale wpadka! Czytelnik Faktu spotkał فukasza Burligę (26 l.) w punkcie bukmacherskim. – Nie mam zamiaru tego komentować – mówi nam piłkarz Wisły. Od Czytelnika dostaliśmy nagranie: Burliga, stojąc przodem do ściany, przegląda ofertę zakładu, coś notuje, w końcu podchodzi do kasy, czeka chwilę, zaraz potem wyciąga portfel. Nasz informator, który prosi o zachowanie anonimowości, spotkał Burligę w piątek po południu. Jak twierdzi, piłkarz Wisły obstawiał, między innymi, mecz Widzewa z Jagiellonią. – Z tego, co zdołałem zauważyć, postawił, że w meczu tym padnie mniej niż 2,5 bramki. Obstawiał też jakiś mecz mistrzostw świata w hokeju na lodzie – mówi. W niedzielę rozmawialiśmy na ten temat z piłkarzem. Nie chciał komentować sprawy, próbując jak najszybciej zakończyć rozmowę. Czy faktycznie obstawiał mecz Widzewa z Jagiellonią? – Nie wiem, nie pamiętam – mówił. Czy wie, że nie może obstawiać wyników ekstraklasy? – Wiem i nigdy nie obstawiałem – zapewnił. Nasz informator twierdzi, że Burligę u bukmachera spotykał dwukrotnie. – Za pierwszym razem chciał odebrać poprzednią wygraną, około 5 tysięcy złotych, ale w kasie nie było tyle pieniędzy, więc został odesłany do innego punktu – mówi.

Poniżej notka o Dawidowiczu – wczoraj poleciał do Lizbony. Co dalej? Ano choćby rozmowa z Łukaszem Piszczkiem: sporo jest o samym meczu z Bayernem, ale zacytujmy bardziej ogólne wypowiedzi.

Image and video hosting by TinyPic

Jaki to był dla pana sezon? Powrót na pierwszy mecz w lidze z Bayernem, a potem mozolne odbudowywanie kondycji. Trochę musieliśmy czekać na starego dobrego Piszczka.
– Po tak długiej kontuzji naturalne jest, że na wyższą formę musimy poczekać. Ciężko jest wrócić i od razu grać na wysokich obrotach. W trakcie rehabilitacji każdego dnia starałem się myśleć pozytywnie. Walczyłem najmocniej jak potrafiłem, aby ten powrót był możliwie jak najszybszy, ale nie są to proste sprawy. Wróciłem do gry, ale przyznam, że przez parę tygodni nie z każdego meczu byłem zadowolony. Na szczęście trener dawał mi kolejne szanse. Wierzył we mnie i to się gdzieś spłaciło. Końcówkę rozgrywek miałem już naprawdę dobrą. Może to nie jest jeszcze ta forma, o której marzę, ale za chwilę jest nowy sezon, nowe przygotowania i będzie szansa jeszcze kilka rzeczy poprawić.

Robert Lewandowski odchodzi z Borussii. Będzie dziwnie? Trio z Borussii się rozpada…
– Na pewno będzie inaczej. Przyjdzie nowy sezon, to zobaczymy. Nie ulega wątpliwości, że Robert jest zawodnikiem klasy światowej. Nie musimy o tym chyba nawet tutaj mówić. Na pewno będzie go brakować, ale przychodzą nowi zawodnicy. Ł»ycie nie lubi jednak próżni i wydaje mi się, że ktoś wypełni tę lukę po Lewandowskim.

Relacje z ligi, przynajmniej na razie, omijamy, więc zostaje jeszcze felieton Jerzego Dudka.

To taki paradoks, że Anglia ma prawdopodobnie najlepszą ligę piłkarską, a ostatni i zarazem jedyny wielki turniej wygrała wtedy, gdy nie było mnie jeszcze na świecie. Reprezentacja wciąż nie gra na wysokim poziomie, w dodatku na mundialu w Brazylii ma piekielnie trudną grupę, ale widzę dla niej szansę. Pojawiła się dzięki Liverpoolowi. Gdy jeszcze grałem na Wyspach, intrygowało mnie, jaka jest tajemnica tych słabych wyników. Stwierdziłem, że czołowi angielscy piłkarze są po prostu egoistami, którzy dodatkowo przenoszą na reprezentację rywalizacje klubowe i dlatego zawodnik Manchesteru nie podawał piłkarzowi Chelsea, mimo że tamten był świetnie ustawiony. W tym samym czasie do Premier League zaczęło przychodzić coraz więcej obcokrajowców, dlatego każdy kolejny selekcjoner wybierał z mniejszego grona coraz słabszych angielskich piłkarzy.

RZECZPOSPOLITA

Znajdujemy tutaj trzy teksty, z czego głównie to sprawozdania i echa weekendu. Na początek przyjemnie opisany sukces Fabiańskiego.

Mamy pierwszego Polaka, który został królem strzelców w jednej z pięciu najsilniejszych lig Europy (Robert Lewandowski). Mamy i pierwszego, który wygrał na Wembley Puchar Anglii. To ironia losu, że Łukasz Fabiański przyjeżdżał do Londynu, by walczyć o trofea, a pierwsze z nich – i jednocześnie ostatnie – zdobył dopiero, gdy rozstaje się z klubem. Czekał siedem długich lat. Dla tak ambitnego człowieka wieki. Z pokorą przyjmował rolę rezerwowego, ale nie zamierzał siedzieć na ławce do końca kariery. Tym bardziej, że – jak pokazał w półfinale rozgrywek z Wigan – marnuje tam swój talent. Gdyby nie obronił wówczas dwóch jedenastek, kibice Arsenalu odliczaliby kolejne dni od ostatniego trofeum. Jak wyliczył „Daily Mail”, do soboty upłynęło ich aż 3283 (prawie dziewięć lat).

„Zagłębie w agonii”, czyli Stefan Szczepłek o Ekstraklasie.

Zagłębie awans do finału rozgrywek o Puchar Polski zawdzięcza w dużym stopniu Orestowi Lenczykowi, po czym trenera zwalnia. Prezes klubu, który to zrobił, w porównaniu z rutynowanym trenerem nie wie o piłce nic. Ale jest prezesem z partyjnego nadania i to wystarczy. Nie on pierwszy i nie ostatni w Zagłębiu, jedynym klubie w ekstraklasie z udziałem Skarbu Państwa. Jeśli w dalszym ciągu o zatrudnieniu w nim będą decydowały układy polityczne, Zagłębie, mimo wyjątkowo dobrych warunków materialnych, daleko nie zajedzie. Jego szanse na utrzymanie w ekstraklasie spadły po niedzielnej porażce z Cracovią do minimum. Poza tym warto się przyjrzeć, na co i jak wydawane są w lubińskim klubie państwowe pieniądze. Z Zagłębiem wiąże się jeszcze jedna historia. Nowy trener Piotr Stokowiec został zatrudniony, zanim formalnie rozstał się z Jagiellonią. W PZPN jest komisja etyki, która zajmuje się takimi sprawami. A swoją drogą, nie ma już standardów wyznaczonych przed laty przez Andrzeja Strejlaua. On nigdy w trakcie sezonu nie podjął pracy w klubie, w którym zwolniono kolegę po fachu. W przypadku Lenczyka i Stokowca można mówić nie o koledze, ale o mistrzu i uczniu.

Ameryki to Szczepłek tutaj nie odkrył, wiadomo, ale rozumiemy, że takie teksty w prasie też muszą się pojawiać… To jeszcze propozycja o tytule „Mądry Blatter po szkodzie”, warta przeczytania.

Trzy najbliższe edycje piłkarskich mistrzostw świata przyprawiają władze FIFA o coraz większy ból głowy. Niespełna miesiąc przed meczem otwarcia mundialu 2014 przez brazylijskie miasta przetacza się kolejna fala protestów. W powietrze lecą kamienie, w ogień – opony. Policja odpowiada gumowymi pociskami i gazem łzawiącym. Demonstracje na ulicach São Paulo (gdzie 12 czerwca odbędzie się mecz otwarcia, a później jeszcze pięć spotkań), Rio de Janeiro (siedem meczów, w tym finał 13 lipca) czy Brasilii (sześć spotkań) zgromadziły tysiące ludzi. Główną przyczyną niezadowolenia, które nasiliło się przed rokiem, są horrendalne koszty organizacji mistrzostw ponoszone przez kraj, w którym – jak twierdzą mieszkańcy – należy skupić się na budowie mieszkań, szkół i szpitali oraz walce z korupcją. (…) Ocenia się, że koszt imprezy przekroczy 25 miliardów reali (ok. 35 mld złotych). Drugi najdroższy mundial w historii – w Niemczech – kosztował 3,7 mld euro (15,5 mld zł). W najbliższych dniach można spodziewać się niepokojów nawet w 50 miastach. Antymundialowe zamieszki połączyły się tym razem z protestami różnych grup zawodowych, m.in. nauczycieli i urzędników państwowych. Z powodu strajku policjantów do Recife, stolicy północno-wschodniego stanu Pernambuco trzeba było posłać wojsko, bo w mieście zaczęły się grabieże. W miniony czwartek aresztowano 234 osoby. W Recife zaplanowano pięć meczów. Wypowiedzi organizatorów mistrzostw nie brzmią przekonująco. Władze Brazylii zachowują się tak, jakby protesty i mundial były oddzielnymi sprawami. Przewodniczący Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) Joseph Blatter na przemian krytykuje gospodarzy za opóźnienia w przygotowaniach i zachęca do optymizmu, bo „futbol jest optymistyczny”.

GAZETA WYBORCZA

Poniedziałkowy sport w GW bardzo obszerny. Zaczyna się nieco nietypowo, bo wywiadem z Juanem Villoro, meksykańskim pisarzem.

Napisał pan, że Bóg jest okrągły? A skąd pan to wie?
– Polska i Meksyk są krajami katolickimi, a piłka nożna to system wierzeń podobny do religii. W futbolu zdarzają się cuda, ludzie wierzą w swoją drużynę. Nawet jeśli źle gra, nie ma szans, przegrywa 0:3, nie tracą wiary ostatecznie. Jest też reprezentant diabła – sędzia, który może unieważnić legalnego gola lub uznać nieprawidłowego. Futbol to prowizoryczna religia, która trwa 90 minut. Zaświatów nie ma. Bawiąc się pomysłem, że futbol to wiara, rola Boga przypada piłce. Czasem człowiekowi sprzyja, czasem jest surowa, nie wiedzieć czemu. Uderza w miejsca nieznane, odbija się w dziwny sposób jak los. W wielu religiach to, co okrągłe, jest symbolem perfekcji.

Skoro piłka jest Bogiem, a arbiter diabłem, to jaka rola przypada widzom i piłkarzom?
– Należymy do świata niebogów. Podobnie jak w „Iliadzie” są bogowie, jak Zeus, i półbogowie, jak Achilles, którzy mogą umrzeć. Frank Ribery, Cristiano Ronaldo, Leo Messi, wszyscy, którzy od lat aspirują do Złotej Piłki, są półbogami. Zdają się być nieśmiertelni, ale koniec końców każdy z nich jest tylko człowiekiem.

Czy futbol rzeczywiście stanowi metaforę społeczeństwa, a reprezentacja odzwierciedla jego stan, jak pan pisze?
– Trudno, by kadra była dokładnym lustrem. Odzwierciedla je raz lepiej, raz gorzej. Na przykład Francja za czasów Zinedine’a Zidane’a w 1998 roku była tym, do czego aspirowała: do wielokulturowości, poszanowania praw człowieka. W przypadku Meksyku mamy do czynienia z reprezentacją, która nie wzbudza specjalnego zaufania, podobnie jak społeczeństwo meksykańskie. Jest bardzo niepewna, nie ma swojego stylu. To jest związane ze społeczeństwem bardzo zakompleksionym. Mamy kadrę graczy posłusznych, z małą inicjatywą. Jak większość Meksykanów wolą ulegać, niż podejmować decyzje, są przytłoczeni przez piramidalne struktury rozkazu. To reprezentacja bez wyobraźni.

Image and video hosting by TinyPic

Tekst po triumfie Arsenalu już cytowaliśmy, więc teraz spójrzmy na materiał o Atletico – nowym mistrzu Hiszpanii.

24 marca 1987 r. zmarł charyzmatyczny prezes Vicente Calderón, a kolejne wybory wygrał Jes s Gil. Kochał Atletico, ale rządził nim w sposób ocierający się o obłęd. Kilkakrotnie trafiał do więzienia, po raz pierwszy już w 1969 r. za nieumyślne spowodowanie śmierci 56 osób. W czasach, gdy rządził Atletico, skazywano go za malwersacje finansowe, w 1999 r. sąd odsunął go od władzy w klubie, a już po jego śmierci uznał, że bezprawnie wszedł w posiadanie akcji Atletico. Największym sukcesem Gila była podwójna korona zdobyta przez drużynę, w której grał Diego Simeone, 18 lat temu. Od tamtej pory klub zatrudnił 17 trenerów (w sumie Gil wyrzucił z pracy 26, pierwszym był Aragonés, który jednak nie odmówił powrotu do klubu po spadku do II ligi w 2000 r. Właśnie on przywrócił Atletico do Primera Division), 261 piłkarzy, wydał na transfery 696 mln euro, głównie po to, by przeżywać rozczarowanie za rozczarowaniem. Fontanna Neptuna, pod którą świętują kibice klubu, została prawie zapomniana. Obecny szef Enrique Cerezo zaczął to zmieniać. W 2010 r. klub wygrał Ligę Europy i Superpuchar Europy, powtarzając to dwa lata później już z Simeone w roli trenera, ale wciąż tkwił w cieniu Realu i Barcelony. Choć wydawało się, że Simeone porywa się z motyką na słońce, stworzył drużynę zdolną do wszystkiego w zadłużonym klubie, którego budżet jest cztery razy mniejszy od kolosów Primera Division. „Niech się dowiedzą wikingowie, kto dziś rządzi w stolicy” – śpiewali gracze Atletico wracający po triumfalnym remisie na Camp Nou do Madrytu. Dla nich największym rywalem nie jest Barcelona, ale Real. Do maja ubiegłego roku Atletico nie potrafiło wygrać derbów przez 14 lat.

Sporo jest tutaj czytania, ale nie możemy zacytować wszystkiego. Skierujmy nasz wzrok jeszcze na wywiad Przemysława Zycha z Bogusławem Leśnodorskim.

Image and video hosting by TinyPic

Od lat mistrzowie Polski przed eliminacjami Ligi Mistrzów osłabiają się, więc na udział w tych rozgrywkach czekamy 18 lat. Czy Legia, mając 110 mln złotych budżetu – najwięcej w historii polskiego futbolu – wciąż musi sprzedawać piłkarzy?
– Nie musimy sprzedawać piłkarzy za 2 mln euro, bo w naszym budżecie nie będą to istotne pieniądze. Ale jak trafia się superoferta, to w pewnych sytuacjach rozsądek podpowiada, że piłkarza trzeba sprzedać. Jeśli uważamy, że zawodnik w ostatnim półroczu zagrał na maksimum swoich możliwości i szansa na to, że powtórzy świetną rundę, jest bardzo znikoma, jedynym sensownym rozwiązaniem jest transfer. W przeciwnym razie jego wartość będzie spadać.

Zawsze wydawało mi się, że najbardziej rozsądnym rozwiązaniem przed eliminacjami Ligi Mistrzów jest zatrzymanie najlepszych piłkarzy, aby zarabiać pieniądze w europejskich pucharach. Jeśli nie w LM, to w Lidze Europy.
– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nie musimy sprzedawać, żeby mieć co jeść, mamy stabilne przychody, ale musimy sprzedawać, gdy planujemy inwestycje. Bo jeśli chcemy dwóch-trzech nowych piłkarzy, to np. jeden musi odejść. Wszystko, co w ciągu półtora roku zarobiliśmy na transferach Rafała Wolskiego, Artura Jędrzejczyka i Dominika Furmana, przeznaczyliśmy na pierwszy zespół. Co okno przychodziło po czterech-pięciu nowych piłkarzy. Czy to się opłaca? Według mnie bilans jest pozytywny, zespół jest coraz lepszy. Zarobione pieniądze przeznaczamy nie tylko na piłkarzy, ale też na rozwój klubu. Np. na sztab trenerski, który dziś jest dużo droższy, niż gdy przychodziłem do klubu. A ze sprzedaży Furmana zapłaciliśmy m.in. za balon, który zimą przykrywa nasze boisko treningowe. Proszę też pamiętać, że obecnie utrzymujemy dwa sztaby oraz wciąż kilku piłkarzy, z którymi rozwiązaliśmy umowy. Generalnie uważam, że w przypadku zagranicznej oferty nie możemy piłkarzom zabierać marzeń.

(…)

Mówi pan, że Legia nie musi sprzedawać za 2 mln euro, ale tak się składa, że odkąd jest pan prezesem, co pół roku sprzedaje po jednym graczu za 2,2-2,7 mln. Najpierw Rafał Wolski, potem Artur Jędrzejczyk i ostatnio Dominik Furman.
– Bo w grę wchodzi też kwestia zaufania do klubu. Gdybyśmy nie puścili np. Artura, to następni piłkarze pomyśleliby: „Nie wierzę, że jesteście rozsądni, chcę mieć w kontrakcie klauzulę odstępnego”. Zachowalibyśmy się bardzo nierozsądnie, gdybyśmy go nie sprzedali. Z kolei Rafał w ogóle nie wiedział, czy wciąż będzie grał na wysokim poziomie. W przypadku Furmana wzięliśmy pod uwagę, że wiosną Legia będzie grać mniej meczów. Po rozmowach z trenerem Bergiem wiedzieliśmy, że istnieje duże ryzyko, że Furman nie będzie grać. Na jego pozycji mamy paru piłkarzy.

Ominęliśmy po drodze bodaj dwa materiały, ale dzisiejszy numer GW godny polecenia.

Aha, wydania stołecznego nie cytujemy, bo tam tylko relacja ze zwycięstwa Legii.

SPORT

Okładka Sportu to streszczenie tego, co działo się w weekend.

Image and video hosting by TinyPic

Relacje z niedzielnych meczów, relacje z sobotnich meczów, relacja nawet z piątkowego (!) spotkania o godz. 18. Pierwsze osiem stron radzimy odpuścić, dopiero potem jest rozmówka z Janem Kocianem, trenerem Ruchu. Pretekstem jest oczywiście dzisiejszy mecz z Wisłą.

Ruch na razie nie dostał licencji na grę o europejskie puchary. Czy zapowiedź działaczy, że będą się odwoływali od decyzji komisji, dodatkowo was motywuje?
– Trenerzy i piłkarze nie mają na to żadnego wpływu. Dla nas liczy się murawa i to, co się na niej dzieje. Od strony sportowej zrobimy wszystko, by zająć trzecie miejsce. Reszta zależy od działaczy, którzy muszą zapewnić drużynie odpowiednie finanse i stadion.

Taktyka „kolejnych kroków” w waszym przypadku się sprawdza…
– Rzeczywiście. Stawiamy sobie kolejne cele, staramy się je osiągać i przechodzić do następnego etapu. Najpierw miało być utrzymanie, potem czołowa ósemka, a teraz podium. Trzecie miejsce jest realne. Mecz z Wisłą da odpowiedź, czy piłkarsko jesteśmy w stanie podołać wyzwaniu.

Image and video hosting by TinyPic

Mieliśmy już zamknąć gazetę, ale gdzieś daleko schowany jest jeszcze wywiad z Łukaszem Fabiańskim.

Wspomniał pan o Arsenie Wengerze, który zapowiedział, że zostaje w Arsenalu. Pańska decyzja jest inna…
– Do jej ogłoszenia minie jeszcze trochę czasu, ale na 99,9 procent odchodzę z Arsenalu. To był mój ostatni mecz w tym klubie. Miałem w nim różne okresy. Pierwszy, kiedy wchodziłem do zespołu, był udany. Kolejny już nie, w dużej mierze ze względu na kontuzje i złe występy. Szarpały mną frustracja i przygnębienie. Ostatnio jednak znów było fajnie. Wszystko odwróciło się w lutym zeszłego roku, kiedy zagrałem w Lidze Mistrzów w Monachium. Z tych meczów, w których zagrałem, jestem zadowolony. Przeszedłem metamorfozę, wewnętrzną przemianę.

Nie żal zatem odchodzić, skoro jest coraz lepiej?
– Pewnie, że żal. Ale o wszystkim decydują kwestie sportowe. Wiem, że jestem w stanie grać w dobrym klubie co tydzień, a nie tylko od święta. Chociaż takie święta, jak sobotnie, są wspaniałe. Myślę, że znajdą się takie drużyny, które dadzą mi szansę.

SUPER EXPRESS

Jedna strona z notkami po tej kolejce Ekstraklasy, z których nic nie da się wyciągnąć. No i druga – rozmowa z Robertem Lewandowskim.

Image and video hosting by TinyPic

Z twojej perspektywy był gol?
– Tak uważam. To nie było tak, że piłka przekroczyła linię o centymetry. To było co najmniej z pół metra. Nie wiem, czemu sędzia tego nie zauważył.

(…)

Piłkarze Bayernu ostro cię traktowali, szczególnie Toni Kroos, który urządził sobie polowanie na twoje nogi.
– Dla mnie to normalne. To był finał, więc nie mogę się dziwić, że było ostro. Tak się teraz gra. Na pewno nie będzie to miało przełożenia na nasze relacje w Bayernie. Czasami na treningach również gra się ostro, a poza boiskiem jesteśmy kolegami.

To był dla ciebie wyjątkowy mecz, bo ostatni w barwach Borussii, i to z Bayernem, którego zaraz będziesz piłkarzem.
– Tak do tego nie podchodziłem. A mecz był wyjątkowy, bo to finał i bardzo chcieliśmy go wygrać. A czas na rozważania o Bayernie przyjdzie w przyszłym sezonie, kiedy rozpocznę już współpracę.

Bardzo przeciętna ta rozmowa, ale na tej stronie w ogóle tekstu niewiele. Materiały piłkarskie w SE można dziś przeczytać w minutę.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Pomysłowa okładka PS.

Image and video hosting by TinyPic

Główny temat po otwarciu gazety to oczywiście sprawa Burligi. Tutaj opisana w nieco inny sposób.

W niedzielę rozmawialiśmy na ten temat z piłkarzem.
– Co robił pan u bukmachera?
– Nie chcę tego komentować.
– Nasz czytelnik twierdzi, że obstawiał pan między innymi mecz Widzewa z Jagiellonią.
– Nie wiem, nie pamiętam.
– Wie pan, że nie może obstawiać meczów ekstraklasy?
– Wiem i nigdy nie obstawiałem.
– Więc co pan tam robił? Obstawiał wydarzenia z innych dyscyplin?
– Mówiłem już, że nie mam zamiaru tego komentować.

Nasz informator twierdzi, że Burligę u bukmachera spotkał nie po raz pierwszy. – Dwa razy byłem w tym zakładzie i dwa razy się na niego natknąłem. Za pierwszym razem chciał odebrać poprzednią wygraną, około pięciu tysięcy złotych, ale w kasie nie było tyle pieniędzy, więc został odesłany do innego punktu – mówi czytelnik. – Widać, że nie jest laikiem. Puszcza kupony proste, ale też stawia kombinacyjnie, systemowo, z zabezpieczeniem – dodaje. Jeśli Burliga faktycznie obstawiał mecze ekstraklasy, co zapewne będzie trudne do udowodnienia, czekają go kłopoty. Regulamin dyscyplinarny PZPN w artykule 107 przewiduje kary za typowanie w zakładach bukmacherskich wyników meczów piłki nożnej z udziałem drużyn krajowych. Najniższa kara to grzywna w wysokości minimum 5 tys. zł. Inne to dyskwalifikacja powyżej roku, zawieszenie, a nawet wykluczenie z PZPN. Te najgroźniejsze kary są przeznaczone dla osób, którym udowodniono obstawianie meczów z ich udziałem.

Trzymamy się twardo zasady omijania relacji ligowych, ale przy rozmówce z Kamilem Wilczkiem chętnie się zatrzymamy. Tym bardziej, że próbuje wyjaśnić fenomen nowego trenera Piasta.

Zanim w klubie pojawił się Angel Perez Garcia, wygraliście tylko jeden mecz w tym roku. Teraz w ciągu kilku dni odnieśliście dwa bardzo ważne spotkania wyjazdowe. Jak to możliwe?
– Trener Garcia przyszedł do klubu i zaczął rozmawiać z zawodnikami. Zrobił nam taką pompkę psychologiczną, co bardzo pomogło. Wiadomo, że głowa i właściwe podejście do meczu jest bardzo ważne. Trener świetnie to rozumie. Do tego doszła zmiana ustawienia, na bardziej ofensywne, bo gramy teraz nominalnie dwójką napastników, oraz inny styl. Staramy się więcej grać piłką po ziemi, niż kopać ją do przodu.

Do tego potrzebna jest dobra komunikacja, a przecież z pewnością jest bariera językowa. Jak porozumiewacie się z hiszpańskim szkoleniowcem?
– Nie mamy tłumacza, ale zaręczam, że wszystko świetnie funkcjonuje. Wielu chłopaków w szatni rozumie po hiszpańsku. A jeśli nie, to trener mówi też trochę po angielsku, więc nie ma żadnych problemów z dogadaniem się i ze zrozumieniem tego, czego od nas wymaga.

Image and video hosting by TinyPic

Obok tekst o Marco Paixao.

Dr Dariusz Parzelski, ceniony psycholog sportu, staje jednak w obronie napastnika Śląska. – Nadmierna pewność siebie może pomagać. فatwiej jest się czegoś nauczyć, rozwijać, kiedy wierzy się w swoje umiejętności. Taka wiara jest szczególnie istotna dla napastnika – przekonuje. – To jest w dużej mierze kwestia różnic kulturowych. Większość polskich piłkarzy charakteryzuje niewielka pewność siebie, zbytnia skromność i nieumiejętność powiedzenia, w czym są dobrzy. Z kolei u południowców wygląda to zupełnie inaczej, są znacznie bardziej przekonani, że dużo potrafią. Paixao jest wychowany w Portugalii i autoprezentacyjnie dużo bliżej mu do Cristiano Ronaldo, niż do zawodników z Polski. Szkoda, że nie nadąża z umiejętnościami – kontynuuje Parzelski. Na różnice kulturowe zwraca uwagę również Telichowski. – Może w czymś mu to pomaga i dlatego tak mówi. Czasami z tymi przechwałkami przesadza, ale jest południowcem i dla nich taka pewność siebie to norma. – twierdzi obrońca Podbeskidzia. Z opinią Parzelskiego nie zgadza się natomiast Robak. – Takie zachowanie może pomagać na boisku, ale tylko wtedy kiedy to jest naturalne i wynika z charakteru zawodnika. W przypadku Paixao bardziej wygląda mi to na pozę medialną. – przekonuje zdobywca 24 bramek w tym sezonie. Niezależnie od motywów Portugalczyka, w polskim futbolu większym problemem niż przechwałki, jest w ostatnich latach lęk przed rywalem i brak wiary w siebie. – Polscy piłkarze, wychodząc na ważne mecze, często już w tunelu przegrywają to spotkanie w głowach. Sami mi o tym opowiadają – martwi się Parzelski. Paixao na pewno tego problemu by nie miał.

Dalej mamy wywiad z Fabiańskim, bardzo podobny do tego w Sporcie, choć… podpisany innym autorem. Dość dziwnie to wygląda. Do tego Piszczek, którego w Fakcie już cytowaliśmy, no i parę sprawozdań z zagranicy.

Image and video hosting by TinyPic

Felieton Dudka już cytowaliśmy, więc przyjrzyjmy się, co napisał Rudzki.

Złośliwcy po stokroć więksi niż ja już liczą Arsenalowi godziny bez trofeum, ale nie dołączę do nich – zwycięzcom zawsze należą się pokłony. W niemocy, pragnieniu, syzyfowym pchaniu kamienia pod górę i oczekiwaniu na ten dzień, kiedy wreszcie się uda, jest być może zawarty cały sens bycia kibicem. Arsenal odcierpiał, naczekał się na trofeum, aż wreszcie je ma i to jest bez wątpienia sukces zasłużony, choć wyszarpany w dramatycznych okolicznościach (znów zaryzykuję, że i smak ma lepszy). Arsenal wyszydzany, wyśmiewany, często także przez wyżej podpisanego, przestał być w sobotni wieczór typowym Arsenalem. I nawet stary, smutny Arsene Wenger się uśmiechnął.

ANGLIA: Wenger z nowym kontraktem

Wenger królował w weekend na Wembley, króluje i dziś w angielskiej prasie. W tym tygodniu podpisze nowy kontrakt z Arsenalem, podobno będzie to dwuletnia umowa, opiewająca na szesnaście milionów funtów. Całkiem nieźle, naprawdę. Cele transferowe? Trzech nowych zawodników, mających od razu wejść do pierwszej jedenastki drużyny. Poza tym Francuz wybiera się na mundial, pewnie trochę w celach wakacyjnych, ale też nie ukrywajmy – poogląda sobie graczy pod kątem gry dla „Kanonierów”.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

HISZPANIA: Atletico świętuje

W Hiszpanii dzisiaj wszyscy wciąż skupiają się na Atletico. Triumf „Rojiblancos” cały czas robi wrażenie, nie schodzi z pierwszych stron gazet. Widzimy fanów cieszących się na pomniku Neptuna, wszędzie wywiady z Simeone i innymi graczami Atletico. Ten sezon jest wygrany, a przecież jeszcze za chwilę derby Madrytu w Lizbonie podczas finału Ligi Mistrzów. Wspaniałe podsumowanie sezonu klubowego.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

WفOCHY: Rekord Juve, niezdecydowany Conte

Wciąż pozostaje otwarte co dalej stanie się z Conte. W Juve naturalnie chcą kontynuować współpracę, przecież „Stara Dama” ma perfekcyjny bilans u siebie, a zdobyła też rekordową ilość punktów. Fani wczoraj mocno manifestowali, byleby tylko został, mają nadzieję, że to wszystko to tylko negocjacyjna zagrywka. Oczywiście sporo dziś też pisze się o wczorajszych starciach, niecelnym karnym Cerciego, który wyrzucił Torino z pucharów.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama