Puchar w rękach Arsenalu. Powrót na szczyty czy jednorazowy wybryk?

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2014, 18:39 • 4 min czytania

Minęło długich dziewięć lat, a Arsenal po pucharowej suszy trwającej niemalże dekadę w końcu coś wygrał. Wczorajszy triumf w FA Cup przyszedł w bólach, chociaż należy pochwalić „Kanonierów” za charakter – wyjść w finale z 0:2 na 3:2 to nie lada wyczyn i długo mecz ten będzie wspominany. Kiedy w 2005 roku Arsene Wenger wygrywał ostatnie trofeum – także Puchar Anglii – na listach przebojów królowały Mariah Carey i Gwen Stefani, a 18-letni wówczas Cesc Fabregas szturmował Premier League. Po prawie 10 latach zmieniła się muzyka, zmienili się sam Wenger i jego Arsenal. Francuz przestał być uosobieniem zwycięzcy oraz innowatora, zaczęto go postrzegać raczej jako niegroźnego dziwaka. Jak oceniać sezon 2013/14 w wykonaniu Arsenalu? Zdania są podzielone – większość kibiców jest oszołomiona sukcesem i wieszczy powrót do czasów chwały, znaleźli się jednak i tacy, którzy określili FA Cup jako „smutną nagrodę pocieszenia”.
W tym drugim tonie o finale przeciwko Hull wypowiadał się m. in. były bramkarz „Kanonierów”, Jens Lehmann. Spytany o to, czy Arsene Wenger może znów przywrócić Arsenal na zwycięskie tory, zaniepokojony Niemiec zwyczajnie odparł: „Nie wiem”. Wypowiedział się za to o samym klubie: „Arsenal nadal jest dobry, ale nie traktuje się go już jako czołowego klubu świata (…) Za moich czasów była to jedna z dwóch – trzech czołowych piłkarskich marek na świecie. Jestem zawiedziony, że Arsenalu nie ma już na topie”. Według Lehmanna klub musi znów zacząć kolekcjonować trofea, ale wygrany FA Cup nie oznacza wcale, że od tego momentu ekipa Wengera seryjnie będzie wszystkich ogrywać. Naszym zdaniem zwycięstwo w Pucharze Anglii paradoksalnie nie zmienia nic. Popatrzmy na to z innej perspektywy – zwycięzcą FA Cup w 2013 roku został np. Wigan. Tak, WIGAN.

Puchar w rękach Arsenalu. Powrót na szczyty czy jednorazowy wybryk?
Reklama

Oczywiście nie chcemy deprecjonować sukcesu Arsenalu, bo nie ma w Anglii drużyny, która nie chciałaby wygrać tego pucharu. FA Cup nie cieszy się już może takim prestiżem jak kiedyś, ale to nadal wielki splendor, w dodatku mityczna wyprawa na Wembley. Pięknie o rozgrywkach tych pisał świetny angielski pisarz, a prywatnie fanatyk Arsenalu Nick Hornby: „Awans do LM to obowiązek… Puchar Anglii to czysta przyjemność”. W swoim bestsellerze „Futbolowa Gorączka” autor wspominał także, iż jako młody kibic przez cały sezon marzył, aby móc pojechać na Wembley, by Arsenal doszedł do finału PA. FA Cup był wtedy równie ważny co rozgrywki ligowe, a może i ważniejszy. Dzisiaj się to nieco zmieniło, ale rozgrywki te mają specyficzny smak – każdy może wygrać z każdym, a obecność takiego Hull w finale doskonale to potwierdza.

Wracając jednak do Arenalu możemy śmiało stwierdzić, iż prawdziwą siłę zespołu – a raczej jej brak – pokazała Premier League. Tutaj tradycyjnie Arsenal był w czwórce, ale bardzo daleko od mistrzostwa. Nie będziemy kolejny raz zagłębiać się w filozofię trenerską oraz dzieje Wengera – to wszystko jest nam doskonale znane. Dobrze istotę problemu oddaje nieco ambiwalentny stosunek Lehmanna do francuskiego menedżera: „On reprezentuje ten klub jak żaden inny trener. Czasem myślę, że cała ta struktura powinna być oparta na ramionach jednej osoby, ale potrzeba jednak innych ludzi, którzy pomogą zdefiniować, monitorować i kontrolować progres w klubie oraz filozofię gry”. Między wierszami możemy ze słów Jensa wyciągnąć ciekawe spostrzeżenie, mianowicie sugestię, aby nie powierzać całości władzy w rękach Wengera. To nasuwa proste pytanie.

Reklama

Czy czas Wengera minął?

Ciężko o tym mówić teraz, gdy Francuz wygrał FA Cup. Ujmijmy to jednak tak – jeśli nie minął, to powolutku mija. Francuz trenerskiego prochu już nie odkryje, chociaż nadal jest wybitnym szkoleniowcem i ma wiele do zaoferowania, szczególnie młodzieży. Coś nam mówi, że Wenger będzie trwał na swoim stanowisku jeszcze długie lata, ale czy jest to dobre wyjście dla „Kanonierów”? Raczej nie. Może i ten Arsenal jeszcze coś wygra, ale powrót do czasów „The Invincibles” jest już pod wodzą Arsene`a raczej niemożliwy. Któraś z angielskich gazet napisała kiedyś mocno żartobliwy artykuł o Wengerze, jeden z cytatów brzmiał mniej więcej tak: „Przegapił gdzieś moment, w którym ludzie przestali postrzegać go jako innowatora, a zaczęli patrzeć na niego jako na niegroźnego dziwaka”. Teza być może mocno krzywdząca, ale mimo wszystko niepozbawiona sensu. Dzisiaj kibice „Kanonierów” wynoszą Wengera pod niebiosa, ale mamy nieodparte wrażenie, że z innym trenerem czas oczekiwania na następne trofeum byłby mniejszy niż dziewięć lat.

Gratulujemy sukcesu monsieur Wengerowi, ale równocześnie cały czas mamy przed oczami pewien żart, jaki krążył w sieci po zakończeniu sezonu Premier League. Były to przewidywania na przyszły sezon, gdzie wszystkie miejsca od 1 do 20 były puste, oprócz lokaty numer cztery. Tam oczywiście wpisany był… Arsenal. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama