W polskiej piłce zawsze wesoło. Nieco ponad miesiąc temu Jagiellonia Białystok ogłosiła, że rozstała się z Piotrem Stokowcem za porozumieniem stron. Kilka dni temu Zagłębie Lubin poinformowało, że związało się z tym samym Stokowcem. Teraz się jednak okazuje, że gdy Jagiellonia donosiła o rozstaniu za porozumieniem stron, to żadnego rozstania nie było, a gdy Zagłębie chwaliło się zatrudnieniem trenera, to wcale on zatrudniony nie był. Pogmatwane? Trochę tak. Jak to u nas. Wszyscy wszystkich chcą wykiwać, aż się sami zakiwają na śmierć.
„Przegląd Sportowy” informuje, że Stokowiec podpisał kontrakt z lubińskim klubem w czasie, gdy jeszcze nie rozwiązał umowy z Jagiellonią. Zagłębie jednak kontruje, że wprawdzie w oficjalnym komunikacie przedstawiło nowego szkoleniowca, ale to wcale nie znaczy, że miał on już wtedy parafowaną umowę i że tak naprawdę kontrakt z Jagiellonią i kontrakt z Zagłębiem na siebie nie nachodzą. Taka nowa świecka tradycja: przedstawić trenera, którego się jeszcze formalnie nie zatrudniło. Ciekawe. Kto chce wierzyć, niech wierzy.
Najśmieszniejsze jest zachowanie Jagiellonii, która wypuszcza cichaczem informację, że ciągle ma/miała umowę ze Stokowcem, gdy ten został zaprezentowany z Lubinem. „Jaga” zapewne w ten sposób chciała uzyskać lepszą pozycję negocjacyjną i mocniej nacisnąć na Stokowca, by przyjął zaproponowane warunki rozstania. Sęk w tym, że…
…działacze Jagiellonii wkopali samych siebie.
Zgodnie z przepisami, klub może zatrudnić nowego trenera dopiero wówczas, gdy całkowicie rozliczył się z poprzednim. Skoro więc dzisiaj Jagiellonia informuje, że Stokowiec w momencie podpisania kontraktu z Zagłębiem miał z nią kontrakt, to niech też poinformuje, na jakiej podstawie zatrudniła Probierza? Wiadomo, że miał kontrakt z jednego tylko powodu – ponieważ nie godził się na zaproponowane mu warunki rozstania.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że jeśli Stokowiec był jednocześnie związany kontraktem z dwoma klubami, to podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej – znowu przepisy.
Fot.FotoPyk