To nie jest jeszcze moja kadra – oświadcza w rozmowie dla Faktu i Przeglądu Sportowego selekcjoner. – Jeszcze nie mieliśmy czasu, żeby ze sobą popracować w optymalnym składzie. Nie ma drużyny, która zbiera się, przechodzi odprawę taktyczną i od razu gra na wysokim poziomie. Mecz z Gibraltarem to ma być czas, w którym drużyna będzie już miała tę jakość, której chcemy, i w ofensywie, i w defensywie – mówi w jednym z materiałów, na który warto zwrócić uwagę w dzisiejszej prasy. Jak codziennie, zapraszamy na nasz przegląd najciekawszych piłkarskich artykułów traktujących o futbolu.
FAKT
Fakt poświęca dziś tematom reprezentacyjnym jeszcze więcej miejsca niż wczoraj. Głównie przez to, że najobszerniejszym materiałem wydania jest przywoływana już przez nas rozmowa z selekcjonerem Adamem Nawałką, w której ten oświadcza między innymi, że obecna kadra to jeszcze nie jego drużyna.
Jest pan zadowolony z tych piłkarzy, którzy zagrali z Niemcami, a w momencie gdy kadra jest optymalna, są rezerwowymi? Pokazali, że w razie wypadków losowych można na nich liczyć w eliminacjach?
Młodzi piłkarze, tacy jak Karol Linetty, Michał Ł»yro czy Arek Milik potrzebują czasu, by udowodnić przydatność do reprezentacji. Łukasz Szukała pokazał się z dobrej strony. Podobnie jak Thiago Cionek. Maciek Wilusz zresztą też. Wszedł w trudnym momencie, gdy Niemcy naciskali i nie mógł popełnić błędu. A miał trzy interwencje na dobrym poziomie. To świadczy o jego koncentracji i umiejętnościach. Szczególnie Cionek i Wilusz pokazali, że nie można z nich zrezygnować. Ł»e trzeba dać im kolejną szansę.
A nie byłoby lepiej, żeby Ł»yro, Wolski czy Linetty zagrali po 70 minut, a nie wchodzili w drugiej połowie?
To kwestia strategii. Może grać tylko jedenastu, a inni też muszą potwierdzać formę. Mówimy o Wolskim, a szansę otrzymał na tej pozycji Ludovic Obraniak. Chcieliśmy go sprawdzić i w końcu się przekonać, czy potwierdzi przydatność do reprezentacji, bo do tej pory tego nie zrobił. Wolski ma czas, jest młodym zawodnikiem. Obserwujemy go w klubie i na treningach, czekamy aż będzie gotowy. Teraz od samego początku chciałem dać szansę Obraniakowi.
Dostał pan ostateczną odpowiedź, czy Obraniak jest potrzebny?
Nie chcę tego oceniać na gorąco. Zagrał średnio. O moich decyzjach najpierw dowiadują się zawodnicy. Mówiłem wcześniej: żeby zawodnik kontynuował grę w reprezentacji, to musi mieć poukładaną sytuację w klubie i regularnie w nim występować. Ligi takie jak niemiecka są bardzo mocne i jeśli piłkarz usiądzie na ławce, to trudno, musi walczyć o miejsce. Powołałem Ludo na to spotkanie, żeby z nim również o tym porozmawiać.
Nawałka twierdzi, że nie miał jeszcze czasu na pracę w optymalnym składzie (bo non stop testuje?). „Nie ma drużyny, która zbiera się, przechodzi odprawę taktyczną i od razu gra na wysokim poziomie”.
Dość krytyczny głos dorzuca w swoim felietonie Andrzej Iwan, a Thiago Cionek podkreśla, że jego brazylijska rodzina jest dumna z jego debiutu w biało-czerwonych barwach.
– Jestem dumny, że mogłem zagrać dla kraju, z którego pochodzę, którego krew płynie w moich żyłach. Cała rodzina jest szczęśliwa, że ktoś z Cionków po 100 latach wrócił do Polski i w dodatku reprezentował ten kraj – mówi Cionek. – Jak to było obudzić się już po debiucie w biało-czerwonych barwach? – pytam Cionka w środę rano w hotelu, gdy szykował się do wyjazdu ze zgrupowania. – Coś niesamowitego. Najbardziej emocjonujący dzień w mojej karierze – odpowiada. – Kiedy tu przyjechałem, miałem jeden cel. Pokazać się z dobrej strony i przydać się tej drużynie. Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz. Ale wiadomo, że żeby grać w reprezentacji trzeba co tydzień zasługiwać na to w klubie. Tutaj grają tylko najlepsi – mówił zaraz po meczu. Cionek grał z Niemcami do 76. minuty, gdy utykając opuścił boisko. Na szczęście kontuzja nie wyklucza go z gry w najbliższym czasie. – Okazało się, że to nic poważnego. Po prostu dostałem w nogę, przez co potem złapał mnie skurcz i zszedłem z boiska, żeby nie osłabiać drużyny. Wszystko jest już w porżądku.
A o co konkretnie chodzi Andrzejowi Iwanowi?
Niektórzy cieszą się z remisu z Niemcami. Ich prawo. Jak nie widzę wielu powodów do radości. Szczególnie, że w pierwszej połowie reprezentacja juniorów naszych zachodnich sąsiadów grała z nami jak z trampkarzami. Ale nie mogło być inaczej, skoro najlepszym zagraniem Sławka Peszki w całym meczu było wyrzucenie za bandę reklamową jednego z rywali. W ogóle Sławek powinien zapomnieć o grze w kadrze. Nie ten poziom. Do tego Ludo Obraniak, który zaliczył kolejny słaby występ, a jedyna zmiana jaką u niego zauważyłem, to zmiana fryzury. Ludo może już przestać uczyć się hymnu. W takiej formie w kadrze prędko nie zagra. Po jego zejściu z boiska gra naszego zespołu wyglądała znacznie lepiej, więc po co sobie utrudniać życie? Lepiej przesunąć Klicha do przodu. On przynajmniej walczy, widać że mu się chce, a i umiejętnościami wcale nie odstaje od piłkarza Werderu. Fatalnie w pierwszej części gry wyglądał też Krychowiak. Gdzieś czytałem ostatnio, że Reims dyktuje za niego zaporową cenę – siedem milionów euro. Jeśli miałby grać tak, jak na początku meczu, to i 700 tysięcy byłoby zaporowe. Na szczęście w drugiej części gry prezentował się zdecydowanie lepiej, wychodził do piłki, zaliczył kilka przechwytów. Jakby wstąpiły w niego nowe siły.
Na kolejnej stronie kilka informacji w ramkach:
– Brighton nie przedłuży kontraktu z Kuszczakiem
– Arboleda oficjalnie dowiedział się, że rozstaje się z Lechem
– Komisja Ligi ukarała Wdowczyka zawieszeniem na dwa mecze.
Zdaniem Faktu Legia szykuje tymczasem konkurencję dla Tomasza Brzyskiego.
Blisko transferu do zespołu mistrza Polski jest Brazylijczyk Ronan (20 l.) Lewy obrońca znajduje się w kadrze Fluminense Rio de Janeiro, z którym przedstawiciele Legii mają umowę o współpracy. Ronan miałby rywalizować o miejsce w podstawowym składzie z Tomaszem Brzyskim (32 l.). Po odejściu do Amkara Perm Jakuba Wawrzyniaka (31 l.) „Brzytwa” nie ma zmiennika. Ronan pokazał się warszawskim kibicom podczas turnieju Deyna Cup, który odbył się na stadionie Legii w lipcu zeszłego roku. Wtedy był jednym z wyróżniających się zawodników, ale ostatecznie zamiast niego do zespołu z ul. Łazienkowskiej trafili: Raphael Augusto (23 l.) i Alan Fialho (21 l.). W umiejętności Ronana wierzą nie tylko w Warszawie. W 2010 roku współwłaścicielem jego karty została Chelsea Londyn. Była to część rozliczenia transferu pomocnika Deco, który przechodził z angielskiej drużyny do Flu. Działacze The Blues zagwarantowali sobie prawo do trzech zawodników, wśród których był m.in. Ronan – pisze Przemysław Bator.
RZECZPOSPOLITA
W dzisiejszym wydaniu dwa piłkarskie materiały. Po pierwsze Michał Ł»yro o debiucie w kadrze.
Gra się zmieniła, kiedy na boisko weszli młodzi – pan, Milik, a w końcówce Wszołek.
– To prawda, wtedy myśleliśmy o tym, żeby wygrać. Kiedy wchodziłem na boisko, trener powiedział mi: graj tak jak lubisz, po swojemu. Próbowałem, ale w reprezentacji tak się nie da. Niemcy, mimo że spotkali się pierwszy raz w takim składzie, lepiej rozumieli się między sobą, ponieważ tam wszystkie reprezentacje grają podobnie. Tego wymaga związek. U nas tak nie jest, więc poznajemy się dopiero na boisku. W Legii, kiedy jestem na skrzydle, mogę w ciemno podawać w określone miejsce, bo wiem, że tam będzie Miro Radović. A w reprezentacji nie ma nikogo takiego, więc muszę liczyć na siebie. Nim się zorientuję, gdzie jest najlepiej ustawiony partner, przeciwnicy zdążą się ustawić i o zaskoczeniu nie ma mowy. Mam wrażenie, że to jest problem wielu zawodników reprezentacji. A schematy są w piłce potrzebne.
Rzadko wspólnie trenujecie, w dodatku za każdym razem na zgrupowanie przyjeżdża kto inny.
– W jakimś stopniu pewnie tak. Ale mieliśmy też problem innego rodzaju. Kiedy Real gra z kontry, to przecież nie wszyscy zawodnicy ustawiają się w okolicach swojego pola karnego. Cristiano Ronaldo czy Karim Benzema rzadko cofają się za koło środkowe, żeby być w każdej chwili gotowym do przejęcia piłki i rozpoczęcia ataku. W naszej reprezentacji jest inaczej. Wszyscy się cofają, więc zawodnik z piłką musi przebiec 50-70 metrów i na końcu takiego biegu nie ma już siły ani na wygranie pojedynku z obrońcą, ani na strzał.
Jak się czuje 21-letni chłopak z Piaseczna, który znalazł się w grupie 11 najlepszych polskich piłkarzy?
– Fantastycznie. Mój tata, który był napastnikiem i kapitanem drugoligowej Gwardii, odwiózł mnie na lotnisko, powiedział, że we mnie wierzy i że na pewno dam sobie radę. Lepiej się pracuje, czując wsparcie rodziców. Atmosfera w kadrze była znakomita, poznałem Artura Boruca i Ludo Obraniaka, który jest bardzo fajny i nie gwiazdorzy. Widać, że każdemu zależy na sukcesie, więc mam nadzieję, że te marzenia się spełnią, a ja do tego dołożę trochę od siebie.
Po drugie: wschód Niemiec bez futbolu. W Bundeslidze nie ma ani jednej drużyny z terenu byłej NRD. Z drugiej ligi spadły właśnie dwie – zauważa dzisiejsza Rzeczpospolita. Cytujemy:
Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku nie od razu dokonano połączenia lig piłkarskich. Po przystąpieniu wschodniego związku piłkarskiego do zachodniego DDR-Oberliga rozegrała jeszcze jeden pełny sezon (1990/91). Rozgrywki te stanowiły właściwie kwalifikacje do zjednoczonej Bundesligi. Mistrzem została Hansa Rostock, a do najwyższej klasy rozgrywkowej RFN dołączyło także Dynamo Drezno. Do 2. Bundesligi, podzielonej wówczas na dwie grupy, trafiły: Rot-Weiss Erfurt, Hallescher FC Chemie, Chemnitzer FC, FC Carl Zeiss Jena, 1. FC Lok Lipsk i Stahl Brandenburg. Co ciekawe, Hansa potraktowana została przez UEFA jeszcze jako mistrz osobnego kraju i mogła wystąpić w Pucharze Mistrzów. Odpadła już w pierwszej rundzie, a jej rywalem była FC Barcelona. Na Camp Nou Katalończycy wygrali 3:0, ale zawodnikom z Rostoku na pocieszenie pozostało pokonanie w rewanżu 1:0 późniejszego triumfatora rozgrywek. Pierwszy sezon w Bundeslidze zakończył się jednak dla byłych mistrzów NRD spadkiem. Wrócili w 1995 roku i utrzymywali się w niej przez dziesięć lat, a grali tam m.in. Sławomir Chałaśkiewicz i Sławomir Majak. Od spadku w 2005 roku klub nie może się jednak podnieść. Podobnie jak Dynamo Drezno (tam grał m.in. Andrzej Lesiak), które jednak pozostało w Bundeslidze do 1995 roku. Wtedy zajęło ostatnie miejsce, a z powodu organizacyjnego i finansowego chaosu nie otrzymało licencji nawet na grę w 2. Bundeslidze. Wylądowało więc na trzecim poziomie rozgrywek, a do elity już nie wróciło. Najwygodniejszym wytłumaczeniem kryzysu wschodnioniemieckiej piłki jest niedofinansowanie, ale kłopotem są też elementarne braki w zarządzaniu. „W wielu klubach władze nie rozumieją specyfiki piłki. Klubu nie można traktować jak zwykłego przedsiębiorstwa” – powiedział w rozmowie z „Die Zeit” Eduard Geyer, wieloletni trener wschodnich drużyn.
GAZETA WYBORCZA
Zapomnieliśmy w Polsce, na czym polega futbol. Harujemy, wylewamy hektolitry potu, wkładamy serducho, walczymy o honor i za orzełka, robimy wszystko, tylko nie gramy w piłkę. Strach przed porażką paraliżuje, wyrzekliśmy się kreowania i atakowania – pisze na łamach GW Dariusz Wołowski.
Kogo brakowało we wtorek w drużynie Adama Nawałki, kto zagra z Niemcami w eliminacjach Euro 2016? Trójki z Dortmundu i Kamila Glika. Kogo brakowało Joachimowi Loewowi z podstawowej jedenastki, która będzie grała na brazylijskim mundialu? Wszystkich. Niemcy nawet pobili ponad 100-letni rekord w wystawianiu debiutantów, było ich we wtorek 12. Widać, że z dwóch osłabionych drużyn mierzących się w Hamburgu zdecydowanie dalej od ideału odbiegali gospodarze. Była szansa na przełamanie złej passy meczów z Niemcami, a w jakim meczu o to grać, jeśli nie w takim? Tymczasem w pierwszej połowie polscy piłkarze zachowywali się jak na wyprawie do jaskini lwa, tyle że zatrzymali się w bezpiecznej odległości, przed wejściem. Walczyli, biegali, harowali, nie odstawiali nogi – wszystko na własnej połowie. Trener Rafał Ulatowski podkreśla, że bardzo podobało mu się wyjściowe ustawienie Adama Nawałki. Selekcjoner posłał na środek pomocy dwóch kreatywnych piłkarzy, Obraniaka i Klicha, oraz defensywnego Krychowiaka do asekuracji. Co z tego, skoro Klich z Obraniakiem wydeptywali trawę pod polskim polem karnym, nie mogąc przejąć piłki, by rozpocząć kontrę – ów sławetny polski oręż, który, jak podkreśla prezes Zbigniew Boniek, dał kadrze Antoniego Piechniczka medal mistrzostw świata, a graczom Widzewa półfinał Pucharu Europy. Właśnie w ten sposób Nawałka chciał ograć Niemców w Hamburgu. Wpuścić ich pod bramkę Boruca i wyprowadzić ataki w stylu Realu, oczywiście z zachowaniem proporcji. Ulatowski uważa jednak, że znacznie skuteczniejszy byłby wyższy pressing niż głębokie cofanie się pod swoje pole karne, bo kiedy piłkę odbierze się 30 m od bramki rywala, łatwiej go zaskoczyć, niż mając do pokonania 80 m. Nie tylko Peszko, ale żaden skrzydłowy na świecie nie wytrzyma biegania tak ogromnego dystansu na pełnej szybkości w każdej akcji. A już nigdy nie wyjdzie mu kontra, gdy partner trafia w jego piętę przy kluczowym podaniu albo podaje za plecy. Akcja traci tempo, przestaje być zaskakująca, kumpel z drużyny biega bez sensu i wścieka się na niechlujstwo podającego. Po czym za chwilę sam robi dokładnie to samo.
Tymczasem najzagorzalsi kibice manifestują jedność Ukrainy.
Napięta sytuacja na Ukrainie ma coraz większy wpływ na rozgrywki piłkarskie. Związek się zastanawiał, czy nie nakazać rozegrania ostatnich kolejek przy pustych trybunach, stanęło na zamknięciu dla kibiców finałowego meczu o puchar kraju. Zagrają w nim w czwartek dwie najlepsze drużyny: Szachtar Donieck i Dynamo Kijów. Dwaj najwięksi rywale mieli zmierzyć się w Charkowie. Ale po napaści prorosyjskich bojówek na fanów miejscowego Metalista i Dnipra Dniepropietrowsk postanowiono przenieść spotkanie do Lwowa. Od razu podniosły się głosy, że wybór faworyzuje zespół ze stolicy. Stąd finał w Połtawie, leżącej w środkowo-wschodniej części Ukrainy, ale przy pustych trybunach. Władze tłumaczyły to obawą przed zamachami terrorystycznymi i zamieszkami. Zakaz wzbudził protesty. „Parodia”, „Nonsens”, „Finał absurdu” – to tytuły z ukraińskich mediów. Ihar Surkis, prezydent Dynama, przypomniał, że najbardziej fanatyczni kibice wszystkich klubów już dawno „zakopali topór wojenny” i najmocniej opowiadają się za jednością Ukrainy. Przypomniał, że rozegrany miesiąc temu mecz jego drużyny z Szachtarem w Kijowie był imponującą manifestacją fanów na rzecz niepodzielności kraju. Podczas hymnu trybuny były niebiesko-żółte, z kartonów utworzono Tryzub, herb Ukrainy. – Taką decyzją przyznajemy się do bezsilności – mówił Surkis. Szefowie federacji bronili się jednak, że zamknięcie trybun rekomendowało ministerstwo spraw wewnętrznych. Argumentem dla MSW są tragiczne wydarzenia z udziałem kibiców w Charkowie (kilkudziesięciu rannych) i w Odessie, gdzie na manifestujących wspólnie fanów Czornomorcia i Metalista napadła niewielka grupa separatystów uzbrojonych w broń palną. W rewanżu kibice zaatakowali dom związków zawodowych, gdzie schronili się agresorzy. Doszło do pożaru i wybuchu zgromadzonych w środku materiałów wybuchowych.
W Gazecie Stołecznej można z kolei przeczytać o Dolcanie Ząbki. Zajmują trzecie miejsce w tabeli, pytają WOSiR o grę przy Konwiktorskiej, mają trenera z ekstraklasowymi ambicjami i najlepszego strzelca pierwszej ligi. – Finansowo i infrastrukturalnie będziemy gotowi na przyjęcie ekstraklasy – zapowiadają.
Dolcan, klub z podwarszawskich, 30-tysięcznych Ząbek, już w minionym sezonie mieszał w czołówce pierwszej ligi. Po 25 kolejkach drużyna trenera Roberta Podolińskiego zajmowała czwarte miejsce z realnymi szansami na awans do ekstraklasy. Ale w ostatnich dziewięciu spotkaniach ząbkowanie wygrali zaledwie dwa mecze, w sumie zdobyli tylko osiem punktów. Sezon 2012/13 ostatecznie skończyli na siódmym miejscu. Można się było zastanawiać – może nie chcieli walczyć o awans, bo nie byli gotowi na ekstraklasę? W tym sezonie sytuacja w tabeli jest podobna. Na pięć kolejek przed końcem rozgrywek klub z Ząbek jest trzeci. Drużyna Podolińskiego ma o sześć punktów mniej od prowadzącego GKS Bełchatów i trzy od drugiego Górnika Łęczna. – Jeśli chodzi o konkretną lokatę w tabeli na koniec sezonu, to celem jest minimum siódme miejsce, choć oczywiście celujemy wyżej – mówił przed rozpoczęciem rundy wiosennej Podoliński. Teraz dodaje: – Nasze cele się nie zmieniły, bo przecież szósta, piąta, czy czwarta lokata też będą progresem. Ale terminarz daje szansę, by Dolcan mierzył wyżej. Drużyna z Ząbek trzy z pięciu pozostałych meczów zagra przed własną publicznością. W najbliższą sobotę przyjedzie do niej 17. w tabeli Energetyk ROW Rybnik, a cztery dni później – lider z Bełchatowa. Potem Dolcan zagra na wyjeździe Kolejarzem Stróże (14. miejsce) i u siebie z Puszczą Niepołomice (12. miejsce). Sezon ząbkowianie zakończą siódmego czerwca w Chojnicach, gdzie zmierzą się z miejscową Chojniczanką (11. miejsce). – To nie będą łatwe mecze, a tabela nie jest odpowiednim wyznacznikiem tego, co nas czeka – stanowczo podkreśla Podoliński. – Energetyk w dwóch meczach z Arką i Bełchatowem zdobył cztery punkty. Stróże to bardzo trudny teren dla każdej drużyny, Puszcza zagra z nami o życie, a Chojniczanka dopiero w poprzedniej kolejce przegrała pierwszy raz od ponad sześciu tygodni..
SPORT
Górnik spasował.
Ale na początku wciąż temat reprezentacji i meczu z Niemcami. Wypowiada się Jerzy Dudek.
Czy debiut Thiago Cionka można uznać za udany?
– Na pewno trzeba dalej szukać, bo pozycja stopera jest niezwykle ważna dla całego zespołu. Cionek natomiast nie zrobił niczego, co mogłoby go skompromitować lub co zdyskredytowało go przed następnym powołaniem. Jednak w tym meczu sprawiał wrażenie zbyt silnego, ale za wolnego i mało dynamicznego.
Czy któryś z Polaków przekonał pana, że powinien mieć stałe miejsce w reprezentacji?
– Na podstawie takiego meczu na pewno nie powinno się wyciągać daleko idących wniosków. Jeśli jednak miałbym kogokolwiek wyróżnić to na pewno Maciej Rybus zasługuje, aby dostawać szanse w kolejnych spotkaniach. Z kolei Mateusz Klich nadaje pewnej dynamiki tej reprezentacji. Wszyscy jednak wiemy, jak to wygląda, kiedy nasz zespół gra przeciwko silnemu rywalowi.
Do tego mamy jeszcze kilka innych komentarzy i adnotację pt. „Śmiechu warte?” – o tym jak krytycznie przedwczorajszy mecz oceniły niemieckie media. Wszystkie gazety narzekają na bezsens i nudę.
Później trochę tematów ligowych.
Liga dla wszystkich, puchary z łapanki. Jacek Bednarz, prezesujący Wiśle, która nie dostała licencji na grę w Europie mówi, że klub poprosi o uzasadnienie, a następnie odwoła się od decyzji. Podobną apelację zapowiadają w Chorzowie. Górnik, Ruch i Wisła zostały objęte nadzorem finansowym. Na dwa pierwsze kluby nałożono też ograniczenie wysokości zarobków. Generalnie, dowiemy się z tego tekstu mniej więcej tyle, co z oficjalnych komunikatów Komisji ds. Licencji Klubowych. Może ktoś jeszcze nie zna…
Sport powołuje się na Weszlo.com pisząc o Mateuszu Szwochu. Zajmuje się też zabrzańskimi niewypałami, które kosztowały klub 1,5 miliona złotych. Chodzi o Paula Thomika i Idana Shirkiego. W artykule mamy zresztą jeszcze kilka innych transferowych przykładów wyrzucania kasy w błoto.
Idan Shriki (Izrael)
Trafił do Zabrza jako kandydat na gwiazdę ligi. W lidze izraelskiej strzelał sporo goli. W Górniku? Nie zagrał nawet raz. Zaledwie pięć razy pojawił się w Młodej Ekstraklasie. Trener Nawałka miał inne wymagania, a Shriki ich nie spełniał. Za mało walczył, nie wracał do defensywy, więc szybko został skreślony. Kosztował klub jednak sporo, w sumie około 500 tysięcy złotych (podpis, prowizja, pensja), które zabrzanie zapłacili przez kilka lat. Piłkarz wiosną 2013 roku strzelił dla Maccabi Petach 10 goli w 18 meczach.
Z klubu odszedł tymczasem Boris Pandza. Teraz mówi tak:
– Powiedzmy sobie szczerze, pieniądze są motorem napędowym napędzającym całą tę sportową machinę. Tak jest w każdej dyscyplinie czy w każdym zespole. W Górniku nie jest pod tym względem dobrze, skoro zaległości są kilkumiesięczne. Przecież piłkarze też mają swoje rodziny, dzieci, wydatki. To, że się nie płaci, rzutuje na wyniki. Przyznam, że po raz pierwszy spotkałem się z taką sytuacją. Ani wcześniej w Hajduku Split, a tym bardziej w Belgii w Mechelen takich problemów nie doświadczyłem.
SUPER EXPRESS
W Super Expressie dwa wiodące materiały piłkarskie. Najpierw rozmowa z Thiago Cionkiem.
Miałeś chrzest w reprezentacji? Poznałeś się z kolegami z kadry?
– Nie miałem, bo na tak krótkim zgrupowaniu nie było na to czasu. Chcieliśmy te kilka dni razem wykorzystać jak najlepiej. Poznałem się lepiej z Łukaszem Szukałą, bo razem dotarliśmy na lotnisko, przylatując do Niemiec, więc dużo mi pomagał.
W obronie popisali się Sławomir Peszko i Maciej Rybus, którzy wybili piłkę z linii bramkowej. Ty za to mogłeś błysnąć w ofensywie, bo strzelałeś głową po jednym z rzutów rożnych.
– Dobrze, że koledzy byli w odpowiednim momencie tam, gdzie ich potrzebowaliśmy. Tak powinna grać drużyna, jeden asekuruje drugiego. Ja miałem swoją sytuację i szkoda, że nie trafiłem dokładniej w piłkę. Fajnie byłoby wygrać i zapisać swoje nazwisko w historii, ale gdy nie uda się zwyciężyć, trzeba szanować remis.
Selekcjoner określił twoje miejsce w drużynie i mówił o następnych powołaniach?
– Postawił sprawę jasno. Powiedział, że szuka czwartego środkowego obrońcy. A na następne powołania muszę zasłużyć jak każdy – grając dobrze i regularnie w klubie.
Niestety nuda.
Dariusz Łatka twierdzi z kolei, że… przypięto mu łatkę brutala. Choć fakty mówią, że popełnił w tym sezonie 90 fauli. To zdecydowanie najczęściej łamiący przepisy piłkarz w Ekstraklasie.
– Słyszałem, że mam najwięcej fauli w lidze i prowadzę z dużą przewagą. Cóż, przynajmniej jedną klasyfikację w tym sezonie wygram – puszcza oko w rozmowie z „Super Expressem” Łatka, który drugiego w klasyfikacji Łukasza Trałkę (30 l.) z Lecha wyprzedza aż o 13 fauli. – To pokazuje, że najczęściej faulują defensywni pomocnicy. Czy przypięto mi przysłowiową łatkę brutala? Trochę tak jest. Kilka razy sędziowie karali mnie kartkami tylko dlatego, że mam złą opinię. Od razu po pierwszym faulu. Na Ruchu Chorzów dostałem „żółtko”, bo za długo zbierałem się do wykonywania wolnego, a na Widzewie – bo zapytałem, czy rzut rożny mamy wykonywać „na gwizdek”. Z kolei jak graliśmy z Wisłą, obejrzałem kartkę za próbę wymuszenia rzutu karnego – wylicza. Poza boiskiem Łatka to spokojny, łagodny człowiek, ale kiedy wybiegnie na murawę – nie przepuści żadnemu rywalowi. Fauluje często, ale jak twierdzi, nie są to złośliwe przewinienia, nie mają na celu zrobienia krzywdy rywalowi. – Chyba nikt po meczach z Podbeskidziem nie narzeka, że mu coś złego zrobiłem. Lubię ostrą grę, trzeba walczyć o swoje, ale też szanuję zdrowie przeciwnika. Na treningach również gram ostro, czasami jednak odpuszczam kolegom. Potrzebuję ich, przecież musimy utrzymać Ekstraklasę w Bielsku-Białej – żartuje.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na koniec zostaje nam PS.
Cionka i Nawałkę cytowaliśmy już z Faktu, ale przyda się jeszcze jeden fragment.
Arkadiusz Milik potrzebował reprezentacji, żeby po blisko dwóch miesiącach zagrać w normalnym meczu. To przykre i przerażające.
– Trzeba patrzeć na to z dystansem. Wiosnę zaczął w dobrym stylu, jesienną grą w młodzieżówce zasłużył na szansę. To nie jest tak, że się nie rozwija, że zrobił kilka kroków wstecz. Po prostu ostatni okres, dwa miesiące, miał w klubie trudny. Wiadomo, jaka jest sytuacja Arka w Augsburgu. Został wypożyczony, a po sezonie niezależnie od tego, jak będzie grał, wróci do Bayeru Leverkusen. Na Zachodzie jest bezwzględność – jeśli mają dwóch równorzędnych piłkarzy, to stawiają na tych, którzy są w klubie na stałe, a nie na wypożyczeniu. Miejmy nadzieję, że po przejściu do Ajaksu Amsterdam jego sytuacja zacznie wyglądać inaczej.
Radził się pana w kwestii transferu do Holandii?
– Tak. Dzwonił do mnie. Podoba mi się ten pomysł. Tam będzie miał rytm meczowy. Gdyby coś było nie tak, złapałby kontuzję albo słabszą formę, to jest zabezpieczenie, bo rezerwy grają w II lidze, a nie gdzieś niżej, więc na solidnym poziomie. Mentalnie jest dobrze nastawiony. Jak na jego 20 lat to dojrzały człowiek. Jeden z ciekawszych młodych zawodników w Europie na swojej pozycji. Pod względem statystyk – najlepszy (Milik jest liderem klasyfikacji strzelców el. ME U-21 – przyp. red.).
Rozmawiamy o napastnikach, a pana drużyna w czterech z sześciu meczów nie strzeliła gola, z Robertem Lewandowskim w składzie czy bez niego. Tylko na wycieczce w Emiratach zdobywaliśmy bramki. To jest problem.
– Oczywiście. Zdajemy sobie sprawę z braków. Wiemy, nad czym pracować. Organizacja gry w ofensywie to najtrudniejszy element do poprawy, formację obronną można szybciej doskonalić i już to u nas widać. Potrzebujemy czasu i optymalnego składu. Robert nie grał ze Szkocją, nie grał z Niemcami, a wiemy, co znaczy dla kadry. Ale to nie jest usprawiedliwienie. Bez niego też musimy wypracować system i sposób gry, by zacząć strzelać gole. Mamy mało czasu, spotykamy się na jednym czy dwóch treningach, właściwie rozruchach przedmeczowych. Przed Litwą i Gibraltarem będzie więcej czasu i na pewno to wykorzystamy.
Z większych materiałów możemy przytoczyć rozmowę z Jackiem Zioberem, który apeluje do selekcjonera, by ten w końcu się zdecydował na kogo zamierza w kadrze stawiać.
Jakie wnioski możemy wyciągnąć po meczu reprezentacji Polski z Niemcami?
– Jeden podstawowy – wiemy, że nic nie wiemy. Adam Nawałka też nie ma szans na wyciągnięcie żadnych wniosków po spotkaniu z głębokimi rezerwami Niemiec. Krew mnie zalewała, kiedy nasi się cofnęli i dali zamknąć na własnej połowie. Może nam brakować umiejętności, ale nie powinno ambicji, zawziętości, zaangażowania. Czego my się boimy? Siódmego składu Niemców? To co zrobimy, jak wyjdzie na nas poważny zespół.
Polacy mieli kłopot nawet z elementem, który do tej pory był ich najgroźniejszą bronią – kontrami.
– Pełno było niechlujstwa, niedokładnych podań przy szybkim wyprowadzaniu piłki. O utrzymaniu się przy niej nie mówię, bo to już w ogóle wyższa szkoła. Gdybyśmy obu drużynom przyznawali po punkcie za dziesięć wymienionych podań, nasza reprezentacja nie dostałaby żadnego. A mecz był toczony w tak szalonym tempie, że bramkarze spokojnie mogliby rozłożyć leżanki w polu karnym, zapalić cygaro i się wachlować. Niemcom zagroziliśmy dwa razy, mówię o strzale barkiem Thiago Cionka i uderzeniu Mateusza Klicha, które można było durszlakiem złapać.
Oczy polskich kibiców były zwrócone na Thiago Cionka. Reprezentacja będzie miała z niego pożytek?
Nie spodobało mi się, co Nawałka powiedział o nim przed meczem. Ł»e nie zmieni oblicza polskiej reprezentacji, żeby dużo się po nim nie spodziewać, bo nie jest kreatywny. Z góry założył, że niewiele wniesie, więc się pytam – po co go powołał? Cionek pokazał, że jest solidnym zawodnikiem. Potrafi się ustawić, przeciąć akcję, dobrze przewiduje. Teraz chciałbym go zobaczyć w podstawowym składzie reprezentacji, a nie w jej rezerwach. Wszyscy wokół mówią, że jesteśmy w stanie poszukiwań. Czekam cierpliwie, kiedy Nawałka powie „stop” eksperymentom. Zbliżają się eliminacje, a my nic tylko szukamy i szukamy.
Z mniejszych rzeczy – najpierw Renan do Legii (cytowaliśmy wyżej z Faktu). Później koniec przygody Manuela Arboledy z Lechem Poznań. Latem odejdzie najlepiej zarabiający piłkarz w Ekstraklasie.
– Poinformowaliśmy piłkarza o tym, że nie przedłużymy z nim wygasającego kontraktu – mówi Piotr Rutkowski, wiceprezes klubu. – Dziękujemy mu za wszystko, co zrobił dla Kolejorza, i życzymy kolejnych sukcesów. – Manuela należy docenić za pełen profesjonalizm, który prezentował od samego początku naszej współpracy – mówi trener Mariusz Rumak. – W Lechu jednak następuje teraz zmiana pokoleń. To naturalny proces dla każdego klubu. Dzisiaj po południu klamka ostatecznie zapadła w przypadku Latynosa. Jeśli chodzi o środek obrony, to poznaniacy nie będą mieli w nowym sezonie problemów, bo do dyspozycji trenerów będą Paulus Arajuuri, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński (wiele wskazuje na to, że nie odejdzie, choć ma zielone światło na transfer) i młody, utalentowany Jan Bednarek. A gdyby była potrzeba, na pozycji stopera może zagrać też wracający do zdrowia Kebba Ceesay. Manuel Arboleda spędził w Lechu 6 lat. Przyszedł latem 2008 roku z Zagłębia Lubin, choć oficjalnie kupiony został z kolumbijskiego CD Tolima za 450 tys. euro. Od początku stał się ulubieńcem większości poznańskich kibiców. Twarda, nieustępliwa gra podobała się fanom. W 2009 r. wywalczył z Kolejorzem Puchar Polski, a rok później mistrzostwo kraju. Jego gol przeciwko Dnipro Dniepropietrowsk dał poznaniakom awans do fazy grupowej Ligi Europy. W niej lechici świetnie radzili sobie z Manchesterem City, Juventusem Turyn oraz Red Bullem Salzburg. Kapitalnie grał wówczas również Arboleda i w Poznaniu była ogromna presja, żeby porozumieć się z nim w sprawie nowego kontraktu.
PS porusza także temat Piotra Stokowca, który przejął Zagłębie mając… ważną umowę z Jagiellonią.
Nowy szkoleniowiec Miedziowych rozstał się z Jagiellonią 7 kwietnia, jednak tylko w teorii. W praktyce jego kontrakt z podlaskim klubem cały czas obowiązywał. – Od 7 kwietnia w naszym biurze leżała niepodpisana przez trenera Stokowca ugoda, dotycząca rozwiązania jego umowy. Stąd jego kontrakt z naszym klubem jest cały czas ważny – mówi nam dyrektor zarządzająca Jagiellonii Agnieszka Syczewska. – Trener faktycznie ma ważną umowę. Nie będziemy jednak robili żadnych problemów zarówno jemu, jaki i Zagłębiu – zapewniał prezes klubu z Podlasia Cezary Kulesza. Dlaczego Stokowiec tak długo nie podpisywał porozumienia o rozwiązaniu umowy? Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o pieniądze, które Jagiellonia powinna mu wypłacić do końca kontraktu, czyli do końca czerwca. Trener chciał całość kontraktu, klub planował zapłacić tylko część wynagrodzenia. – W tej sprawie nic więcej nie mogę powiedzieć. Właśnie dostaliśmy pismo o rozwiązaniu umowy trenera Stokowca. Tak więc sprawa się rozwiązała – oświadczyła Syczewska.
Czyli afery jednak nie ma.

ANGLIA: Giggs asystentem Van Gaala?
Według źródeł angielskiej prasy Ryan Giggs miałby zostać asystentem Loisa Van Gaala. Walijczyk waha się, bo bez trudu mógłby znaleźć zatrudnienie w Championship albo słabszych klubach Premiership, jednak pod skrzydłami Holendra mógłby dalej zbierać trenerskie szlify, by kiedyś znowu spróbować sił jako pierwszy trener Man Utd. „Daily Express” wylicza wartość Premiership, a suma zamknęła się na astronomicznej sumie 1.563.117.350 funtów. Tyle łącznie miała zarobić liga na kontraktach telewizyjnych na całym świecie, umowach sponsorskich itd. W „Sun” promowana jest książka Venablesa. Najciekawsze fragmenty? Na czołówce dwie zajawki: „Gazza powiedział mi, że chce umrzeć” oraz „Arsenal zaproponował mi pracę menadżera”.
HISZPANIA
W Hiszpanii dzisiaj przede wszystkim wszyscy roztrząsają na czynniki pierwsze wczorajszą wygraną Sevilli. Już wiadomo więc, że w tym roku niepodzielnie w Europie króluję Hiszpanie, wygrali Ligę Europy, za chwilę któryś ze stołecznych klubów wygra Ligę Mistrzów. Wspomina się też słynną klątkę Guttmana, o której pisaliśmy również wczoraj w artykule pomeczowym.
WŁOCHY: Ultimatum dla Conte
Coraz ciekawsza sytuacja z Conte w Juventusie. Podobno trener „Starej Damy” dostał ultimatum i ma w przeciągu kilku dni dać ostateczną decyzję odnośnie tego jak widzi swoją przyszłość. Sprawa wygląda poważnie, włoska prasa już zastanawia się wręcz kto mógłby go zastąpić. Owszem, Conte to priorytet, ale są przygotowani na inne scenariusze, najbliżej im ponoć do Montelli i Spallettiego. Podobnie obecnie w Milanie, gdzie Seedorfa mógłby zastąpić także ktoś z tego duetu, mówi się też o Donadonim. Balotelli z kolei zabawić się nieźle w nocnym klubie – według „Tuttosport” wdał się w awanturę.






















