To nie jest liga dla starych ludzi? Przeciwnie…

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2014, 17:38 • 5 min czytania

Ciągle stanowią silną grupę, nie zamierzają odpuszczać i, idąc jeszcze dalej, bawią się w Ekstraklasie w najlepsze. Born in the `70, czyli piłkarze 34-letni i starsi, wciąż decydują o obliczu wielu polskich klubów. Zamiast się zwijać, grają świetne sezony, a niektórzy – jak Radosław Sobolewski – wykręcają najlepsze statystyki w karierze. Większość rozkwita na nowo, przeżywa drugą lub trzecią młodość, co niestety nie świadczy najlepiej o pokoleniu następców. Postanowiliśmy przyjrzeć się, jak Ekstraklasa prezentuje się pod tym względem na tle najsilniejszych lig świata – hiszpańskiej, angielskiej i niemieckiej. Niestety wnioski nie są zbyt optymistyczne.
Ł»eby jakiekolwiek porównania miały sens, musieliśmy skupić się na graczach z pola. Dlaczego? W niektórych ligach bardzo ceni się wiekowych bramkarzy, najczęściej pełniących rolę rezerwowych. Taka Premier League jest pełna grzejących ławę Schwarzerów, Friedeli i Jaaskelainenów, co z pewnością znacząco zafałszowałoby obraz sytuacji. Jeśli chodzi o graczy robiących kilometry na boisku, czyli obrońców, pomocników i napastników – już tak różowo nie jest.

To nie jest liga dla starych ludzi? Przeciwnie…
Reklama

By grubo po trzydziestce grać na najwyższym poziomie w Anglii, trzeba prezentować naprawdę wysoki poziom. Dość napisać, że w dwudziestu klubach Premier League, z których większość ma bardzo szerokie kadry, w tym sezonie zagrało tylko czternastu piłkarzy urodzonych w latach ‘70, a wśród nich takie nazwiska jak Giggs, Ferdinand, Anelka, Duff czy Bellamy. W Primera Division, gdzie gra taka sama liczba zespołów, mamy tylko trzynastu wiekowych zawodników, a w 18-drużynowej Bundeslidze zaledwie jedenastu. Rzecz jasna upływ czasu najmniej widoczny jest w Ekstraklasie, gdzie w wąskich kadrach szesnastu klubów można znaleźć aż siedemnastu starszych piłkarzy.

Różnica nie wydaje się specjalnie duża, ale perspektywa nieco się zmienia, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę występów. Jak do tej pory Głowacki, Sobolewski i spółka zagrali w Ekstraklasie prawie 400 spotkań, a ich koledzy z Anglii niecałe 250 (Hiszpania – 239, Niemcy – 203). Jeszcze dobitniej o różnicy świadczą minuty spędzone na boisku. Nasi wiekowi piłkarze w tym sezonie zagrali już przeszło 528 godzin, czyli ponad dwa razy więcej niż ich odpowiednicy z Niemiec. Dorobek bramkowy też zdecydowanie przemawia za Ekstraklasą – nasi najbardziej doświadczeni ligowcy wypracowali łącznie aż 70 goli. A przecież przed nami jeszcze cztery kolejki…

Reklama

Z liczb jasno wynika, że w Ekstraklasie piłkarze urodzeni w latach `70 pełnią znacznie ważniejsze role, często tworzą kręgosłup drużyny i są zdecydowanie mocniej eksploatowani. W tym sezonie do tysiąca minut spędzonych na boisku nie zbliżył się tylko Marek Saganowski, który przez dłuższy czas leczył kontuzję. Podstawowymi piłkarzami swoich drużyn są Malinowski, Surma, Zieńczuk, Głowacki, R. Sobolewski, فawa, Vasconcelos, Stano, P. Sobolewski, Sokołowski, فatka i Kaczmarek. Większość tych piłkarzy stanowi o sile swoich drużyn. Można z nich stworzyć bardzo silną jedenastkę, która mogłaby powalczyć z każdym ekstraklasowym przeciwnikiem. Nie wierzycie? Zajrzeliśmy w nasze noty, gdzie – przypomnijmy – utrzymanie średniej 5,00 jest osiągalne dla nielicznych asów (TOP 10 poszczególnych pozycji po 30. kolejce tutaj). Spora część łapie się w TOP 10 ligi w swoich formacjach. Głowacki i Sobolewski to jedni z najlepszych na swoich pozycjach.

Jeżeli przyjrzymy się bliżej ligom w Hiszpanii i Anglii, znajdziemy niewielu zawodników urodzonych w latach ’70, którzy prowadzą swoje kluby do sukcesów. W dziesięciu drużynach górnej połówki tabeli La Liga grało, a raczej grywało tylko czterech takich piłkarzy – Puyol (Barcelona), Farinos (Villarreal), Bermejo (Celta) i Juanfran (Levante). W Premier League podobnie, też mamy w czołówce tylko czwórkę – Lampard (Chelsea), Distin (Everton), Ferdinand i Giggs (obaj United). Z kolei w grupie mistrzowskiej Ekstraklasy występuje aż dwunastu wiekowych gości, którzy łącznie zdobyli 33 gole i zaliczyli 14 asyst. Analogiczny bilans w Anglii to 6/5, a w Hiszpanii 1/2. Innymi słowy – w najsilniejszych ligach świata nieobecność najstarszych zawodników nie wpłynęłaby specjalnie na układ sił.

W Polsce ich brak wywróciłby wszystko do góry nogami.

Gdzie byłby dziś Górnik bez siedmiu trafień Sobolewskiego? Jak wyglądałaby gra Ruchu bez Malinowskiego, Zieńczuka i Surmy? Jak prezentowałaby się obrona Wisły bez Głowackiego? Chociaż nie, akurat na to pytanie wszyscy znamy odpowiedź. Nawet Marek Saganowski, który zagrał tylko w ośmiu meczach tego sezonu, brał czynny udział w siedmiu trafieniach Legii i swoją grą dał drużynie kilka punktów. Jedno wydaje się pewne – w Polsce wciąż bardzo wiele zależy od zdrowia i dyspozycji najbardziej doświadczonych graczy.

Inna ciekawa sprawa to ilość graczy ofensywnych, którzy mają grubo ponad trzydzieści lat na karku. Jeżeli chodzi o pomocników i napastników, to w Anglii mamy ośmiu takich graczy, w Hiszpanii siedmiu, a w Niemczech tylko trzech. Wiadomo – im bliżej bramki przeciwnika, tym więcej trzeba biegać, więcej pracować na boisku, szybciej wracać. Wydaje się jednak, że w Ekstraklasie za bardzo nie przejmują się takim stereotypowym myśleniem. Aż dwunastu na siedemnastu najstarszych piłkarzy to zawodnicy środka pola bądź ataku. W naszej lidze zawodnik grubo po trzydziestce specjalnie nie odstaje fizycznie od dwudziestolatka, więc jest w stanie poradzić sobie na każdej pozycji. Nie musi grać na alibi, nie musi sprytnie się ustawiać i oszczędzać na boisku. Jak przyjdzie co do czego, ma dużą szansę wygrać biegowy pojedynek z młodszym kolegą.

Jakby nie patrzeć, liczba zawodników urodzonych w latach ’70, ich gra oraz dorobek bramkowy nie świadczą najlepiej o poziomie naszej ligi. Wymowne, że dziś błyszczą ludzie, którzy w przeciągu całej kariery specjalnie się nie wyróżniali, jak Marek Sokołowski. Poziom Ekstraklasy leci na łeb na szyję, a piłkarze pamiętający dawne czasy najbardziej na tym zyskują. Ilu jest w Polsce stoperów lepszych niż Głowacki? Ilu pomocników grających lepiej od Sobolewskiego? O ilu napastnikach można z ręką na sercu powiedzieć, że zdecydowanie przewyższają Saganowskiego? Znamienne, że ci najstarsi często są też najlepsi. Dlaczego mieliby kończyć karierę, skoro robią w tej lidze co chcą?

MICHAف SADOMSKI


Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama