Najwyższa chyba pora powitać pierwszego spadkowicza – Widzew. Szkoda tylko, że takie rzeczy dzieją się w takich okolicznościach. Okolicznościach, które są co najmniej mocno kontrowersyjne, bo moglibyśmy usiąść i mocno o podyktowaną w samej końcówce meczu jedenastkę się kłócić. Albo napiszemy wprost: rzut karny został podyktowany niesłusznie, a decyzja Tomasza Musiała wypaczyła wynik…
Tej dyskusji nie powinno dziś w ogóle być. Ale, niestety, będzie i być musi. Sędzia Musiał odgwizdał dziś zagranie ręką Pereza i zarządził rzut karny, który ma spore znaczenie dla wyglądu tabeli. Takie, że jedna z drużyn jest w pierwszej lidze już nie tylko jedną nogą, ale dokłada właśnie do niej i drugą.
Napisać, że to nie był wybitny mecz, to nic nie napisać. ٹle się patrzyło na obie drużyny, chwilami bolały aż zęby. Dobrego nosa mieli kibice, którzy zostali w domach albo po prostu robili cokolwiek innego (na stadion przyszło delikatnie ponad pięć tysięcy ludzi). Zbyt wiele było tutaj walki i przepychanek, a za mało samego futbolu. Widzew, długimi momentami przestraszony, miał problem, żeby przy piłce się utrzymać i spokojnie skonstruować akcję. Śląsk, jeśli coś już konstruował, to nie potrafił postawić kropki nad „i”. Jeszcze w pierwszej połowie piłkę z linii bramkowej wybijał głową Augustyniak i trzykrotnie Wolański. Raz, gdy z rzutu rożnego… uderzał Mila i raz, gdy głową uderzał Flavio Paixao, a dobijać próbował Hateley. To była interwencja na samym początku meczu – interwencja podwójna, klasy światowej. Bramkarz Widzewa pokazał, że dziś pokonać go będzie cholernie ciężko.
No chyba, że z rzutu karnego. Patejuk nawinął Mrozińskiego, nawinął Pereza, oddał strzał, który odbił nogą Nowak i piłka trafiła w rękę podnoszącego się Pereza. Trafiła zupełnie przypadkowo w naturalnie ułożą rękę, bez żadnego ruchu w kierunku futbolówki, a z ruchem, by tego kontaktu uniknąć. Dla Marco Paixao, który zdobył właśnie 18. gola w lidze, to był idealny prezent…
Pisaliśmy w zapowiedzi przedmeczowej o zależności Śląska od Paixao i Widzewa – od Eduardsa Visnakovsa. Portugalczyk strzelał gole w ośmiu z ostatnich dwunastu meczów, a Łotysz… W pierwszej połowie miał świetną okazję, kiedy mógł i odgrywać do Cetnarskiego, i załadować do siatki – uderzył obok, chwilę potem kompletnie bezsensownie wycofał piłkę przed pole karne, gdzie czekał nikt. No i wisienka (ha, pasuje idealnie!) na torcie: zagranie z lewej strony boiska do „Wiśni”, który ma pustą bramkę, dokłada nogę i piłka leci w zupełnie przeciwnym kierunku. Ale które to już tego typu pudło tego gościa?
Śląsk może odetchnąć, bo wygrał ważny mecz i dziś ze spokojem spogląda w tabelę. Widzewowi potrzebny jest cud, ale wiedząc, że do końca sezonu zostały cztery kolejki, a strata do bezpiecznego miejsca wynosi pięć punktów (sześć – bo każdego trzeba wyprzedzić), mało kto w niego wierzy.
