Jednym z najbardziej efektywnych zawodników w lidze jest bez wątpienia Gergo Lovrencsics. Gdybyśmy jednak mieli połączyć efektywność z efektownością, to Węgier nie ma sobie równych. Jak nie odpali petardy z prostego podbicia, to zakręci piłkę tak, że tylko patrzeć z rozdziawioną gębą i podziwiać. Nikt w ekstraklasie nie ma takiego „zewniaka”, jak pomocnik „Kolejorza”. Dzisiaj znowu dał popis, że głowa mała. Już bramka na 1:0 była piękna, ale ta na 2:1 to urodą może konkurować ze wszystkimi trafieniami, jakie w ten weekend padły w Europie.
Ktoś powie: i tak najładniejszą bramkę w meczu Lech – Górnik zdobył Radosław Sobolewski! Niebywałe uderzenie, zgoda. Piłka pofrunęła, jakby za jej lot odpowiedzialny był sam Gareth Bale. Ale jak dla nas najładniejsza była jednak akcja Lovrecsicsa, ten cały rajd sfinalizowany w sposób tak nieszablonowy, że przeprowadzić mógł go tylko ten jeden zawodnik w lidze.
Czapki z głów, panie Gergo. Kłaniamy się w pas i prosimy o jeszcze. Tylko nie za często, bo ktoś pana z tej ligi wykupi i będziemy skazani na samych skrzydłowych ojamopodobnych.
Lech nie odpuszcza Legii, ciągle wywiera presję i czeka na potknięcie lidera. Poznaniacy robią wszystko, by przed ostatnią kolejką zmniejszyć stratę do dwóch punktów i powalczyć na Łazienkowskiej o pełną pulę. Na razie nie mogą doczekać się jakiejś większej wpadki zespołu Henninga Berga, ale robią, ile mogą. Jedna porażka Legii i jeszcze możemy mieć w tym sezonie emocje – oczywiście przy założeniu, że „Kolejorz” utrzyma tempo. Bo czy jest możliwe, że w całym 2014 roku – aż do ostatniej kolejki, która będzie finałem finałów – legioniści nie przegrają ani razu?
Dzisiaj Górnik naprawdę się starał, by popsuć plany Lechowi, przeprowadził sporo natarć, wywalczył mnóstwo stałych fragmentów gry, ale koniec końców przegrał i nie ma prawa narzekać, bo to w sumie cud, że Lech nie wbił większej liczby bramek. Sytuacja, jaką zmarnował Karol Linetty, będzie się temu chłopakowi śniła po nocach, a i Szymon Pawłowski miał obowiązek trafić do siatki.

W następnej kolejce Lech jedzie do Gdańska na spotkanie z Lechią. Lechia dzisiaj zaskoczyła wiele osób, zwyciężając w Szczecinie, po akcjach dwóch zawodników Tereka Grozny – Makuszewskiego i Sadajewa. Ten pierwszy uciekał Dąbrowskiemu z taką łatwością, jak w kreskówkach struś pędziwiatr wrednemu kojotowi. Przy pierwszej bramce chyba nawet chciał jeszcze komuś podać, ale że nie było chętnych, to trochę od niechcenia strzelił sam. Później już zagrał do brodatego Czeczena, który wreszcie zdobył gola w naszej lidze. I dobrze: nie jest to aż tak fatalny zawodnik, by kończyć sezon z zerowym dorobkiem.
Podkreślić też należy fantastyczną dyspozycję Mateusza Bąka, ponieważ jego interwencja po strzale głową Dąbrowskiego to była absolutnie klasa światowa. Bąk sprawia wrażenie coraz, coraz lepszego i aż trochę żal, że za moment pewnie za darmo miejsce między słupkami Lechii dostanie Dariusz Trela (przynajmniej w pierwszej fazie).
Pogoń w grupie mistrzowskiej jeszcze nie wygrała, po trzech seriach ma bilans: remis i dwie porażki, w bramkach 2-9. Zwłaszcza ostatnie dwa spotkania bolą, przerżnięte łącznie w stosunku 0:7. Jak patrzymy na to, co dzieje się za plecami Legii i Lecha, to aż strach, że mamy tyle miejsc w europejskich pucharach. Gdybyśmy się jednego zrzekli, to żadna krzywda.
Największym dziwactwem dnia było jednak spotkanie Cracovii z Piastem.
Jak wiadomo, działacze Piasta dążą do samounicestwienia i regularnie podejmują coraz bardziej idiotyczne decyzje, wpędzając klub w coraz większe tarapaty. Ale że los to figlarz, a polska liga bywa całkowicie nielogicznie, to dzisiaj zatrudnienie turysty z Malediwów w roli trenera turystów z Półwyspu Iberyjskiego nagle zyskało uznanie w oczach co głupszych laików. Senor Angel pojawił się na stadionie, ku swojemu zdumieniu obejrzał, jak jego zespół zdobywa pięć goli i z uznaniem pokiwał głową. Jego wpływ na przebieg spotkania był mniej więcej taki jak wpływ przelatujących nad stadionem gołębi. Będziemy się przyglądali temu gliwickiemu eksperymentowi i wszystko wskazuje na to, że będzie nam to dane w dłuższym dystansie. Teraz punkty w grupie spadkowej są już naprawdę na wagę złota i niewykluczone, że Piastowi 21 oczek wystarczy do utrzymania. A to by oznaczało, iż sympatyczny turnus będzie obecny w naszym kraju trochę dłużej.
Walka w grupie spadkowej to ciągłe starcia klubów, w których nic nie funkcjonuje jak należy, natomiast to, co dzieje się w Cracovii, jest zdumiewające nawet jak na standardy tej ligi. Zespół Wojciecha Stawowego popełnił dzisiaj całkiem efektowne harakiri – otóż tiki-taka została wprowadzona na zdecydowanie wyższy poziom. Piłkarze już nie podawali tylko do siebie, ale zaczęli też do przeciwników, czyli uruchamiali akcje już nie na jedną, ale na dwie bramki. Futbol totalny. Chyba pierwszy raz w historii portalu przyznaliśmy aż dziewięć jedynek piłkarzom jednej drużyny, ale żadna z tych not nie jest kontrowersyjna: nie da się grać w piłkę gorzej niż Cracovia dzisiaj. Po prostu się nie da. Nawet Dawid Nowak – czyli nie taki głupi piłkarz, gdy akurat jest zdrowy – kopał głównie po autach, po czym wymachiwał rękoma, że nikt na boisku go nie rozumie.
Już wcześniej informowaliśmy, że Cracovia porozumiała się z Waldemarem Fornalikiem i to on poprowadzi zespół od nowego sezonu. Problem w tym, że były selekcjoner nie chce wskakiwać do spadającej windy i nie ma zamiaru przejmować drużyny w trakcie rozgrywek. A jak tak dalej pójdzie, to Cracovia może spaść. Porażka w następnej kolejce w Lubinie oznaczałaby, że Zagłębie doskoczy na jeden punkt. Pytanie, kto poprowadzi wtedy gospodarzy i kto poprowadzi gości. Nie postawilibyśmy złotówki, iż będzie to duet Lenczyk – Stawowy. Po dzisiejszej kompromitacji Stawowy urządził w szatni bardzo długą pogadankę. Jak wynika z naszych informacji, przez jakieś dwie godziny przekonywał piłkarzy, że… muszą dalej iść w tym samym kierunku i niczego nie zmieniać. Skoro więc trener nie ma zamiaru niczego zmieniać, to chyba trzeba zmienić trenera. Ale na kogo, skoro w poczekalni już jest Fornalik? Ha, prawdziwa zagwozdka. Piast się po prostu zabawił, sam nie wie dlaczego i jak (bo gdyby wiedział, to by się bawił w ten sposób troszkę częściej niż raz na sto lat).
Jakiś czas temu wymienialiśmy Kamila Wilczka w gronie zawodników najbardziej w tej lidze niedocenianych, a dzisiaj zanotował kolejny bardzo dobry występ, podobnie jak Ruben Jurado, który jest we wszystkim co robi bardzo konkretny. On akurat nie jest członkiem tego późniejszego, śmieciowego zaciągu zza granicy. I chociaż zdecydowanie musimy pochwalić gliwiczan, to wciąż nie możemy wyzbyć się wrażenia, że Cracovia sama przystawiła sobie pistolet do głowy, a zawodnicy gości tylko pociągnęli za spust.
