Dobry wujek Garcia, paru kibiców już go kupiło…

redakcja

Autor:redakcja

10 maja 2014, 23:05 • 3 min czytania

Gdyby tylko na podstawie pierwszego wrażenia chcieć wyciągać wnioski, jakim trenerem może być Perez Garcia, po debiucie w Krakowie użylibyśmy zwłaszcza słowa „przyjaznym”. Na pewno nie bezwzględnym zamordystą. Prędzej dobrym wujkiem od poklepywania po plecach. Przeciwieństwem Marcina Brosza.
Trzeba przyznać, że przybysz z Malediwów… To znaczy z Hiszpanii wejście do polskiej ligi ma fenomenalne. Lepsze niż Eduards Visnakovs i Emilijus Zubas, jeśli ktokolwiek jeszcze o tym drugim pamięta. Wystarczyło 90 minut w Krakowie i Hiszpan może już zapisywać na swoje konto NAJWYŁ»SZE ZWYCIĘSTWO PIASTA W HISTORII JEGO GIER W EKSTRAKLASIE. Nic dziwnego, że po meczu zdążył przybić piątki chyba z każdym kibicem, który przyjechał z Gliwic do Krakowa i miał ochotę podejść do płotu.

Dobry wujek Garcia, paru kibiców już go kupiło…
Reklama

Zbyt daleko idących wniosków nie wyciągamy. Raz, że Cracovia w ostatnich tygodniach zamiast być w dalszym ciągu drużyną, stała się jakąś dziwną wydmuszką. Dwa, że choćby Hiszpan chciał to gruntownych zmian i tak dokonać w Piaście nie zdążył.

Rzucił wprawdzie do gry cały komplet swoich rodaków, co w tej rundzie nie zdarzyło się ani razu. Badia, Martinez i Jurado nie zagrali wspólnie od pierwszych minut ani jednego spotkania. Ale najbardziej to i tak natchnął chyba Kamila Wilczka, który strzelił dzisiaj dwa gole, wywalczył karnego i jeszcze Ł»ytkę odesłał do szatni. Perez Garcia opowiadał wprawdzie po meczu, że „zmienił system gry na bardziej odpowiedni, dzięki czemu jego drużyna była zwarta, a odstępy między liniami mniejsze”, ale… spokojnie.

Reklama

Z poważnymi wnioskami poczekajmy na poważnych rywali.

Obserwowaliśmy go jednak z ciekawością przez całe spotkanie. Pełne 90 minut przestał tuż przy bocznej linii boiska, z dala od ławki. Pokrzykiwał non stop. Nawet kiedy Piast wykonywał rzut rożny tuż przy najgłośniejszym sektorze kibiców Cracovii, co dawało gwarancję, że nikt tam Hiszpana nie słyszy. Non stop bił też brawo, nawet po najbardziej miernych próbach strzałów z dystansów. Ani przez sekundę nie komunikował się przez tłumacza. Bywało, że niektórych piłkarzy instruował asystent, ale zdarzało się też, że porządki na boisku zaprowadzał Król, któremu z pobytu w Madrycie parę hiszpańskich słów pewnie jeszcze zostało. To co u Hiszpana najbardziej rzucało się w oczy, to… absolutny szał radości po golach.

Skakał jak opętany, machał rękami, pokrzykiwał, rzucał się asystentowi na szyję. I tak za każdym razem, nawet kiedy Piast spokojnie pakował trzeciego gola. Naprawdę, rzadko spotykany obrazek.

– Każde spotkanie przeżywam w ten sposób. W końcu jestem byłym piłkarzem, dalej gram w weteranach Realu Madryt, wiem o co chodzi. Od kiedy zostałem trenerem reaguję nawet bardziej emocjonalnie, bo samemu nie jestem w stanie nic zrobić na boisku – mówił, kiedy zagadnęliśmy go o tym po meczu. Czuć, że temat Realu jest jego oczkiem w głowie. Szczyci się, że w dalszym ciągu gra w weteranach, i w Hiszpanii, i za granicą. Kiedyś był nawet z tej okazji w Polsce. Przed rokiem z kolei, razem z rodzinami innych byłych piłkarzy, w Meksyku. A później w Chinach. Gra wprawdzie coraz więcej młodych – Paco Pavon, Amavisca, De la Red, ale on też, jak twierdzi, daje radę. W Meksyku pobiegał nawet całą połówkę.

Z twarzy przypomina nam Bernda Schustera (tylko bardziej zmęczonego życiem…). Efektownie zmiażdżył Cracovię 5:1. Ale tak po prawdzie to w dalszym ciągu nie mamy pojęcia, jakim ten gość jest trenerem. I czemu, do cholery, zamiast po ludzku pracować, ostatnio podróżował gdzieś po Egiptach i Malediwach. Jedyne, co póki co łatwo wyczuć, to że piłkarze Piasta nie powinni mieć z nim zbyt ciężkiego życia. Uśmiechnie się, podskoczy, pokiwa głową, poklaszcze, poklepie po plecach. Gdyby nie chodziło o to, że ma tu być jeszcze skutecznym trenerem, napisalibyśmy, że sprawia wrażenie fajnego gościa.

Paru kibiców ewidentnie już dziś do siebie przekonał.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama