Co słychać u zagranicznych gwiazd, które latem odeszły z Ekstraklasy?

redakcja

Autor:redakcja

09 maja 2014, 17:12 • 5 min czytania

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że każdego roku z Ekstraklasy odchodzi kilku wyróżniających się piłkarzy. O ile Polacy raczej nie schodzą kibicom z radarów, to obcokrajowcy często zupełnie znikają z pola widzenia. Podczas letniego okienka transferowego z Polski wyjechało aż ośmiu solidnych piłkarzy z zagranicy. Niektórzy byli na fali wznoszącej (Demjan, Tonew) inni wręcz przeciwnie (Ljuboja, Genkow). Jak potoczyły się ich losy? Czy potrafili odnaleźć się w innych ligach, często silniejszych niż polska? Jak to zwykle bywa, nie ma jednej odpowiedzi. Zdarzyło się kilka niespodziewanych wzlotów, ale też parę spektakularnych upadków. Wydaje się jednak, że większość potrafiła zrobić mniejszy lub większy krok wprzód.
Robert Demjan (Waasland-Beveren)

Co słychać u zagranicznych gwiazd, które latem odeszły z Ekstraklasy?
Reklama

Zaczynamy od króla strzelców i wybranego głosami kolegów z boiska najlepszego piłkarza poprzedniego sezonu. Zjazd który zaliczył Demjan jest po prostu niebywały. Jeszcze na przełomie roku potrafił z wypiekami na twarzy opowiadać mediom o swojej pierwszej bramce w Belgii, która początkowo nie została odnotowana w statystykach. Bilans Słowaka jest po prostu żenujący – w 28 meczach zaliczył dwie bramki i dwie asysty. Na tak mizerny dorobek Demjan zapracował w przeciągu zaledwie trzech kolejek, a przez pozostałe miesiące był kompletnie bezproduktywny. Słowak rzadko grywał w pełnym wymiarze czasowym i aż dwanaście razy wchodził na boisko z ławki. Innymi słowy – najlepszy piłkarz Ekstraklasy nie wywalczył sobie pewnego placu w czternastej drużynie ligi belgijskiej.

Reklama

Cwetan Genkow (Levski Sofia)

Kiedy Genkow odchodził z Wisły, ta skończyła sezon na siódmym miejscu. Jego dorobek nie był zbyt imponujący, bo mógł pochwalić się jedynie czterema golami i dwoma asystami. Można powiedzieć, że Bułgar zaliczył mały postęp, bo obecnie gra w piątej drużynie ligi bułgarskiej i ma na koncie pięć trafień i cztery ostatnie podania. Przed byłym piłkarzem Białej Gwiazdy jeszcze dwa mecze do rozegrania, ale liczba strzelonych bramek i miejsce klubu w ligowej tabeli za bardzo już się nie zmienią. Wydaje się, że zarówno Bułgar jak i Wisła zrobili dobry ruch. Genkowowi posłużyła zmiana klubu, a Białej Gwieździe zmiana napastnika.

Danijel Ljuboja (RC Lens)

Ljuboja odchodził z Legii w atmosferze skandalu i mogło się wydawać, że ze swoim niezbyt profesjonalnym podejściem za wiele już w piłce nie zdziała. Nic bardziej mylnego. Prawie 36-letni Serb zahaczył się w drugoligowym Lens i został prawdziwą gwiazdą zespołu. Strzelił osiem goli i zaliczył sześć asyst, co zapewne przełoży się na awans zespołu do Ligue 1. Do rozegrania zostały już tylko dwa mecze, a Lens ma pięć punktów przewagi nad grupą pościgową. Wiele wskazuje, że w przyszłym sezonie Ljuboja po raz kolejny będzie mógł pokopać w najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji, gdzie będzie próbował poprawić swój dorobek 45 goli.

Costa Nhamoinesu (Sparta Praga)

Costa Nhamoinesu jest z pewnością największą niespodzianką w tym gronie. Grając w Zagłębiu specjalnie się nie wyróżniał, był po prostu solidny, grał twardo i nieustępliwie. W Sparcie przeszedł niespodziewaną metamorfozę i stał się czołowym obrońcą ligi czeskiej. W lokalnych mediach zapracował nawet na miano transferowego majstersztyku. W trwającym sezonie to od Costy rozpoczynano wyczytywanie składu, a on odwdzięczył się trzema golami i sześcioma asystami. Przed kilkoma dniami obrońca z Zimbabwe wraz z kolegami mógł świętować zdobycie tytułu mistrzowskiego. Sparta zostawiła w pokonanym polu Viktorię Pilzno, z którą wygrała w najważniejszym meczu sezonu. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:0, a przy golu asystował Costa.

Thomas Phibel (Amkar Perm)

Przed odejściem do Amkar Perm Phibel zdążył rozegrać jeszcze cztery spotkania w polskiej Ekstraklasie. Z nowym klubem podpisał kontrakt na początku września i chwilę później wskoczył do pierwszego składu rosyjskiego średniaka. Na dwie kolejki przed końcem Amkar zajmuje ósme miejsce w tabeli i nie grozi mu ani spadek, ani gra w pucharach. Jak do tej pory Francuz rozegrał siedemnaście spotkań, wszystkie w pełnym wymiarze czasowym. Ma na koncie jednego gola, ale nie byle jakiego, bo strzelonego na boisku lidera z Petersburga. Kto wie, czy strata dwóch punktów, do której walnie przyczynił się Phibel, w ostatecznym rozrachunku nie przeszkodzi Zenitowi w zdobyciu mistrzostwa.

Ricardinho (Sheriff Tyraspol)

Przed sezonem Ricardinho został sprzedany za około 350 tysięcy euro do mistrza Mołdawii, co mimo wszystko wydawało się krokiem w tył. Okazało się, że Sheriff Tyraspol wcale nie jest taką słabą drużyną. Nowy klub Ricardinho pokazał się w Lidze Europy ze zdecydowanie lepszej strony, niż Legia Warszawa. Mistrz Mołdawii toczył wyrównane, chociaż przegrane boje z Tottenhamem, a w swojej grupie zgromadził łącznie sześć punktów, na co złożyło się zwycięstwo i trzy remisy. Ricardinho we wszystkich rozgrywkach zdobył dziesięć goli, a jego klub w świetnym stylu obronił mistrzostwo Mołdawii.

Aleksandar Tonew (Aston Villa)

Spośród wytransferowanych przed sezonem obcokrajowców Tonew odszedł za największe pieniądze do największego klubu. Póki co podbój Wysp Brytyjskich Bułgarowi nie wychodzi najlepiej, bo nie może na dobre przebić się do składu słabej w tym sezonie Aston Villi. Jak dotąd rozegrał siedemnaście spotkań, ale tylko jedno w pełnym wymiarze czasowym – z Cardiff u siebie. Poza tym tylko sześć razy zaczynał mecz w podstawowym składzie. Tonew łącznie przebywał na boisku przez 602 minuty, co stanowi zaledwie osiemnaście procent możliwego czasu gry. Dlaczego tak rzadko widujemy go na murawie? Zapewne z powodu żenującego jak na skrzydłowego bilansu – zero goli, zero asyst. Na tę chwilę Bułgar mocno rozczarowuje.

Emilijus Zubas (Viborg FF)

Chyba największe zaskoczenie i zarazem największy upadek. Zubas zaliczył kapitalną rundę w polskiej Ekstraklasie, by później kompletnie przepaść. Jego bilans mówi sam za siebie. Najpierw nie zdołał przebić się w przeciętniaku ligi cypryjskiej AEK Larnaka, teraz ogląda w pozycji siedzącej popisy przedostatniej drużyny duńskiej ekstraklasy. Trzeba przyznać, że Litwin ruszył w pościg za naszym Wojtkiem Pawłowskim – za trzy tygodnie minie rok odkąd rozegrał ostatni mecz o stawkę. Dlaczego nie gra w Viborgu? Uśmiejecie się – przegrywa rywalizacje ze znanym z polskich boisk Michalem PeŁ¡koviciem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama