Jednym wywiadem Marco Paixao narobił sobie więcej wrogów niż przez cały dotychczasowy sezon. Do obrońców drużyn przeciwnych, którym kilkukrotnie już podpadał, dorzucił większe grono: parę rzeczy wypomniał swoim szefom, mocno przejechał się po Podbeskidziu („To złe dla całej polskiej piłki, że takie drużyny utrzymują się na najwyższym poziomie”), Marciniaka nazwał najgorszym sędzią w lidze, a Borskiemu zarzucił, że celowo nie odgwizdał rzutu karnego. Relacje między Portugalczykiem a polskimi sędziami trochę się zaostrzyły, a sam piłkarz może być wzywany do odpowiedzialności za swoje słowa.
Zacznijmy od Borskiego… „Skandaliczny karny i tyle. A sędzia nie zareagował, bo nie chciał zareagować. Każdy ma prawo do błędu, ale w tak ewidentnych sytuacjach polska federacja powinna interweniować i odsunąć sędziego na 5-6 meczów. (…) I tak, uważam, że sędzia nie chciał podyktować tego karnego. Był idealnie ustawiony, z bliska widział, co się dzieje. (…) Z Piastem to nie był błąd. Sędzia po prostu nie chciał dać nam karnego.”
Brakowało już tylko tego, żeby Paixao powiedział wprost: facet ustawił mecz. Mimo, że takie słowa nie padły, to przesłanie jest jasne. I to na tyle jasne, że zagotował się tą sprawą Zbigniew Przesmycki, szef polskich sędziów, który może wnioskować o ukaranie Portugalczyka.
Temat Borskiego to jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo napastnik Śląska to dla naszych arbitrów już od dłuższego czasu kwestia bardziej skomplikowana. Sędziowie między sobą rozmawiają o Paixao często i coraz częściej. – Tak jak mieliśmy kiedyś problem z Małeckim czy w późniejszym czasie z Radoviciem, tak dziś mamy go z Marco – przyznaje jeden z nich. Co dwa tygodnie spotykają się na mini-zgrupowaniu w Spale, to tam wspólnie trenują, a przede wszystkim rozmawiają i dzielą się spostrzeżeniami. Jedna z nich głosi: uwaga na tego ze Śląska.
– To zmanierowany facet. On do was, do prasy udaje miłego, a w rzeczywistości taki nie jest. Na boisku ciągle zachowuje się złośliwie i sarkastycznie, prowokuje sędziów. Zresztą, to notoryczny płaczek, ale to chyba mają do siebie Portugalczycy. Vasconcelos miewa takie same odjazdy, tylko chociaż on zachowuje się jak facet – mówi inny z arbitrów.
Niektórzy sędziowie, zwłaszcza ci młodsi i mniej doświadczeni, przyznają, że w swoich meczach pozwolili mu na zbyt wiele. Paixao momentalnie takie momenty zauważa i wykorzystuje. Zresztą, to inteligentny i sprytny facet – regularnie wywiera presję na gwiżdżących ciągłymi gestykulacjami, pretensjami czy rozmowami. Przy okazji jednego z meczów Szymonowi Marciniakowi powiedział, że się przygotował, poznał jego sposób prowadzenia i wie o często dyktowanych rzutach karnych.
Innym arbitrom w trakcie gry powtarzał, że w stykowych sytuacjach oni w Polsce mają chorą manie i przypadłość faworyzowania obrońców nad napastnikami. Z jednym wszedł w dłuższą wymianę zdań i usłyszał: „Ł»yczę ci, żebyś grał w takim miejscu, w którym ja sędziuję”. Mina piłkarza – ponoć bezcenna… Ale Paixao zawsze przygotowany jest też do walki z rywalami. Charakterystyczna jest dla niego akcja, kiedy obejmuje pierwszy obrońcę, czeka aż on zrobi to samo, a wtedy momentalnie go puszcza, wykonuje ruch i pada na ziemię. O takich właśnie przypadkach rozmawia się w Spale.
To, że Portugalczyk uważa Marciniaka za najsłabszego sędziego w lidze – jego prawo. Same zarzuty są jednak dość mocne: nie jest komunikatywny, zwraca się agresywnie do zawodników, faworyzuje jedną z drużyn, nie okazuje szacunku piłkarzom, a jego to raz nawet obraził.
Dziwią, mocno dziwią takie stwierdzenia, mając w pamięci, że sam Marciniak mówił o zbyt dobrym kontakcie z zawodnikami. Wielu z nich zna jeszcze z boiska, z większością jest po imieniu i ta bariera się zaciera. Dlatego tak często piłkarze chwalą sobie z nim współpracę. Z drugiej jednak strony, to facet charakterny, który nie da sobie w kaszę dmuchać. Jesteśmy w stanie uwierzyć, że jeżeli zobaczył „podskakującego” Paixao, to momentalnie stawiał go do pionu. Czy mógł przekroczyć granicę? W świetle tylu kamer i mikrofonów jakoś nie chce nam się wierzyć. Marciniak mógłby wdać się w jakąś pyskówkę, on się mocno emocjonuje i sam przyznaje, że jest wyszczekany, ale nigdy nie słyszeliśmy, żeby zrobił chociaż o pół kroku za dużo.
– Możliwe, że usłyszał od sędziego kilka szczerych słów na temat swojego zachowania. Tego, jaki teatr czasem odgrywa na boisku. Musiało mu się to mocno nie spodobać, skoro wystąpił tutaj efekt małego dziecka: poszedł do prasy i się poskarżył publicznie. To zwykły wyraz bezsilności – puentuje jeden z sędziów.
PIOTR TOMASIK
Fot.FotoPyk