Miała być sielanka z Malagą, a będzie wojna na Camp Nou

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2014, 19:47 • 3 min czytania

Piłka nożna bywa okrutna, o czym najdobitniej przekonali się dziś piłkarze Atletico. Na Estadio Ciudad de Valencia wcale nie rozegrali słabego meczu, a przeciwnicy nie pokazali jakiegoś kosmicznego futbolu. Co więcej, zagrali dobrze, lepiej niż w wielu wcześniejszych spotkaniach składających się na wspaniałą serię dziewięciu zwycięstw z rzędu. Dziś przede wszystkim brakowało szczęścia, brakowało też skuteczności i zimnej krwi. – Jeżeli gramy w pełni skoncentrowani, jesteśmy najlepsi na świecie – mówił po wyeliminowaniu Chelsea Tiago. Na nieszczęście Los Colchoneros, dzisiaj pełnej koncentracji zabrakło.
Wynik 2:0 mocno zafałszowuje obraz meczu, bo Levante stworzyło zaledwie jedną dogodną sytuację do zdobycia gola. Pierwszą bramkę Atletico wbiło sobie samo, a konkretnie Filipe Luís, druga to efekt jedynej groźnej akcji gospodarzy. Z drugiej strony mieliśmy świetne okazje Villi, Adriána, trzykrotnie Ardy Turana, Filipe Luísa, Diego Costy, Alderweirelda, ponownie Adriána i Tiago. Jeżeli doliczyć do tego dwa niesłusznie odgwizdane spalone Diego Costy, mamy dwucyfrową liczbę sytuacji strzeleckich – o wiele lepszy wynik, niż chociażby w zeszłotygodniowym meczu z Valencią.

Miała być sielanka z Malagą, a będzie wojna na Camp Nou
Reklama

Porażką z Levante Atletico kończy kluczowe dwa tygodnie dla dalszych losów sezonu. Los Colchoneros do rozegrania mieli dwa mecze ligowe w Walencji oraz dwa półfinały Ligi Mistrzów. Paradoksalnie podopieczni Simeone wyłożyli się na teoretycznie najsłabszym przeciwniku. Gdyby dzisiaj wygrali, mieliby mistrzostwo na wyciągnięcie ręki, wystarczyłoby tylko pokonać Malagę. Teraz droga do tytułu znacznie się wydłużyła.

– Jeśli możemy spieprzyć Atletico ich szanse na mistrzostwo, to chętnie to zrobimy – mówił przed meczem pomocnik Levante, Ruben Garcia. Na nieszczęście Los Colchoneros, te słowa w stu procentach się sprawdziły. Na nic zdały się apele Simeone, nie pomogło zjednoczenie drużyny i wsparcie 9000 kibiców z Madrytu. Dziś piłkarzom Atletico nie wychodziło kompletnie nic. W głupi sposób tracili bramki, a z przodu byli bezradni, nic nie chciało wpaść do bramki przeciwnika. Simeone cztery dni po swoim największym triumfie zalicza jedną z największych wpadek w sezonie.

Reklama

Spieprzone szanse na tytuł to z pewnością zbyt duże słowa, ale dla Atletico sprawy mocno się pokomplikowały. Teraz nie będzie łatwego mistrzostwa po meczu z Malagą, nie będzie też szpaleru na Camp Nou. Co więcej, w Barcelonie przyjdzie walczyć na śmierć i życie o zwycięstwo. W przypadku jakiejkolwiek straty punktów Los Colchoneros muszą się liczyć ze stratą tytułu na rzecz Realu Madryt.

Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, czyli Atletico zwycięży Malagę, a Real wygra dwa najbliższe mecze – dojdzie do arcyciekawej sytuacji. Karty rozdawać będzie Barcelona, choć nie jest to z pewnością pozycja, o jakiej przed sezonem na Camp Nou marzyli. Katalończycy będą walczyć o honor oraz, co ważne, minięcie Atletico w ligowej tabeli. Jeśli im się to uda, wyłożą przy okazji Realowi mistrzostwo na srebrnej tacy. Wydaje się, że w tym konkretnym przypadku nawet zgromadzeni na Camp Nou kibice nie będą naciskać na zwycięstwo swoich ulubieńców. Inna sprawa, że Barcelona po ostatecznych rozstrzygnięciach w lidze zwykła dokonywać przeglądu kadr i dawać szanse dublerom. Pamiętajmy jednak, że do ostatniej kolejki piłkarze Martino powinni zachować matematyczne szanse na obronę tytułu. Czy mimo wszystko zdecydują się zagrać z Atletico drugim składem?

Jedno jest pewne – dzisiejszy wynik zapewnił nam pasjonującą końcówkę sezonu w La Liga.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama