Zapnijcie pasy, dziś będzie o rozrywkach piłkarzy

redakcja

Autor:redakcja

01 maja 2014, 13:18 • 5 min czytania

0:4 w Monachium. Real rzucił Bayern na kolana. Eksperci wieszczą koniec ery tiki-taki. Nawet w samym Bayernie znaleźliby się tacy, którzy krytykują Guardiolę za – ich zdaniem – nie do końca skuteczną i atrakcyjną grę, opartą na jak najdłuższym utrzymywaniu się przy piłce. Ostatecznym dowodem na poparcie tej tezy ma być sromotna porażka z Realem. Według mnie utrzymywanie się przy piłce jest kluczem do sukcesu. Jednak punkty i gole będzie przynosić tylko wtedy, kiedy będzie odbywało się na połowie przeciwnika. Jak najbliżej jego bramki. W tym właśnie mistrzem była Barcelona. Posiadanie Bayernu jest innego typu.
Wszak w ekipie z Monachium nie ma Iniesty, Xaviego i Messiego. A to oni byli kluczem do stylu gry Barcelony. Oni uczyli się tej gry od dziecka. Tiki-taka sama w sobie może być wspaniała. Ale nie jestem pewien czy może być taka w wykonaniu piłkarzy Bayernu. Z pewnością po wtorkowym meczu zastanowią się nad tym też w Monachium.

Zapnijcie pasy, dziś będzie o rozrywkach piłkarzy
Reklama

Pewne jest z kolei, że zawodnicy Realu zabawili się wczoraj przednio. I dzisiaj o zabawie będzie właśnie. Jednak nie o tej na boisku. Nie o takiej, jaką zaprezentowali wczoraj piłkarze Ancelottiego. Podejmowałem już ten temat wcześniej. Z waszych komentarzy wynika jednak, że chcecie abym go kontynuował i poszerzył. Dziś więc specjalnie dla was o rozrywkach piłkarzy. Z naturalnych powodów nie będę używał nazwisk. Pewnie bohaterowie by sobie tego nie życzyli. Jednak gwarantuje, że opisane historie miały miejsce.

Zapnijcie pasy. Powinno być bardzo ciekawie.

Reklama

Piłkarz też człowiek, zabawić się lubi. Jakość i treść rozrywki zależy oczywiście od możliwości finansowych i (a może przede wszystkim) od fantazji poszczególnych zawodników. Oczywiście o fantazję łatwiej, kiedy gra się na Zachodzie i na konto wpływa co miesiąc kilkaset tysięcy złotych. Znałem wielu, którzy w polskich realiach potrafili się dobrze rozerwać. Ale zdarzali się i tacy, dla których szczytem było piwo i chipsy przed telewizorem, nawet kiedy pensja była wysoka i płacona w euro lub nieopodatkowanych dolarach.

Dawno temu, kiedy piłkarze nie jadali jeszcze na śniadanie jagód goji, bezglutenowych płatków i nie popijali tego mlekiem sojowym, królowały imprezy o nazwie „wkupne”. Polegały one na tym, że nowi zawodnicy w drużynie organizowali party dla reszty zespołu, oczywiście płacąc za wszystko. Na potrzeby drużyny wynajmowany był cały lokal, tak aby postronny obserwator nie miał szansy zobaczyć co się dzieje w środku. A działo się sporo. Oczywiście alkohol lał się strumieniami. I to nie w postaci czerwonego wina, a po prostu czystej wódki. Po wszystkim było przeważnie „wleczone”. Tym którzy zasypiali, przyklejana do piersi była karteczka z adresem domowym. Tak na wszelki wypadek, żeby się nie zgubił.

Trenerzy byli informowani o zbliżającej się imprezie, więc albo treningu na drugi dzień nie było, albo było tylko rozbieganie. Średni koszt: 7 – 10 tysięcy złotych.

To było dawno temu, kiedy w ŁKS-ie grał jeszcze Krysiak, Jakubowski, Lenart, Wieszczycki czy Sagan. Chłopaki potrafili się bawić, ale potrafili też grać. Teraz często nie potrafią ani jednego ani drugiego. Dzisiaj „wkupne” też się odbywają. Ale już nie takie jak kiedyś. Podczas obozu z Widzewem pod Wiedniem zdarzało się nam wychodzić wieczorem wyjściem przeciwpożarowym na małe rozpoznanie miasta.

No dobra. Picie wódki do upadłego nie jest przecież szczytem finezji. Czasy się zmieniały, zmieniały się też formy zabaw. Zaczęło robić się bardziej kulturalnie, ale i bardziej widowiskowo. Do historii przeszła już opowieść jak pewien zawodnik poruszał się po Polsce helikopterem. Zapewniam was, że jest prawdziwa. Kiedy w krakowskich lokalach było pustawo i nic szczególnego się nie działo, ów piłkarz postanowił wezwać helikopter, tak jak większość z was wzywa taxi. Kierunek – Warszawa. Koszt 15 000zł. Podobno impreza w stolicy udała się wyjątkowo dobrze, a zawodnik jeszcze kilkukrotnie korzystał z tej formy podróżowania.

W dalsze, zagraniczne trasy preferowany jest oczywiście samolot. Takie wyjazdy są bardzo pożądane, ponieważ większość zawodników może pojawić się tam incognito. Polscy piłkarze nie są raczej rozpoznawalni za granicą. Można więc się bawić do woli, bez obaw, że na drugi dzień znajdzie się na okładce jakiejś gazety. Kierunki podróży bywają różne. Preferowane są te ciepłe, jednak niezbyt dalekie. Rzym, Madryt, Nicea, Wiedeń, Dubaj czy dla koneserów – Monte Carlo. Koneserzy nie latają jednak zwykłymi liniami. Tutaj z pomocą przychodzą prywatne odrzutowce. Znam kilku zawodników, którzy poruszali się w ten sposób. Koszt przelotu na linii Warszawa – Nicea: 60 000 zł. Niektórzy latali po dwóch czy trzech, wtedy rachunek rozkładał się po równo. Znam jednak takiego, który latał i płacił sam. Ewentualnie sponsorował wyjazd kolegom z osiedla.

Piłkarze z fantazją nie bawią się gdziekolwiek. Jako przedstawiciele doskonale opłacanego zawodu, mają prawo wstępu do szczególnych, najlepszych lokali. Śpią również w najlepszych hotelach. Były kadrowicz naszego kraju upodobał sobie Dubaj. Sypiał tam w siedmiogwiazdkowym hotelu Burdż al-Arab. Doba od kilku tysięcy złotych wzwyż. Hotelami polecanymi przez znanych mi piłkarzy są: hotel Saher we Wiedniu, Four Seasons w Pradze, Ritz w Madrycie czy Hermitage w Monaco. Ceny od 400 euro w górę za dobę. Mówimy oczywiście cały czas o zawodnikach grających na zachodzie, za zachodnie stawki.

Turystyka dyskotekowa wzmaga się bardzo podczas urlopów. Najwięcej i najciekawiej dzieje się w Moskwie, Londynie, Nowym Yorku i Monte Carlo. Ekskluzywne kluby w tych miejscach nie przyjmują gości z ulicy. Potrzebne są specjalne zaproszenia lub szczególne znajomości. Piłkarze nie mają z tym problemów. Nie wspominam o środkach finansowych, bo to oczywiste. W pewnym klubie w Monte Carlo najtańsza pozycja alkoholowa w karcie kosztuje 300 euro. Są też takie za kilkanaście tysięcy. Spotkać tam można jednak osobowości pokroju Bono, Ivany Trump czy choćby Flavio Briatore.

W topowych londyńskich klubach sama rezerwacja stolika liczona jest czasem w tysiącach funtów.

Po meczu Interu z Palermo byłem świadkiem jak czołowy gracz zespoły z Mediolanu zajmował całą lożę w najmodniejszym klubie tego miasta. Towarzyszył mu wianuszek pięknych pań. Innym razem jeden zawodnik musiał opóźnić swój powrót o jeden dzień, gdyż piloci prywatnego odrzutowca wynajętego przez piłkarza, zbyt długo zabalowali z nim w jednym z klubów na Lazurowym Wybrzeżu.

Podczas wakacji w modnym mieście nie wypada poruszać się byle czym. W topowych miejscach można wynająć odpowiedni samochód. Ferrari, Lamborghini czy Aston Martin dostępne są już od 2 tys. euro za dobę.

Znałem wielu piłkarzy, którzy lubili się bawić. Jednak tylko kilku, którzy mieli naprawdę dużą fantazję. Bo bawić się też trzeba umieć 🙂 No i na koniec jedna rada. Ł»eby móc się dobrze zabawić, trzeba najpierw dobrze pograć. Uwierzcie mi, że odwrotnie kiepsko to wychodzi.

RADOSفAW MATUSIAK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama