Reklama

Piłka w Hiszpanii stanęła na głowie. Real traci punkty z Valencią

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2014, 15:20 • 3 min czytania 0 komentarzy

Co to był za mecz na Santiago Bernabeu! Co to była za kolejka w Primera Division! Zanim zdążyliśmy ochłonąć po starciu Levante z Atletico byliśmy świadkami kolejnej sensacji. Bo jak inaczej nazwać stratę punktów rozpędzonego Realu, który przed kilkoma dniami wytarł podłogę Bayernem Monachium? To jest po prostu niewiarygodne, że w 36. kolejce czołowa hiszpańska trójka zdobyła łącznie dwa punkty. DWA PUNKTY. Na dziś wszystkie analizy potencjalnych scenariuszy w La Liga wzięły w łeb. Dość napisać, że do 92. minuty gry na Bernabeu to Barcelona wyglądała na głównego faworyta w wyścigu o tytuł.

Pierwsze chwile meczu Realu z Valencią nie zapowiadały aż tak wielkich emocji. Królewscy wyglądali na drużynę, która chce wygrać najmniejszym nakładem sił. Wydaje się też, że po porażce Atletico piłkarze Realu zbyt szybko uwierzyli, że są w stanie wygrać wyścig o tytuł w La Liga. Rację miał Simeone, który po meczu z Levante stwierdził, że porażka przyszła w najlepszym możliwym momencie. W momencie, którego Real nie był w stanie w pełni wykorzystać.

Rzecz jasna Królewscy największe pretensje mogą mieć do siebie samych. W pierwszej połowie grali ospale, a biegający pod polem karnym rywali Benzema miał tyle samo kontaktów z piłką co stojący w bramce Diego Lopez. Piłkarzy Realu obudziła dopiero bramka Mathieu albo, co bardziej prawdopodobne, suszarka w szatni, jaką musiał im zafundować Carlo Ancelotti. Wcześniej Królewscy grali tak, że zazwyczaj spokojny włoski szkoleniowiec szalał ze złości przy linii bocznej.

Druga połowa była już zupełnie innym widowiskiem, pełnym emocji i akcji pod obiema bramkami. Real przestał człapać po boisku i rzucił się Valencii do gardła, a ta odpowiadała spokojem i rozwagą. Aż miło było popatrzeć, jak piłkarze obu drużyn biegają po boisku, ile wykonują sprintów. Zwłaszcza podopieczni Pizziego świetnie wyglądali pod względem fizycznym, mimo zaledwie dwudniowego odpoczynku po meczu w Lidze Europy. Po tym co pokazali na Bernabeu nawet Henning Berg powinien przyznać, że regeneracja w tak krótkim czasie jest możliwa. Goście wytrzymywali tempo aż do doliczonego czasu gry, w którym jednak dali się zepchnać do dość rozpaczliwej defensywy.

Ale po kolei. W 59. minucie gry stan meczu wyrównał Sergio Ramos, dla którego był to trzeci gol strzelony głową w ostatnich kilku dniach. Dla Hiszpana, który wielkim goleadorem nigdy nie był, jest to z pewnością historyczny tydzień. Kiedy wydawało się, że Królewscy w końcu dobiją słaniającego się przeciwnika, dostali kolejny cios. Cudowną akcję przeprowadził Feghouli, którą z chirurgiczną precyzją wykończył Parejo. Tak grającą Valencię chciałoby się oglądać zawsze.

W kolejnych minutach Real prowadził falowe ataki, a Valencia starała się grać mądrze, na utrzymanie piłki. Goście wyglądali, jakby byli pozbawieni układu nerwowego i nic nie robili sobie z wejść starającego się grać za trzech Cristiano Ronaldo. Co udawało się w regulaminowym czasie gry, nie zadziałało w 92. minucie meczu. Strzał, który oddał Portugalczyk był cudowny, fantastyczny, genialny – po prostu brakuje nam słów. Do tej pory takie trafienia oglądaliśmy wyłącznie w wykonaniu Zlatana Ibahimovicia. Jakby tego było mało, Real stworzył sobie później jeszcze dwie świetne okazje, ale w kluczowym momencie zawiedli Ronaldo i Morata.

Dzisiejszy remis może być dla Realu fatalny w skutkach. Gdyby udało się wyrwać Valencii trzy punkty, Atletico zostałoby postawione pod ścianą – musiałoby wygrać na Camp Nou. Teraz podopiecznym Simeone wystarczy remis i chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że Cholo potrafi ustawić drużynę pod taki rezultat. Z drugiej strony takie obliczenia wydają się nie mieć sensu, zwłaszcza że przed szlagierem w Barcelonie zostało jeszcze kilka spotkań do rozegrania. Po tym co obejrzeliśmy wczoraj i dziś już żadne rozstrzygnięcie nas nie zdziwi.

Piłka w Hiszpanii stanęła na głowie. Real traci punkty z Valencią

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Hiszpania

Hiszpania

Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy

Patryk Stec
4
Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy
Hiszpania

Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Patryk Stec
4
Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...