Od pewnego czasu obserwujemy w mediach powrót do całkiem osobliwych zawodów. Polegają one na wyszukiwaniu poza granicami kraju coraz to nowych kandydatów do gry w reprezentacji Polski (ewentualnie odświeżaniu tych, których nazwiska przewijały się już kilka lat temu). Licytacja trwa w najlepsze, ostatnio najwięcej zamieszania wywołała kandydatura Matthiasa Ostrzołka. Nie musieliśmy jednak czekać długo, by ktoś powiedział: przebijam. Stało się to we wczorajszym Cafe Futbol, w którym powrócił temat gry w kadrze niejakiego Paulo Dybali.
Na początek podamy wam trochę faktów, które w tym wypadku mają jednak znaczenia drugorzędne. Chłopak ma 20 lat, gra we włoskim Palermo w Serie B, zdarza mu się strzelać i asystować, urodził się w Argentynie, ale posiada też polski paszport (dzięki dziadkowi ze świętokrzyskiego), a także włoski (dzięki prababci ze strony matki). Teoretycznie może więc wybierać spośród trzech reprezentacji. Polacy – w osobie Macieja Chorążyka – robili pod niego podchody już dwa lata temu, jednak chłopak powiedział: nie. Czy to zamyka wszelkie dyskusje? Oczywiście – nic z tych rzeczy.
Ta w Cafe Futbol była szczególna, więc pozwólcie, że przytoczymy wam fragment.
Mateusz Borek: Mogę przytoczyć jedno zdanie z tego tekstu [z polsatsport.pl – red.]? Macieja Chorążyka, człowieka ze skautingu PZPN-u. „Paulo powiedział mi, że jest zaszczycony zainteresowaniem”.
Roman Kołtoń: No. I bardzo fajne ma myślenie.
Sorry panowie, ale to zwykła manipulacja. W tekście, na który powołuje się Mateusz Borek zdanie to po przecinku ma swój dalszy ciąg. I – co tu dużo mówić – jego druga część nijak nie pasuje do tezy.
Leci to tak: „Paulo powiedział mi, że jest zaszczycony zainteresowaniem, ale chciałby spróbować gry dla innej reprezentacji”.
Zmienia to troszeczkę kontekst, nieprawdaż? Nawet nie troszeczkę – zmienia go z „tak” na „nie”. Chłopak nam odmówił, ma inne priorytety, zrobił to jednak z dużą dyplomacją i klasą. Co ani o milimetr nie zmienia oczywiście faktu, że odmówił. Tak samo jak zrobił to wcześniej Ostrzołek. Pomimo tego, Cafe Futbol apeluje: namawiajmy. Prośmy się. Ubierzmy Marka Koźmińskiego w elegancki garnitur, kupmy bilety do Palermo, najlepiej jeszcze przygotujmy koszulkę reprezentacji z nazwiskiem „Dybala” na plecach. Może się chłopak wzruszy i zmieni zdanie. Duma? Schowajmy ją do kieszeni i udawajmy, że bycie reprezentacją drugiego (w tym wypadku pewnie i trzeciego) wyboru nie jest takie złe.
Gówno prawda: jest upokarzające.
Smutny to obrazek, gdy reprezentacja Polski degradowana jest do roli niezbyt przystojnego kawalera, który musi wszelkimi siłami zabiegać o względy mniej lub bardziej szpetnych panien na wydaniu. Z reguły żadne z nich superlaski (patrz Obraniak, Boenisch, Perquis itd.), ale lubią kręcić nosem. W końcu gdy nie znajdą żadnego innego w miarę sensownego kandydata, godzą się na ślub z nami. Można nazywać nas hejterami (w sumie – spływa to po nas), ale my po prostu się na taki stan rzeczy nie godzimy, bo mamy godność. W przypadku reprezentacji nie interesują nas ani małżeństwa z łaski, ani koniunkturalizmu.
Szanujmy się.