Dość dawno nie zapowiadaliśmy ligi w postaci kilku sytuacji, które nie mają racji bytu, więc doszliśmy do wniosku, że to najlepszy moment na małe odgrzanie kotleta. No bo przyznajcie sami, jak inaczej zareklamować starcie Korony z Widzewem? No właśnie. Zatem startujemy – trochę o eksperymentach w defensywie Ruchu, kiepskiej sprzątaczce z Łodzi i naczelnym polskim specjaliście od strzałów z woleja, Piotrze Grzelczaku.
1. Ruch nie przytnie gdańskich skrzydeł
Nie zazdrościmy trenerowi Kocianowi zestawiania obrony na spotkanie z Makuszewskim i Grzelczakiem. Zwłaszcza pod nieobecność wykartkowanego Dziwniela i kontuzjowanego Konczkowskiego. Chorzowskie ptaszyny coraz częściej ćwierkają, że od pierwszych minut na placu gry może pojawić się bowiem wskrzeszony z popiołów Maciej Sadlok. I o ile Szyndrowskiego na prawej stronie byśmy się raczej nie obawiali, o tyle w przypadku ewentualnej gry Sadloka (alternatywą jest jeszcze ponoć jakiś Gigołajew) zalecamy zamiast biletu paczkę Destresanu. Kosztuje tyle samo, a może przydać się o wiele bardziej.
2. Widzew nie posprząta w Kielcach…
Niby jak? Czym? Visnakovs w ostatnich 15 meczach ekstraklasy zdobył ledwie dwa gole (!), zupełnie gubiąc instynkt zabójcy z początku sezonu. Wiadomo, że od przyjścia Cetnarskiego o sytuacje bramkowe trudniej (podobno miało być odwrotnie), ale żeby aż tak dołować? Bez przesady. Łotysz ostatnio coś tam przebąkiwał o poprawie skuteczności i ćwiczeniu różnych wariantów gry w ofensywie, ale nie przykładalibyśmy do jego słów większej wagi, bo pewnie skończy się jak zwykle. Szkoda tylko, że z obiecującego bombardiera tak szybko obrał kierunek… na Brożka.
3. …i nie skorzysta na reformie
Ekstra dwa tygodnie dostał Artur Skowronek na pozamiatanie podwórka i poukładanie tych połamanych klocków w jakąś w miarę logiczną całość. Efekt? Do Kielc nie pojechali m.in. Gela, Urdinov, Mikita i Lafrance, a za kartki pauzuje dodatkowo Augustyniak. Być może trener dokona w Łodzi cudu na miarę Podbeskidzia w poprzednim sezonie i ekstraklasę uratuje, nie można przecież tego wykluczyć, ale na dzień dzisiejszy Widzew wygląda na jedyny zespół, którego nawet reforma w żaden sposób nie uratuje. Jasne, ambitnie w środku pola walczy ostatnio Kasprzak, za trzech standardowo haruje Kaczmarek, a na środku obrony piłkarza zaczął przypominać Nowak, ale to po prostu za mało, by mówić o znaczącym progresie. A tylko taki mógłby podźwignąć ten zespół z dna. Nie jakieś pięć punktów w czterech meczach, tylko dziewięć. Krótko mówiąc: albo tonący Widzew uratuje przebudzenie Visnakovsa, albo łodzianie już za chwilę obiorą azymut na pierwszoligowe wody.
4. Grzelczak nie powtórzy Grzelczaka
No dobra, żartowaliśmy. Tak naprawdę podejmie przynajmniej trzy próby, dwie po dośrodkowaniach Makuszewskiego, z których jedna zakończy się w iście grzelczakowym stylu – czyli wisienką na torcie, widłami i miodem z malinami.
Rzućcie jeszcze okiem na nasze przedmeczowe grafiki:


