Mourinho zepsuł zabawę kibicom na Anfield. Chelsea wciąż w grze

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2014, 18:20 • 3 min czytania

Ian Macintosh, brytyjski dziennikarz napisał na Twitterze: „To wygląda tak, jakby gang złodziei próbował przebić mur używając jedynie łyżeczek”. Trudno się z tym nie zgodzić – to Liverpool był drużyną dominującą (zwłaszcza w drugiej połowie), a o porażce ludzi Rodgersa zadecydował błąd tego, który do tej pory rozgrywał prawdopodobnie swój najlepszy sezon w karierze. „The Special One” zapowiadał przed meczem, że to dla nich właściwie nieistotny mecz, ponieważ nie liczą się już w wyścigu po tytuł. Oczywiście kłamał, a po drugiej bramce dla Chelsea omal nie eksplodował z radości. Kibice „The Reds” w rozpaczy, cieszą się za to miliony kibiców na całym świecie. Szykuje się bardzo emocjonująca końcówka sezonu, a o mistrzostwie mogą zadecydować małe punkty, czyli różnica strzelonych i straconych goli. Przypomina Wam to coś?
Kolejny blef „The Special One”.

Mourinho zepsuł zabawę kibicom na Anfield. Chelsea wciąż w grze
Reklama

Portugalczyk mydlił wszystkim oczy, zapewniał iż jego drużyna straciła szansę na mistrzostwo, a on sam da szansę zmiennikom w meczu z Liverpoolem. Mówiono wręcz o tym, że Portugalczyk dostał nawet zielone światło od zarządu, by skupić się na Lidze Mistrzów, a PL odpuścić. I rzeczywiście – Chelsea wyszła w zmienionym składzie, zadebiutował młody Tomas Kalas, ale mówienie o poddaniu meczu i wystawieniu totalnych rezerw okazało się zasłoną dymną. Co do Kalasa, to ten utalentowany obrońca z Czech swój egzamin piłkarskiej dojrzałości zdał przyzwoicie, zaliczając całkiem dobre spotkanie. Kapitalnie bronił Mark Schwarzer, czyli człowiek przeżywający którąś już z kolei futbolową młodość. Portal WhoScored.com uznał go nawet graczem meczu.

Statystyki spotkania porażają, Liverpool miał przewagę w posiadaniu piłki aż 73 do 27 procent czasu gry. Jak nauczyły nas jednak ostatnie wydarzenia z LM i przegrana Bayernu, posiadanie piłki to nie wszystko. Liverpool grał, chłopcy Mourinho strzelali. O wyniku zdecydował indywidualny błąd Stevena Gerrarda, który doprowadził do straty piłki. Regista Liverpoolu poślizgnął się, a piłkę przejął Demba Ba, który wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem. Druga połowa to już pokaz hokeja, gdzie Liverpool właściwie zamknął Chelsea w „zamku”, a bramkę Schwarzera ostrzeliwał zwłaszcza Gerrard, starający się odpokutować swój błąd. Gol z końcówki meczu podobny do pierwszej bramki – strata Sturridge´a, z kontrą na bramkę Mignoleta pobiegli samotnie Torres i Willian, a ten drugi zakończył akcję kierując piłkę do pustej bramki. 0:2 i szał radości Jose Mourinho.

Reklama

Garść matematyki:

Zakładając, że Manchester City wygra pozostałe cztery mecze, a Liverpool swoje dwa, to „The Citizens” zostaną na tę chwilę mistrzem, gdyż mają najlepszy bilans jeśli chodzi o małe punkty. W wypadku równej liczby oczek w tabeli o mistrzostwie decyduje w pierwszej kolejności właśnie stosunek strzelonych goli do straconych. Czyżby szykowała się zatem powtórka z sezonu 2011/12, kiedy to City rzutem na taśmę wyrwali „Czerwonym Diabłom” mistrzostwo z rąk? Miejmy nadzieję, że nowego mistrza Anglii poznamy dopiero w ostatniej kolejce, byłoby to wspaniałe zakończenie tego fenomenalnego sezonu. Zdaniem wielu najlepszego w ponad dwudziestoletniej historii Premier League.

Liverpool robił dzisiejszego popołudnia co mógł, ale koniec końców to „The Special One” okazał się znów mieć ostatnie słowo. Po błędzie Gerrarda jego zespół napoczął rywala, by w końcówce zabić mecz, jak zwykł mawiać Mourinho. Liverpool już 24 lata czeka na odzyskanie mistrzostwa, ale obecna kampania w wykonaniu graczy Rodgersa jest naprawdę dobra – Sturridge, Suarez, Sterling i przede wszystkim „Stevie G” rozgrywają sezon życia. Jeśli jednak „The Reds” nie zdobędą mistrzostwa, to i tak wszyscy kibice zapomną piękną grę, a zapamiętają na zawsze przede wszystkim błąd swojego kapitana. Jeśli jedno poślizgnięcie zadecyduje o stracie mistrzowskiego tytułu, będzie to istny kataklizm dla całego Liverpoolu i Gerrarda, którego czeka zapewne bezsenna noc. Taki jest futbol – niedaleka jest droga od bohatera do przegranego.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama