Ostatnio dziwne rzeczy dzieją się wokół Dalibora Stevanovicia. Pomocnik broniącego się przed spadkiem z ligi Śląska Wrocław nagle zaczął udzielać wywiadów, w trakcie których dziennikarze pozwalają mu się wypłakać w rękaw. Zaczęło się chyba od wizyty w Lidze+ Extra, kiedy to padło jedno z najbardziej debilnych stwierdzeń, jakie kiedykolwiek zostało wypowiedziane na antenie jakiejkolwiek telewizji. Otóż redaktor Antoni Bugajski stwierdził wówczas, że Stevanović wygrał starcie z weszlo.com, ponieważ regularnie jest wybierany najlepszym piłkarzem meczów ligowych.
Cóż, Bugajskiemu widocznie sufit się na łeb osunął i nic na to nie poradzimy.
Sytuacja jest dynamiczna i Słoweniec przemawia dalej. – Polska to kraj hejterów – oświadczył dzisiaj w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. Hejterami jesteśmy przede wszystkim my oraz oczywiście wy (wy, którzy pisujecie komentarze nie po myśli gwiazdy Śląska Wrocław). Z wywiadu możemy się dowiedzieć, że Stevanović bardzo szanuje krytykę, ponieważ z krytyki można wyciągnąć wnioski. Krytyka – wiadomo – uczy. Piłkarz stawia tylko jeden warunek: krytyka musi być konstruktywna.
Jaka to jest konstruktywna krytyka? Zapewne taka w stylu: „świetnie grasz, zjawiskowo, ale mógłbyś poprawić sobie kołnierzyk”, ewentualnie „jesteś najlepszym piłkarzem, jakiego widziała polska liga, tylko uczesz się ładniej”. W porywach: „masz fantastyczne uderzenie z dystansu, nikt inny takiego nie ma, mógłbyś częściej strzelać, zamiast podawać tym patałachom wokół”. Tak, zapewne zdaniem Stevanovicia to by była krytyka konstruktywna. Bo ta z naszej strony konstruktywna nie była. My przecież tylko zamieszczaliśmy kolejne filmiki, na których było widać, jak Stevanović odpuszcza walkę i nie biegnie za przeciwnikiem, mimo że jest to jego obowiązkiem.
– Gdy krytyka jest konstruktywna, wytyka faktyczne błędy, traktuję to jako lekcję. Nawet od dziennikarzy, którzy nie grali w piłkę bądź są w branży od niedawna. Dobrze jest usłyszeć czasem negatywne słowo, to pomaga spojrzeć z innej perspektywy – powiedział Stevanović.
„Wytyka faktyczne błędy”. Czy my, panie piłkarzu wspaniały, nie wytykaliśmy faktycznych błędów, tylko jakieś urojone? Czy to, że człapał pan za plecami przeciwników i nie podejmował walki, to były nasze wymysły? Każdy nasz tekst okraszony był odpowiednim filmikiem, dokumentującym te „popisy”. I była to krytyka jak najbardziej konstruktywna, ponieważ nie pisaliśmy tylko „Stevanović nie biega”. Pisaliśmy co robić powinien. Mianowicie: „Biegaj, leniu!”. Prosta recepta, co trzeba robić. Biegać! Wystarczy przeczytać i się zastosować. Trudno o krytykę bardziej konstruktywną.
Przypomnijmy, że Stevanović domagał się 10 000 złotych w ramach przeprosin, z kolei Marian Kelemen chciał kasę od trenera bramkarzy, który nagrał film szkoleniowy, w którym wytknął słowackiemu bramkarzowi błędy i pokazał, na czym polegają. Mieliśmy więc do czynienia ze spektakularna błazenadą. Dzisiaj Stevanović na łamach „PS” mówi…
– Z taką krytyką jak u was nie spotkałem się nigdzie. Polska słynie z hejterstwa. Krytyka, jaka spadła jesienią na mnie i Mariana Kelemena, to była gruba przesada.
– Jak pan do niej podchodził?
– Na początku mnie to bawiło. W szatni robiliśmy sobie z tego żarty. Z czasem nagonkę na nas podłapali inni dziennikarze, powstała ogromna kula, przestało być zabawnie. Mam pretensje do ludzi, którzy po prostu źle nam życzyli. Jeden artykuł mnie bardzo negatywnie zaskoczył.
– Który?
– Pewien portal dał tekst pod tytułem „Wynoś się wreszcie z tej ligi, pieprzony leniu”.
– Dlatego wynajął pan adwokata i domagał się 10 tysięcy złotych odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych?
– Chciałem, żeby autorzy przeprosili. Ta krytyka dochodziła do mojej rodziny. Ja mam silną psychikę, nie można mnie złamać, ale nie pozwolę, by bliscy cierpieli. Słowa „przepraszam” się nie doczekałem. Widocznie ci ludzie nie mają jaj.
Zdaniem Stevanovicia mielibyśmy jaja, gdybyśmy go przeprosili. Naszym zdaniem – musielibyśmy być (dzieci teraz przestają czytać) ostatnimi pizdami, by go przepraszać tylko dlatego, że on tupnął nogą. Nie mamy też pojęcia, z jakiej racji we wszystko miesza rodzinę. Czy my pisaliśmy coś o rodzinie? Jeśli żona musiała się wstydzić, to dlatego, że jej mąż nie angażował się w grę. To naprawdę nie jest nasza wina. Trzeba naprawdę nie mieć jaj i być totalnym daremniakiem, by zasłaniać się dobrem rodziny, gdy mowa jedynie o piłce nożnej i tym, że Stevanović nie biegał.
– Na początku mnie to bawiło. W szatni robiliśmy sobie z tego żarty – mówi Stevanović. I w tym właśnie problem – że na początku cię to bawiło. Gdybyś nie robił sobie żartów, tylko wziął do serca krytykę już po pierwszym filmiku, to nie powstałyby kolejne. Ale nie, najlepiej sobie bimbać na wszystko, a potem powiedzieć: „O jejku, krytykują mnie, rodzina cierpi!”.
* * *
W dalszej części wywiadu dowiadujemy się, że Lenczyk prowadził idiotyczne treningi, nie miał dobrego kontaktu z zespołem, dlatego musiał odejść. Teraz natomiast jest z Pawłowskim ekstra.
Zatem życzymy powodzenia w walce o utrzymanie. Dobrze, że już macie za sobą ten koszmar, jakim było zdobycie mistrzostwa Polski pod wodzą Lenczyka.
Fot. FotoPyK