Dzisiejszy mecz Barcelony był ważny nie tylko z powodu walki o ligowe punkty, ale przede wszystkim ze względu na pożegnanie Tito Vilanovy. W sobotnie popołudnie piłkarze Blaugrany po raz pierwszy wybiegli na murawę Camp Nou odkąd spadła na nich wiadomość o śmierci trenera. Byliśmy świadkami kolejnego spotkania, które odbyło się niejako w cieniu wydarzeń sprzed pierwszego gwizdka. Najpierw na stadionowych telebimach wyświetlono pożegnalny film, następnie rozwinięto sektorówkę z napisem „Tito, na wieki wieków”. Jeszcze przed rozpoczęciem gry uczczono zmarłego Vilanovę pełną minutą ciszy, przerywaną pojedynczymi okrzykami kibiców „do zobaczenia Tito”. Na wszystko z trybun Camp Nou spoglądali członkowie rodziny oraz przyjaciele tragicznie zmarłego trenera.
Barcelona grała dziś przede wszystkim o przedłużenie matematycznych szans na… poprawienie swojej pozycji w ligowej tabeli. Piłkarze Blaugrany wyszli na mecz ze świadomością, że muszą wygrać wszystkie pozostałe spotkania oraz liczyć na potknięcia rywali z Madrytu. Tylko w takim wypadku mecz z Atletico w ostatniej kolejce byłby dla podopiecznych Simeone czymś więcej, niż ostatnim przetarciem przed finałem Ligi Mistrzów. Dziś wiemy już, że mecz kończący sezon nie będzie mieć dla Barcelony żadnej stawki, bo ekipa Martino po raz kolejny w kiepskim stylu straciła punkty.
Czy dzisiejszy remis był zasłużony? Po części tak, bo tempo gry dyktowane przez piłkarzy Martino było bardzo senne. Czy miało na to wpływ rozkojarzenie związane z pożegnaniem Tito? A może pora siesty i 25-stopniowy upał lub brak realnych szans na wygranie czegokolwiek w tym sezonie? Wydaje się, że wszystko po trochu złożyło się na taki obraz gry. Pierwsza akcja warta uwagi miała miejsce dopiero w 23. minucie gry, kiedy to Dani Alves dośrodkował nie w swoim stylu – posłał inteligentne, mierzone podanie na nogę Leo Messiego. Po trafieniu na 1:0 Barcelona nie była w stanie podwyższyć prowadzenia, a nawet dowieźć go do przerwy. Po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego, które przedwcześnie zostało wyśmiane przez komentatorów Canal+, wyrównującego gola zdobył Lafita.
Druga odsłona przebiegała według podobnego scenariusza – Barcelona wyszła na prowadzenie, by w końcówce dać sobie wydrzeć zwycięstwo. Słowa uznania należą się graczom Getafe, którzy w akcji prowadzonej już w doliczonym czasie gry siłą pięciu piłkarzy wbiegali w pole karne gospodarzy. Ich wielka determinacja została nagrodzona, bo Lafita po raz kolejny wpakował piłkę do siatki i zapewnił swojej drużynie ważny punkt. Punkt, który w ostatecznym rozrachunku może zapewnić Getafe utrzymanie.
Dzisiejszy mecz był idealnym podsumowaniem sezonu dla Barcelony. Piłkarze Martino niby atakowali i mieli sytuacje, by definitywnie rozstrzygnąć losy spotkania, ale po raz kolejny czegoś im zabrakło. Brak skuteczności, brak koncentracji – nie tylko w defensywie – to dziś największe zarzuty wobec piłkarzy Barcelony. – Popełniliśmy błędy, które nie są normalne u zawodowych piłkarzy, walczących o ligę – podsumował po meczu Sergio Busquets. Dla Barcelony porażka oznacza koniec jakichkolwiek nadziei na uratowanie sezonu. Wydaje się jednak, że Messi i spółka już dawno pogodzili się z takim rozwojem wypadków. Dzisiejszy wynik jest idealny dla Atletico, które jutro zagra na wyjeździe z Levante. Jeżeli podopieczni Simeone zgubią punkty, w perspektywie będą mieć jeszcze mecz z Barceloną, która nie walczy już o nic. Patrząc po poprzednich sezonach – wątpliwe, że w następnym spotkaniu na Camp Nou zobaczymy najsilniejszą jedenastkę Blaugrany.