Konkretne wzmocnienia Arki. Wcześniej awansować mogli, a teraz… muszą?

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2014, 16:11 • 3 min czytania

Jakiś czas temu, kiedy Zawisza walczył o awans do Ekstraklasy, na zapleczu nazywano go Manchesterem City. Wszystko ze względu na stosunkowo mocną i szeroką kadrę. Nie albo-albo, nie nic a nic, ale i jedno, i drugie. Teraz ich śladami ruszyła Arka Gdynia, która po całkiem niezłej jesieni – tylko cztery punkty straty do miejsca premiującego awansem – postanowiła znacznie wzmocnić kadrę. Gdyby dobrze przyłożyć ucho, przekaz jest jasny: brak Ekstraklasy może być dla gdynian opłakany w skutkach. Tyle że o tym nikt nawet nie chce słyszeć. Potrzebne będzie szczęście? No to szczęściu trzeba pomóc. Transferami.
Arka nie dość, że utrzymała trzon zespołu z poprzedniej rundy, to jeszcze dokonała kilku naprawdę ciekawych wzmocnień. Jak na smutną, pierwszoligową rzeczywistość – imponujących. I mimo że wyniki sparingów – delikatnie ujmując – nie rozpieszczały kibiców: trzeba powiedzieć wprost: w przerwie zimowej arkowcy wyrośli na jednego z głównych faworytów do zajęcia jednego z dwóch pierwszych miejsc. Bardzo umiejętnie wyczekiwali na transferowe okazje, a gdy te już się nadarzały – działali sprawnie i skutecznie.

Konkretne wzmocnienia Arki. Wcześniej awansować mogli, a teraz… muszą?
Reklama

Z Karpat Lwów na wypożyczenie przyszedł Ihor Tyszczenko, który jesienią w ukraińskiej Ekstraklasie wystąpił sześciokrotnie, a w sparingu z Olimpią Grudziądz dał się poznać z dobrej strony. Do końca sezonu zaklepali sobie również Mateusza Cichockiego z Legii oraz Pawła Oleksego z Zagłębia Lubin. Ci dwaj ostatni po prostu musieli być na siebie skazani. Obu chciał bowiem pozyskać Piast Gliwice, lecz bardziej należałoby te starania określić mianem słomianego zapału. Legionista na rzecz wypożyczenia do Gliwic grzecznie podziękował Dolcanowi Ząbki, natomiast obrońca „Miedziowych”, gotowy do wyjazdu, spakował walizki ze dwa tygodnie temu. I czekał, aż w końcu na Śląsku się rozmyślili. Tak długo nie umieli wybrać – czy chcą go na stałe za 300 tysięcy złotych (mniej więcej tyle dostali za Zbozienia), czy jednak woleliby tylko do końca sezonu, że w końcu plan spalił na panewce. Dlatego determinacja Arki przypadła im do gustu. Poirytowani rozwojem sytuacji, zdecydowali się na wyjazd nad morze, mimo – odpowiednio – propozycji z Widzewa i, w drugim przypadku, trzech leżących na stole ofert.

Kilka dni temu półrocznym kontraktem z Arką związał się Bartosz Ślusarski, którego w Lechu pożegnali bez żalu. Analizując ruchy transferowe w pierwszej lidze, to właśnie popularny „Ślusarz” – obok Arkadiusza Woźniaka z Łęcznej – robi największe wrażenie. Cóż, taki mamy klimat… Kto jeszcze? Reszta w charakterze uzupełnień. Tomasz Kowalski przywędrował z Widzewa فódź, a swoje szanse powinni dostać także najlepsi zawodnicy drużyny rezerw i juniorów starszych, zeszłorocznych srebrnych medalistów mistrzostw Polski.

Reklama

W tej całej beczce miodu jest jednak solidna łyżka chochla dziegciu. Trener Paweł Sikora, przez sporą część kibiców z Gdyni nazywany jest wuefistą. To, że odfrunie, jest ich najsympatyczniejszym życzeniem. Zresztą sami zawodnicy, pytani o swojego szkoleniowca, z niedowierzaniem łapią się za głowę. Przed nim niełatwe zadanie – sklecić zespół z dobrych, aczkolwiek pozyskanych dość późno piłkarzy. I osiągnąć cel: awans. A przecież trzeba pamiętać o Pucharze Polski, gdzie w ćwierćfinale arkowcy wylosowali Miedź Legnica, czyli zespół jak najbardziej do przejścia. Do finału na Stadionie Narodowym droga prosta, a tam… kto wie, derby Trójmiasta? To dopiero byłoby wejście z przytupem!

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama