Czy stwierdzenie „dobrze gra” nie jest nadużyciem? Co to w ogóle znaczy?

redakcja

Autor:redakcja

27 lutego 2014, 13:19 • 4 min czytania

Macie nieraz wrażenie, że któryś z zawodników drużyny, której kibicujecie, znalazł się tam przez przypadek? Ł»e kompletnie nie pasuje do reszty, że nie pasuje wcale do poziomu rozgrywek? A może nawet chodzi o więcej niż jednego piłkarza? Pewnie pomyślicie teraz, że w Polsce większość się nie nadaje. To byłaby pewnie przesada. Ale mnie również często zdarza się pomstować na niektórych graczy. A już na pewno na ludzi, którzy tych zawodników do klubu sprowadzili. Bo tak naprawdę, za wygląd drużyny odpowiada dyrektor sportowy, trener lub prezes. W zależności od podziału obowiązków w danym klubie.
Kiedy więc widzicie chłopaka, który na poziomie Ekstraklasy, nie potrafi przyjąć dobrze piłki, nie wińcie go. On robi wszystko najlepiej, jak potrafi. Wińcie ludzi, którzy go zakontraktowali. Sprowadzanie do klubu nowych piłkarzy nie jest sprawą prostą. Jeśli było proste, możemy być pewni, że zawodnik prędzej zastąpi magazyniera, niż zostanie sprzedany z zyskiem do Bundesligi.

Czy stwierdzenie „dobrze gra” nie jest nadużyciem? Co to w ogóle znaczy?
Reklama

Polska nie jest piłkarską potęgą i według mojej przynajmniej teorii dobry, zagraniczny zawodnik ma co najmniej 10 innych opcji przed przyjazdem do nas. Jeśli ich nie ma, dobry raczej nie jest. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Marcelo, Kalu Uche, Rudnevs, Roger i pewnie kilku innych. Większość transferów jednak jest nietrafiona, a przynajmniej ci zawodnicy nie spełniają naszych oczekiwań.

Jakiś czas temu drużynie Zagłębia Lubin został zaproponowany pewien zawodnik Championship. Pomocnik. W tamtym czasie siedział na ławce i chciał zmienić otoczenie, aby mieć szansę na regularne występy. Według jego menedżera, chłopak jest młody, niezły technicznie, szybki i ambitny. Znałem tego zawodnika i mogę potwierdzić, że przynajmniej na oko wyglądał bardzo przyzwoicie. W klubie stwierdzili jednak, że nie grał ostatnich kilka miesięcy, więc go nie chcą. Odważę się na stwierdzenie, że gdyby grał regularnie, nigdy nawet nie spojrzałby w kierunku Lubina.

Reklama

Nie oszukujmy się. Kluby w Polsce, z wyjątkiem Legii, muszą liczyć na piłkarskie „okazje”. Brzydko mówiąc, nawet „promocje”.

Dyrektorzy sportowi powinni posiadać umiejętność łowienia takich właśnie okazji. To nie Biedronka, więc złapać promocję nie jest wcale prosto. Jak tego dokonać? Tutaj dochodzimy do sedna mojego wpisu. Oczywiście to tylko moje przemyślenia. Możecie stwierdzić, że to bzdury i nawet nie dokończyć czytać. Spróbujmy jednak. Oglądaliście film „Moneyball”, w którym Brad Pitt wciela się w rolę trenera drużyny Oakland Athletics? Jego pomocnikiem zostaje uroczy grubasek, spec od matematyki i statystyk. We dwóch budują drużynę w oparciu o czyste liczby. Procent strat, celnych zagrań, zdobytych punktów itp.

Budują drużynę w oparciu o zawodników drugiego i trzeciego planu, czasem zawodników niechcianych gdzie indziej. Jednak wszystkich tych graczy wyróżniają doskonałe statystyki z gry. Zespół ten zdobywa mistrzostwo, po drodze odnotowując nieprawdopodobną serię 20 zwycięstw z rzędu. Film oparty jest na wydarzeniach prawdziwych. Oakland Athletics pokonuje gigantów MLB grając przeciętnymi wydawałoby się zawodnikami.

A gdyby to samo rozwiązanie zastosować w piłce nożnej? Piłka to prosta gra. Podanie, przyjęcie, dośrodkowanie, strzał. Gdybyśmy mieli więc w drużynie obrońców, którzy mają procentowo doskonały odbiór? Którzy wyprowadzają piłkę z małym procentem błędu? Gdybyśmy weryfikowali pomocników tylko po procencie strat piłki i celności zagrań? Nieważne, czy ma nadwagę, jest wolny, brzydki czy kulawy. Ważne, czy na boisku robi swoją robotę.

Jeśli na placu biega 11 gości, z których każdy ma min. 85-procentową celność podań, a liczbę strat na poziomie 10-15 procent, możemy śmiało założyć, że to przeciwnik będzie biegał za piłką, a nie odwrotnie. Oczywiście pod warunkiem, że ich poziom strat nie wynosi 5 procent. Czy jeśli mamy w składzie pomocnika, który według statystyk w meczu daje średnio 7 celnych dośrodkowań, nie możemy być pewni, że w następnych 10 meczach też to zrobi? Tak samo z napastnikami. Choć tu sytuacja jest trudniejsza, bo statystyki napastników, czyli strzelone bramki, każdy widzi na pierwszy rzut oka i jeśli są dobre, od razu roi się od chętnych na takiego snajpera.

Oczywiście są już trenerzy, którzy korzystają z programów rozkładających każdego piłkarza na czynniki pierwsze. Tak robi choćby Mourinho. Znam też kilku w Polsce, którzy tak postępują. Ale czy opierają na tym budowę składu? Wątpię.

Czy nie powinniśmy poddawać takiej statystycznej weryfikacji zawodników powoływanych do reprezentacji? Czy bowiem stwierdzenie „dobrze gra” nie jest często nadużyciem? Co to znaczy dobrze gra? Bo strzelił dwie bramki w lidze francuskiej? Bo jest szybki? Bo systematycznie wchodzi z ławki w zachodniej lidze?

Powiecie: „OK, ale przecież występują inne czynniki. Kontuzje, stres, efekt dużego miasta,rozwód czy dramat w rodzinie. Wszystko to może przecież niekorzystnie wpływać na formę zawodników. Macie rację, ale te same problemy towarzyszyły graczom Oakland Athletics, którzy całkowicie niespodziewanie zdobyli mistrzostwo MLB. Zresztą są pewnie wzory również na to.

Może więc czas zagrać w Moneyball?

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama