Marco Paixao to jednak nie byle jaki oryginał. W wywiadzie – a właściwie wywiadziku, patrząc na jego objętość – dla dzisiejszego Super Expressu w kilku zdaniach zdążył po pierwsze zadeklarować, że zasmuciło go zwolnienie Stanislava Levego, bo przecież Śląsk dostał w ostatnich dniach wzmocnienia, których on się domagał. Po drugie – strzeli w tym sezonie 30 goli, po trzecie – pobije rekord nowego szkoleniowca Tadeusza Pawłowskiego, po czwarte – uważa się za znacznie lepszego piłkarza od jego rodaka Orlando Sa. Zapraszamy środowy przegląd prasy. Dziś zajrzyjcie do Przeglądu, Faktu i Super Expressu.
FAKT
Takiego wyboru piłkarskich materiałów w Fakcie nie mieliśmy od dawna. Cztery strony – znak, że skończyły się igrzyska. Na początek Lech, który oddaje mistrzostwo bez walki i Murawski już w Pogoni. Dziennikarz Faktu sugeruje, że nawet blamaż w Szczecinie nie skłania działaczy do ruchów transferowych.
– Gdyby zapytać mnie, czy potrzebujemy wzmocnień, odpowiedź byłaby jedna: „Każdy klub potrzebuje wzmocnień” – mówi otwarcie Rumak, który daje do zrozumienia, że chciałby mieć w drużynie nowych piłkarzy. Przy tym jednak również dodaje: – Wiem jednak doskonale, że jest pewna polityka klubu, ona została w ostatnim czasie jasno określona i pewnych spraw nie da się przeskoczyć. Już na przełomie grudnia i stycznia w Kolejorzu podjęto decyzję, że zimą nie zostanie kupiony żaden nowy zawodnik. Dołączył tylko Paulus Arajuuri (26 l.), którego jednak zakontraktowano już w sierpniu. Wiadomo, że głównym powodem braku transferów jest brak pieniędzy w klubowej kasie. Niewiele zmieniło nawet rozstanie z drogimi w utrzymaniu Rafałem Murawskim (32 l.) i Bartoszem Ślusarskim (32 l.). Oficjalnie pojawiały się natomiast argumenty o tym, że latem przyszło pięciu zawodników i kolejnych należy spodziewać się po sezonie, bo kadra jest i tak bardzo mocna. Szczecińska klęska nakazuje jednak inaczej spoglądać na piłkarski potencjał Kolejorza. Porażka z Pogonią nie zamyka jeszcze ostatecznie drogi do mistrzostwa Polski. To powinien być jednak sygnał do działania. W przeciwnym razie tytuł może być bowiem szybko oddany bez walki…
Murawski już w Szczecinie. Lewandowski z Piszczkiem podbili Sankt Petersburg – tu nie ma niczego do zacytowania. Oczywistości. Może więc tekst pod tytułem: „Legia ma dwóch Bergów”.
Henning Berg (45 l.) wychowuję swojego następce. Szkoleniowiec Legii zaprosił na jeden z ostatnich treningów swojego 11-letniego syna, Lucasa. Berg junior na co dzień ćwiczy w akademii Manchesteru United. Przyjechał do Polski na ferie i pojawił się z ojcem przy Łazienkowskiej. Swoimi umiejętnościami technicznymi mógł zawstydzić niektórych zawodników Legii. Tego samego dnia Lucas wziął udział w zajęciach juniorskiego zespołu do lat 12. Berg obserwował z boku poczynania swojego potomka, ale nie wtrącał się w polecenia trenerów. Wygląda na to, że już za kilka lat młody Norweg może pójść w ślady ojca, który zrobił wielką karierę piłkarską. Berg junior wypadł o wiele lepiej od testowanego w Legii Ibrahima Babangidy (19 l.). Nigeryjczyk trafił do stołecznego klubu z polecenia jednego ze znajomych menedżerów norweskiego szkoleniowca. Podczas pierwszych zajęć sprawiał wrażenie zagubionego. Dzisiaj dostanie szansę występu w meczu sparingowym z Bytovią Bytów.
12-letni Berg wypadł lepiej od 19-letniego Babangidy?
Na kolejnej stronie nareszcie smakowity kąsek, czyli wywiad z Andrzejem Zydorowiczem. Opowiada głównie o najlepszych czasach GKS-u Katowice, któremu wybija właśnie 50 lat istnienia.
Jakie spotkania GKS w pucharach i kulisy z nimi związane utkwiły panu w pamięci?
Po sensacyjnym triumfie nad Francuzami katowiczanie grali z Bayerem Leverkusen. Te mecze jednak nie przyniosły im chluby (0:4 i 1:4). Wyjazdu do Niemiec nie zapomnę do końca życia. Ówczesny prezes Marian Dziurowicz załatwił czarter – wojskowy samolot transportowy! Był dumny, że udało mu się go wynająć. Przekonywał, że to dla klubu duża oszczędność. Dla wszystkich była to jednak ekstremalna przygoda. Samolotem tym wożono wcześniej między innymi pojazdy wojskowe. Zamiast foteli były drewniane ławy, a nad głowami mieliśmy uchwyty, takie jak w tramwaju. Stewardes oczywiście nie było a za ubikację służyło… cynowe wiadro, ustawione w kącie. Z kolei wcześniejsza o kilka lat wyprawa do Sionu była wyjątkowa dla bramkarza Mirosława Dreszera. W sezonie 1986/87 zespół GKS występował w Pucharze Zdobywców Pucharów. W pierwszym meczu było 2:2. W Szwajcarii spotkanie zakończyło się niestety porażką 0:3. Jeden z rywali mocno uderzył kolanem Mirka. Dreszer został zniesiony na noszach. Później musiał przejść operację usunięcia śledziony. Jednak ze Szwajcarii wrócił… zadowolony. W drodze do szpitala towarzyszyła mu tłumaczka, córka Jerzego Michajłowa, byłego piłkarza Ruchu Chorzów. Tak się nim dobrze opiekowała, że po powrocie do kraju została jego żoną.
W szatni GKS przez lata dominowała śląska gwara. Piłkarze z Katowic byli skromni, charakterni, ale również małomówni. Czy zgodzi się pan z tą charakterystyką?
Był to klub na wskroś śląski, ale jak w każdym zespole, byli zawodnicy, którzy lubili kamery i tacy, którzy ich unikali. Do tej pierwszej grupy zaliczali się bracia Świerczewscy. Z kolei najlepszy piłkarz w historii klubu Jasiu Furtok nie przepadał za udzielaniem wywiadów. Podczas rozmowy często się zacinał. Był świetnym piłkarzem, ale wcześniej nie wiele mu ustępował, trochę już zapomniany, Gerard Rother. Bramkostrzelny napastnik z rozwianymi włosami. Obrońcy rywali nienawidzili grać przeciwko niemu. To był taki dzikus w dobrym tego słowa znaczeniu. GKS to jednak niespełniony klub. Cztery razy zdobył wicemistrzostwo Polski, trzy razy krajowy puchar, ale nigdy nie stanął na tym najwyższym stopniu podium.
Fakt cytuje również kilka słów dyrektora sportowego Chievo, który tłumaczy dlaczego w jego drużynie nie gra Tomasz Kupisz. Tytuł sugeruje, że to przez problemy językowe. W istocie wypowiedź brzmi tak: Nie zadebiutował, bo potrzebuje czasu na poznanie włoskiej piłki. Do tego dochodzą także kwestie językowe. Wdrożenie zawodnika z Polski do włoskiej piłki wymaga czasu. To jednak niesamowity pracuś. Stara się. Jest jeszcze dużo rzeczy, nad którymi musi pracować, jak przygotowanie fizyczne i taktyczne, ale to problem wielu piłkarzy, którzy przyjeżdżają do Italii z innych krajów – mówi Faktowi Sartori.
No, to chyba mamy jasność, że nie w nieznajomości języka rzecz.
Na koniec bardzo napakowanego dziś numeru Faktu mamy tekścik o Patryku Tuszyńskim, który do Lechii trafił z MKS Kluczbork, którego prezesem był wówczas poseł Andrzej Buła. Transferowe negocjacje toczyły się w… kawiarni sejmowej, a pomagał w nich Jan Krzysztof Bielecki.
Ciekawe, polecamy dzisiejszy numer Faktu.
RZECZPOSPOLITA
Na łamach Rzeczpospolitej dwa piłkarskie teksty. Najpierw „Gibraltar – najmłodszy w rodzinie”.
Przesadnym wyczuleniem na obustronne stosunki wykazała się UEFA, która podjęła dość kontrowersyjną decyzję, że Gibraltar i Hiszpania nie mogą trafić na siebie w eliminacjach ME. Sami zainteresowani nie byli z tego zadowoleni. „Chciałbym z nimi zagrać, dowolnego dnia o dowolnej porze. Pokazalibyśmy Hiszpanom i całej Europie, ile jesteśmy warci. Długo nie pozwalali nam zrobić postępu, teraz to się zmieni” – zapowiedział trener gibraltarskiej drużyny Allen Bula, rodowity mieszkaniec półwyspu. Jeszcze przez dwa lata jego drużyna będzie musiała rozgrywać mecze na wygnaniu. Położony na Gibraltarze Victoria Stadium nie spełnia wymogów UEFA, dlatego mecze u siebie Gibraltar będzie rozgrywał w portugalskim Faro, na Estadio Algarve. Obiekt mieści 30 tys. kibiców, czyli o około 2 tys. więcej, niż wynosi liczba ludności Gibraltaru, który stał się nie tylko najmłodszym, ale też najmniejszym członkiem europejskiej federacji. „Bliżej byłoby nam oczywiście na któryś z hiszpańskich stadionów, ale wiemy, że decyzja o grze w Hiszpanii wywołałaby kolejne polityczne spory. Ł»ałujemy, że nie zagramy u siebie, ale to się zmieni za dwa lata, kiedy zbudujemy nowy stadion. Będzie się mieścił blisko Europa Point, najdalej na południe wysuniętego punktu półwyspu, z widokiem na Afrykę. Nie będzie chyba na kontynencie drugiego tak pięknie położonego obiektu. Pomieści prawdopodobnie osiem tysięcy kibiców, to wystarczy na nasze potrzeby. Będzie miał czwartą kategorię UEFA, sam obiekt i zaplecze będą bardzo nowoczesne. Najbliższe dwa mecze towarzyskie rozegramy na Victoria Stadium, by mieszkańcy Gibraltaru mogli obejrzeć swoją drużynę. Prawie wszystkie bilety są już wyprzedane”.
Było już na ten temat sporo artykułów, ale ten jest całkiem niezły, jeśli ktoś słabo orientuje się w temacie. Drugi to zapowiedź dzisiejszych spotkań Ligi Mistrzów. Do bólu typowa.
W drugim dzisiejszym meczu w roli Realu wystąpi Chelsea. Jest papierowym faworytem spotkania z Galatasaray. Londyńczyków i ich trenera Jose Mourinho wszyscy znają. Galatasaray był pierwszym tureckim klubem, na który w Europie patrzono z szacunkiem. Dziś, gdy ktoś wylosuje w rozgrywkach zespół ze Stambułu, to mówi o pechu. „Ta drużyna jest stworzona do gry w Lidze Mistrzów. Pamiętam, że przed rokiem spotkanie na ich stadionie było bardzo trudne. Dzięki niesamowitym kibicom mogą tam wygrać z każdym” – powiedział Mourinho, który do Stambułu pojechał wówczas jako trener Realu. Tyle że Real zwyciężył w Stambule 6:1. Gwiazdom piekło niestraszne. Trenerem Galatasaray jest Włoch Roberto Mancini (mistrzostwo Anglii z Manchesterem City). Grają tam m.in.: były zawodnik Chelsea Didier Drogba, Holender Wesley Sneijder, a bramki broni Urugwajczyk Fernando Muslera. Ta drużyna w decydującym meczu fazy grupowej pokonała w Stambule Juventus 1:0, dzięki czemu awansowała do fazy pucharowej, a Włosi pocieszają się w LE. To była niespodzianka. Gdyby Turcy wyeliminowali Chelsea, to już byłaby sensacja.
GAZETA WYBORCZA
W ogólnopolskim wydaniu GW dziś tylko krótka relacja z wczorajszych meczów Ligi Mistrzów, więc od razu przechodzimy do części stołecznej. A tam: forma Legii rzekomo idzie w górę.
Po odejściu Jakuba Wawrzyniaka jesteś jedynym piłkarzem Legii, który nie ma bezpośredniego rywala do gry w pierwszym składzie.
– To w ogóle nie ma na mnie wpływu. Trenowałem ciężko, gdy Kuba był z nami w zespole, i to, że odszedł, nic w tej kwestii nie zmienia. Trochę szkoda, że tej konkurencji nie ma, bo pewnie byłbym jeszcze bardziej zmobilizowany, ale robię swoje i tego się trzymam.
Widzisz w Legii innych kandydatów do gry na lewej obronie?
– Ponoć przymierzany jest do tego Michał Ł»yro, choć nie wydaje mi się, by ten pomysł doszedł do skutku. W składzie jest też Guilherme, choć on akurat doznał urazu. Jestem jednak pewien, że w wypadku mojej słabszej formy albo kontuzji znajdzie się dla mnie godny następca.
Po tym pewnym zwycięstwie z Górnikiem, chyba odetchnęliście z ulgą?
– Spotkanie z Koroną było dla nas ciężkie. Pierwszy mecz po przerwie zimowej, z nowym trenerem na ławce, z nowymi założeniami taktycznymi. Wypadliśmy słabo, ale najważniejsze były trzy punkty. Dzięki zwycięstwu pojechaliśmy do Zabrza w bardzo dobrych nastrojach. A na mecz z Górnikiem mieliśmy konkretne cele – chcieliśmy zdobyć kolejne trzy punkty i zrewanżować się za Puchar Polski. I to się udało.
Rozmówka z Tomaszem Brzyskim. Nie ma w niej niczego niecodziennego.
Poza tym pojawia się pytanie, kto zastąpi Guilherme, który doznał urazu kolana.
Kto może go zastąpić w niedzielnym meczu przeciwko Jagiellonii? Głównym rywalem 22-latka w czasie zimowych przygotowań był Michał Kucharczyk. Zawodnik, który efektownym hat trickiem przeciwko Cracovii zakończył rundę jesienną ekstraklasy, w oczach następcy Jana Urbana uznania jednak nie znalazł i wiosnę zaczął od ławki rezerwowych. Po meczu z Koroną na pytanie o rywalizację z Guilherme nie chciał odpowiedzieć. – Na ten temat nie będziemy rozmawiać – stwierdził tylko Kucharczyk. Innym potencjalnym zastępcą Guilherme na prawym skrzydle może być Raphael Augusto. Wypożyczony z Fluminense zawodnik, przez prezesa i współwłaściciela klubu Bogusława Leśnodorskiego nazwany największym wygranym zimowych przygotowań, swoją dobrą dyspozycję z treningów przełożył na ligowe boiska, popisując się efektowną asystą przy bramce Miroslava Radovicia przeciwko Górnikowi. Ale kontuzja Guilherme to nie tylko problem dla prawego skrzydła Legii. Po odejściu Jakuba Wawrzyniaka to właśnie 22-latek został jedynym ewentualnym zmiennikiem Tomasza Brzyskiego na lewej stronie obrony. W sparingu z Dolcanem Berg sprawdzał Brazylijczyka w roli lewego defensora i w razie ewentualnej niemocy Brzyskiego to właśnie kontuzjowany dziś zawodnik przewidziany był do gry na tej pozycji w następnej kolejności.
SPORT
Najnudniejsza okładka świata dziś zdobi katowicki Sport.
Na początek felieton (komentarz?) o tym, jak dołująca jest świadomość, że kandydatów z ligi do reprezentacji Polski jest coraz mniej i dzieli ich coraz większy dystans od najlepszych.
Pomijam już, że w swoim debiucie większość testowanych egzamin zdała z oceną mierną. Gorsze jest to, że minęło kilka miesięcy i tych piłkarzy de facto nie ma. Jedyny jego plus to wypromowanie… Marcina Robaka, który dzięki kiksom Kamińskiego i pięciu strzelonym golom w kadrze znaleźć się musiał. Rodzi się jednak pytanie, czy dlatego, że jest tak dobry, czy dlatego, że Kamiński tak beznadziejny (…) Dramatu oczywiście nie ma, skoro na dziś pierwsza jedenastka i cała ławka rezerwowych biało – czerwonych może zostać ułożona z piłkarzy zagranicznych klubów. Jednak świadomość, że kandydatów z ligi jest coraz mniej, a dzieli ich coraz większy dystans od najlepszych, jest lekko dołująca – pisze Dariusz Czernik.
Dalej typowy tekst o powołaniach i relacje z Ligi Mistrzów. Zatrzymujemy się na artykule o Tomaszu Majtanie, Słowaku, który właśnie podpisał kontrakt z Górnikiem, a kiedyś wraz z Robertem Jeżem brylował w Zylinie. Później jednak przestał regularnie strzelać gole i trafił do Banika Ostrawa.
– Jesienią strzelałem gole w eliminacjach Ligi Europy, ale kiedy klub z niej odpadł, postawiono na młodzież. Dlatego zimą chciałem rozwiązać kontrakt i zmienić otoczenie – mówi piłkarz, który jesienią strzelił dwie bramki w lidze słowackiej. – Oby ten transfer pobudził Jeża, bo na razie gra poniżej oczekiwań – mówi Grzegorz Bonk, były pomocnik Górnika (…) Zakontraktowanie Słowaka powinno przesądzić o wypożyczeniu Wodeckiego do Tychów, ale znaków zapytania przed meczem z Koroną wciąż jest przy Roosevelta sporo.
W Sporcie dziś również rozmówka z Maciejem Jankowskim, który stanowczo zaprzecza, że nie przykładał się do swoich obowiązków. A takie opinie się przecież pojawiały. Mówił o tym nawet… trener Kocian.
– Każdy może mieć własne zdanie odnośnie mojej formy. Padały różne opinie, jak te, że się nie przykładam, które moim zdaniem nie powinny w ogóle mieć miejsca. W tamtym okresie pojawiło się zbyt dużo nieprzyjemnych dla mnie słów (…) Z trenerem odbyliśmy kilka szczerych rozmów, zarówno podczas zgrupowania w Kamieniu, jak i na obozie w Turcji. Trener w końcy miał czas dokładnie mi się przyjrzeć i popracować ze mną, bo w tamtym roku różnie z tym bywało. Gdy przyszedł do Chorzowa, ja miałem problem z przeciążonym kolanem i musiałem dojść do siebie.
Postaraliśmy się wyciągnąć co ciekawsze.
SUPER EXPRESS
W dzisiejszym wydaniu Super Expressu dwie krótkie rozmowy obudowane kilkoma ramkami. Pierwsza z Janem Tomaszewskim o intrygującym tytule: A na cholerę mi pierwsze miejsce?
Chciał pan grupę wyspiarską, ale dostaliśmy trochę innąÂ….
– Tak, nie mamy Anglii, ale są Irlandia i Szkocja. Czyli taka „półwyspiarska” ta grupa. Zbyszek Boniek jest bardzo zadowolony. Ja trochę mniej, też jestem optymistą, ale nie takim hurra. Walkę o pierwsze miejsce proponuję odpuścić. Niemcy są poza zasięgiem. Nie ma jednak tragedii, bo mogę powiedzieć tak: a na cholerę mi to pierwsze miejsce? Drugie też daje awans i na tym się skupmy.
Irlandia, SzkocjaÂ… To nasi główni rywale w walce o drugą pozycję?
– Myślę, że tak, choć niebezpieczeństwo płynie z piątego koszyka, z Gruzji. Bardzo źle, że wylosowaliśmy właśnie Gruzinów, bo nie bardzo potrafimy przeciw takim drużynom grać. Oni, podobnie jak Hiszpanie, lubią „pomerdać” piłką, a my takich „merdaczy” nie lubimy. To będą kluczowe mecze. Jestem przekonany, że zarówno Irlandia, jak i Szkocja stracą tam punkty. Dlatego musimy Gruzinów potraktować jak mistrzów świata, maksymalnie się na nich sprężyć. Natomiast co do meczów z Irlandią, to oba zagramy u siebie. To dobrze.
Jak to oba u siebie?
– Naszych kibiców będzie w Irlandii więcej niż miejscowych. Wykupią wszystkie bilety przeznaczone dla gości i jeszcze będą kupować jako miejscowi. A skoro rozmawiamy o kibicach, to mam apel: zapełnijmy Stadion Narodowy na ten sparing ze Szkocją i bądźmy dwunastym zawodnikiem. Ten, kto wygra w Warszawie 5 marca, zyska psychologiczną przewagę przed październikowym meczem o punkty.
Marco Paixao z kolei wypowiada się o zwolnieniu Stanislava Levego i strzeleckim rekordzie Tadeusza Pawłowskiego, który należałoby pobić. To właśnie rozmowa, którą zapowiadaliśmy na wstępie.
Zaskoczyło cię zwolnienie Stanislava Levego?
– Zaskoczyło i zasmuciło. Bardzo go ceniłem i lubiłem, to on sprowadził mnie do Śląska. Wprawdzie przegraliśmy dwa ostatnie mecze, ale klub w ostatnich dniach sprowadził czterech nowych zawodników, więc w najbliższych spotkaniach Levemu łatwiej byłoby o punkty. No, ale sprawy trenerskie leżą w gestii działaczy, a nie mojej, więc się nie mieszam.
Nowy trener to legenda Śląska. Strzelił kiedyś 20 goli w jednym sezonie.
– Licząc ligę i puchary, ja mam w tym momencie osiemnaście, a mój cel na ten sezon to trzydzieści trafień. To będzie fajne – pobiję rekord naszego trenera, a jego będzie to cieszyło, bo moje gole pomogą mu w zdobywaniu punktów. Czyli nie może być na mnie zły (śmiech).
Ostatnio dużo było szumu wokół sprowadzenia do Legii Orlando Sa. Podobno jest lepszy od ciebie…
– Uważam, że ja jestem dużo lepszy. AleÂ… uszanuję, jeśli Orlando powie na odwrót, każdy powinien w siebie wierzyć. To mój rodak, więc życzę mu jak najlepiej w Legii. Na Cyprze zagraliśmy przeciw sobie raz, jego zespół wygrał 3:1, obaj strzeliliśmy po bramce.
Skromnością nie grzeszy. W jednym wywiadzie stwierdził: że pobije rekord trenera, strzeli 30 goli w sezonie i jest znacznie lepszy od Orlando Sa. Ale przynajmniej SE dorobił się dwóch wyrazistych rozmów.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Łowca na okładce Przeglądu.
No i na początek sporo czytania o meczu Borussii z Zenitem.
Robert Lewandowski po meczu w Petersburgu przeszedł do historii Borussii Dortmund. Dzięki dwóm golom stał się najlepszym strzelcem klubu w europejskich pucharach. Polak ma 18 bramek (17 w Lidze Mistrzów, 1 w Lidze Europy), o dwie więcej niż Szwajcar Stephane Chapuisat, na którego korzyść wciąż jednak przemawia triumf w Lidze Mistrzów z Borussią w 1997 roku. Wczoraj Lewandowski odbierał nadzieje Zenitowi. Trafiał w kluczowych momentach – dwukrotnie gdy gospodarze łapali kontakt z przeciwnikiem i wydawało się że zaraz rywala z dogonią, Polak brał sprawy w swoje ręce i po jego golach Borussia wrzucała wyższy bieg i znowu odjeżdżała Rosjanom. Szybkość. To słowo klucz do opisania Borussii z wczorajszego wieczora. Lewandowski nie dał się zawodnikom Zenita nawet nacieszyć ze zdobycia kontaktowych bramek. Najpierw trzy minuty po golu Olega Szatowa rozegrał dwójkową akcję z Łukaszem Piszczkiem i zamienił podanie kolegi z reprezentacji na gola, a później – jeszcze szybciej, bo dwie minuty po wykorzystanym przez Hulka rzucie karnym, dostał podanie od Marco Reusa, w pełnym biegu przyjął piłkę i podwyższył na 4:2.
Na jednej z kolejnych stron znajdujemy niedługą rozmowę z 53-krotnym reprezentantem Szkocji Alanem Rough. Tematem przewodnik jest oczywiście niedawne losowanie grup eliminacyjnych do ME.
Jakie są pierwsze komentarze w Szkocji po losowaniu w Nicei?
– Wiele osób uważa, że mogliśmy trafić do łatwiejszej grupy. Stało się jednak inaczej. Grupa jest trudna, bo oprócz reprezentacji, o których mówiłem wcześniej jest jeszcze Gruzja. To zespół, który jest szczególne groźny na swoim terenie. Z drugiej strony dla kibiców dobrze się stało, że gramy ze sobą razem. Spotykają się ze sobą kraje, które są mocno zorientowane na futbol. Już widzę, jak nasza „Szkocka Armia” kibiców jedzie na mecze do Niemiec, Polski czy Irlandii. To będzie wydarzenie.
Reprezentacja Szkoci, w której sam pan wystąpił w 53 meczach, pięć razy z rzędu grała w finałach mistrzostw świata, począwszy od 1974, aż do 1990 roku. Co się stało, że w ostatnich latach brakuje was na międzynarodowych imprezach? Gdzie jest problem?
– Był kłopoty z jakością kadry. Naszym młodym chłopakom ciężko się było przebić do klubowych drużyn, w których było wielu zagranicznych zawodników. Przez to cierpiała też nasza reprezentacja. Teraz to się zmienia. Mamy generację utalentowanych zawodników, którzy grają regularnie w dobrych angielskich klubach czy to w Premier League czy w Championship. Selekcjoner dysponuje kadrą 22 utalentowanych zawodników. Są nadzieje na lepsze wyniki.
Nie jest to żadna wielka gratka.
Podobnie jak mało odkrywczy tekst Antoniego Bugajskiego o fatalnej sytuacji Śląska Wrocław. Jego zdecydowana większość to przypomnienie doskonale znanych historii z ostatnich miesięcy. Tym bardziej skierujmy swój wzrok w kierunku niedługiej historii Patryka Tuszyńskiego z Lechii.
Piłkarz do Gdańska trafił dwa lata temu z MKS Kluczbork, gdzie grał m.in. z Waldemarem Sobotą, który też miał grać w Lechii, ale klub nie mógł się zdecydować i odszedł do Śląska (obecnie występuje w belgijskim Club Brugge). Dobrze, że dostrzeżono choć talent 24-letniego obecnie napastnika. Skaut gdańskiego klubu Roman Kaczorek przekonał działaczy. Jednak sprawa sprowadzenia zawodnika do Gdańska otarła się o politykę. I to tę na najwyższym szczeblu. Prezesem klubu z Kluczborka był wówczas Andrzej Buła, kiedyś poseł PO, a obecnie marszałek województwa opolskiego. Transferowe negocjacje działaczy Lechii właśnie z nim odbywały się m.in. w kawiarni sejmowej. – O piłkarzu rozmawiałem też z premierem Janem Krzysztofem Bieleckim, znanym kibicem biało-zielonych – wspomina Buła. – Byłem wówczas ambasadorem klubu i przekonywałem posła Bułę, że Lechia to dla Tuszyńskiego dobry wybór – przyznaje nam Bielecki. – Pamiętam, że podczas jednego spotkania do naszego stołu dosiadł się Waldy Dzikowski, poseł z Poznania. I mówił pół żartem, pół serio, żebyśmy szybko podpisywali umowę, bo inaczej Tuszyński trafi do Lecha – mówi z kolei Błażej Jenek, ówczesny dyrektor gdańskiego klubu. Ostatecznie piłkarz kosztował 250 tys. zł, ale do składu biało-zielonych się nie przebił. – Szkoda że wcześniejsi trenerzy Lechii nie poznali się na Patryku, bo ma smykałkę do strzelania goli, a tacy piłkarze są przecież najcenniejsi – stwierdza premier Bielecki.
Mamy też ten sam tekst, co w Fakcie: o Lechu potrzebującym wzmocnień, ale nieplanującym transferów oraz o Jakubie Rzeźniczaku, który u Berga wylądował na aucie. Fragment: Obrońca stracił miejsce w podstawowym składzie na rzecz Inakiego Astiza i Dossy Juniora. – Nie poddam się bez walki. Jedyne wyjście to ciężka praca – mówi „Rzeźnik”. Jesienią zawodnik był jednym z wyróżniających się graczy mistrza Polski. Zaliczał się do ulubieńców trenera Jana Urbana, który miał pozytywny wpływ na jego formę. Oprócz dobrej gry w obronie Rzeźniczak imponował też skutecznością – w ekstraklasie strzelił cztery gole.
ANGLIA: Grecka tragedia Manchesteru
W Anglii nie może dzisiaj być innego tematu numer jeden. Man Utd kompromituje się po raz kolejny w tym sezonie, a Moyes traci swój ostatni bastion obrony, którym do tej pory była przyzwoita gra w Lidze Mistrzów. Podoba nam sie szczególnie okładka z „Daily Telegraph”, tytuł „Clueless, Aimless and Hopeless” mówi wszystko. Naprawdę trudno dziś w jakikolwiek sposób znaleźć coś na obronę Moyesa, wszystkie gazety to podkreślają. Trochę pisze się też już o Chelsea, które musi uratować europejskie puchary dla angielskich drużyn. Przypomnijmy, że póki co w tym roku żaden zespół z Premiership nawet nie strzelił w tych rozgrywkach gola.
WŁOCHY: Kolejne wzmocnienia Interu?
„La Gazetta dello Sport” zastanawia się jak Juventus zniesie najtrudniejszy moment sezonu, bo właśnie zbliża się wyjątkowe natężenie gier. Rozgrywać będą starcia co cztery dni niemalże tydzień w tydzień. Maraton będzie trwał aż do maja. W „Tuttosport” duży wywiad z Giovinco, ostatnio nie tylko nie mającym miejsca w składzie Juve, ale nawet wygwizdywanym z trybun: – Jestem spokojny. Wiem, że gram mniej, bo dobrze radzą sobie Tevez i Llorente. Conte mnie lubi, ale nie jestem tutaj jako maskotka. Potrafię dać więcej niż 320 minut gry – przekonuje zawodnik. W „Corriere dello Sport” z kolei trwa nagonka na sędziów. Ciekawa też plotka o kolejnych planach Thohira. Obok Vidicia do Interu mieliby trafić też Morata i Dپeko.
HISZPANIA: Roberto Carlos marzy o Realu
„Marca” skupia się dzisiaj na zapowiedzi meczu Schalke – Real. Kluczowymi postaciami mają być, tu bez niespodzianek, Ronaldo, Benzema i Bale. W tej gazecie również rozmowa z Roberto Carlosem, który daje sobie maksymalnie dziesięć lat, by zostać trenerem Realu. „As” przypomina wyniki CR7, gdy przychodzi mu mierzyć się z niemieckimi ekipami. „Sport” zajmuje się z kolei spekulacjami trenerskimi, czyli kto mógłby najlepiej pasować na szkoleniowca Barcy. Wśród wymienianych nazwisk Valverde, Luis Enrique, Villas-Boas, a wśród wymarzonych kandydatur Klopp i Simeone. „Mundo Deportivo” daje nam duży wywiad z Iniestą, który przekonuje, że gracze Barcy są gotowi „umrzeć za Tatę”.
PORTUGALIA: Nie żyje Mario Coluna
„A Bola” dzisiaj skupia się na wspomnieniu Mario Coluny, legendy portugalskiej piłki, a która zmarła w ostatnich dniach. Zawodnik dożył sędziwego wieku 79. lat, grał w Benficy przez szesnaście lat, w reprezentacji rozegrał 57. meczów. „O Jogo” drąży temat konfliktu na szczytach, znowu do głosu dochodzi Pinto da Costa. „Record” szokuje zdjęciem Jardela, który ma rozciętą twarz, a także daje większy materiał o Markoviciu.























