To była kolejka pod znakiem bezwzględnej dominacji ofensywnych pomocników i środkowych obrońców. Ci pierwsi, by znaleźć się w jedenastce kozaków, mieli do pokonania tylu chętnych na jedno miejsce, co w procesie rekrutacji na najbardziej oblegane kierunki studiów. Drudzy również, tyle że oni akurat walczyli o wątpliwy zaszczyt, jakim jest znalezienie wśród największych badziewiaków minionej kolejki. Naprawdę, do miejsca w składzie którejś z tych dwóch drużyn nie wystarczyło ani strzelić ładnego gola, ani być współwinnym przy jej stracie. Tak, trzeba było spektakularnie, w pojedynkę przesądzić o losach całego meczu!
Dobra, pierwszeństwo dla bohaterów 23. kolejki. Marcin Robak przeciw Lechowi dokonywał rzeczy wręcz niemożliwych. Ładował z akcji, od poprzeczki, wyprzedzając rywala, z rzutu karnego… Wśród tony komplementów, które spłynęły na brawurowo grającego snajpera Pogoni, my mówimy „dzień dobry”, po czym wjeżdżamy z łyżeczką dziegciu. Gdy emocje już opadną, sam Marcin zrozumie pewną smutną rzecz: najlepszy w karierze mecz właśnie ma za sobą. Teraz będzie wyłącznie słabszy, aczkolwiek być może wciąż bardzo dobry. Jak na Ekstraklasę, oczywiście.
Niebywałym wyczynem wyróżnił się też Patryk Tuszyński, 25-letni zawodnik na pierwszy rzut oka bez większych atutów, lecz – w raczej niewytłumaczalny sposób – chwilę później, na drugi rzut oka, cieszący się ze strzelonego gola. Oprócz niego i Robaka, drugi raz z rzędu wśród najlepszych znaleźli się Inaki Astiz, Takafumi Akahoshi oraz Marek Zieńczuk. Stoper Legii znów zdobył bramkę otwierającą wynik, rozgrywający Pogoni co prawda przy piłce był rzadko, ale za to nadzwyczaj konkretnie, natomiast pan Marek z Chorzowa, mimo możliwości odebrania legitymacji ligowego kombatanta, cały czas dośrodkowuje dokładnie tam, gdzie chce. Klasa.
Skład uzupełniają Richard Zajac, bez którego nie byłoby remisu Podbeskidzia na niełatwym przecież terenie Jagiellonii, generał Arkadiusz Głowacki – bo do bardzo dobrej dyspozycji dorzucił cudowną główkę, pewny siebie 19-letni Sebastian Rudol, efektywny Miroslav Radović, odkurzony bohater derbów Krakowa, czyli Semir Stilić, a także wyciągnięty ze strychu Maciej Jankowski. Dla wszystkich razem i każdego z osobna – solidna porcja braw i pamiątkowa fotka na naszej planszy.

A teraz zespół pod wezwaniem „o Jezus Maria”. Zmory załamanych kibiców czy niedowierzających trenerów. Zeszłotygodniowe leszcze. Dość długo kombinowaliśmy nad ustawieniem z piątką w obronie, lecz wówczas olśnił nas ten sam doradca-strateg, który w potrzebie tak skutecznie dopomógł dobił Stanislava Levy`ego. No przecież przesuwając do drugiej linii Odeda Gavisha, pokazujesz, że masz do siebie dystans. Ogromny luz, że po prostu chcesz się dobrze pośmiać. Izraelczyk ze Śląska na pozycji Pirlo, a za nim czwórka straceńców.
Odczytujemy od prawej: Wołąkiewicz Hubert (spóźnił się pięć razy i Robak strzelił pięć goli), Pandża Boris (straszny z niego zgrywus, ale mają z Wieczorkiem chyba inne poczucie humoru), Skrzyński Łukasz (nie dostanie roli w polskiej adaptacji Forresta Gumpa) oraz Wasiluk Marek (zapragnął udowodnić Skowronkowi, że wcale nie chciał wychodzić na drugą połowę). Cała piątka w formie z weekendu miałaby nie lada problem, żeby przypilnować wbitego w ziemię znaku drogowego. Zwłaszcza że ubezpieczałby ich dziurawy Jakub Słowik…
Zerknijcie na nich, my już się nie możemy doczekać.

Ekipa z niebieskiego jeepa, co? To teraz przednie formacje (przednie tylko z nazwy). Jako rozgrywający playtrouble-maker z RPA, na gościnnych występach w poznańskim Lechu. Dzięki niemu mamy pewność, że ani Xhevded (WTF?) Gela, ani Sebastian Rajalakso nie otrzymaliby futbolówki do nogi. Ich dośrodkowania i dryblingi są bowiem równie zawiłe, co – odpowiednio – imię albańskiego Fina oraz nazwisko fińskiego Szweda. Strasznie to wszystko pogmatwane. W ataku, trochę z konieczności, ale z pewnością zasłużenie, stawiamy na Macieja Makuszewskiego. Miły chłopak, niezły piłkarz. Kiedyś.
Fot. FotoPyK