W tym okienku transferowym niewielki ruch ze strony polskich klubów. W kontekście Legii od dłuższego czasu pisze się o potencjalnych wzmocnieniach, wymieniając kolejne nazwiska (również dziś). W przypadku Lecha i Wisły – wiadomo, o zaciskaniu pasa i oszczędnościach (również dziś). Jeśli więc ktoś w jakimś kierunku zmierza, to piłkarz polskiej Ekstraklasy za granicę – o, tak jak Prejuce Nakoulma, którego przyszłość ma wyjaśnić się już DZIŚ. Nawet w Górniku przyznają, że w każdym innym przypadku powiedzieliby, że dojdzie do transferu do Besiktasu, a u “Prezesa” to raczej fifty-fity… Zapraszamy na poniedziałkową prasówkę.
FAKT
Pięć stron o sporcie, dwie o piłce nożnej. Temat główny w futbolu? Brak, choć najlepiej chyba ma się sprzedać Robert Lewandowski. Tekst o tym, że w klasyfikacji strzelców dogonił go kolega z zespołu Pierre-Emerick Aubameyang, w dodatku po trzeciej asyście Polaka. Gabończyk na razie odwdzięcza się niechętnie, bo wypracował Lewemu tylko jednego gola. I tyle.
Fragment materiału o Arboledzie, który niespodziewanie uznał, że mógłby w Lechu zarabiać znacznie mniej. To, że obecna umowa z klubem wygasa mu za pół roku, to nie przypadek.
– Jasne dla nas jest, że część z naszych zawodników, którym kończą się umowy, w czerwcu nie będzie mogła liczyć na takie zarobki, jak do tej pory. Musimy wziąć bowiem pod uwagę wiele czynników, np. jak bardzo mogą się jeszcze rozwinąć, ile mają lat, w jakiej formie byli w ostatnich miesiącach – mówi nam wiceprezes Piotr Rutkowski. Patrząc na te czynniki, szanse środkowego obrońcy na pozostanie nie są wielkie. Choć Kolejorz zostawia sobie jeszcze furtkę ze względu na deklarację, jaką niedawno złożył Arboleda. Według naszych informacji, na przełomie roku podczas rozmowy z szefostwem klubu stwierdził, że jest gotowy zarabiać nawet pięć razy mniej niż do tej pory! Zadowoli go pensja roczna na poziomie między 80 a 100 tys. euro.
Piotr Świerczewski wraca do pracy – to znaczy, nie na ławkę trenerską, a w roli uczestnika “Tańca z gwiazdami”. Akurat wygodnie na fotelu będzie mógł się rozsiąść w tym czasie Krzysztof Nykiel, któremu policzek wymierzył trener Wojciech Stawowy.
W pewnym momencie trenerowi Pasów puściły nerwy. Wykrzyczał do grającego na prawej obronie Krzysztofa Nykiela. – Gdzie ty grasz?! W odpowiedzi usłyszał “tam, gdzie chcę”. Tego było za dużo. Wściekły Stawowy zrobił rundę wokół niemal całego boiska (Nykiel grał po przeciwległej stronie murawy). – K…a, więcej u mnie nie zagrasz – wykrzyczał do zdezorientowanego piłkarza. Później zdjął go z boiska. To było szokujące zachowanie Stawowego, ludzie z jego najbliższego otoczenia twierdzą, że nigdy wcześniej trener tak się nie zachował.
I jeszcze Jerzy Dudek pisze o kryzysie Barcelony.
Ale wcale nie dziwię się piłkarzom Barcelony, że po wyjściu na jaw afery związanej z transferem Neymara, mają problem ze skupieniem się na grze, bo podobną sytuację przeżyłem w Madrycie. Pamiętam sezon w Realu, kiedy przez długi czas byliśmy liderem i pewnie zmierzaliśmy po kolejny mistrzowski tytuł. Wszystko zaczęło się psuć w momencie, w którym media nagłośniły sprawę fałszerstwa wyników wyborów, którego miał dopuścić się ówczesny prezydent klubu Ramon Calderon. Zamiast o grze w piłkę wszyscy w klubie zaczęli mówić o tym, co dzieje się dookoła klubu, a nie o tym, jak powinniśmy grać. Atmosfera w szatni popsuła się błyskawicznie i daliśmy się wyprzedzić Barcelonie. Wydarzenia dookoła klubu zawsze odbijają się na postawie piłkarzy. Pytanie tylko czy Duma Katalonii będzie w stanie się szybko pozbierać.
RZECZPOSPOLITA
Przyzwoita zapowiedź dzisiejszego hitu w Anglii.
Wieczorem okazja do sprawdzenia, czy istnieje życie bez Sergio Aguero. City w tym sezonie Premiership nie stracili jeszcze punktów przed własną publicznością, w ostatnich ośmiu meczach strzelili 27 bramek. W sumie już 68. Rekord Chelsea z sezonu 2009/2010 (103 gole) wydaje się zagrożony. – Słyszę, że zamierzamy zdobyć 200 bramek i wszystkie trofea. Nie jesteśmy niezwyciężeni, żadna drużyna nie jest – przekonuje Manuel Pellegrini. Jose Mourinho przyznaje, że atak rywali robi na nim wrażenie, ale zaznacza, że ich wysokie miejsce w tabeli to przypadek. – Mają wszystko: świetnych piłkarzy i świetnego trenera, ale też dużo szczęścia. Wiele decyzji sędziowskich było na ich korzyść – uważa Portugalczyk i oskarża City o kreatywną księgowość w celu spełnienia zasad finansowego fair play.
GAZETA WYBORCZA
W specjalnym dodatku “Sport.pl Extra” nie za wiele piłki, tylko dwa tematy. Pierwszy o Yaya Toure, poruszony przez Rafała Steca, i drugi – o Barcelonie autorstwa Michała Szadkowskiego.
“Czarny łabędź”, czyli historia, jak Toure dusił się w Katalonii, a w Anglii w końcu odżył.
Wszyscy pamiętamy tamte sceny – on potulnie wycofany, pilnuje się, by nie wykonać zbyt brawurowego ćwierćruchu naprzód, jakby 191 cm od stóp głów z definicji czyniło go tragarzem, wokół niego dokazują rozbawieni Iniesta z Messim i inni kurduple, cały splendor spływa na nich, nasz skazaniec słyszy co najwyżej kilka ciepłych słów z powodu swej wszechstronności, gdy m.in. w zwycięskim finale Ligi Mistrzów ze środka pomocy przesuwał się do środka defensywy i wywiązywał ze swych obowiązków bez zarzutu. Właśnie, “bez zarzutu”. Na komplementy bardziej wyszukane liczyć nie miał prawa. Wtedy jeszcze niczego nie rozumieliśmy, sądziliśmy, że dzieje się sprawiedliwość – dobry trener Pep Guardiola rozdaje role każdemu według zdolności – dziś powinno nam wywracać wnętrzności od wyrzutów sumienia, że się za Yaya Touré nie wstawialiśmy. Wystarczyło go tylko uwolnić, wystarczyło zezwolić, by w Manchesterze City – to jego słowa – wyrażał siebie, a ujrzeliśmy piłkarza bez granic, mieszczącego w sobie zalety, które łączą się ze sobą najrzadziej. Nadal wyglądał na typowego wielkogabarytowego mięśniaka od pacyfikowania środka pola, ale w dowolnej chwili przeistaczał się w natchnionego rozgrywającego urodzonego, by atakować. Długonogi sprinter, defensywny pomocnik z dryblingiem, wraz ze wzrastającym odsetkiem podań do przodu wciąż nieschodzący poniżej 90-procentowej celności. W Barcelonie nie ośmielał się zbliżyć do rzutu wolnego, w lidze angielskiej zdarza mu się zestrzelić pajęczynę przy spojeniu słupka z poprzeczką. Nie ma zadań, od których ucieka. Biologiczny transformer.
No i analiza ekipy Tito Martino. Analiza, która pokazuje, że wcale już tak kolorowo z Barceloną nie jest.
Wychodzi na to, że każda formacja może Martino zawieść. Nie jest oczywiście tak, że Barcelona zaraz się zawali, że kibice z Camp Nou osiwieją na przykład przez błędy obrońców. Przeciwnie – to wciąż formacja solidna, do meczu z Valencią pozwoliła rywalom na strzelenie ledwie 13 goli i była pod tym względem najlepsza w lidze. Różnica między drużyną Martino a ekipą Guardioli polega na tym, że kiedyś oglądaliśmy zespół niemal perfekcyjny, a teraz nawet bez okularów widać jego słabości. Ł»e kiedyś to, co napsuła obrona, nadrabiał atak, a teraz nie jest to takie oczywiste. Mówiąc inaczej: kiedyś Barcelona niemal do zera ograniczała ryzyko kiepskiego meczu, a teraz bardzo ono wzrosło. To bardzo zła wiadomość przed wiosennymi szlagierami z Realem i Atlético oraz meczami Ligi Mistrzów. Przecież jeśli Barca w fazie pucharowej przeżyje równie kiepski wieczór co w sobotę, może stracić szansę na awans.
SPORT
Tym razem ciężko zarzucić komukolwiek brak kreatywności. Oryginalna okładka.
Co w środku? Niestety, nie za wiele do poczytania, raczej do przekartkowania. Zaczynamy tekstem o transferze Zbozienia do Rosji i rozmową z prezesem Jarosławem Kołodziejczykiem, prezesem Piasta, która powinna dać niektórym do myślenia.
Obiecał pan trenerowi, że będzie mógł ściągnąć nowego prawego obrońcę?
– Jeśli uda się znaleźć piłkarza godnego uwagi, to nad takim rozwiązaniem pomyślimy. A jak nie, to będziemy stawiać na młodych zawodników, którzy w naszej kadrze już są. Nic na siłę.
Tego, że na transfer następcy “Zbozia” przeznaczycie – pójdźmy po bandzie – 100 tysięcy euro, spodziewać się nie powinniśmy?
– Zgadza się. Taki ruch byłby nielogiczny.
Ciąg dalszy najbardziej wkurwiającej sagi transferowej, czyli… dziś wyjaśni się, czy Nakoulma idzie do Besiktasu.
Innej możliwości już nie ma. O ile w ubiegłym tygodniu można było z dnia na dzień przesuwać finalizację transferu Prejuce’a Nakoulmy do Besiktasu Stambuł, to poniedziałek jest ostatnim dniem, w którym otwarte jest “okienko” transferowe nad Bosforem. – Gdyby to był inny piłkarz, to z dużą pewnością moglibyśmy powiedzieć, że do transferu dojdzie. Jest to jednak “Prezes”, więc szansę oceniam 50 na 50. Niczego nie można przesądzać. Prejuce też nie daje żadnego sygnału, że może od nas odejść – usłyszeliśmy wczoraj na Roosevelta.
Ciężko zacytować coś więcej – właściwie brak jakichkolwiek materiałów własnych aż nadto razi w oczy.
SUPER EXPRESS
Dość obszerny jest dzisiejszy dział sportowy (naliczyliśmy siedem stron), o piłce aż tak dużo do poczytania nie ma. Jest kilka niewielkich notek, są dwa materiały z zagranicy. Na początek wyznania Artjomsa Rudnevsa – pierwsze, że strzela dla córki i drugie, że nigdy nie zagra w Legii. Fragment rozmowy.
Po twoim wypożyczeniu z HSV do Hannoveru mówi się, że utrudniasz karierę Arturowi Sobiechowi, bo zajmiesz jego miejsce w ataku i Polak wyląduje na ławce.
– Nie widać po Arturze, żeby się na mnie gniewał (śmiech). On jest moim najlepszym kolegą w drużynie, oczywiście dlatego, że możemy rozmawiać po polsku. Nawet taki fakt, że przedstawił mnie pozostałym kolegom z drużyny – bo mówi po polsku i po niemiecku – miał dla mnie znaczenie. Siadamy przy jednym stoliku podczas posiłków, pomaga mi przy każdej okazji. W Hamburgu takiego “luksusu” nie miałem. A co do naszej rywalizacji o miejsce, to pierwszy mecz pokazał, że możemy grać dwójką w ataku. W przyszłym tygodniu Artur zacznie trenować z nami po kontuzji. Tylko od nas samych i od trenera zależy, kto będzie grał w drużynie.
Trafiłeś do Hannoveru, ale pojawił się plotka, że Legia chciała cię wypożyczyć z HSV. Ile było w tym prawdy?
– Niewiele albo nawet wcale. Mój menedżer powiedział mi o takiej opcji, ale spytałem go tylko: “Co ty gadasz?!”. Nie wziąłem tego na poważnie i od razu uciąłem temat. Do Legii na pewno nigdy nie pójdę. Jeśli miałbym jeszcze grać w polskiej lidze, to tylko w Lechu.
SE dotarł również do Enzo Kalinskiego, piłkarza San Lorenzo Buenos Aires – klubu, któremu mocno kibicuje papież Franciszek. Stanisław Kalinski, pradziadek Kalinskiego, był Polakiem, a sam chłopak, który nigdy nie był w Polsce, nie mówi nawet w naszym języku. Można przeczytać w ramach ciekawostki.
Bałem się, że nie będę potrafił wydobyć z siebie głosu. Zastanawiałem się, co powiedzieć, jak się zachować. Niepotrzebnie, bo Ojciec Święty nie dał nam odczuć, że jest kimś ważnym. Byłem wzruszony i szczęśliwy – tak o spotkaniu z papieżem Franciszkiem opowiada Argentyńczyk Enzo Kalinski. (…) – Ojciec Świętu już na wstępie zaznaczył, że ogląda każdy nasz mecz – wspomina Kalinski. – Poświęcił nam dużo czasu, rozmawiał z każdym z nas! Mnie pytał o sytuację w rodzinie i plany na przyszłość. Powiedziałem, że zależy mi na występach w Europie. Wtedy papież pobłogosławił mnie, więc wierzę, że to marzenie kiedyś się spełni. Podarowaliśmy mu koszulkę San Lorenzo, a każdy z naszej ekipy otrzymał od niego różaniec. To najcenniejsza dla mnie pamiątka.
PRZEGLÄ„D SPORTOWY
Ł»eby znaleźć coś o piłce, musimy dotrzeć do 18. strony. Tam teksty Dudka (cytowaliśmy przy okazji Faktu), Hajty i Rudzkiego. Ciekawy felieton tego ostatniego.
Człowiek uczy się całe życie. W tygodniu dowiedziałem się bardzo ważnej rzeczy o futbolu. Otóż z założenia miał on sprawiać frajdę i zabawiać tych, którzy w niego grają, nie tych, którzy na to patrzą. To o tyle ważna informacja, że dziś właściwie naszym permanentnym żądaniem w stosunku do zawodników jest atrakcyjna, ofensywna gra. Natomiast nie doceniamy szczelnych defensyw, nie rozumiemy drużyn zamkniętych na własnym polu karnym z jednym zadaniem: przetrwać. Oczy otworzył mi profesor Matt Taylor (nie mylić z piłkarzem Mattem Taylorem), który zajmuje się historią futbolu i specjalnie dla BBC napisał artykuł będący odpowiedzią na zarzuty Jose Mourinho pod adresem West Hamu. Otóż Portugalczyk z niesmakiem stwierdził, że Młoty w meczu z Chelsea zagrały XIX-wieczny futbol. Profesor, jako że większej bzdury dawno nie słyszał, postanowił zabrać głos. I co się okazało? Ł»e XIX-wieczna piłka była cholernie ofensywna, właściwie zespoły skupiały się tylko na atakowaniu, a żeby Mourinho lepiej to zrozumiał, pan Taylor wsadził obecny skład WHU w ramy taktyczne stosowane najczęściej przed ponad stu laty.
Trochę o zagranicznej piłce – o tym, co działo się przez weekend i o tym, co niestety się wydarzyło, czyli śmierci Luisa Aragonesa. W polskiej piłce mamy natomiast między innymi te same teksty, co w Fakcie (Arboleda, Nykiel), ale też kilka innych. Fragment rozmowy z Mateuszem Cetnarskim.
Cofnijmy się do 2011 roku. W dniu przenosin do Śląska mówił pan, że z tego klubu będzie zdecydowanie bliżej do kadry na EURO 2012. Czas zweryfikował te plany.
– Liczyłem, że będę grał częściej, ale nie można też powiedzieć, że był to dla mnie nieudany okres. Osiągnęliśmy przecież z drużyną świetne wyniki. Zapisałem na swoim koncie mistrzostwo, czy Superpuchar Polski. Do tego dochodziła rywalizacja w europejskich pucharach. Jednak pewien niedosyt pozostał…
Długo ciągnęły się pana rozmowy z działaczami? Wydawało się, że dokończy pan obóz przygotowawczy ze Śląskiem i wróci do Polski dopiero w poniedziałek.
– Wiele kwestii było już dogadanych wcześniej, ale czekałem na rozmowę z wiceprezesem Markiem Drabczykiem. W piątek pan Drabczyk dotarł na nasze zgrupowanie w Antalyi i mogliśmy porozmawiać o warunkach rozwiązania umowy. Nie widziałem sensu, by dalej czekać.
O tym, jak mocno Wisła zaciska pasa. O potencjalnych wzmocnieniach Legii w ataku (Ondrej Duda, Tomer Hemed, Macauley Chrisantus). Antoni Bugajski pisze też o tym, którzy są w cieniu, a mają ogromny udział przy golach. Najcenniejsi: Quintana i Brożek. Najbardziej niedoceniani: Masłowski, Steblecki, Ł»ytko.
Niezły tekst o tureckim bazarze, czyli jak na zagranicznych zgrupowaniach wygląda wciskanie piłkarzy klubom.
Cześć, jestem piłkarzem, szukam klubu. Pomożesz mi? – mówi czarnoskóry piłkarz do jednego z chorwackich menedżerów. Spotkał go akurat, kiedy ten spacerował po plaży. – A z kimś już rozmawiałeś? – pada pytanie. – Tak. Z działaczami z rumuńskiej ekstraklasy, z Chorwatami też – odpowiada piłkarz. – OK, zobaczymy, co się da zrobić, daj swój numer telefonu – odpowiada menedżer, myśląc jednocześnie “tak, na pewno rozmawiałeś”. Nie zadzwoni do niego. Jeden z hoteli w Larze. W tym miejscu przygotowują się do sezonu zawodnicy Podbeskidzia Bielsko-Biała. Nagle przy recepcji pojawia się kilkunastu czarnoskórych piłkarzy z torbami podróżnymi. Pośród nich krąży menedżer z Brazylii. Chwilę rozmawia z pracownikami obiektu, coś próbuje załatwić. Zamieszanie trwa kilkanaście minut, po tym czasie zdezorientowani zawodnicy opuszczają hotel. Agent nie załatwił im noclegu. Tą samą grupę zauważyliśmy o poranku następnego dnia. Stali z torbami pod innym hotelem… Zimowe zgrupowania w Turcji, oprócz setek drużyn, przyciągają tabuny menedżerów. Według naszych informacji przebywa ich obecnie w okolicach Antalyi ponad tysiąc. Ile przeprowadzą transferów? Może 200, może 300. A tych poważnych? Niewiele.
Mamy też kilka słów o niedoszłym transferze Piotra Celebana do Betisu. Vaslui początkowo zgodziło się sprzedać go za niespełna milion euro, a potem zażądało większych pieniędzy. Szkoda… Ale cały numer “PS” niezły – jest kilka wartościowych informacji.
ANGLIA: Wenger nie chciał Kallstroma
Coraz bardziej komicznie wygląda transfer Kallstroma do Arsenalu, bowiem właśnie okazało się, że Szwed przeszedł do “Kanonierów” z kontuzją pleców i nie zagra przez co najmniej sześć najbliższych kolejek! Co więcej, Wenger miał przyznać, że po testach medycznych nie chciał Kallstroma u siebie, ale było już za późno by wycofać się z transferu. Dawno nie było równie niedorzecznej transakcji dokonanej przez klub z czołówki, to pewne. Poza tym na okładkach rozsiadł się Ox z Arsenalu, a którego bramki dały Arsenalowi zwycięstwo z Palace. Sporo w mediach dzisiaj również Mourinho, choć jego machanie szabelką przewidywalne: to ma być ostatni sezon triumfów City, a naturalnie mają być oni zdystansowani przede wszystkim przez Chelsea.
WŁOCHY: Juve rozjeżdża Inter
Zgodnie z przewidywaniami na czołówkach włoskich gazet dominuje Juve, zupełnie tak samo jak i w lidze. Prasa nie zostawia suchej nitki na Interze zwracając uwagę, że zaczął coś grać dopiero wtedy, gdy “Stara Dama” prowadziła 3:0, a więc naturalne, że już wkradło się już w jej poczynania rozprężenie. “Nerazzurri” mają towarzystwo w byciu biczowanym z prasowych kolumn, bowiem równie bardzo zasłużyło na to wczoraj Napoli. Ich środowa wizyta na Stadio Olimpico (mecz z Romą) nie zapowiada się korzystnie, a ewentualna porażka może mocno zachwiać i tak słabą pozycją Beniteza. “Tuttosport” z kolei nazywa Immobile graczem światowej klasy, tymczasem “Corriere dello Sport” nie może się nachwalić Keity z Lazio.
HISZPANIA: Atletico na czele stawki
W Hiszpanii zgodnie z planem tematami dniami są wczorajsze mecze. Prasa żyje dobrą formą Atletico, golami Rubena Castro i Davida Villi, którzy zadedykowali je Luisowi Aragonesowi. “Marca” najwięcej miejsca poświęca Realowi, skupiając się również na czerwie dla Ronaldo. Tam między innymi rozmówka z Ancelottim, który przekonuje, że kartka była niezasłużona, dziennikarze są jednak podzieleni w opiniach. Kataloński “Sport” na okładce publikuje zdjęcie mającego zwieszoną głowę Martino, co ma ilustrować fakt, że Atletico zrzuciło Barcę z fotela lidera. Tytuł “Inna liga” mówi wszystko – Primera Division za sprawą “Rojosblancos” przechodzi małą rewolucję.
PORTUGALIA: Słaby Sporting, wyścig o Mangalę nabiera tempa
Prasa portugalska donosi te same rewelacje co angielska, a więc wyścig o Mangalę trwa i toczy się pomiędzy klubami z Manchesteru. Komplikuje się sytuacja Otamendiego w Porto, który ponoć został uznany kozłem ofiarnym słabego meczu Porto z Madeirą, a teraz opuścił jeden z treningów. Wyraźnie widać po nim niezadowolenie z braku zimowego transferu. Dużo pisze się też o nieskutecznym Sportingu, który mimo zimowych wzmocnień zaledwie zremisował u siebie z Academicą 0:0.