Gdy poprzednio Hellas Verona grała w Serie A, Engel obwieszczał, że jedzie do Korei po medal. Z fabryki FSO zjeżdżał ostatni Polonez, ukazywała się pierwsza wersja Mozilli, a Luca Toni strzelał dla Brescii, świeżo osieroconej przez Marka Koźmińskiego. Dziś ten sam Toni jest liderem Hellas, które w lidze włoskiej dokonało jesienią małego cudu. Beniaminek posiadający jeden z najniższych budżetów w stawce, skazywany na rozpaczliwą walkę o utrzymanie, a kończący na miejscu premiowanym awansem do pucharów? Proszę bardzo. Dziesięć punktów przed Milanem, dwa za Interem, dziewięć przed Lazio? To nie sen. U siebie „Gialloblu” ustępują TYLKO Juventusowi, bo Hellas wygrało osiem z dziewięciu rozgrywanych na swoim stadionie gier, przegrywając wyłącznie derbowy mecz z Chievo. To jednak tylko łyżka dziegciu w beczce miodu, jaką była ta jesień w wykonaniu „Mastini”. Jesień cudów, jesień dobrych decyzji.
Decyzja numer jeden to świetna taktyka, jaką Andrea Mandolini potrafił zaszachować rywali. Odważne ale i rozważne 4-3-3, z ofensywnymi zawodnikami, którzy cały czas naciskają pressingiem na rywali. Przy tym efektowne kontrataki jako klucz do bramek, a w razie czego dynamiczne przejście do 4-5-1, gdy trzeba bronić wyniku, cofnąć się głębiej. Druga złota decyzja to wypożyczenie Juana Manuela Iturbe z Porto. Wiele mówiło się o jego potencjale, ale tak naprawdę dopiero teraz Argentyńczyk z paragwajskim paszportem eksplodował. Robi furorę i już pytają o niego mocniejsze kluby.
Najważniejszą decyzją było jednak ściągnięcie Toniego. A przecież wielu latem pukało się w głowę, czy czasem nie lepiej zainwestować we wzmocnienie innych pozycji. Przecież Hellas miała utalentowanego Samuele Longo wypożyczonego z Interu, reprezentanta włoskiej młodzieżówki. Pierwsze skrzypce grał Daniele Caccia, który dopiero co strzelił w Serie B dwadzieścia cztery bramki. Jak na walkę o utrzymanie, solidny duet snajperów. Mimo to Mandolini postanowił zainwestować w Lukę, a ten usadził młodszych kolegów na ławie do tego stopnia, iż żaden z nich nie strzelił nawet gola w lidze (Longo zagrał ledwie trzy minuty). Toni rozdaje karty od otwarcia sezonu, kiedy to dwa razy ustrzelił Milan. Dziś imponuje świetnym bilansem: siedem goli i dziewięć asyst.
Owszem, ważniejszym piłkarzem dla klubu musi być Jorginho. Ledwie 20-letni pomocnik, lider środka pola Hellas, mający dość długi kontrakt, a więc w perspektywie będący też finansowym zabezpieczeniem. Ale dzisiejsza drużyna? Ona wydaje się jak skrojona specjalnie pod byłego gracza Bayernu. Szybcy skrzydłowi z dobrym dorzutem znakomicie korespondują z umiejętną grą głową i zastawianiem się Toniego, dzięki czemu jednym ruchem może on albo samemu stworzyć zagrożenie, albo dograć piłkę nabiegającym zawodnikom. Sukces Hellas może być przykładem nie tylko mądrości taktycznej, ale również tego jak ważne jest, by pod przemyślaną formację odpowiednio skroić materiał ludzki.
Hellas przedsezonowe cele prawie już zrealizowało. Do magicznych czterdziestu punktów, praktycznie zawsze dających utrzymanie w Serie A, brakuje im ledwie jedenastu oczek. Teraz czas mierzyć wyżej. Spróbować sprawić, by dobra jesienna forma nie okazała się zaraz wyłącznie wspomnieniem, wystrzałem wspominanym przez lata. Niech będzie fundamentem pod coś większego, a przynajmniej o tym marzą fani „Gialloblu”. Przede wszystkim Mandolini musi wzmocnić defensywę, bo obecnie, mimo szóstego miejsca w tabeli, jego obrona jest czwartą najgorszą w lidze. Kto wie ile byliby w stanie zdziałać w ostatnim półroczu „Mastini”, gdyby mieli mniej dziurawy mur w tyłach? Już mówi się o próbach ściągnięcia doświadczonych graczy niechcianych w klubach czołówki, a konkretnie na celowniku mają być Andre Dias z Lazio i Andreolli z Interu. Najgorsze natomiast, co może się zdarzyć Hellas, to wyprzedaż. Stabilna od jakiegoś czasu kadra to również jeden z czynników, który zaważył na dobrych wynikach. Co kolektyw to kolektyw.
Swoją pieczeń wiosną ma też to przyrządzenia Toni, który nie rezygnuje z walki o mundial. I bynajmniej, jeśli miałby być całą wiosnę w tak dobrej formie, to jego wyjazd do Brazylii nie musi być rozpatrywany w kategorii bajek. – Wszystko będzie zależeć jednak nie tylko od mojej postawy. Ważne też, czy trener Cesare Prandelli chce jeszcze eksperymentować, czy też może ma już ustalony skład – przekonuje snajper Hellas. Prandelli jednak w odpowiedzi na tę wypowiedź przyznał, że selekcja cały czas trwa, a drzwi do kadry nie są zamknięte przed żadnym dobrym piłkarzem. Mandolini tymczasem nie ma wątpliwości: miejsce jego podopiecznego znajduje się w kadrze. Sam Toni ostatni raz w „Squadra Azzurra” zagrał – nomen omen – z Brazylią. Było to w 2009 podczas Pucharu Konfederacji. Ostatniego gola w meczu o punkty strzelił jednak aż sześć lat temu, w dodatku Wyspom Owczym.