W dziale „Weszło Extra” możecie już znaleźć obszerny i ciekawy wywiad ze Zbigniewem Przesmyckim, przewodniczącym Kolegium Sędziów. Z szefem polskich arbitrów poruszamy wiele tematów – część w sposób łagodny, część w nieco ostrzejszy. Poniżej kilka fragmentów na zachętę.
O karierze sędziowskiej swojego syna.
W rzeczywistej trzeciej lidze mój syn był liderem sędziów, a nagle o jedną setną przeskoczył go w notach chłopak, który potem trafił do Wrocławia. Przemek wtedy grzecznie podziękował. Po jakimś czasie spytałem go, czy chciałby wrócić, ale odmówił. Dlaczego „na szczęście”? Sędziowanie to jedno z najtrudniejszych zajęć, jakie można tylko wymyśleć. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Szczególnie tutaj, gdzie nie ma kibica na stadionie, który nie czułby, że jego drużyna nie została skrzywdzona. Jeżeli trener po meczu nie pamięta z emocji sytuacji, która działa się kilkadziesiąt minut wcześniej, to nie pamięta jej też kibic. I wtedy sędzia jest tym najgorszym… Może nie brzmi to najlepiej, że szef sędziów cieszy się, iż jego syn zrezygnował z gwizdania, ale taka jest prawda.
O Tomaszu Musiale.
Nie może być, że on tak ma! Zawodnik, wiadomo, powinien mieć 8 proc. tkanki tłuszczowej, sędzia – jak przyjmuje UEFA – maksymalnie 14 proc. Ale 18?! W każdej dziedzinie liczy się pierwsze wrażenie, ono zostaje w pamięci, więc ciekawe, jak oni odebraliby Tomka. Ja od początku wiedziałem, że Tomek schudnie, że z nim będzie OK., ale to była kwestia troski. On ma duży talent, przyszłość przed nim, choć… Jest pewien problem, o którym wy piszecie i z którego Tomek też zdaje sobie sprawę – jeśli on będzie pozwalał na tak wiele, to ta europejska przygoda będzie wyjątkowo krótka.
O Tomaszu Jagodzińskim.
Zawarliśmy [ugodę], ale na moich warunkach. Na pierwszą rozprawę się nie stawił, bo nie został prawidłowo powiadomiony, i dostał karę. Odwołał się i jak zbliżał się termin drugiej rozprawy, to próbował urobić mnie poprzez rodzinę! Dzwonił do mojej żony i mojego syna. A oni mi mówili: „Wiesz, taki miły pan dzwonił”. Przed sądem powiedział, że jego informator pomylił mnie z kimś innym i nie ma świadka. Prosił o ugodę na moich warunkach, co mnie w pełni satysfakcjonowało. Tomek przeprosił mnie w trzech wiodących w tamtym czasie gazetach sportowych, pokrył koszty procesu i wpłacił okrągłą sumkę na rzecz jednego z domów dziecka. Jestem przekonany, że mnie szanuje, podkreśla, że byłem jedynym z wymienionych w jego książce, który podał go do sądu.
O Radosławie Osuchu.
Nie znam tego wywiadu, ale ja tego gościa w końcu pozwę do sądu! Zapewniam, że nigdy nie byłem odwożony pod eskortą policji i nikt mi nie powie, że było inaczej. Niech pan spyta na przykład Radka Kałużnego i innych piłkarzy, jak się cieszyli, kiedy wychodziłem sędziować im mecze, zwłaszcza te wyjazdowe. Raz byłem trochę zasłonięty, i nie podyktowałem „jedenastki” dla Zagłębia, a potem podbiegł Radek: „Panie Zbyszku, tam był karny, ale niech się pan się nie martwi, zdarza się „. Mam nadzieję, że Osuch w końcu zmądrzeje, bo jego wypowiedzi są chore.