Piłkarz też ma poglądy. Krótka historia mariażu polityki i piłki nożnej

redakcja

Autor:redakcja

31 grudnia 2013, 13:10 • 6 min czytania

Nicolas Anelka powrócił w swoim stylu – świetny na murawie, kontrowersyjny poza nią, a świat aż huczy od domysłów. Czy Francuz wiedział co pokazuje po strzeleniu pierwszego gola West Hamowi? Czy genialny w sensie piłkarskim comeback okaże się prawdziwym strzałem w kolano, a Anelka dołączy do grona skandalistów Premier League pokroju Luisa Suareza? Francuski enfant terrible kolejny raz skradł show, ale nie jest to pierwszyzna jeśli chodzi o manifestacje na murawie. Jak świat stary boisko od zawsze było doskonałą platformą dla politycznych gestów oraz pokazywania wszelkiego rodzaju sympatii nijak nie związanych ze światem sportu.
Anelka po wyrównaniu stanu meczu przeciwko „Młotom” na 1:1 złapał się lewą ręką za prawe ramię, co we Francji powszechnie przyjęte jest za antysemicki gest. Nosi on nazwę „quenelle”, a jego głównym propagatorem jest powszechnie znany francuski komik oraz aktywista polityczny Dieudonne. Artysta słynie z działalności antyrasistowskiej, ale krytykuje się go także za wielokrotne pokazywanie antysemickich gestów. W jego ślady poszedł francuski napastnik, a zbadanie sprawy zapowiedziała angielska FA. Skończy się zapewne na zawieszeniu i karze pieniężnej, choć surowej kary domaga się m. in. minister sportu we Francji Valerie Furneyron, uznając to zachowanie za skandaliczne.

Piłkarz też ma poglądy. Krótka historia mariażu polityki i piłki nożnej
Reklama

Dezaprobatę dla gestu okazało także wiele instytucji propagujących tolerancję, ale Anelka broni się na Twitterze, że chciał jedynie pozdrowić swojego przyjaciela, słynącego z podobnego gestu. Czy piłkarz wiedział co robi? Znając jego bogatą kartotekę wybryków wątpimy, ale nie jest to żadne wytłumaczenie – trzeba wiedzieć co się pokazuje. Zachowanie Francuza to jednak nie żadna nowość – futbol od zawsze uwielbiał manifestować, zarówno na prawicy, jak i na lewicy. Simon Kuper w swojej książce „Futbol w cieniu Holocaustu” ukazał historię II wojny światowej i pewnych jej aspektów poprzez pryzmat futbolu. Postawiono w niej tezę, iż zaskakujące jest, co można dowiedzieć się o danym kraju przez pryzmat piłki nożnej – wyłoni się zaskakująca mozaika polityki, historii oraz przekonań.

A piłkarze kochają wyrażać swoje zdanie.

Reklama

Gala FIFA roku 2004 miała być wieczorem jednego aktora – zdobywcy tytułu gracza roku Ronaldinho – stało się jednak zupełnie inaczej. Wszystkich obecnych oraz cały świat zaszokował Thierry Henry. Napastnik, symbol akcji Nike „Stand Up sapek Up” wystąpił w koszulce z podobizną Ernesto „Che” Guevary, argentyńskiego rewolucjonisty. Wybory na najlepszego piłkarza zamieniły się nagle w polityczną dysputę. Kolejny raz padło pytanie: czy piłkarz wie co zrobił? Okazało się, że Henry nie padł ofiarą ogólnoświatowej mody na noszenie ubrań ze sławnym portretem Che wykonanym przez Alberto Kordę, ale doskonale zdawał sobie sprawę z reperkusji. Zapytany o dobór garderoby, odparł: – To człowiek, którego podziwiam za to, co zrobił. Po prostu. Ciekawe. Czy Henry’emu chodziło o mordowanie dzieci i terrorystyczną działalność?

A wszystko zaczęło się od Che Guevary. Niewielu ludzi wie, że wykorzystywał on futbol do manipulowania prostymi ludźmi, piłka nożna była jedną z jego metod dotarcia do mas. Podczas swoich podróży motocyklowych po Ameryce فacińskiej grał w piłkę wszędzie gdzie się dało, utrzymując przy okazji, że jest zawodowcem. Było to oczywiście jedno z kłamstw Guevary, ale prawdziwe natomiast jest to, że był dozgonnym kibicem argentyńskiego Rosario – klubu z miasta, z którego pochodził. Che wraz ze swoim kompanem Alberto Granadą rozgrywali mecze m. in. nieopodal osady Inków Machu Picchu, a także w kolonii trędowatych w Peru. Obaj panowie zawitali nawet do Bogoty, gdzie oglądali dwumecz pomiędzy Realem Madryt, a Millonarios. Bilety podróżnikom podarował sam Alfredo Di Stefano. Większość tych wydarzeń znakomicie ukazanych jest w filmie Waltera Sellesa Pt. „Dzienniki Motocyklowe”. Jak Che Guevara skończył wszyscy wiemy – zastrzelono go w boliwijskiej dżungli, a świat futbolu przyjął go z radością jako swojego męczennika.

Postać rewolucjonisty stała się ukochanym symbolem takich klubów jak rodzinne Rosario Guevary. włoskie Livorno, niemieckie St. Pauli czy nawet… chrześcijański Celtic Glasgow. Z komunistycznym idolem wytatuowanym na ramieniu paraduje dumnie do dziś sam Diego Armando Maradona, który kiedyś wspierał prezydenta Hugo Chaveza, a powszechnie znany jest ze swojej miłości do komunizmu, Kuby oraz braci Castro. W ogóle Latynosi lubowali się w rewolucyjnych teoriach, tak jak na przykład świętej pamięci Socrates, który zaskakiwał kibiców swoimi zagraniami piętką, a dziennikarzy hasłami, które wypisywał na opasce na głowie. Nawoływały one do rewolucji i tolerancji. Sam Brazylijczyk był dyplomowanym lekarzem, a do tego miłośnikiem lewicujących filozofów. Dodajmy, że w wolnych chwilach był genialnym piłkarzem.

Co łączy Socratesa, Che Guevarę i Paula Breitnera? Otóż obfite… owłosienie. Obaj piłkarze wzorem Che nosili długie brody i włosy, co w ich wypadku akurat oznaczało pokaźne afro. Bretiner był zresztą bohaterem pewnego skandalu z komunizmem w tle. W 1974 roku negocjowano jego transfer do Realu Madryt, gdy do prasy wyciekło pewne zdjęcie. Przedstawiało ono piłkarza siedzącego w fotelu bujanym z psem u nogi, a nad nim widniałâ€¦ gigantyczny portret Mao Tse-Tunga. W prawicowym Madrycie, epicentrum rządów generała Franco wybuchła afera, ale sam piłkarz uznał cała sprawę za bzdurę. Ostatecznie lewy defensor lub pomocnik reprezentacji Niemiec dołączył do klubu z Kastylii, ale znamy więcej jego politycznych zagrań. Kolegom na treningach rozdawał czerwone książeczki Mao, samemu czując się symbolem obyczajowej rewolty roku 1968. Bayernowi zarzucał zbytni kapitalizm, a jaki z niego rewolucjonista okazało się niedawno, kiedy Breitner reklamowałâ€¦ Mc Donald’s.

Czasem fascynacje piłkarzy schodziły na lewą stronę politycznej barykady, czasem na prawą. Powszechnie znane są preferencje polityczne ostatniego prawdziwego Rzymianina z krwi i kości, czyli Paolo Di Canio. Nie raz karany był on za wykonywanie faszystowskiego salutu podczas napływu radości przy strzelanych golach, ale każdorazowo karę opłacało stowarzyszenie faszystowskie. Ciekawa jest jednak sytuacja, kiedy piłkarze wykonali pewien gest – w tym wypadku faszystowski salut – wbrew własnej woli. Taka sytuacja miała miejsce tuż przed II wojną światową, a opisał ją Simon Kuper we wspomnianej już wcześniej książce „Futbol w cieniu Holokaustu”.

Historia dotyczy wyprawy Anglików do Berlina, którzy rozegrali w 1938 roku mecz przeciwko reprezentacji III Rzeszy. Ówczesny premier Wielkie Brytanii Neville Chamberlain był gorącym orędownikiem tzw. polityki appeasementu, mającej na celu nie drażnienie Adolfa Hitlera. Angielscy piłkarze, pod naciskiem – albo i nie, tego się już nie dowiemy – rządu i angielskiej FA przed meczem w Berlinie dołączyli do salutujących Niemców, samemu wykonując faszystowski salut. Fakt ten jest z jedną z ciemnych kart angielskiego futbolu, chociaż opisali go w swoich autobiografiach Eddie Hapgood oraz „Czarodziej dryblingu”, sir Stanley Matthews. Twierdzili oni jednak, że zostali zmuszeni, ale jak było naprawdę…?

Nikt na pewno do wyrażania gestu „quenelle” nie zmuszał Nicolsa Anelki, ale inna sprawa, czy piłkarz w ogóle rozumiał, co robi. Tego typu opowieści historia futbolu i ludzkości zna całą masę, a murawa na zawsze pozostanie areną politycznych walk, przekonań oraz deklaracji. Chyba jednak Bill Shanky miał rację mówiąc, że piłka nożna to coś więcej niż sprawa życia i śmierci – w futbolu zawiera się niemalże wszystko.

Kuba Machowina

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama