– Jeżeli będę miał możliwość, aby w Azerbejdżanie zostać dłużej, niż do końca sezonu, to z niej skorzystam. Tylko ta rozłąka z rodziną, ona najbardziej boli. Tym bardziej, że żona ma pracę, poświęca się jej. To nie jest jakaś panienka, która ma jedynie być u boku piłkarza i ładnie pachnieć – mówi w rozmowie z Weszło Łukasz Sapela, bramkarz Revana Baku.
Już od półtora roku jesteś w Azerbejdżanie, podpisałeś drugi kontrakt. Aż tak ci tam dobrze?
Pewnie, że dobrze. Jakby było źle, to bym spakował walizki i wyjechał. Ale ja jestem zadowolony z tego, co mam i liczę, że nic się nie zmieni. Dla mnie podstawą jest to, że mogę grać regularnie. Poprzedni sezon to były wzloty i upadki, bo sporo czasu straciłem z powodu kontuzji, a teraz wystąpiłem we wszystkich meczach. Tylko te wyniki…
No właśnie, wasza sytuacja w tabeli jest, jak to mawiał klasyk, nieeksluzywna.
No niestety. Jest to jednak też efekt dość nietypowej modyfikacji systemu, bo liga zamiast dwunastu zespołów ma ich teraz dziesięć. Latem spadły dwie drużyny, a nie awansował nikt. Dla ekip ze średniej ligowej półki, tak jak my, to nie było komfortowe rozwiązanie. Ciężko jest nam rywalizować z takimi potęgami, jak Qarabag Agdam czy Inter Baku. Oni są dla nas za mocni. Każdy w klubie jest więc świadomy, że w tym sezonie bronimy się przed spadkiem. I to potwierdza też tabela, bo zajmujemy przedostatnie miejsce.
Czyli to, które gwarantuje baraże. Macie niewielką przewagę nad ostatnim zespołem i ogromną stratę do tego powyżej, ale też… jedno zwycięstwo w lidze.
Mieliśmy kiepski początek sezonu, to prawda. Zawodzili wszyscy – począwszy ode mnie, przez trenera, kończąc na napastniku. Wykorzystywaliśmy niewiele sytuacji, a traciliśmy sporo goli, bo raz przegraliśmy 5:0 na wyjeździe, a za chwilę 1:5 u siebie. Był jeden trener, był drugi, jest i trzeci. Ktoś liczył na efekt nowej miotły, że uda się rzucić czar na dzień dobry, ale kurczę, to nie piekarnia chleba, nie można tak działać. Z obecnego trenera wszyscy jednak jesteśmy zadowoleni, brakuje tylko lepszych wyników. Potrafi nas mobilizować, ma sporą wiedzę i doświadczenie. Pracował jako dyrektor sportowy w Tereku Grozny, potem go prowadził, tak jak i reprezentację Azerbejdżanu.
Jak się nazywa trener?
Zastrzeliłeś mnie tym pytaniem… Musisz sprawdzić, bo nie pamiętam dokładnie. To znaczy, pamiętam, ale nie chcę pomylić wymowy nazwiska.
Co z dwoma poprzednimi? Przebierańcy?
Przebierańcami bym ich nie nazwał, bez przesady. Pamiętajmy natomiast, że przed sezonem nie stawiano przed nami wielkich oczekiwań. Mieliśmy mierzyć w miejsca 7-8, może trochę wyżej. Nie wyszło. Dziś słyszę, że klub planuje wzmocnienia, z niektórymi piłkarzami ma się rozstać.
Konsekwencje wobec bramkarza, który puścił najwięcej goli w lidze, też zostaną wyciągnięte?
Nie chowam głowy w piasek i nie opowiadam, że jestem najlepszym bramkarzem w Azerbejdżanie. Straciliśmy sporo tych goli, to fakt, a ja grałem we wszystkich meczach. Ł»aden z trzech trenerów nie dokonał roszady w bramce, a nawet jak ściągnięto jeszcze jednego golkipera, to ja z nim wygrałem rywalizację. W Revanie jestem już półtora roku, można powiedzieć, że na swoim terenie. Nie ja się obawiam konkurentów, niech oni obawiają się mnie.
Azerbejdżan tak ci odpowiada, jeśli chodzi o miejsce do życia?
Jest w porządku. Wydaje mi się, że jeśli chcę grać w piłkę, to pozostała mi tylko gra poza Polską.
Dlaczego?
Chodzi o to, co swego czasu się wydarzyło. Zrobiono ze mnie kozła ofiarnego w Bełchatowie i to się na mnie odbija. Ale nie chcę o tym za dużo mówić, może kiedyś. Umówmy się, że więcej opowiem po karierze, tylko że… chciałbym być jak Zbyszek Robakiewicz i bronić do czterdziestki! (śmiech)
Naprawdę tamta afera korupcyjna aż tak się na tobie odbiła?
Tak.
Miałeś przecież oferty, Polska to nie jest spalona ziemia.
Coś tam niby miałem, ale zrezygnowałem. Faktycznie, ziemia może nie jest zupełnie spalona, jednak ja tego nie widzę. Jeszcze nie teraz. Dla dziennikarzy i mediów to byłby wielki bum, a widzimy teraz, co dzieje się we Włoszech, gdzie pada nazwisko Gattuso… Dobra, koniec tematu. Jeżeli będę miał możliwość, aby w Azerbejdżanie zostać dłużej, niż do końca sezonu, to z niej skorzystam. Tylko ta rozłąka z rodziną, ona najbardziej boli. Tym bardziej, że żona ma pracę, poświęca się jej. To nie jest jakaś panienka, która ma jedynie być u boku piłkarza i ładnie pachnieć.
No tak, większość czasu jesteś w Baku sam.
Czasem rodzina mnie odwiedzi, ale jest problem z wizami. W 2012 roku był tutaj finał Eurowizji i pamiętam, że jeden z dziennikarzy mocno zjechał to miejsce. Napisał, że to trzeci świat. Może przypomnę, że Baku jest w czołówce najlepszych miast do życia. Ja naprawdę nie mam na co narzekać.
Fot.FotoPyk