12 miesięcy z życia Weszło. Kalendarium 2013 roku

redakcja

Autor:redakcja

31 grudnia 2013, 13:00 • 20 min czytania

To był długi rok. Dwanaście ciekawych miesięcy. Może nie tyle dla samej polskiej piłki, w końcu przegraliśmy wszystko, co tylko było do przegrania, ale na pewno dla funkcjonowania Weszło. 365 dni, w czasie których powstało tu prawie 4700 tekstów. Tych lepszych i tych gorszych – parę świetnych, sporo dobrych i bardzo dobrych, ale i z pewnością kilka takich, które zaraz po publikacji nadawały się do kliknięcia „usuń”. Zresztą, to już niech każdy sam oceni. My, rzecz jasna, mniej więcej od kiedy powstaliśmy czytamy, że „Weszło się skończyło”, a poza tym „kiedyś było lepsze”. Z pewnością było inne. Inne jest dziś i inne jeszcze będzie, ale każdy z tych okresów łączy naszym zdaniem jedna cecha: że ciągle warto tu zaglądać.
Trochę sentymentalnie, a już na pewno mocno subiektywnie, pomijając wiele (ba, zdecydowaną większość) interesujących materiałów, opinii i wywiadów, stworzyliśmy „weszłackie” kalendarium mijającego roku. Przypomnijmy sobie o czym i jak pisało Weszło od 1 stycznia aż do dzisiaj.

12 miesięcy z życia Weszło. Kalendarium 2013 roku
Reklama

STYCZEŁƒ

Reklama

Rok rozpoczął się z przytupem, bo od informacji, że Franciszek Smuda wraca do pracy w klubie. I to można by rzec – takiej, na jaką zasłużył w czasie Euro, czyli w Regensburgu. Kilkanaście godzin później Marek Jóźwiak wyleciał z dyrektorskiego stołka w Legii, a tymczasem serwery Weszło po raz pierwszy w nowym roku zagotował… temat zupełnie niepiłkarski. Felieton Krzysztofa Stanowskiego, który na kilka dni stał się pretekstem do dyskusji w najróżniejszych mediach, a sam zebrał na stronie 20 tysięcy facebookowych kliknięć „lubię to!”. Tekst o tym jak media coraz szybciej i skuteczniej stają się informacyjnym McDonalds`em.

Za dziesięć lat nie wiedzieć będziemy, co to Bliski Wschód, a za trzydzieści – dlaczego ma być III Wojna Światowa i kiedy były poprzednie dwie? Mam pretensje do mediów, bo wydaje mi się, że szkołę ukończyłem jako osoba o trochę większej wiedzy o świecie. Odkąd zdałem się na zawodowych dziennikarzy, by mi tę wiedzę dostarczali, odtąd idiocieję. Moim zdaniem dzisiaj przeciętny Polak prawie nic nie wie o Polsce i ZUPEفNIE NIC o świecie. Poważne tematy nakrywane są telewizyjną papką z gówna, i gówno na sam koniec w mojej (waszej?) głowie zostaje – pisał Stanowski.

PRZECZYTAJ: Ogłupiali mnie długo i – o zgrozo – skutecznie. Jestem idiotą!

***

Kilka dni później jako pierwsi poinformowaliśmy, że Paweł Wszołek jest o krok od transferu do Hannoveru 96, bo wszystkie warunki zostały ustalone, a badania medyczne wydają się formalnością. Co stało się później, chyba nie trzeba przypominać – Wszołek na przemian wsiadał do samolotu lecącego do Niemiec albo się z tego rozmyślał. Po dziewięciu dniach telenoweli, trzeba było wyłożyć kawę na ławę i szeroko poinformować o kulisach niedoszłego, jak się okazało, transferu. Odpowiedzieliśmy na pytania:

Jak naprawdę przebiegał transfer (niedoszły) Pawła Wszołka z Polonii Warszawa do Hannoveru 96? Czy na zawodnika wywierano zbyt wielką presję? Czy wszystko toczyło się za szybko? Czy mógł on się czuć jak prostytutka wypychana na Zachód? Czy większość pieniędzy miał przejąć menedżer? Jaki kontrakt tak naprawdę oferowano młodemu zawodnikowi? Czy Wszołek cały czas podkreślał, że chce odejść dopiero latem? Same fakty, zero spekulacji. Kawa na ławę.

PRZECZYTAJ: Kulisy niedoszłego transferu Pawła Wszołka

***

Jako że transferowa karuzela rozkręcała się coraz bardziej, w styczniu jako pierwsi poinformowaliśmy również o odejściu Arkadiusza Piecha do Sivassporu, a także o tym, że Marcin Robak rozwiązał kontrakt w Turcji i niebawem wróci do Polski. Z drobiazgów: pierwszego wywiadu po głośnej i burzliwej „ucieczce” z Lecha Poznań do Legii Warszawa udzielił nam Bartosz Bereszyński.

LUTY

W lutym czytelnicy Weszło (przy naszym skromnym udziale) przeprowadzili najdłuższy wywiad ze Zbigniewem Bońkiem, od kiedy ten został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Kto wie, być może dwuczęściowa „Wrzutka do Bońka” okazała się najobszerniejszą rozmową z „Zibim” jaka kiedykolwiek ukazała się w mediach. Prawie 50 tysięcy znaków tekstu, kilkadziesiąt pytań i odpowiedzi. Od pytań czysto piłkarskich, przez organizacyjne kwestie dotyczące działania PZPN-u, aż po tematy całkiem abstrakcyjne.

PRZECZYTAJ: Wrzutka czytelników Weszło do Zbigniewa Bońka

***

W lutym jako pierwsi donosiliśmy również, że Legii udało się podprowadzić z Polonii Tomasza Jodłowca.

Ten zaskakujący transfer niemal do ostatniej chwili prowadzono w wielkiej dyskrecji. Równolegle czekano na odpowiedź Marcina Wasilewskiego (który bardzo się ceni), a także rozważano zatrudnienie Marcina Kusia lub Adama Kokoszki. Ostatecznie stanęło na Jodłowcu, co oznacza osłabienie jednego z głównych rywali w walce o mistrzostwo. Tak naprawdę zawodnik będzie jednak pozyskany od Józefa Wojciechowskiego, który – używając niezbyt fachowych sformułowań – tylko „użyczał” go Śląskowi – pisaliśmy.

PRZECZYTAJ: Legia podprowadziła Śląskowi Tomasza Jodłowca

MARZEC

To właśnie w tym miesiącu reprezentanci San Marino dostąpili niebywałego zaszczytu i stanęli przed szansą wygrania pierwszego poważnego trofeum od kiedy rozpoczęli kariery. Na Stadionie Narodowym w Warszawie zażarcie rywalizowali z reprezentacją Waldemara Fornalika w drugiej edycji Pucharu Weszło. O tym jak bardzo prestiżowa to dla nich sprawa przekonywali jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, rozmawiając z wysłannikami Weszło i dumnie fotografując się ze lśniącym pucharem. – Owszem, przegraliśmy ostatnie 51 meczów, straciliśmy w nich ponad 200 goli, ale kiedyś nasza zła passa musi się skończyć. Teraz jesteśmy zmobilizowani jak nigdy. Wywieźć Puchar Weszło z jaskini lwa… Któż o tym nie marzy? Dajcie potrzymać jeszcze przez chwilę! Musimy się do niego przyzwyczaić – prosili.

PRZECZYTAJ: San Marino: – Zabierzemy Puchar Weszło do siebie!

Spotkanie transmitowane było, rzecz jasna, w technologii bomba-per-bomba:

***

Jako że marzec był jeszcze miesiącem ostatnich personalnych przetasowań, jako pierwsi donosiliśmy też o kilku transferach – między innymi o podpisaniu kontraktu z Górnikiem przez Marcina Kusia, a także o odejściu Dariusza Kubickiego z Podbeskidzia Bielsko-Biała do Sibiru Nowosybirsk. – Z bólem serca rozstaję się z zespołem, ale czasem oferta pracy zagranicznej pojawia się raz w życiu. Coś o tym wiem, bo wiele razy wysyłałem CV do różnych klubów i tego się nie wstydzę. Traktuję to jako nową przygodę zawodową. Nie chcę mówić o pieniądzach. Po prostu każdy chce się sprawdzać – mówił nam tego dnia sam Kubicki.

PRZECZYTAJ: Kubicki porzucił Podbeskidzie na rzecz drugiej ligi rosyjskiej

KWIECIEŁƒ

W kwietniu na bieżąco informowaliśmy o kolejnych decyzjach związanych z reformą rozgrywek Ekstraklasy, której kształt jako pierwsi wyłożyliśmy kawę na ławę, szczegółowo wyjaśniając nadchodzące zmiany. Poszczególne kluby miały swoje wątpliwości i mniej lub bardziej odrealnione pomysły, ale ostatecznie stanęło na 37 kolejkach i podziale punktów po fazie zasadniczej, dokładnie tak jak donosiliśmy.

PRZECZYTAJ: Tak będzie wyglądała liga od sezonu 2013/2014

***

15 kwietnia ruszył także nasz spontaniczny program internetowy o nazwie „Przyszło, naszło, zeszło, Weszło!”. W czasie trwania dwóch premierowych, kwietniowych odcinków rozmawialiśmy na żywo między innymi z Aleksandarem Vukoviciem, Tomaszem Smokowskim, Maciejem Wandzelem, Czesławem Michniewiczem, Piotrem Reissem, Robertem Podolińskim czy Bogusławem Kaczmarkiem.

PRZECZYTAJ I OBEJRZYJ: Przyszło, naszło, zeszło, Weszło! Start programu

***

Kwiecień na Weszło był również owocny pod względem wywiadów i reportaży. Byliśmy u Piotra Zielińskiego, odwiedziliśmy Piotra Reissa w jego akademii piłkarskiej, zaraz po decyzji o zakończeniu kariery rozmawialiśmy z Aleksandarem Vukoviciem. Wyczerpującego wywiadu udzielił nam też Sebastian Mila.

MAJ

Przez kilka miesięcy piłkarska Polska miała niezły kołowrotek z pomysłami Ireneusza „kasa będzie jutro” Króla, ale dopiero w maju wpadliśmy na trop kabaretowy do kwadratu. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na nową taktykę mającą na celu otrzymanie licencji na grę w Ekstraklasie. Po bliższym przyjrzeniu wyszły jednak z tego niezłe kwiatki. Jak się okazało, do Polskiego Związku Piłki Nożnej nadesłano pismo informujące o tym, że zagraniczny inwestor zamierza kupić Czarne Koszule. W praktyce, jak ustaliliśmy, owym inwestorem miała być firma… z Kamerunu o kapitale zakładowym 1500 euro.

Zadzwoniliśmy do Kamerunu, do Sotracog.
Chłop przy telefonie zgłupiał i zdziwiony zapytał: – Klub piłkarski w Polsce?
A gdy już otrząsnął się z lekkiego szoku, oddał: – To ja podam może numer do kolegi…

Jeśli Polonia chce otrzymać licencję na podstawie takich listów, to wypada nam tylko zapalić świeczkę.

Król oczywiście sprzedawał kolejną bujdę na resorach. Tym razem wyjątkowo perfidnie.

PRZECZYTAJ: HIT! Firma z Kamerunu i licencja dla Polonii

***

Również w maju mieliśmy to (nie)szczęście spotkać w warszawskiej Enklawie Bogusława Leśnodorskiego, Danijela Ljuboję oraz Miroslava Radovicia. Nieszczęście głównie dla tego drugiego, jako że wszyscy wyżej wymienieni wpadli na siebie w jednym czasie, a piłkarze w stanie już dość mocno wskazującym na spożycie (niekoniecznie coli, jak twierdził potem Ljuboja). 9 maja poinformowaliśmy, że obaj legioniści najpewniej zostaną odsunięci od zespołu, co znalazło potwierdzenie już następnego dnia.

Obaj za bardzo nie wyrazili skruchy, Ljuboja wręcz poczuł się oburzony, że klub nie docenia jego jakże ogromnych zasług i pieniędzy, które rzekomo przyniósł swoją błyskotliwą grą (nie wspomniał jednak o gigantycznych pieniądzach, które zarobił). Kto wie – gdyby poprosił o szansę, gdyby powiedział, że chce udowodnić na boisku swoją wartość, gdyby w rozmowie pojawiła się chociaż nutka pokory, to być może miałby okazję jeszcze w Legii zagrać. Ale ewidentnie stawiał się ponad klub i ponad drużynę.

PRZECZYTAJ: Ljuboja wyrzucony, do końca sezonu w ME

***

Maj był miesiącem bogatym w różne odpały na Mazowszu. Pod koniec miesiąca napisaliśmy o baronie Koseckim, który postanowił zrobić porządek w Konstancinie. W efekcie, podczas meczu swojej Kosy wtargnął na boisko, przegonił sędziego głównego, wcześniej przejął gwizdek i sam poprowadził zawody. Piłkarz Piaseczna: – Roman Kosecki powiedział: „hola, hola, koniec tego dobrego, co ty odpierdalasz, cały czas sędziujesz pod nich. Daj ten gwizdek i spierdalaj stąd!”. Tamten sędzia odpowiedział Koseckiemu, żeby się uspokoił, ale nic to nie dało. Kosecki kazał mu „spierdalać”. Widać było, że ten sędzia nie wie, co zrobić.

PRZECZYTAJ: Baron Mazowsza przejmuje gwizdek

***

Sporym echem odbił się tekst o kieleckim konflikcie na linii kibice Korony – policja. Dość szczegółowo wypunktowaliśmy w nim działania tak zwanych stróżów prawa, które ze strzeżeniem prawa niewiele miały wspólnego, obnażając – naszym zdaniem – liczne patologie, jakie mają miejsce na trybunach.

Kieleccy kibice mogli czuć się wyjątkowo bezpiecznie, gdy kolejne kary dosięgały nawet sympatyków nazywanych „piknikami” – słynna stała się sprawa sądowa przeciwko ojcu, który wraz z dzieckiem opuścił sektor na dziesięć minut przed końcem, co zostało zinterpretowane przez policję jako zmiana miejsca przypisanego do biletu. Każdy człowiek wyposażony w zdrowy rozsądek oponował, ale protesty mogły dotyczyć wyłącznie sposobu działania policji, jej sztucznej bezwzględności, która w żaden sposób nie pasowała do dyscyplinowania bluzgających na słabą grę kibiców.

PRZECZYTAJ: Kielecka policja traci grunt pod nogami

***

Jako że powoli rozkręcało się letnie transferowe zamieszanie, już w maju informowaliśmy o kilku ruchach: zagranicznym wyjeździe Stępińskiego, przejściu Sernasa do Gaziantepsporu, Marcina Kowalczyka do Wołgi Niżny Nowogród. Pisaliśmy też jako pierwsi o rozwiązaniu kontraktu Wszołka z winy Polonii Warszawa.

CZERWIEC

Czerwiec był miesiącem transferowej zawieruchy, w czasie której pisaliśmy między innymi o zainteresowaniu włoskich klubów Tomaszem Kupiszem oraz o tym, że Robert Demjan zapewne odejdzie z Podbeskidzia, bowiem niezłą ofertę złożyło mu belgijskie Beveren.

Podbeskidzie było już pewne, że zdoła zatrzymać Roberta Demjana, ale nastąpił nagły zwrot sytuacji. Do gry wkroczył belgijski Beveren i przedstawił warunki kontraktowe, znacznie lepsze niż te, które był w stanie zaproponować bielski klub. 31-letni Słowak przez trzy lata zarobiłby w Polsce około 1,2 miliona złotych. Miesięczna pensja miała przekroczyć trzydzieści tysięcy złotych, dodatkowo zawodnik dostałby 100 tysięcy złotych za przedłużenie umowy. Prawdopodobnie kontrakt Demjana z Podbeskidziem byłby podpisany już kilka dni temu, gdyby nie spór o wysokość prowizji menedżerskiej. Grupa reprezentująca zawodnika chciała dostać 200 tysięcy złotych, natomiast Podbeskidzie godziło się na nieco ponad połowę tej sumy.

PRZECZYTAJ: Jeden dobry sezon i kontrakt marzeń na koniec kariery Demjana

***

Wraz z nadejściem lata w świadomości polskiego kibica objawił się również wyjątkowy talent. Młody Włoch Filippo Caplica, pełen werwy i nadziei, że zagra w Wiśle Kraków.

– Przetestują każdego! – ogłosił Franciszek Smuda i na efekty nie trzeba było długo czekać. Najpierw w Wiśle pojawił się rumuński student, a teraz 30-letni bramkarz-amator. Wisła w specjalnym oświadczeniu poinformowała, że przynajmniej decyzję o testach Rumuna podjęła na podstawie analizy materiałów video (niestety nie zauważyła, że były dość ostentacyjnie spreparowane). فącząc powyższe fakty, wychodzimy na przeciw zapotrzebowaniu. Szanowni czytelnicy, poznajcie włoskiego napastnika Filippo Caplicę, który zgłasza swój akces do „Białej Gwiazdy”. Ma dopiero 21 lat, ale za sobą już dziewięć sezonów w zawodowym futbolu.

PRZECZYTAJ I OBEJRZYJ: Buon giorno Francesco! Caplica chce grać w Wiśle!

LIPIEC

Cóż… Lipiec to niejako powtórka z rozrywki, czyli znów afera i znów bolesne konsekwencje. W maju takim było wyrzucenie Ljuboi z Legii, w lipcu skreślenie z listy sędziów Huberta Siejewicza – po nagraniu, które opublikowaliśmy na Weszło. Czołowy polski arbiter przyłapany u bukmachera, w jednym z punktów w Białymstoku. Hubert Siejewicz jest sędzią zawodowym. Kontrakt zawiera absolutny zakaz udziału w zakładach bukmacherskich i nie ma w nim wyszczególnionej piłki nożnej. Siejewicz jako sędzia zawodowy nie może obstawiać czegokolwiek, nawet tenisa czy siatkówki. Tym samym jasne jest, że naruszył warunki kontraktu – pisaliśmy i dziś sympatycznego pana Huberta, na jego własne życzenie, nie ma już na horyzoncie.

PRZECZYTAJ: Sędzia Siejewicz nagrany u bukmachera (video)

***

Pozostając w tej samej tematyce – rykoszetem oberwał też sędzia Rafał Greń, syn podkarpackiego „barona” Kazimierza Grenia. Po tym jak opublikowaliśmy na łamach Weszło zdjęcia z z bankietu, podczas którego młody Greń, bawił się z działaczami i zawodnikami klubu, którego mecz chwilę wcześniej sędziował, Zbigniew Przesmycki złożył wniosek do Kolegium Sędziów o jego degradację na niższy szczebel. Historia ciągnęła się tygodniami, przerodziła się wręcz w otwartą wojenkę pomiędzy Przesmyckim a Greniem seniorem, ale ostatecznie temu drugiemu synka nie udało się wyratować.

PRZECZYTAJ: Syn członka zarządu PZPN jak Siejewicz – też będzie zdegradowany

***

W lipcu próbowaliśmy również rzucić światło na to, co dzieje się w Małopolskim Związku Piłki Nożnej, pisząc wprost: takiego burdelu jak w MZPN, nie ma nigdzie. O co chodziło? Przypomnijmy:

Kompromitacją zakończyły się rozgrywki o Puchar Polski i teraz wszystko wskazuje na to, że ten, kto wygra rozgrywki PP na szczeblu małopolskim, nie zostanie dopuszczony do rozgrywek centralnych. A wszystko dlatego, że MZPN nie zdołał zakończyć tych rozgrywek do 30 czerwca, jak stanowią przepisy. Kabaretem zakończył się jeden z meczów półfinałowych, pomiędzy Jałowcem Stryszawa i Dąbrovii Dąbrowa Tarnowska. Sędzia po 90 minutach gry zarządził konkurs rzutów karnych, zamiast dogrywki. Zanim się zorientował, że przepisy są inne, część zawodników już rozjechała się po domach. Dąbrovia, całkiem słusznie, zgłosiła protest, bo przecież ewidentnie pogwałcono regulamin Pucharu Polski, ale MZPN odpowiedział: decyzje podejmowane przez sędziego są święte. Gdyby więc sędzia zakończył mecz w piątej minucie – świętość!

PRZECZYTAJ: Takiego burdelu jak w MZPN, nie ma nigdzie

SIERPIEŁƒ

W sierpniu nagłośniliśmy szczegóły sporu między reprezentantami Polski (przede wszystkim Robertem Lewandowskim) a PZPN w związku z odmową wzięcia udziału w spocie reklamowym firmy Orange.

Termin wszystkim odpowiadał – akurat spokojny okres, przed meczem towarzyskim. Orange, jako główny sponsor, płaci PZPN-owi około 10 milionów złotych rocznie, a kontrakt zakłada, że firma ma prawo nakręcić filmy reklamowe z użyciem zawodników ubranych w stroje drużyny narodowej. Orange – zgodnie z umową – zażyczyło sobie obecności trzech zawodników – Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Szczęsnego. Mieli grać w piłkarzyki w nadmorskiej knajpie wraz z przypadkowo spotkanym dzieciakiem. Najmocniej zaprotestował ten pierwszy, w ślad za nim poszedł też kapitan kadry. Efekt: przedstawiciel Roberta Lewandowskiego, pan Mariusz Siewierski, poinformował PZPN, że Robert Lewandowski na sesji się nie stawi. – pisaliśmy.

Jak wiadomo, Lewy ostatecznie w reklamie zagrał, ale towarzyszyło temu jeszcze sporo przepychanek, będących pretekstem do dyskusji o zarobkach z tytułu reklam i prawach marketingowych kadrowiczów.

PRZECZYTAJ: Lewandowski kontra PZPN. Wyleci z kadry?!

***

Również w sierpniu nagłośniliśmy historię tyle interesującą, co mimo wszystko przykrą… Radosław Kałużny: 41 meczów w reprezentacji Polski, 11 goli. Uczestnik finałów mistrzostw świata w 2002 roku, dwukrotny mistrz Polski w barwach Wisły Kraków, były zawodnik Bayeru Leverkusen został pracownikiem magazynu DHL na angielskiej prowincji, w 70-tysięcznej mieścinie Nuneaton koło Birmingham. Po karierze piłkarskiej zostały mu głównie mięśnie, dlatego… odpowiadał za załadunek. Na zdjęciu – oparty o ścianę, na niej napisy: „team” i „pride”. Ale to już nie taka drużyna, w jakiej zwykł funkcjonować i nie taka duma, do jakiej się przyzwyczaił. Kolejna głośna historia, przynajmniej zakończona happy-endem, czyli zatrudnieniem Kałużnego w polskiej akademii na Wyspach, o czym zresztą również nieco później informowaliśmy.

PRZECZYTAJ: Kałużny: magazyn DHL w Nuneaton, dział załadunku

***

Jako że mieliśmy środek transferowego okna, w sierpniu ujawnialiśmy także szczegóły sporu między Wisłą Kraków a Cezarym Wilkiem oraz donosiliśmy o rozwiązaniu jego kontraktu z winy klubu. Z newsów transferowych wpadł też Marcin Robak do Pogoni, a przede wszystkim ciągnący się tygodniami temat Bartłomieja Pawłowskiego. O targach Widzewa, Jagiellonii i Malagi pisaliśmy na bieżąco. Mieliśmy również okazję na wyłączność porozmawiać z prawnikiem hiszpańskiego klubu, który próbował załagodzić zamieszanie w Polsce.

PRZECZYTAJ: Zamieszanie wokół transferu Bartłomieja Pawłowskiego

***

Bardzo dużym echem (16 tysięcy lajków pod tekstem) odbił się kolejny niepiłarski felieton Krzysztofa Stanowskiego pod tytułem: Polityczno-dziennikarska hałastra. Gardzę wami.

Na wielu płaszczyznach Polska jest żenującym państwem. Na płaszczyźnie politycznej i medialnej – na pewno. Sposób, w jaki jestem okłamywany i manipulowany, uwłacza mi. Gdyby jeszcze ktoś się wysilił, próbował mnie zaczarować, sprytnie i niepostrzeżenie poprowadził mnie za rączkę w kierunku jak najbardziej mylnych wniosków. To wymagałoby inteligencji i przebiegłości. Dyskretnie sprawić, bym sam w coś uwierzył, wyznaczyć kierunek, którym sam pójdę – wyższa szkoła jazdy. Nasza rzeczywistość jest jednak zupełnie inna: idioci tworzą treści dla idiotów, wbijają je do głów młotkiem, by przypodobać się jeszcze większym idiotom. Cała ta hałastra przywołuje u mnie mdłości, niesmak, czasami wzbudza agresję (choć agresją gardzę).

PRZECZYTAJ: Polityczno-dziennikarska hałastra. Gardzę wami

***

No i na koniec… Radosław Osuch, którego nie sposób zbagatelizować mimo że przyjęliśmy zasadę, że o wywiadach i innych wywiadzikach za wiele tu wspominać nie będziemy (choć mieliśmy ich sporo i nieskromnie napiszemy – sporo dobrych). Niemniej obok Osucha i tego co i w jaki sposób opowiada nie można przejść obojętnie. Mamy silne przekonanie, że to była jedna z najciekawszych rozmów, jakie pojawiły się na Weszło w mijającym roku. Osuch o kasie, esbekach w piłce i oszustwach.

PRZECZYTAJ: Osuch o kasie, esbekach w piłce i oszustwach

WRZESIEŁƒ

Wydarzeniem września było spotkanie z byłym selekcjonerem reprezentacji Francji Raymondem Domenechem, który w ramach promocji swojej książki, specjalnie dla czytelników Weszło, przyleciał do Warszawy. Raymond Domenech nie zlekceważył tych, którzy późne czwartkowe popołudnie postanowili spędzić z nami w stołecznym pubie Champions. Z miną profesora, co prawda spóźniony właśnie o ten akademicki kwadrans, ale pochylił się nad każdym pytaniem. Po prostu: poważny człowiek z wielkiego, choć – jak się okazało – wcale nie do końca poważnego futbolu.

PRZECZYTAJ: Raymond Domenech specjalnie dla czytelników Weszło

***

W całej Polsce nie cichło zamieszanie związane z walką z kibolami i obecnością pirotechniki na stadionach. Postanowiliśmy przeprowadzić test – z jednej strony wystąpiła osoba, która nie miała wyrobionego w tym temacie zdania (jedynie uważała, że odpalanie rac przy świadomości nieuniknionych konsekwencji jest skrajnym idiotyzmem), z drugiej strony barykady znalazł się piroentuzjasta, który chyba dobre racowisko woli nawet od interesującego meczu. Test białego prześcieradła, powtarzany kilkakrotnie, sfilmowaliśmy kamerą.

PRZECZYTAJ I OBEJRZYJ: Test białego prześcieradła: race są bezpieczne?

***

Znów wpadło też parę transferowych newsów. Jako pierwsi napisaliśmy o odejściu Tomasza Kupisza z Jagiellonii do Chievo Werona. Jeszcze chwilę wcześniej mówiło się o Sassuolo, wykupić chciało go również Zagłębie Lubin, ale sprawa rozbiła się o… 50 tysięcy euro. I ostatecznie Jarosław Kołakowski klepnął swój trzeci włoski transfer w letnim oknie – po Pawle Wszołku i Łukaszu Skorupskim. W tym samym miesiącu informowaliśmy, że Podbeskidzie dogadało się z Maciejem Iwańskim. Mieliśmy też przykrą wieść dla kibiców Ruchu Chorzów rodziny Jacka Zielińskiego o jego zwolnieniu z Ruchu Chorzów.

PRZECZYTAJ: TYLKO U NAS: Tomasz Kupisz przeszedł z Jagiellonii do Chievo Werona

***

W międzyczasie powiedzieliśmy „A” w temacie odejścia Bartosza Bereszyńskiego do Benfiki, więc trzeba było też powiedzieć „Z” i wyjaśnić kulisy całego zamieszania. Kiedy już okienko się zamknęło, w swoim felietonie wyczerpująco zrobił to Krzysztof Stanowski. Tekst do przeczytania TUTAJ.

PAٹDZIERNIK

Październik był miesiącem mocno reprezentacyjnym – bo z jednej strony na trybunach stadionu Wembley żegnaliśmy się z eliminacjami do mundialu (nasze teksty TUTAJTUTAJ), później żegnaliśmy smutnego Waldemara Fornalika i witaliśmy radosnego póki co Adama Nawałkę. Analizowaliśmy również minione eliminacji z perspektywy osiągnięć Roberta Lewandowskiego, zbierając jego wszystkie okazje bramkowe i pytając o nie ludzi, którzy w przeszłości mieli niemałe pojęcie o strzelaniu goli. Naszym skromnym zdaniem, powstał z tego naprawdę wartościowy materiał do przemyśleń.

PRZECZYTAJ: Eksperci oceniają: czy Lewandowski zawiódł?

***

Z rzeczy może mniej spektakularnych, ale dość istotnych – także w październiku napisaliśmy o zmianie na stanowisku trenera w Podbeskidziu Bielsko-Biała i o tym, że Czesława Michniewicza zastąpi Leszek Ojrzyński. Co być może warte odnotowania (a może nie?), obszernego wywiadu, najlepszego od przyjazdu do Polski, udzielił nam w tym miesiącu najbardziej niezawodny piłkarz Legii, a więc Dusan Kuciak.

PRZECZYTAJ: Michniewicz nie jest już trenerem Podbeskidzia. Zastąpi go Ojrzyński
PRZECZYTAJ: Dusan Kuciak: Skoro już odmalowałem, to postanowiliśmy zostać

LISTOPAD

Chcąc nie chcąc wywołaliśmy dyskusję o przyzwoitości. Dyskusję na przykładzie Dariusza Wdowczyka, który w trakcie meczu z Legią, odesłany przez sędziego na trybuny, posprzeczał się z kibicem. Obu dość szybko puściły nerwy, a w powietrzu unosił się duch Patryka Małeckiego. A że cała sprzeczka zakończyła się… golem dla Legii, efekt okazał się śmieszno – straszny.

Nasz krótki komentarz: bilet na trybunę Silver kosztuje 450 złotych, a karnet prawie 7 tysięcy. Ludzie nie płacą takich pieniędzy po to, by oglądać plecy jakiegoś faceta. I nie jest ważne, czy to trener Wdowczyk, czy ktokolwiek inny. Po prostu nikt tam nigdy nikomu widoku nie zasłaniał, dopóki szkoleniowiec szczecińskiej drużyny nie uznał, że akurat jemu wolno. Sam „Wdowiec” wołał ochroniarza i aż dziwne, że ochroniarz nie przyszedł – właśnie po to, by nakazać trenerowi zajęcie miejsca, co regulują przepisy.

PRZECZYTAJ I OBEJRZYJ: Słuchaj, usiądź na dupie! Kibic vs Wdowczyk (video)

***

W międzyczasie to wy, czytelnicy, wykazaliście się maksymalną kreatywnością, biorąc udział w naszej zabawie, której głównym motywem okazał się… Kung Fu Pazdan. Inaczej mówiąc, tak zwany atak szybującej stopy, jakiego Michał Pazdan dopuścił się w czasie meczu kadry przeciwko Irlandii. Skończyło się całkiem sympatycznie, bo zawodnik Jagiellonii… sam włączył się do naszego konkursu. Wybrał prace, które później nagrodził koszulką Jagi z podpisami oraz płytą DVD z przygodami – jak mogło być inaczej – Kung Fu Pandy.

PRZECZYTAJ: Pazdan rozstrzygnął konkurs. Kung Fu Panda i koszulka Jagi czekają na zwycięzcę

GRUDZIEŁƒ

Nie będziemy na siłę oszukiwać, 19 grudnia zaprezentowaliśmy najbardziej kompletny (przynajmniej jak na tamten moment) zestaw materiałów na temat Henninga Berga, tyle co zatrudnionego w Legii. W chwili gdy w świat poszła oficjalna informacja o jego zatrudnieniu, na Weszło wisiały już cztery obszerne artykuły dotyczące Norwega. Tekst stricte informacyjny, do tego warszawski poradnik dla Berga, analizy plusów i minusów powierzenia mu drużyny oraz tego z czym zmierzy się przejmując Legię. Krótko mówiąc, nie daliśmy się Legii i Norwegowi zaskoczyć.

Napisaliśmy również co nieco o kulisach oraz o tym jakich szkoleniowców Legia brała pod uwagę.

PRZECZYTAJ: Henning Berg zastąpił Jana Urbana!

***

Napisaliśmy o ostatecznych rozliczeniach w Lubinie, gdzie fatalna postawa zawodników Zagłębia przyniosła pierwsze ofiary. Samochód Michała Gliwy został zniszczony przy użyciu cegłówek, natomiast Robert Jeż został pobity przez zamaskowanych napastników. Dzień później dorzuciliśmy do tego Denissa Rakelsa, który zanotował lekkie bęcki po treningu zespołu rezerw.

PRZECZYTAJ: Lubin: Robert Jeż pobity, auto Gliwy zniszczone

***

Ostatni modny u nas temat, jak pewnie nie dało się nie zauważyć, to zanik mięśni polskich piłkarzy na żywym przykładzie Kamińskiego i Możdżenia. Lekki pstryczek w nos, który może (oby!) da odrobinę do myślenia dwójce ciągle w miarę młodych zawodników. Może i oni coś sobie uświadomią, tak jak kiedyś Przyroś uświadomił sobie, że puszcza „przyrosie”, a Iwański, że w którymś momencie kariery stał się pączkiem.

Przy okazji podkreślamy, że fachowo w temacie wypowiedział się m.in. Czesław Michniewicz (tutaj).

PRZECZYTAJ: Mięśnie w zaniku, czyli polscy piłkarze na plaży

***

W międzyczasie, ku nieskrywanemu zadowoleniu wielu z was, poinformowaliśmy, że telewizja Polsat zakupiła od UEFA komplet praw transmisyjnych na lata 2014-2018, co bynajmniej nie oznacza tylko, że co mecz będziecie musieli słuchać Mateusza Borka. Oznacza to również, że kończy się pewna era – era Szpakowskiego. Jak już raz to napisaliśmy: TVP dla kibica piłki nożnej staje się stacją kompletnie niepotrzebną. No, chyba że kogoś ciągle kręcą skoki narciarskie przy niedzielnym rosołku.

PRZECZYTAJ: Kadra bez Szpakowskiego. Borek 2018!

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama