Życzenia i opowieść wigilijna od Radosława Matusiaka

redakcja

Autor:redakcja

26 grudnia 2013, 12:40 • 8 min czytania

Jako że czytacie ten tekst w Święta, powinny pojawić się życzenia. Chciałbym więc wam je złożyć. Posłużę się jednak słowami człowieka, który z pewnością był ode mnie wiele mądrzejszy i dużo lepiej pisał. Słowa te były życzeniami, które napisał dla swoich przyjaciół Max Ehrmann z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Myślę, że jeśli każdy z nas zaczerpnie z nich chociaż małą część dla siebie, będziemy dużo lepszymi i szczęśliwszymi ludźmi, czego wam i sobie życzę.
„Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, pamiętaj jaki spokój może być w ciszy.

Życzenia i opowieść wigilijna od Radosława Matusiaka
Reklama

Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.

Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchając też tego, co mówią inni: nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.

Reklama

Jeżeli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami, jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.

Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach – świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.

Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć; nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.

Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata: nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.

Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia; w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą.

Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny…

Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy”.

Dzisiaj to wszystko. W taki dzień jak dziś, powinniśmy cieszyć się sobą, a nie czytać blogi. Nawet jeśli jest to blog na Weszło.

***

OK, miały być tylko te życzenia, ale że piszę ten tekst w Wigilię, postanowiłem podzielić się z wami moją opowieścią Wigilijną. Jak dobrze wiemy, w ten szczególny dzień dzieją się różne cuda, niewykluczone więc, że poniższa historia zdarzyć się może.

A więc było tak…

W największym, najbogatszym, najsilniejszym polskim klubie, Legii Warszawa, niespodziewanie nastał wielki kryzys. Mimo pierwszego miejsca w rodzimej Ekstraklasie, drużyna z kretesem przegrała rozgrywki w fazie grupowej Ligi Europy. Również styl gry warszawskiej drużyny pozostawiał wiele do życzenia. Głową za te niepowodzenia przypłacił dotychczasowy szkoleniowiec Legii, Tom Orban, sympatyczny, bardzo lubiany przez piłkarzy trener, który jednak nie spełnił nadziei i oczekiwań stołecznych kibiców, a przede wszystkim charyzmatycznego prezesa klubu Bolesława Lubomirskiego. To właśnie głównodowodzący Legii i jego prawa ręka, były 300-krotny reprezentant kraju, przystojny, błyskotliwy Polak z rosyjskimi korzeniami Michaił Zewkow, zdecydowali o zatrudnieniu nowego szkoleniowca.

Duet sterników warszawskiego klubu doprowadził Legię do doskonałej sytuacji ekonomicznej. Legia mogła pochwalić się budżetem podobnej wielkości co AC Milan. Podobno sam właściciel włoskiego klubu, dostojny Julio Pezzuroni, w ukryciu przyjeżdża na Legię podpatrzeć, jak to się robi w Warszawie.

Mając zaplecze finansowe dyrektor sportowy Michaił Zewkow postanawia rozpocząć ofensywę transferową. Znany jest z dobrego oka do nowych piłkarzy. Grał wszak w wielu silnych klubach Europy, gdzie wiódł prym nie tylko na boisku, jak plotka niesie.

Pierwszym krokiem było zatrudnienie nowego trenera. Wybór pada na skandynawskiego szkoleniowca, Olafa Kerga, protegowanego słynnego angielskiego szkoleniowca, sir Harry’ego Winstona. Podobno sam Harry polecił tego zdolnego trenera prezesowi Lubomirskiemu.

Następnie przyszedł czas na wzmocnienie drużyny.Pierwszy do zespołu trafia środkowy obrońca Realu Madryt, Pepe. Real ociągał się z przedłużeniem wygasającego kontraktu i nie bardzo chciał zgodzić się na warunki zawodnika co do pensji w wysokości 5 mln euro netto, co skrzętnie wykorzystał dyrektor Zewkow.

Trener Kerg nalegał również na wzmocnienie środka pola oraz ataku. Po długotrwałych naradach postawiono na Edena Hazarda z Chelsea i Edinsona Cavaniego z PSG. Nie było prosto ich ściągnąć do Warszawy. Oprócz dużej nawet jak na Legię kwoty za tych dwóch piłkarzy – 121 mln euro – trzeba było ich przekonać o sensowności przeprowadzki do stolicy Polski. W pierwszym wypadku ogromną rolę odegrał dyrektor Zewkow, wysyłając Edenowi filmiki z warszawskich klubów i dyskotek. Podobno w grę wchodził jeszcze inny argument, o którym jednak strony milczą.

Cavani natomiast zakochał się w nowym stadionie Legii i w warszawskich muzeach. W szczególności przypadło mu do gustu Centrum Nauki Kopernik. Ten argument miał przeważyć.

Mając już te trzy solidne wzmocnienia,jak i kilka mniejszych w osobach Sebastiana Mili ze Śląska, Mario Mandzukicia z Bayernu, Paula Pogby z Juventusu, Legia mogła przystąpić do ligowych rozgrywek.

Ku uciesze warszawskich kibiców od samego początku sezonu zespół szedł jak burza. Zawodnicy kolejno odprawiali z kwitkiem drużyny Podbeskidzia 7-0, Lechii Gdańsk 5-0, Górnika Zabrze 6-0, a nawet Cracovii, w której niesłychaną przemianę przeszedł prezes Jakub „złote serce” Babisz, zwany tak od niedawna ze względu na prawdomówność, szczerość i dobroć wobec swoich piłkarzy. Ci odpłacali się doskonała grą, zajmując w lidze drugie miejsce zaraz za prowadzącą Legią.

Największą trudność sprawił Legii Widzew, w którym rządził nowy prezes Grzegorz Taranecki, który kupił klub od poprzedniego właściciela za przysłowiowe cztery złote. Za jego kadencji Widzew wrócił do wyśmienitej formy i znów był postrachem Ekstraklasy.

Legia wygrywała zawsze i wszędzie. Zdobyła mistrzostwo Poski z przewagą 25 punktów nad Widzewem. Trzecie Zagłebie Lubin traciło już 32 punkty. Dodajmy, że w Zagłębiu trenerem był nestor wszystkich trenerów Orest Plenczyk. Aż dziw, że mając 99 lat ciągle robił salta po bramkach strzelonych przez swoich zawodników.

Przyszedł czas na eliminacje Ligi Mistrzów.Na rządzących Legią padł blady strach. Przecież przez tyle lat się nie udawało… Obawy były jednak nieuzasadnione. Legia ograła kolejno cypryjski Apollon, czeską Spartę Praga i włoskie Torino, gdzie od siedmiu lat kapitanem był Polak Kamil Ł»bik.

W fazie grupowej los przydzielił Legii Man Utd, Barcelonę i Borussię Dortmund, w której grało 12 Polaków. Kuba Błaszczykowski został nawet radnym miasta i pogodził się z Robertem Lewandowskim, który postanowił zakończyć karierę w Borussii.

Mecze były zacięte. Remis 2-2 w Barcelonie po dwóch bramkach 43-letniego Marka Saganowskiego wydawał się być dobrym początkiem. Rozbicie Man Utd u siebie 6-1 potwierdziło doskonałą formę warszawskiej drużyny. Prezes Lubomirski i dyrektor Zewkow zacierali ręce patrząc na wyniki drużyny i miliony euro wpadające do kasy klubu.

Legia zakończyła rozgrywki grupowe na pierwszym miejscu. Doskonale grali nowo sprowadzeni zawodnicy. W obronie błyszczał Pepe, przy którym życiową partię rozgrywał Jakub Wawrzyniak, znany od niedawna jako el Toro po tym, jak potraktował w polu karnym Rio Ferdinanda z Man Utd. W środku boiska rządzili Sebastian Mila, który wygryzł ze składu Edena Hazarda i Ivica Vrdoljak alias Dalajlama ze względu na siłę ducha i spokój, jaki prezentował na boisku.

Podczas ostatniego meczu grupowego wszystkich zaskoczył Wladimer Dwaliszwili, który niespodziewanie się uśmiechnął po bramce strzelonej Borussii Dortmund.

Legia była mocna jak nigdy.

W kolejnych fazach Ligi Mistrzów ogrywała Manchester City, w ćwierćfinale Juventus Turyn, w półfinale Bayern Monachium. I tak oto warszawska drużyna w finale miała zmierzyć się z samym Realem Madryt. Do tej pory niepokonany klub ze stolicy Hiszpanii rozbijał w pył wszystkie napotkane zespoły. Bilans bramkowy 48-1 mógł przestraszyć nawet najsilniejszego przeciwnika.

Finał w tym roku rozgrywał się na Wembley. Niezawodni kibice z Warszawy stawili się licznie ,zajmując 85 procent powierzchni trybun. Ci, którym nie udało się kupić biletu, oglądali mecz w TV, słuchając wspaniałego, porywającego swoim głosem komentatora Ligi Mistrzów Marcina Paszczyńskiego (zastąpił na tym stanowisku panów Parowskiego i Cmokowskiego, którzy przyjęli propozycję z cyklu tych nie do odrzucenia, od właściciela Cracovii, profesora Kubiaka, który zaproponował im komentowanie meczów hokeja).

Mecz rozpoczął się dobrze dla graczy Realu Madryt ,którzy objęli prowadzenie po golu zdobywcy ostatnich trzech Złotych Piłek, Mateusza Klicha. Ku radości kibiców Legii przed przerwą jeszcze wyrównał niezawodny Kucharczyk, który dzięki ostatnim występom zyskał nowy pseudonim „El Loco“. Nie chodziło tylko o wyraz twarzy i błysk w oku. Kucharczyk był wręcz nie do powstrzymania dla przeciwników, a jego super precyzyjne centry siały popłoch w polach karnych kolejnych rywali.

Mecz był zacięty. Ł»adna ze stron nie potrafiła osiągnąć przewagi. Doskonale grała obrona Legii, doskonale spisywał się Furman, który założył się z kolegami, że w razie zdobycia pucharu zmieni fryzurę. Kobiety na trybunach miały więc podwójną motywację, żeby trzymać kciuki za Legię.

Mecz zakończył się remisem 1-1. Po dogrywce, która również nie wyłoniła zwycięzcy, przyszedł czas na rzuty karne. W Legii kolejno nie mylili się: Wawrzyniak, Rzeźniczak, Cavani, فukasik, który przez ostatni rok po każdym treningu wykonywał 300 rzutów wolnych, 200 rożnych i 100 karnych,co skrzętnie wychwalał ekspert w tej dziedzinie,trener Marek Partyka.W Realu również strzelano celnie. Nie zawiedli Klich, Milik, Zieliński i Modrić. Przyszedł czas na ostatnich strzelców.

Pierwszy do piłki podszedł Cristiano Ronaldo. Kiedy jego strzał w lewy róg bramki obronił Kuciak, cały stadion eksplodował z radości. Wszystko było w rękach Marka Saganowskiego. Miało być to jego pożegnalne spotkanie (ile można grać w piłkę?). Marek,jak to Marek, strzelił w swój prawy róg, dokładnie przy samym słupku. Lopez był bez szans. Drużyna Legii zdobyła puchar Ligi Mistrzów.

Ten rok był udany dla wielu polskich klubów. Do półfinału Ligi Europy doszedł Widzew,przegrywając w nim z FC Porto, którego trenerem był Czesiek Michniewicz. Chodziły plotki, że widziano go na jachcie Romana Abramowicza, cumującego w Monte Carlo. Podobno omawiali przenosiny polskiego szkoleniowca do Chelsea. Za tymi sukcesami poszły doskonałe wyniki reprezentacji, która w cuglach wygrała eliminacje do mistrzostw Europy. Robert Lewandowski został najlepszym strzelcem eliminacji, świętując ten sukces ze swoim najlepszym przyjacielem Kubą Błaszczykowskim, który miał najwięcej asyst.

Mam nadzieję, że ta opowieść wigilijna wam się podobała i że kiedyś się sprawdzi. Przecież w Wigilię działy się już większe cuda.

WESOفYCH ŚWIÄ„T!

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama