Make or break – tym panom w 2014 poprzeczkę stawiamy zdecydowanie wyżej…

redakcja

Autor:redakcja

25 grudnia 2013, 21:26 • 9 min czytania

Większość z nich łączy jedno. Nie licząc kilku wyjątków przez ostatni rok albo lekko obniżyli loty, albo całkiem wyrżnęli o dno, albo na tym dnie przesiadują już od dawna. Rok 2014 powinien być jednak dla nich wszystkich przełomem. Jak mawiają Anglicy – „make or break“. Make – przełom, break… No, break to break. Oto kilkunastu polskich piłkarzy, którym poprzeczkę – choć bez większych nadziei – stawiamy zdecydowanie wyżej, niż na tym poziomie, który palcem wskazuje Miłosz Przybecki. I strzeżcie się, bo postępy będziemy monitorować co tydzień!
ARIEL BORYSIUK

Make or break – tym panom w 2014 poprzeczkę stawiamy zdecydowanie wyżej…
Reklama

Gorzej już być nie może, więc samo stawianie pytania „make or break“ nie ma tu sensu. Borysiuk to naprawdę niezły piłkarz z naciskiem na słowo: „niezły“. Ani wybitny, ani fatalny. Ale skoro poradził sobie w Bundeslidze – bo tak trzeba to nazwać – to da sobie radę też gdzie indziej. Z drugiej strony, całkiem wypadł z obiegu i to ligę niżej… Z niecierpliwością czekamy na informację o jego nowym klubie i tak szczerze, widzielibyśmy go w takiej Belgii albo Holandii. Niezła liga dla niezłego piłkarza. Jeszcze nie czas na Aldershot.

Werdykt: Make. Bardziej „break“ się nie da.

Reklama

MATEUSZ CETNARSKI

Na wiele już nie liczymy, bo dzisiejszy Cetnarski w porównaniu z Cetnarskim z Bełchatowa to 1/3 piłkarza. Do dziś przypominają nam się słowa Andrzeja Iwana, który w studiu Orange namawiał Mateusza, by rzadziej grał na alibi i starał się szukać kreatywniejszej gry… Jaki efekt? Gigantyczny kontrakt w Śląsku i zjazd na poziom Nidy Pińczów. O wyjeździe za granicę można już zapomnieć, o reprezentacji pewnie jeszcze nie, skoro trafia tam Madej byle kto, ale trzeba już jasno stwierdzić – Cetnarski to jedno z największych rozczarowań ostatnich lat. W „make or break“ umieszczamy go na zachętę, bo na wiele nie liczymy.

Werdykt: Break.

TOMASZ CYWKA

Jedna wielka zagadka. Nie zdziwiłoby nas, gdyby trafił do Ekstraklasy i nagle został w niej gwiazdą, ale nie bylibyśmy też zaskoczeni, jeśli okazałoby się, że to fighter bez większych umiejętności. Zupełnie nie wiemy, co myśleć o tym Cywce… Jakieś dwa lata temu wydawało się, że rokuje i jeszcze coś z niego będzie, by nagle odejść do Barnsley i w ostatniej, 24. (!!!) drużynie Championship, ledwie sześć razy wyjść w pierwszym składzie. Olbrzymie rozczarowanie. Czas na powrót do Polski?

Werdykt: Break.

MICHAف EFIR

Piłkarz, o którym napisano nieprawdopodobną liczbę artykułów w stosunku do liczby rozegranych meczów. Ale cóż poradzić, skoro Efir to jedna z największych nadziei Legii, na którą trzeba czekać długimi miesiącami. Już poprzednia runda wiosenna miała być jego popisem, gdy w trakcie okresu przygotowawczego wygryzł Ljuboję i ładował w sparingach jak z karabinu, tylko co z tego, skoro na koniec znów zerwał więzadła. Po raz trzeci. Po ostatniej terapii we Włoszech Efir zapewnia jednak, że to już powinien być koniec jego kłopotów ze zdrowiem i powoli wraca do formy. Jeśli – po tych wszystkich komplementach, jakie słyszeliiśmy na temat Michała – wiosna nie będzie jego popisem, to… mocno się zdziwimy.

Werdykt: Czekamy na opinie lekarzy.

JAROSفAW FOJUT

Jarek zawsze utrzyma się na jakimś solidnym, w miarę niezłym poziomie. Czy to będzie Norwegia, Szwecja, Dania czy Championship. Jakoś da sobie radę. Teraz wkracza jednak w taki wiek, że warto byłoby się zastanowić czy to „jakośâ€œ odpowiada jego ambicjom. Z tego, co widzimy, po fiasku transferu do Celtiku wziął się facet w garść, w ogóle nie pije alkoholu i w Norwegii zyskał szacunek. Co z tego jednak, skoro jego drużyna zleciała z mocno przeciętnej ligi? Podobnie jak przy Borysiuku, warto wstrzymać się z werdyktem, by zobaczyć, gdzie Fojut ostatecznie zakotwiczy. W większości klubów Ekstraklasy raczej by miejsce wywalczył.

Werdykt: We will say what time will tell.

DOMINIK FURMAN

Ciężko o dokładniejszą definicję „baby-playera“. Tak, trochę się ostatnio rozwinął. Tak, znacząco poprawił dośrodkowania ze stałych fragmentów. Tak, gra regularnie w Legii, ale czy skala zachwytów i oczekiwań pod adresem Furmana jest współmierna do tego, co prezentuje? Odpowiedź na filmie.

Werdykt: Status quo.

KAMIL GROSICKI

Gdybyśmy przygotowywali taki ranking przed rokiem, to albo z miejsca wpisalibyśmy „make“, albo w ogóle byśmy go tu nie umieścili. Od tamtej pory – po tym, jak nie udało się przejść do Kasimpasy – „Grosik“ jednak przepadł. Roberto Carlos zupełnie odstawił go na bok, w tym sezonie wybiegł na boisko zaledwie raz w pierwszym składzie, a przecież nie tak dawno tyle się pisało o jego możliwym transferze do Galatasaray. Dziś Kamila pyta się w wywiadach o powrót do Jagiellonii. Kiepsko.

Werdykt: Make.

PIOTR GRZELCZAK

Z nim – musimy przyznać – mamy spory problem. Raz wydaje nam się totalnym ogórem i trwa to przez dobrych kilkanaście kolejek, by zaraz walnąć taką bramę, że klękajcie narody. Ale taki właśnie jest Grzelczak. Bez wielkiego talentu, ale z doskonałym wolejem, chyba najlepszym w lidze. Teraz rozgrywa chyba najbardziej udany sezon w życiu (5 goli, 3 asysty, 1 kluczowe podanie), ale czy stać go na więcej? Cóż…

Werdykt: Break.

RAFAف LESZCZYŁƒSKI

Człowiek zagadka dla wszystkich poza Nawałką, Podolińskim, Tkoczem i wszystkimi sześcioma kibicami, którzy oglądają mecze Dolcanu. Do Ekstraklasy trafi pewnie prędzej niż później, ale czy to naprawdę tak wielki talent, na jakiego się go ostatnio kreuje? Nie wiemy i nie będziemy zgadywać. Pożyjemy, zobaczymy.

Werdykt: Make, ale nie na miarę oczekiwań.

MATEUSZ MACHAJ

Trochę nam się kojarzy z Cetnarskim. Co prawda nie jest typowym ofensywnym pomocnikiem, raczej ósemką, która potrafi nieźle rozegrać, rozrzucić grę czy nawet uderzyć, ale co z tego, skoro w tej rundzie zagrał cztery razy, strzelił zero goli i zaliczył zero asyst oraz kluczowych podań. Średnia? 3,75. Kiepsko jak na chłopaka, którego niektóre media wpychały przed rokiem do kadry na mecz Urugwajem. Machaja już nie ma, a licznik tyka. To już 24-letni piłkarz. Wiosna powinna pokazać, czy faktycznie nadaje się na górną połówkę Ekstraklasy. Make or break? Obstawiamy raczej „break“, choć uparcie twierdzimy, że Mateusz coś w sobie ma.

Werdykt: Break.

PATRYK MAفECKI

Zjazd dekady, co tu dużo mówić. Z dynamicznego skrzydłowego zrobił się napakowany pulpet, którego nie stać na takie zrywy jak przed dwoma-trzema sezonami. Małecki pewnie usprawiedliwia się, że został zajechany przez Smudę – może i to prawda – ale jeśli w nowym klubie w końcu nie ruszy z miejsca, to trzeba będzie powoli zacząć spisywać go na straty. Dziś półkę wyżej znajdują się od niego takie tuzy jak Pylypczuk, Frączczak czy Janoszka. W przyszłym roku stuknie 26 roczek… Oj, nie tak to miało wyglądać, nie tak. Najpierw masa, potem masa – tak nie powinna brzmieć dewiza zawodowego piłkarza.

Werdykt: Break.

WOJCIECH PAWفOWSKI

Nabijanie się z naszego ulubieńca, jego zdolności językowych czy walki z brakiem dystansu na Instagramie już dawno nam się znudziło. Bardziej nam przykro, że tak zdolny bramkarz, którego pamiętamy z doskonałych, brawurowych parad w Ekstraklasie, upadł tak nisko, że jesienią nie wykręcił ani minuty w jakiejś Latinie, o której istnieniu nikt wcześniej nie słyszał. Alessandro Iacobucci, wypożyczony z Parmy, okazał się nie do przeskoczenia, więc Pawłowski cały rok 2013 może spisać na straty. Coraz częściej też przebąkuje o możliwym powrocie do Polski (ale tylko na chwilę!), co jeszcze kilka miesięcy temu traktował jako najgorszą ujmę na honorze. Wracaj, chłopie, do gry. Gdziekolwiek.

Werdykt: Make, ale nie w Serie A.

MIفOSZ PRZYBECKI

Kolejny, którego zaczął zżerać lubiński skansen, choć akurat do Przybeckiego trudno mieć większe pretensje, bo przez większość rundy narzekał na kontuzje. To w ogóle jego największa zmora, bo gdyby nie one, pewnie wybiłby się już z dwa lata temu, w Koronie. Piłkarz o świetnej genetyce, obdarzony olbrzymim wyskokiem i imponującą szybkością, ale za rzadko robiący z tego wszystkiego pożytek. Gdyby był mniej chaotyczny i poprawił czysto piłkarskie „skille“, pewnie bardziej przypominałby Koseckiego niż Malinowskiego. Ostatnio bywało odwrotnie.

Werdykt: Make. Odkrycie rundy.

BARTOSZ SALAMON

Coraz częściej się ostatnio zastanawiamy, czy jesteśmy jedynymi osobami na ziemi poza Mino Raiolą, które doceniają Salamona. Fornalik usłyszał o nim dopiero po transferze do Milanu i choć sami nie liczyliśmy, że Bartek nagle zacznie rozstawiać po kątach Balotellego z El-Shaarawym, to jednak mieliśmy nadzieję, że przynajmniej spadnie na cztery łapy po opuszczeniu San Siro. Efekt? Rok bez gry i kompletne wykolejenie się w Sampdorii. Oczywiście, można brać poprawkę na to, że Salamon długo zmagał się z urazami, ale jeszcze wcześniej – o czym opowiedział Franco Ferrari na Weszło – nie wychodził nawet na rozgrzewki, gdy jego drużyna worami wyciągała piłki z siatki. Jeśli nie zacznie grać w 2014, trzeba będzie jasno stwierdzić, że ktoś wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę pisząc o zainteresowaniu Barcelony, Sportingu i połowie świata.

Werdykt: No idea.

GRZEGORZ SANDOMIERSKI

Na równię pochyłą wskoczył w sierpniu 2011 roku, gdy podpisał kontrakt z Genkiem. A potem zaczął się dłuuuugi zjazd rozpoczęty w Belgii, kontynuowany w Blackburn i zakończony w Dinamie Zagrzeb. Sandomierski to sympatyczny, inteligentny chłopak, chyba (!) też niezły bramkarz, ale… Naprawdę nie wiemy, z czego to wynika, że ta zagranica aż tak go zjada. Bo na ilu miejscach można się w końcu przejechać?

Werdykt: Może być jeszcze bardziej break?

FILIP STARZYŁƒSKI

U chorzowskiego „Figo“ wszystko idzie do przodu, układa się harmonijnie, na jego grę patrzy się z coraz większą przyjemnością, ale… dlaczego ten rozwój jest tak powolny? Dla wielu Starzyński to odkrycie ligi, kandydat do reprezentacji i wyjazdu, ale miejmy na uwadze, że ten facet jest z 1991 rocznika i przy takich umiejętnościach trzeba od niego wymagać, by błyszczał w każdym meczu, a nie raz na trzy kolejki.

Werdykt: Powoli, ale do przodu.

CEZARY WILK

Jeden z nielicznych stranierich z „make or break“, który zaskoczył nas pozytywnie. Mocno się obawialiśmy, jak taki harpagan o kiepskiej technice poradzi sobie w krainie tiki-taki, ale już po kilku tygodniach wątpliwości zostały rozwiane. Wilk podbił serca kibiców Deportivo, błyskawicznie zdobył uznanie lokalnej prasy i naprawdę o niewielu Polakach grających za granicą przeczytaliśmy ostatnio tak wiele ciepłych słów. Widocznie Hiszpanie, przyzwyczajeni do pięknych klepek, nie spodziewali się gościa, który 90 minut jedzie na najwyższym tętnie, a jak podnosi się z ziemi, to po to, by zaraz zdemolować kolejną akcję przeciwnika. Teraz Wilk jest kontuzjowany, ale jak wróci do zdrowia, to… liczymy na Primera Division.

Werdykt: Make.

RAFAف WOLSKI

Chcemy wierzyć, że to za dobry piłkarz, by spędzić dwa lata na ławce. I w to wierzymy. Budujące są też słowa Vincenzo Montelli, który stwierdził, że nikt tak nie pracuje jak Wolski. Może to dyplomacja, może nie, ale wierzymy w Rafała. Kiedyś w końcu musi się przebić.

Werdykt: Make.

PIOTR ZIELIŁƒSKI

To wciąż młody chłopak i to z niemałym doświadczeniem z bardzo mocnej ligi, więc trudno wyrzucać mu taką stratę czasu jak u Pawłowskiego, ale… Zielińskiego traktujemy trochę inaczej. Może oceniamy go za szybko i wyciągamy pochopne wnioski, ale jeśli doczekaliśmy się w tym 40-milionowym kraju jakiegokolwiek „wonderkida“, to jest nim właśnie „Zielek“, bo kto inny? Prowadzenie piłki, wizja, kreatywność, stałe fragmenty, rozegranie – to jego najlepsze cechy i szczerze? W reprezentacji PZPN wolimy niegrającego w klubie Zielińskiego niż regularnie grającego Mierzejewskiego. Adriana oczywiście cenimy, ale Piotrek to inna skala talentu. Tylko niech częściej to pokazuje wiosną.

Werdykt: Make, ale dopiero jesienią.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie

Maciej Piętak
0
Simons i Romero, czyli „Głupi i Głupszy”. Liverpool górą w hicie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama