Pewnie powinienem napisać felieton świąteczny, coś o Świętym Mikołaju, reniferach, dzieleniu się opłatkiem i zabijaniu karpia. Wybaczcie, w tych klimatach nie jestem za dobry. Dlatego napiszę tekst normalny, nie zważając na dzisiejszą datę, bo domyślam się, że i wy macie przesyt tych wszystkich słodkich wigilijnych pierdów. Napiszę o sędziach ligowych, ponieważ jedna rzecz nie daje mi spokoju. Mianowicie – związana z sędziami hipokryzja i to nie tylko u nas w Polsce, ale generalnie: światowa.
Jak dobrze wiecie, sędzia z Poznania nie może prowadzić meczów Lecha, sędzia z Gdańska Lechii, a sędzia ze Śląska – Górnika Zabrze. Jest to zasada przyjęta, aby arbiter nie faworyzował drużyny ze swojego regionu. Tak naprawdę chodzi o dmuchanie na zimne, o to, by kibice nie mieli się do czego przyczepić. Bo oni często mierzą wszystkich swoją miarą, uważają, że bankowo arbiter z miasta X sprzyjałby drużynie z miasta X. Ja natomiast w to nie wierzę. Poznałem setki osób w środowisku piłkarskim i nie wiem, czy potrafię wskazać chociaż jednego zaślepieńca. Ludzie, im bliżej tej piłki są, tylko bardziej obojętnieją i tracą klubowe sympatie. Na przykład te wszystkie opowieści o byłych piłkarzach, którzy rozpaczają, że „ich” klub stracił gola, przerżnął mecz albo zawalił cały sezon – to bujda, gra pod publiczkę. Oni rozpaczają, jak im siądzie akumulator w samochodzie.
Jak głupia jest zasada, by sędzia z miasta X nie prowadził meczów drużyny z miasta X udowodnię na jednym przykładzie. Tomasz Musiał uchodzi za kibica Wisły Kraków, załóżmy, że nim faktycznie jest. To znaczy – na potrzeby tekstu przyjmijmy, że jest kibicem totalnym, zbzikowanym (nie dowierzam). Powszechnie wiadomo, że jeśli należałoby go wiązać z jakimś krakowskim klubem, to z Wisłą, a nie Cracovią. Jednak Cracovii także nie może sędziować, ponieważ – jest z Krakowa. W teorii – wedle przyjętych bezdusznych zasad – zachodzi podejrzenie, że mógłby faworyzować „Pasy”, a przecież dobrze wiemy, że to idiotyzm. Jeśli przyjmiemy, że Musiał ma bzika na punkcie Wisły, to wiadomo, że Cracovii nie może lubić. Tak czy nie? Dlaczego więc nie może prowadzić jej meczów?
Odpowiecie – ponieważ nie byłby obiektywny, chciałby skrzywdzić Cracovię, lokalnego wroga. To pierwsze, co się nasuwa.
W tym momencie dochodzimy do bardzo ciekawego wniosku: arbiter nie może sędziować drużynie, która na „jego” stadionie nie jest witana oklaskami, tylko gwizdami i stekiem wyzwisk. Ale w takim razie, czy Musiał może sędziować mecze Legii? Kto w ogóle może sędziować mecze Legii, która poza Warszawą nigdy nie cieszyła się sympatią? Jeśli przyjmiemy idiotyczne założenie, że arbitrów odsuwa się od pewnych drużyn ze względu na sympatie oraz antypatie, to sprawa się nam bardzo skomplikuje. „No ale bez przesady, żeby Musiał nie mógł sędziować Legii” – powiecie. Oczywiście, bez przesady. Ale dlaczego w takim razie nie może sędziować Cracovii? Zostawmy na razie Wisłę, weźmy się za lokalną konkurencję. Czy jest jakaś bardzo istotna różnica w poziomie antagonizmów między fanami Wisły i Legii oraz Wisły i Cracovii? A co z Poznaniem, gdzie jest tylko jeden klub? Dla poznaniaków to Legia jest najbardziej nielubianym zespołem. Sędziowie z Poznania mieliby mieć odgórny zakaz gwizdania przy Łazienkowskiej? Chcąc zachować konsekwencję, musimy dojść do właśnie takiego wniosku: kibic Wisły nie może sędziować Cracovii, więc kibic Lecha nie może sędziować Legii.
Jeśli dopuścimy odsuwanie sędziów ze względu na wirtualne antypatie, poruszymy kostki domina.
Gdybym wierzył, że arbiter ze Śląska jest zapalonym kibicem Górnika Zabrze, to dlaczego odbierać mu prawo do sędziowania meczów drużyn z całego regionu. Przecież jeśli jest kibicem Górnika, to raczej nie jest też kibicem Ruchu i Piasta. W obecnej sytuacji – gdy zabrzanie są w samym czubie tabeli – zapalony kibic Górnika zapewne wolałby skrzywdzić Legię niż Piasta czy też kiedyś Odrę Wodzisław. Ha, czy potraficie wskazać osobę z Zabrza, która miałaby obsesję na punkcie Odry? Chciałaby ją albo wspierać, albo niszczyć? Moim zdaniem typowy kibic Górnika nie lubi Odry, ale jest to poziom antypatii jak względem Stomilu Olsztyn.
O ile zasada „sędzia z miasta X nie prowadzi meczów drużyny z miasta X” jest nienaruszalna, o tyle czasami – ale bardzo rzadko – przełamuje się zasadę „sędzia z województwa X nie prowadzi meczów drużyny z województwa X”. Jednak wtedy zawsze pojawiają się głosy oburzenia. Tak było, gdy arbiter z Siedlec miał prowadzić mecz Legii. Hmm, z Siedlec do Warszawy jest ponad 90 kilometrów. To mniej więcej tyle, ile arbitra z Krakowa dzieli od stadionów w Chorzowie czy Zabrzu. Różnica między Jakubikiem (to on jest z Siedlec) a Musiałem (Kraków) jest taka, że Jakubikowi między Siedlcami i Warszawą nikt na mapie nie narysował kreski oznaczającej granicę województwa, natomiast Musiałowi między Krakowem i Chorzowem już tak. Lepszy przykład: sędzia Marciniak jest z województwa mazowieckiego, więc gdy prowadził mecze Legii, podnosiło się larum, przynajmniej początkowo. A przecież z Płocka, gdzie mieszka Marciniak, jest bliżej do Łodzi, niż do Warszawy. Przyporządkowanie administracyjne Płocka do Warszawy, a nie do Łodzi, to nic więcej jak urzędnicze malowidła na mapie.
Mamy sędziów zawodowych. Jeśli przyjmiemy, że to oszołomy, kibice z gwizdkami, to w ogóle dajmy sobie z nimi spokój. Takie założenie – że sędziowie to fanatycy – na dzień dobry podważa sens wyznaczania ich na jakiekolwiek mecze, bo teorię spiskową dopasujemy do każdego zestawu par. Jak to jest, że wychowanek Lecha może przejść do Legii i w niej grać i że wtedy władze związku powiedzą „piłka to zawód”, a jednocześnie zawodowy sędzia nie może prowadzić meczu drużyny z tego samego miasta? Dlaczego wtedy piłka to już nie tylko zawód? Moim zdaniem geograficzne obostrzenia powinny zostać zniesione. I tak, Musiał powinien mieć prawo sędziować Wiśle. Taką ma robotę. Gdyby się okazało, że jest stronniczy, wówczas należałoby rozwiązać z nim kontrakt – niech poszuka nowej pracy. Ale zakładać z góry czyjąś nieuczciwość? To słabe. Podejrzewam, że Musiał w meczach Wisły byłby skupiony potrójnie, właśnie po to, aby nikt się do niego nie przyczepił. Może jestem naiwny, ale uważam, że poprowadziłby mecz perfekcyjnie.
Ewentualnie można byłoby dać każdemu sędziemu prawo do poinformowania PZPN, której drużyny meczów nie chce on prowadzić. Wtedy Musiał mógłby wpisać – Wisły. I po kłopocie. Każdy arbiter, który nie czułby się na siłach prowadzić meczów jakiegoś klubu (bo np. na trybunach siedzieliby jego kumple i później nie dawali żyć przez kolejny miesiąc), powinien mieć możliwość wypisania się. Myślicie, że którykolwiek by to zrobił? Wątpię.
Ten przepis jest nielogiczny, można w nim znaleźć sto luk i można go podważyć, tak jak ja to zrobiłem powyżej. Gdy przyjmiemy, że sędzia jest kibicem, to MUSIMY go wziąć z całym kibicowskim pakietem – czyli z jego sympatiami i antypatiami, bo nie ma na świecie kibica, który lubi klub X, a jednocześnie jest bezstronny wobec całej konkurencji. Tacy nie istnieją. Jeśli więc zaczniemy pleść tę kibicowską nić, to się nią całkowicie poplączemy. I zwariujemy.
Oczywiście 90 procent z was na hasło „mecz Górnika z Legią poprowadzi arbiter ze Śląska” dostałaby białej gorączki. Ale zastanówcie się na spokojnie: czy naprawdę byłby powód, by się gorączkować? Trochę wiary w ludzi. I nie mierzmy wszystkich swoją miarą. Wiecie, które drużyny naprawdę lubią sędziowie, a których nie? Lubią te, w których grają sympatyczni piłkarze, mający szacunek dla pracy arbitrów. A nie lubią tych, w których grają wkurzające cymbałki.
KRZYSZTOF STANOWSKI