„Lewy” wreszcie z sensem o wynikach kadry

redakcja

Autor:redakcja

23 grudnia 2013, 10:06 • 12 min czytania

Robert Lewandowski bryluje dziś w tabloidach, sfotografowany podczas zakupów w jednym z warszawskich marketów. Katowicki Sport wybiera go tymczasem piłkarzem roku w Polsce i publikuje okolicznościowy wywiad. „Lewy” uważa, że mimo braku istotnych trofeów, mijający rok był dla niego jednak lepszy niż poprzedni. Przyznaje, że kontaktował się z nim Jose Mourinho, a przede wszystkim wreszcie wprost stwierdza, że brak awansu na mundial nie jest żadnym wypadkiem przy pracy czy składową pecha i złośliwości losu. – Szczęścia może brakować w jednym meczu albo w dwóch. Kiedy brakuje go w siedmiu spotkaniach, to znaczy, że problem jest poważniejszy – nareszcie mówi z sensem.

„Lewy” wreszcie z sensem o wynikach kadry
Reklama

FAKT

Trzeba przyznać, bardzo żywy dziś dział sportu w Fakcie. Fotoreporterzy bardzo szybko uwiesili się na ogonie Henninga Berga (oraz jego żony) i już powstało z tego pierwsze story.

Reklama

W sobotę Berg był gościem programu „Kontratak” na antenie Orange Sport. Podczas gdy Norweg udzielał pierwszych wywiadów, jego małżonka też nie próżnowała i wybrała się na pierwsze zakupy w Warszawie. Pani Stilleberg zapewne chciała sprawić kilka upominków swoim bliskim pod choinkę, a że nie musi oszczędzać (jej mąż w zeszłym roku dostał 2,25 miliona funtów odszkodowania po zwolnieniu z Blackburn), to gościła w takich sklepach, jak Gucci czy Louis Vuitton. Zapewne rodzina i przyjaciele będą zadowoleni z prezentów. Do tego oczywiście do obejrzenia komplet zdjęć.

Maaskant idzie z Wisłą do sądu?

Robert Maaskant (44 l.) zdecydowanie odpowiedział na ostre oświadczenie Wisły. – Nie jestem kłamcą, a moja propozycja nie jest lichwą. Jeśli Wisła nie zapłaci, spotkamy się w sądzie – mówi „Faktowi” holenderski trener (…) Wisła we wspomnianym oświadczeniu zarzuciła również nierzetelność dziennikarzowi „Faktu”. Czyżby włodarze klubu zapomnieli, że cofnęli nam akredytację prasową, odbierając możliwość rozmowy z nimi? W sobotę poprosiliśmy klub o stanowisko wobec najnowszej wypowiedzi Maaskanta. Dzień później Wisła poinformowała, że nie ma zamiaru komentować słów trenera.

Czyli drobna wojenka Wisły z Faktem trwa.

Poza tym dziennik publikuje informację, która od jakiegoś czasu krąży w środowisku, a więc o zainteresowaniu Legii Masłowskim z Zawiszy (pierwsza oferta została odrzucona). Mamy także tekścik o Klubowych Mistrzostwach Świata oraz kolejne fotostory – z zakamuflowanym Robertem Lewandowskim na zakupach. Podobnie jak tysiące warszawiaków, „Lewy” ruszył do galerii handlowej po upominki dla najbliższych i trzeba przyznać, że jest niezwykle hojny. W sklepie z elektroniką kupił aż dwie najnowsze konsole do gier, jedna warta ok. 2 tysiące złotych, i nowoczesnego laptopa, który kosztuje ponad 4 tysięcy złotych. Lewandowski robił wszystko, aby nie zostać rozpoznanym przez fanów i spokojnie zrobić zakupy, dlatego zamaskował się niczym ninja. Z kolei jego Ania udowodniła, że zdrowy styl życia popłaca. Na zakupy wybrała się bez makijażu, a wyglądała pięknie!

„Uwielbiamy” takie teksty. Słodko, świątecznie.

RZECZPOSPOLITA

Wyznawca Zidane`a, a więc tekst o Francku Riberym.

Jego idolem był od zawsze Zidane. – To wielki zawodnik, może nawet największy w historii. Chciałbym osiągnąć tyle, co on – powtarza. Tak jak Zizou, Ribery biegał za piłką po ulicach i dorastał w nieciekawym sąsiedztwie. Urodził się i wychował na przedmieściach Boulogne-sur-Mer, w ubogiej dzielnicy Chemin-Vert. – Właściwie pochodzę z getta. W dzieciństwie przeszedłem przez piekło. Gdyby nie piłka, pewnie skończyłbym jak większość rówieśników: biedny i bezrobotny. Za każdym razem, kiedy wybieram się na zakupy, odżywają wspomnienia. Tego nie da się wymazać z pamięci, to część mojego życia. Trudne chwile ukształtowały mój charakter, stałem się silniejszy. Dzięki temu dziś nazywają mnie wojownikiem – opowiadał niedawno w rozmowie ze „Sport Bildem”. Do Boulogne wraca często, nigdy z pustymi rękami. Przywozi dzieciakom buty, koszulki i bilety na mecze. Daje nadzieję, że ktoś ich dostrzeże i pomoże się wyrwać do lepszego świata. Tak jak jemu próbował kiedyś pomóc Jean-Michel Vandamme. Dyrektor w akademii Lille. – Ma wspaniałą zdolność przewidywania wydarzeń na boisku. Myśli trzy razy szybciej niż inni. Jak wszyscy wielcy piłkarze – chwali Ribery`ego Vandamme.

Dziś w „Rz” jakieś drobne kawałki o europejskiej piłce.

GAZETA WYBORCZA

Przypominamy, że dziś w GW poniedziałkowy dodatek sportowy, co naprawdę mocno wpływa na jakość… no, przede wszystkim ilość piłkarskich tekstów. Nieskazitelny wizerunek Leo Messiego jako zakochanego w futbolu chłopca wali się w gruzy. Bo okazało się, że to, co robi Argentyńczyk, nie odbiega od obyczajów w zawodowej piłce – to najobszerniejszy tekst o futbolu w dzisiejszym wydaniu.

Z czasem wizerunek Messiego przestawał być jednak nieskazitelny. Obrażony na Pepa Guardiolę pozwalał sobie na samowolne opuszczanie treningów. Jego ojciec co pół roku zjawia się w klubie, żądając dla syna podwyżki. Niedawno światowymi mediami wstrząsnęły dwie afery wskazujące, że Jorge Messi, prowadząc interesy syna, nie wzdraga się przed łamaniem prawa. Najpierw urząd skarbowy w Barcelonie dopatrzył się, że Messi nie zapłacił 4 mln euro podatku od kwot zarobionych ze sprzedaży praw do jego wizerunku. Aby uniknąć kary, ojciec piłkarza stworzył fikcyjne firmy w Belize i Urugwaju, czyli w rajach podatkowych. Ostatnio prasa napisała wprost, że Jorge Messi brał 10 do 20 proc. od narkotykowego kartelu z Kolumbii za pranie mafijnych pieniędzy przy cyklu charytatywnych meczów „Messi i przyjaciele”. Hiszpańskie i kolumbijskie MSW zdementowały te informacje. Ojciec piłkarza i Leo nie są podejrzanymi…

„Kibicu który szydzisz z polskich piłkarzy” – taki tytuł nosi felieton Rafała Steca.

Owszem, do ciebie piszę, bezlitosny recenzencie z trybun i kanapy, boiska właśnie opustoszały, a sprzyjające refleksji chwile po zamordowaniu i spożyciu karpia zaraz nadejdą, być może w roku 2014 trochę kopaczom odpuścisz, gdyby znowu mieli obrazić twoją wiarę w naszą wrodzoną wyższość, twoją dumę narodową, twój honor. W upływającym 2013 grali pokracznie jak nigdy. Nawet wybrańcy z Dortmundu zmówili się, by udowodnić, że Polak potrafi tylko w asyście cudzoziemców i pod butem niemieckiego szefa, że Polak z innymi Polakami pięknie współpracować nie zamierza, między swoimi znów maleje ze światowca do zahukanego prowincjusza, więc kibic też reagował jak nigdy, w każdym razie ja miałem wrażenie, że wyzywał jeszcze brutalniej, że z podglądania klęsk czerpie zboczoną pornoprzyjemność, w trakcie podlewanej browarem transmisji pławi się w podglądaniu cudzej nieudaczności, z entuzjazmem bierze udział w wyścigu robienia sobie jaj…

Generalnie, tekst w stylu: „czy ty kibicu, który werbalnie masakrujesz ligowca za lenistwo na treningach, wyciskasz ile się da z każdej minuty spędzonej w swojej korporacji lub urzędzie…”.

Nie przypadł nam szczególnie do gustu.

Poza tym, jak widać na załączonym obrazku, jest jeszcze tekst o BVB.

SPORT

Katowicki dziennik znów wychodzi z założenia, że nie samą piłką człowiek żyje.

Od szóstej strony zaczyna publikować wyniki plebiscytu na piłkarza roku. Wygrywa, co za zaskoczenie, Robert Lewandowski. Nieco za nim znalazł się Jakub Błaszczykowski, później Wojciech Szczęsny, Artur Boruc. Słowem: standard. Z okazji zwycięstwa w plebiscycie ze Sportem rozmawia dziś właśnie „Lewy”.

Poza Superpucharem Niemiec w ostatnich dwunastu miesiącach nie dopisałem do swojego CV żadnego trofeum, ale to był chyba dla mnie jeszcze bardziej udany okres niż ten poprzedni. Ze względu na skalę doznać, jakich doświadczyłem. Mam na myśli przede wszystkim przygodę w Lidze Mistrzów.

Później mówi o mundialu w Brazylii: Przede wszystkim zabrakło nam umiejętności. Nie trzeba szukać innej odpowiedzi. Gdybyśmy byli lepsi od rywali, dziś odliczalibyśmy dni do mundialu. Czasu już nie cofniemy. Na pewno zabrakło nam też trochę szczęścia, nie był to jednak czynnik przesądzający o naszym niepowodzeniu. Bo szczęścia może brakować w jednym meczu albo w dwóch. Kiedy brakuje go w siedmiu spotkaniach, to znaczy, że problem jest poważniejszy.

Trochę niedowierzamy, że reprezentant Polski wypowiedział takie słowa. Chyba je wydrukujemy i oprawimy w ramkę. Generalnie, w wywiadzie nie ma już niczego szczególnie ciekawego za wyjątkiem stwierdzenia Lewandowskiego, że miał kontakt z Jose Mourinho, a cztery gole strzelone Realowi tylko podsyciły temat.

Co dalej?

Prejuce Nakoulma znalazł się na celowniku FC Koeln, czyli zaczyna się saga związana z odejściem Burkińczyka. Górnik liczy na kwotę 600 – 700 tysięcy euro. Kontretnych informacji jednak brak. Jak zwykle: „Nakoulma jest na liście życzeń wielu klubów”. Wyliczanie nazw lig, zespołów i ciągle nic z tego.

SUPER EXPRESS

Całkiem sporo sportu, ale samej piłki niewiele. Super Express publikuje te same zdjęcia Lewandowskiego na zakupach, co Fakt. Któryś z fotoreporterów zgarnął parę groszy po wizycie w Saturnie.

Co oprócz tego w dzisiejszym wydaniu? Berg zapewnia, że nie przyszedł do Legii dla pieniędzy.

Kibicom Legii podoba się pańskie CV. Tylko że to piłkarskie, a nie trenerskie. Mówiąc wprost: jest pan zagadką, jeśli chodzi o to, co pan potrafi jako szkoleniowiecÂ….
– Wiem, że niektórzy mają wątpliwości, bo jako trener nie mam na koncie mistrzostw kraju czy sukcesów w pucharach. Tyle żeÂ… mieć nie mogłem. Norweskie kluby, w których pracowałem, nie były na takim poziomie organizacyjno-finansowym, aby się bić o tytuł. Ale uważam, że zarówno w Lyn, jak i w Lillestrom wykonałem dobrą pracę.

Z Lyn był pan trzeci, siódmy i dziewiąty. Z Lillostrom jedenasty, dziesiąty i trzynasty.
– Trzecie miejsce z Lyn to był duży sukces. Potem te pozycje były niższe, ale wiązało się to z wyprzedażą najlepszych piłkarzy. Tylko że to też miało swoją wartość – znaleźć, wychować i wypuścić w świat zdolnych zawodników. Co do Lillestrom: to klub z tradycjami, ale miał wtedy kłopoty. Udało się go przebudować, z najstarszego zespołu w lidze zrobić trzeci najmłodszy, o połowę zmniejszyć kontraktyÂ… To nie był stracony czas.

A pańska praca w Blackburn? Zwolnili pana już po 57 dniach, po 1 zwycięstwie w 10 meczach. Tyle że musieli zapłacić 2,5 mln funtów odszkodowania. Dzięki temu wiemy, że do Legii nie przyszedł pan dla pieniędzy. Bo te już pan maÂ….
– To prawda. Nie jestem w Legii dla kasy. Byłem zawodnikiem Manchesteru United i Blackburn. To wtedy zarobiłem najwięcej. W Legii chcę zrealizować ambitne cele. A co do Blackburn… To nie był normalny czas, klub nie był wtedy zarządzany w odpowiedni sposób. Długo by o tym mówić. Mój następca też wytrzymał tylko dwa miesiące. Mam nadzieję, że w Legii będzie zupełnie inaczej. Mam kontrakt na 2,5 roku i co najmniej tyle zamierzam tu zostać.

W ramce informacja, że Norweg zarobi w Warszawie około 300 tysięcy euro rocznie. W umowie ma też zapisy o dużych bonusach, zwłaszcza za awans do Ligi Mistrzów.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dzisiejsza okładka Przeglądu – reklamowa.

W środku najpierw cztery strony skoków i biegów narciarskich, dalej trzy strony piłki ręcznej, jedna koszykówki… Później znowu skoki i jeszcze raz koszykówka. Rzadko spotykana sytuacja, w której futbol w PS zaczyna się od czternastej strony. Na początek felieton Przemysława Rudzkiego.

Liverpool podoba mi się coraz bardziej. Jest konkretny i kiedy nie ma akurat przestoju, jest w stanie zdominować rywala na kilka sposobów. Siła razy technika. Najprostszy futbol jest najpiękniejszy. Steven Gerrard siedzi na trybunach i patrzy na popisy kolegów. To wszystko dzieje się bez niego i myślę, że wkrótce Brendan Rodgers stanie przed bardzo ważnym dylematem: Liverpool z Gerrardem czy bez Gerrarda? To może być jedna z najtrudniejszych decyzji w jego menedżerskiej karierze. A skoro o The Reds mowa. Świat obiegło zdjęcie: Luis Suarez kupił kilkadziesiąt piw i zasuwa z wózkiem przez market. Ludzie się dziwią, robią Urugwajczykowi zdjęcia. Szok! Kupił browar! Skojarzenie dość jednoznaczne – uczci tym nowy kontrakt. Nie wiem, co Suarez zrobił z piwami, ale jeśli ma grać tak jak w meczu z Cardiff, to kibice Liverpoolu powinni się cieszyć nawet, gdyby przed każdym meczem wypijał osiemdziesiąt butelek.

Najważniejsza propozycja w tym numerze to wywiad z Jackiem Rutkowskim. Właściciel Lecha między innymi opowiada o różnicach między Kolejorzem a Legią.

Szefowie Legii zatrudnili Henninga Berga. Oni mają faceta, który zagrał sto meczów w reprezentacji Norwegii i wygrał z Manchesterem United Ligę Mistrzów a Lech Poznań ma Mariusza Rumaka.
– Ja się czuję bardzo komfortowo, bo zanim Legia wzięła Berga, to ja wziąłem Bakero.

Czyli Legia jest o krok za wami?
– Po prostu widzę, że pan prezes Leśnodorski korzysta z dobrych wzorców.

Legia od Lecha różni się ona też pod względem polityki kadrowej. Ona na przykład zatrudniła kiedyś Ljuboję. Pan nigdy nie zrobił tak spektakularnego ruchu.
– Ja nie mogę sobie wyobrazić kogoś pokroju Ljuboi w Lechu, bo wiązałby się to z powstaniem poważnego długu wobec właściciela. Legia jeszcze niedawno miała ponad 200 milionów złotych takiego długu. Teraz nie ma, ale miała. Teoretycznie moglibyśmy kupić piłkarzy za 100 milionów złotych, tylko co dalej? To nie jest budowanie stabilnego klubu. Proszę jednak zauważyć, że Legię i Lecha coś łączy – oba kluby postawiły na akademie piłkarskie. Lech od dawna pracuje z młodzieżą. Rocznie na ten cel wydajemy ponad milion euro; w polskich warunkach bardzo duże pieniądze. To jest właśnie strategia: albo stawiamy na naszych młodych zawodników, albo kupujemy 32-letniego piłkarza, który kiedyś gdzieś tam był gwiazdą i przyjechał do Polski na dożynki. Ja wybrałem tę pierwszą opcję.

Rutkowski nie zamierza sprzedawać klubu, forsuje pomysł transmitowania Ekstraklasy we własnym kanale telewizyjnym, nie ma przekonania do kosztownych transferów. Do przeczytania.

Poza tym zanosi się na to, że Henryk Kasperczak znów wybierze się na zwiedzanie Afryki i ponownie zostanie selekcjonerem reprezentacji Mali.

Jest taka możliwość. W tej chwili prowadzę z malijską federacją zaawansowane negocjacje. Mam też ofertę z Arabii Saudyjskiej, ale wkrótce nadejdzie czas, by wreszcie się zdecydować. Zrobię to w ciągu najbliższych dni.” Kasperczak mówi nam również o celu, jaki stawiają przed nim działacze. – W tej chwili chodzi o najwyższy. Mali to teraz licząca się reprezentacja w Afryce. Dwa razy z rządu kończyli przecież prestiżowy Puchar Narodów na trzecim miejscu, a piłkarze stamtąd grają w Anglii, Turcji czy Francji – zaznacza polski szkoleniowiec.

Prasa angielska po kolejce Premier League przewidywalna jak zwykle. Temat numer jeden to wielkie odrodzenie Tottenhamu i Emmanuela Adebayora, którego Andre Villas-Boas skreślił na amen, a Tim Sherwood dał szansę i nie pożałował. – I’ll get you the job – czytamy na okładce „Mirror“ („Załatwię ci tę pracę“), jak napastnik z Togo „mówi“ do Sherwooda.

Hiszpania znów podzielona, także na okładkach poniedziałkowych gazet. Ma dwóch wyraźnych bohaterów: Jese Rodrigueza, który w meczu Realu z Valencią zdobył „złotego gola”, jak ujął to AS. Mundo Deportivo i Sport zachwycają się Pedro. Słusznie zachwycają, opisując hat-tricka skompletowanego w osiem minut.

Generalnie, na okładkach dominują dziś reakcje po weekendowych meczach. Francja zachwyca się spotkaniem PSG z Lille, w którym się po prostu działo. Cztery gole, karny, samobój, przepychanki zdobywcy bramki – Mavuby ze Zlatanem.

Włoska La Gazzetta gra dziś, co oczywiste, niedzielnym starciem Interu z Milanem i decydującym golem Rodrigo Palaciom, strzelonym piętą – co wynika zresztą z okładki. Tuttosport dostrzega z kolei moc Juventusu.

Ozdobą najnowszego Kickera jest wywiad z Franckiem Riberym, człowiekiem roku 2013 w niemieckiej piłce. A dla niektórych – nie tylko niemieckiej.

Każdy z portugalskich dzienników skupia się na innym klubie. A Bola pisze o Rodrigo z Benfiki, który ma sporo ofert, ale klub stwierdził, że jest nietykalny i nikomu go nie odda. Na łamach O Jogo napastnik Porto, Jackson Martinez zapewnia, że drużyna się rozwija, natomiast w Recordzie przeczytamy o szamotaninie w szatni Sportingu po „gorszym niż porażka” remisie z Nacionalem.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama