Spotkaliśmy się z Grzegorzem Waraneckim – łódzkim biznesmenem, który chciałby przejąć Widzew od Sylwestra Cacka – i trochę porozmawialiśmy (wkrótce wywiad), a przy okazji wspomniał nam o liście, jaki kilka dni temu otrzymał od jednego z kibiców. I chociaż jakaś drobna część z tych rzeczy, o których napisano, już się wydarzyła (np. telewizyjna debata była, a nie będzie), to tekst na pewno nie stracił na aktualności. A że napisany jest naprawdę przyzwoicie, dość konkretnie i merytorycznie, to warto, aby trafił do większej liczby czytelników.
Emocje trochę opadły. Piłkarze rozegrali ostatni mecz w tym roku. Akcja Grzegorza Waraneckiego i jego propozycja skierowana do Sylwestra Cacka też już nie ma temperatury bliskiej wrzenia. A list pana Cacka był dodatkowo takim dmuchnięciem gaszącym tlącą się świeczkę. I co dalej? Cisza? Sezon ogórkowy? Może chociaż jakaś debata w telewizji? Bach!!! No i będzie debata – w telewizji Toya. Ale zaraz, zaraz. Jaka debata? Po co, jak nie będzie jednego z dwóch najważniejszych uczestników takiej rozmowy?
Pan Cacek faktycznie zgasił świeczkę i uznał, że nie ma o czym rozmawiać. W ogóle pan Cacek (co potwierdził w liście) nie uważa za konieczne mówienie o tym, co dla nas – kibiców – jest naszą pasją, naszą miłością, naszym życiem. Generalnie, w oczach pana Cacka nie zasługujemy na to, by dostawać informacje o naszym (tak, tak, panie Sylwestrze – NASZYM) Widzewie. Pan Cacek znów arogancko spogląda na nas z góry, niczym sam wszechmogący. Pan Cacek znowu będzie milczał. W sumie to nie powinniśmy mieć do niego o to pretensji. Przecież jak milczy, to milczy – ale jak już się odezwie, to zobaczcie jak. Rozważnie i jak wylewnie. Aż cztery strony listu na papierze formatu A4 pan Cacek do nas napisał. I to nam powinno wystarczyć. I z tego powinniśmy być zadowoleni. I w ogóle – dziękujemy panie Sylwku.
Tak przy okazji. Jeśli ten list napisała dla pana Cacka agencja PR, to zarzut Grzegorza Waraneckiego w kierunku pana Sylwka, że na wszystkim nie trzeba się znać i że warto powierzyć pewne zadania fachowcom, a nie wszystko samemu – jest całkowicie bezzasadny. Nikt tak nie napisze listu, jak agencja PR i pan Sylwek to dostrzegł.
A jeśli ten list napisał faktycznie sam pan Sylwester? Cholera! Wtedy okaże się, że pan Cacek faktycznie jest geniuszem i wszystko może robić sam. Tak, czy siak – Waranecki, jak i wielu z nas dostało od pana C po łapkach. Genialny ruch panie Sylwku!
No dobrze, to może tak coś o samym liście? Przecież to dzieło powinno być nominowane do jakiejś nagrody. Wspaniała forma. Przemyślana struktura. Rzetelność autora. Cud, miód, malina!
Początek, a w zasadzie połowa listu, to rzetelne przedstawienie sytuacji klubu. Jest nawet przytoczony artykuł z ustawy „Prawo upadłościowe i naprawcze”. Dostajemy solidną porcję wiedzy prawnej i ekonomicznej, a także możemy przekonać się jak wszystko po woli układa się w logiczną całość. Jak dobry plan jest przygotowany dla Widzewa. Jak – potężny i analityczny umysł – wymyślił strategię i jak panuje nad sytuacją. Naprawdę – jest ok. Tylko dlaczego jest tak tragicznie źle, jak jest tak umiarkowanie dobrze?
No. A jak już wiemy, jak to fachowo i solidnie prowadzi się klub sportowy, to musimy też poczytać, że pojawił się też głupek. Urządza jakieś happeningi na facebooku i w ogóle jest niepoważny. I jeszcze proponuje, że przejmie tak genialnie zarządzany stabilny klub za jeden polski złoty. Toż to absurd. Jak ktoś ośmiela się w ogóle coś takiego proponować? Jak on to sobie w ogóle wyobraża? To, że mówi, że ma za sobą sponsorów, że jest w stanie ratować klub przed upadkiem (jakim upadkiem?) – to są tylko słowa. Słowa – obietnice. Przecież jedyne obietnice, jaki się spełniają, to te obietnice jakie złożył, składa i będzie składać autor listu. Słowa wszystkich innych są tylko słowami bez pokrycia. A przecież jak się coś mówi, to się słowa dotrzymuje. Jak można wierzyć osobie, która obiecuje pożyczkę klubowi i jej nie daje? Przecież właściciel Widzewa buduje Wielki Widzew i musi mieć z czego budować! Przecież wiadomo, że do tego potrzebne są „pieniąchy”. A tu obiecał i nie dał – no i skąd mieć tą „miedź”? Dodatkowo jeszcze nieetycznie kupuje ten facebookowy błazen najlepszego zawodnika dla klubu i zabezpiecza się (swoją kasę) jakąś głupią umową. I jak tu sprzedać komuś takiemu klub? Wypadałoby się Waraneckiemu poduczyć trochę zasad etyki, kultury, by nie być takim bucem. Bo przecież to ludzi odpycha i nikt poważny do klubu by nie przyszedł, jakby ten „pantofel żony” nie daj Boże miał klub we władaniu. Panie Waranecki – uczyć się! Uczyć! Przykładów, na których takich nauk można pobrać jest sporo. Na przykład: przedłużenie kontraktu z Michniewiczem; jak wyrazić wdzięczność Fornalikowi za zajęcie pierwszego miejsca w tabeli; jak buduje się dobre relacje z byłymi zawodnikami klubu; jak płaci się piłkarzom/pracownikom za ich pracę. Och, można byłoby tak wymieniać i wymieniać. Gdyby tak postawić na wadze pana Sylwka i pana Grzegorza (i też wielu innych), to zawsze przeważy pan Cacek. I to nawet nie chodzi o wyraźną różnicę w masie ciała obu panów. Tu przeważyłby ciężar posiadanej etyki, mądrości, solidności, elokwencji, a przede wszystkim słowności. A jak pan Waranecki się z tym nie zgadza, niech idzie do sądu.
A tak w ogóle, to całe łódzkie środowisko biznesowe i polityczne się uwzięło. Przecież taka osoba, jak pan Sylwuś, zachęca do współpracy. Powinni wszyscy z otwartymi rękami walić drzwiami i oknami do pana Cacka. A tu ten wredny „łódzki układ” blokuje te tłumy sponsorów, trenerów, zawodników. I nawet kibice są zmęczeni Cackiem, nie wiadomo zresztą czemu?
No tak – zwycięzca jest sam. Nawet jest taka książka Paulo Coelho. Ech…
A teraz już bez ironii, panie Sylwestrze. Trzeba Panu oddać co swoje. Został Pan z klubem, gdy ten był degradowany za czyny poprzedników. Dał Pan też chwile radości i dumy nam Widzewiakom. Stanął Pan na czele marszu pod Urząd Miasta w sprawie budowy stadionu. Za to i zapewne za wiele innych rzeczy wypada Panu podziękować. Obecnej sytuacji klubu nie odbierałbym jako tylko porażki, bo też i wiele się Panu udało. Jestem też przekonany, że z całej tej sytuacji może Pan wyjść zwycięsko. Proszę jednak dać sobie pomóc. Być może warto dopuścić do klubu wspólnika, wspólników. A może po prostu faktycznie odejść z klubu i sprzedać go osobie, która zapewnia (tak samo jak zapewniał Pan), że pociągnie ten wózek. Może warto przyjąć krytykę i zmienić tylko zasady zarządzania klubem, strukturę organizacyjną i odsunąć się od bieżących procesów decyzyjnych. Szczególnie tych procesów, które dotykają spraw czysto sportowych. Proszę posłuchać „głosu ludu”, bo niemożliwym jest, by wszyscy się mylili, a tylko Pan miał rację.
Na koniec – życzę Panu wesołych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia i czerwonych bombek na choince (takich jak u mnie w domu). Ja niestety będę patrzył na tę czerwień bombek i wówczas te święta nie będą już dla mnie tak radosne. Acha – i nie chcę w prezencie kolejnego listu od Pana.
Marcin Buczek
Fot.FotoPyk