Dariusz Tuzimek napisał na stronie onet.pl (napisałby pewnie w „Przeglądzie Sportowym”, ale tam go zluzowali na rzecz innych autorów), że zmiana trenera w Legii została przeprowadzona w sposób nieprofesjonalny. Cytujemy: „Prezes Leśnodorski ma swoich medialnych klakierów, niech go chwalą. Ja uważam, że styl, w jaki przeprowadził zmianę trenera Legii był kiepściutki. Od tygodni za plecami szkoleniowca, który zdobył mistrzostwo i Puchar Polski, prowadził negocjacje z Bergiem. W listopadzie jeszcze murem stał za Urbanem, chwaląc go, że ma najlepszego trenera w Polsce. No to dziękuję za takie wsparcie. Gdybym kiedyś zabłądził na wiejską zabawę w remizie, to nie chciałbym, żeby za moimi plecami ubezpieczał mnie prezes Leśnodorski, bo mógłbym się zdziwić”.
Zastanówmy się nad słowami Tuzimka i przeanalizujmy, w jakim stylu można zmienić trenera.
Opcja pierwsza – można go po prostu wywalić, uprzednio nie prowadząc z nikim żadnych negocjacji. Bo tak rzekomo wypada. Czy jest to taktyka spotykana w biznesie? Czy zazwyczaj po prostu zwalnia się pracownika i dopiero zaczyna szukać następcy? Mógł tak Leśnodorski zrobić: mógł zwolnić Urbana i dopiero od dzisiaj szukać trenera. Wtedy jednak istniałoby ryzyko, że żadnego spełniającego kryteria by nie znalazł albo z żadnym się nie porozumiał (i na przykład, jak to kiedyś miało miejsce, musiałby awaryjnie zatrudnić Białasa). Czyż wtedy Tuzimek nie krytykowałby Leśnodorskiego za to, że wyrzucił szkoleniowca, nie mając przygotowanego żadnego innego wariantu?
Opcja druga – można było wcześniej podważać jego autorytet. Jak rozumiemy z tekstu, zarzut wobec Leśnodorskiego jest też taki, że jeszcze w listopadzie mówił, iż ufa Urbanowi. Czyli zdaniem Tuzimka prezes powinien głośno mówić, że mu nie ufa, a wtedy cała roszada byłaby trochę bardziej przyzwoita. „Nie mam zaufania do Urbana” – miał powiedzieć prezes Legii w listopadzie. Oczywiście Tuzimek nie odpowie nam na pytanie, czy takie słowa Leśnodorskiego (nawet jeśli szczere) pozytywnie wpłynęłyby na drużynę. Ciekawe, czy gdyby to Tuzimek kierował klubem i miał w planach zmianę trenera, to czy już miesiąc wcześniej – w trakcie rozgrywek – rozgłaszałby, że do zmiany dojdzie? Czy byłoby to rozsądne z punktu widzenia tych kilku tygodni, w trakcie których drużyna musi normalnie funkcjonować?
Opcja trzecia – można była nie negocjować za plecami Urbana, tylko zwolnić go od razu, kiedy tylko osiągnięto porozumienie z Bergiem. Czyli na przykład trzy tygodnie temu. Pytanie, czy zwolnienie trenera trzy tygodnie przed końcem rozgrywek w roku kalendarzowym jest rozsądne, czy też nierozsądne? Czy lepiej zaczekać do przerwy zimowej czy też lepiej władować nowego szkoleniowca do szatni pełnej nieznanych mu jeszcze piłkarzy, przed meczem z nieznanym mu przeciwnikiem? Zdaniem Tuzimka: chyba to drugie.
Opcja czwarta – można było publicznie zapewniać Urbana, że nikt nie ma wobec niego złych zamiarów i że powinien pracować najlepiej jak potrafi, nie destabilizować drużyny, a jednocześnie dyskretnie analizować inne opcje. W przypadku trafienia na odpowiedniego kandydata, takiego, do którego klub jest w stu procentach przekonany, można było w sposób możliwie bezbolesny doprowadzić do zmiany trenera: jednego zwolnić, a drugiego zatrudnić. I to w momencie, gdy do następnego meczu o punkty są dwa miesiące.
Zdaniem Dariusza Tuzimka – opcja numer cztery jest najgorsza, podczas gdy nam wydaje się najlepsza. Ale to pewnie dlatego, że jesteśmy bezmyślnymi klakierami, a nie dlatego, że w każdym biznesie dąży się do tego, by zwalniając człowieka od razu mieć alternatywę. Tuzimek zapewne najpierw by zwalniał, a potem pojechał na wakacje zastanawiałby się: co dalej?
Niektórzy jednak lepiej od niego znają się na prowadzeniu firm.
Fot. FotoPyK