Opinie o polskich sędziach dzielą się na: A) entuzjastyczne, B) ostrożne, C) krytyczne, D) utajnione. Entuzjastą jest pan przewodniczący Przesmycki, ostrożne są media, krytyczni – kibice i trenerzy, cierpiący przez błędy meczowe, a tajne łamane przez poufne są rankingi i wewnętrzne oceny. Czemu są tajne, nie do końca wiadomo, ale skoro środowisko sędziowskie na hasło „transparentność” dostaje wysypki to trudno – musimy radzić sobie sami. Panie, panowie – „poligonowy” ranking ligowych arbitrów po rundzie jesiennej.
Na początek garść danych absolutnie obiektywnych – czysta żywa matematyka, bez sporów o to, czy wjazd wyprostowaną nogą w łydkę to żółta czy czerwona kartka i czy niepodyktowanie karnego przeciwko drużynie A, świadczy o uczestnictwie w spisku na rzecz drużyny B. Dane ogólnodostępne, policzalne, weryfikowalne.
Mecze Ekstraklasy w rundzie jesiennej prowadziło 14 sędziów. Kolegium Sędziów bardzo oszczędnie gospodarowało zasobami – uprawnienia do prowadzenia spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej ma przecież aż 33 arbitrów (ośmiu zawodowych + 25 w klasie Top Amator), a trzeba też doliczyć sędziego Yamamoto, który poprowadził 2 mecze w ramach wymiany. 13 polskich arbitrów na 33 w dyspozycji – to naprawdę niewiele. Za panami Lyczmańskim i Małkiem pewnie mało kto tęsknił, ale sędziowie Bednarek i Złotek (na przykład) warci chyba byli przetestowania w jesiennej Ekstraklasie?
Najczęściej obsadzanym arbitrem był Szymon Marciniak z Płocka – gwizdał aż w 20 jesiennych kolejkach. 18 razy obsadzany był Bartosz Frankowski, po 17 meczów prowadzili Paweł Raczkowski i Daniel Stefański, 16 – Tomasz Musiał, 15 – Marcin Borski, 14 – Paweł Gil. Cała ósemka to sędziowie zawodowi. Spośród arbitrów klasy „Top Amator” najbardziej eksploatowany był Krzysztof Jakubik, który gwizdał w 13 spotkaniach, najrzadziej zaś korzystano z usług sędziego Jarosława Rynkiewicza (prowadził tylko cztery spotkania) i sędziego Sebastiana Jarzębaka (5 spotkań), przy czym o ile w przypadku sędziego Rynkiewicza nie bardzo wiadomo, czemu tak rzadko wyznaczano go do biegania po ekstraklasowych murawach, o tyle w przypadku sędziego Jarzębaka wiadomo bardzo dobrze i oby ta tendencja się utrzymała. Sędzia Yudai Yamamoto, jak wspomnieliśmy, gwizdał tylko dwa razy, oba całkiem przyzwoicie, a na zakończenie owocnej wymiany dostał wiązankę biało-czerwonych goździków, mecz towarzyski z Danią i zapewnienie, że będziemy tęsknić.
Będziemy?
Obiegowa opinie głosi, że najlepszy sędzia to taki, którego nie widać – niestety piłka nożna nie jest sportem dla studentów teologii i czasem arbiter interweniować po prostu musi. Początkowo interweniuje gestem, potem słowem, wreszcie przechodzi do środków przymusu pośredniego (żółte kartki) i bezpośredniego (czerwone oraz rzuty karne). W poprzednim sezonie absolutnym liderem wszystkich klasyfikacji był pan sędzia Tomasz Wajda z Ł»ywca – pokazywał średnio 7 żółtych i 1,17 czerwonej kartki na spotkanie, a karne gwizdał z częstotliwością 0,67 na mecz. W przerwie między sezonami sędzia Wajda zmienił się nie do poznania – złagodniał, uspokoił się, przekonał, że piłkarze nie są tacy źli, kopnięcie w łydkę nie zawsze wiąże się z chęcią amputacji, a walka bark w bark niekoniecznie prowadzi do morderstw na tle rasowym, więc nie trzeba jej przerywać po pierwszym kontakcie.
Jesienią najwięcej żółtych kartek pokazał sędzia Marciniak – aż 92, ale najwyższą średnią meczową ma sędzia Paweł Pskit, który w 15 spotkaniach sięgał po „żółtko” 80 razy. Jak łatwo wyliczyć – 5,33 żółtej kartki na spotkanie i gdzież panu sędziemu do zeszłorocznego wyniku sędziego Wajdy? Kolejne miejsca zajęli Paweł Gil (5,07 żółtej kartki na mecz), Tomasz Radkiewicz (5,0 ż/m) i Paweł Raczkowski (4,76 ż/m). Najłagodniejszym arbitrem – pomijając sędziego Yamamoto, bo dwa mecze to żadna podstawa do obliczeń) – byłâ€¦ kto zgadnie?… tak jest – Tomasz Musiał, który pokazywał zaledwie 2,81 żółtej kartki na spotkanie. Tuż-tuż obok znalazł się odmieniony sędzia Wajda z wynikiem 2,83 ż/m
Najwięcej czerwonych kartek pokazał pan sędzia Pskit – aż 7 razy sięgał po kartonik w tym kolorze, ale tu także mamy do czynienia z różnicą między wartościami bezwzględnymi i procentowymi, albowiem pan sędzia Pskit 7 czerwonych kartek pokazał w 15 spotkaniach, co daje mu wynik 0,47 cz/m, a zwycięzcą został pan sędzia Radkiewicz, który wyrzucał piłkarzy z boiska tylko czterokrotnie, ale ponieważ gwizdał tylko w sześciu spotkaniach.. trzy… dwa w pamięci… średnią ma zabójczą: 0,67 czerwonej kartki na spotkanie. Drugie miejsce zajął sędzia Jarzębak – 0,6 cz/m, a trzecie – sędzia Rynkiewicz – 0,5 cz/m. Najrzadziej sięgali po „czerwień” sędziowie Jakubik (0,15 cz/m) i Stefański (0,18). Oraz oczywiście sędzia Yamamoto, bo on nie sięgał w ogóle.
Rzuty karne to od paru sezonów hobby pana sędziego Marciniaka – tym razem był po prostu bezkonkurencyjny: 10 „jedenastek” w lidze (plus 4 w Lidze Europy), średnia ekstraklasowa – 0,5 k/m i może niech piłkarze zaczną to zauważać, zamiast potem labidzić, że przecież oni tylko w piłkę chcieli i eno, panie sędzio!… Drugie miejsce zajął sędzia Jarzębak – 2 karne w 5 meczach dają średnią 0,4 k/m, a kolejne sędzia Frankowski – 0,33 k/m. Aż trzech arbitrów nie odgwizdało „jedenastki” ani razu: panowie Rynkiewicz, Radkiewicz i.. uwaga, uwaga… pan sędzia Toma Wajda i to się nazywa „prawdziwa metamorfoza”. Problem tylko w tym, że pan sędzia Wajda nie zagwizdał rzutu karnego w meczu Zawisza-Lech, a tam właśnie na „wapno” pokazać powinien. Podobnie pan sędzia Radkiewicz, który w spotkaniu Ruch Chorzów – Zagłębie Lubin powinien podyktować rzut karny po zagraniu ręką Konczkowskiego.
I tymi wspomnieniami przechodzimy do clou programu czyli „poligonowego” rankingu arbitrów. Kolegium Sędziów ma oczywiście swój ranking i bardzo często przewodniczący Przesmycki posługuje się nim jako argumentem w dyskusjach, ale od lat nie można się doprosić, żeby pokazał choć pół strony, choć dwie linijki. Zresztą nie tylko on – którego działacza pionów sędziowskich nie zapytać o ów mityczny ranking, każdy tężeje, zaciska szczęki i mową ciała daje do zrozumienia, że „o, takiego!”. Co bardziej elokwentni rzucają, że „to byłby ryzykowny precedens, poddający sędziów presji i chyba lepiej, żeby pomeczowe oceny i ranking pozostały do wiadomości odpowiednich gremiów”. A potem się dziwią, że w ankietach dotyczących społecznego zaufania sędzia piłkarski mieści się gdzieś między „posłem” a „ministrem”…
Nie, to nie – radzimy sobie sami. Jak Czytelnicy „Poligonu” wiedzą po każdej kolejce staram się wyłapywać błędy sędziów ligowych i oceniać ich minusowymi dioptriami.
– Dlaczego tylko minusowymi? – zapytała ta część Opinii Publicznej, która na „Poligon” trafiła niedawno.
Ł»eby było prościej. Gdybym się zaczął bawić w minusowe punkty za złe decyzje i plusowe za dobre, a potem miał to wszystko policzyć, to nie tylko żadnego meczu nie obejrzałbym spokojnie, ale zaplątałbym się w liczeniu już po pierwszej kolejce. W naiwności swojej przyjąłem, że normą powinno być sędziowanie bez większych błędów i pokazywanie metrowego spalonego czy wyrzucanie z boiska za kopnięcie bez piłki powinno być normą, a nie czymś, co zasługuje na specjalną nagrodę. Ograniczam się zatem wyłącznie do czepialstwa, ale trudno – „ja jestem kierownikiem tej szatni” etc.
Taryfikator jest dość prosty: za błąd wypływający na wynik meczu (błędnie uznana/nieuznana bramka, podobnie z rzutem karnym czy czerwoną kartką w niektórych sytuacjach) – minus 5 dioptrii, za błąd w sytuacji zagrażającej zdrowiu zawodnika (pamiętamy brak reakcji sędziego Musiała przy faulu Tosika na Saganowskim?) – minus 3 dioptrie, reszta zaś jest wybitnie uznaniowa, bo jak porównać ciągłe notorycznie błędne spalone z np. „aptekarstwem” i przerywaniem gry po każdym kontakcie albo dwa źle odgwizdanie rzuty rożne z pokazaniem dwóch niesłusznych żółtych kartek? Jeśli więc ktoś powie „Ale to przecież jest subiektywne, a ty się nie znasz!” – zgodzę się: tak, to jest do bólu subiektywne. Jak większość spraw w piłce nożnej, w której obiektywny jest tylko pierwszy gwizdek meczowy, a całą resztę już się interpretuje przez pryzmat przepisów, podejścia, sympatii, antypatii. Jeśli jednak nawet sędziowie Przesmycki i Stempniewski mogą się diametralnie różnić w ocenie tego samego zdarzenia boiskowego, a Komisja Ligi może nie zgadzać się z Kolegium Sędziów i odwrotnie, to uznaję, że mnie też wolno, no bo co w końcu, kurczę blade!”
Pomeczowe oceny podawane były na bieżąco, reklamacje Czytelników przyjmowane chętnie i czasem nawet uznawane, a ranking „poligonowy” nie rości sobie prawa do bycia w jakikolwiek sposób miarodajnym i obowiązującym. Wszelkie opinie dozwolone, wszelkie „moim zdaniem sędzia A jest lepszy od sędziego B” uznawane za równoprawne, bo każdy ma własne zdanie, a wszelkie „Ale dlaczego ten sędzia jest wyżej, a ten niżej?” zostaną skontrowane stanowczym „Bo tak mi wyszło z cyferek!” i zademonstrowaniem stosu ligowych notatek. Wysokiego stosu.
Oceny uzupełniałem po każdej kolejce, ale sumowanie odbyło się po zakończeniu rundy – żeby zminimalizować niebezpieczeństwo zawyżania ocen sympatyczniejszym sędziom czy zaniżania innym, gdyby się okazało, że za dobrze im idzie. Przy przeliczaniu punktów parę razy pokiwałem głową: „O, proszę – punktacja potwierdza moją opinię o arbitrze… Co prawda to moja punktacja potwierdza moją opinię, ale zawsze to jakaś podkładka…” Parę razy nieźle się zdziwiłem, bo wydawało mi się, że arbiter X powinien wypaść dużo lepiej, a w dwóch przypadkach sam się ze sobie nie zgodziłem. Jednak zerknięcie w podsumowania poszczególnych arbitrów wykazało, że nie zgadzając się ze sobą nie miałem racji i powinienem zmienić zdanie.
W poprzednich latach ranking „poligonowe” wygrywał dwukrotnie sędzia Musiał – raz przed sędzią Siejewiczem, raz przed sędzią Marciniakiem, a najgorszymi arbitrami byli sędziowie Jarzębak i Małek. Po rundzie jesiennej sezonu 2013/2014 sytuacja przedstawia się następująco:
Poza klasyfikacją znalazł się sędzia Yudai Yamamoto, który prowadził tylko dwa spotkania. Pozostałych arbitrów wliczyłem, choć niektórych z dużymi oporami, bo jak porównać 4 mecze sędziego Rynkiewicza i 20 meczów sędziego Marciniaka? Pierwszy miał 5 razy mniej okazji do popełnienia błędów…
Ostatnie, trzynaste miejsce zajął pan sędzia Sebastian Jarzębak, który w 5 meczach zebrał aż minus 31 dioptrii co daje średnią minus 6,2 dioptrii na mecz (d/m) czyli znalazł się poza granicą „wykrzywienia wyniku”.
12. Paweł Gil – -5,18 d/m
11. Marcin Borski – -4,87 d/m
10. Tomasz Radkiewicz – -4,83 d/m
09. Paweł Pskit – -4,53 d/m
Ciekawe, ile osób stwierdziło w tym momencie „No, w zasadzie można to uznać, choć ten mógłby być przed tamtym”, a ile zatrzasnęło klapę laptopa, sycząc „Rany boskie, co za [ocenzurowano]! Jak on mógł sędziego Gila ocenić gorzej niż [ocenzurowano]?”
A najlepsze dopiero przed nami…
08. Tomasz Wajda – -4,3 d/m
07. Paweł Raczkowski – -4,29 d/m
I tu się nie zgodziłem sam ze sobą po raz pierwszy. Jak to, pan sędzia Raczkowski, młody, zdolny, sympatyczny i fachowy – tak nisko? Zerknąłem w pokolejkowe notatki… No, kurczę, jednak – tu gol po spalonym, tam znowu bramka błędnie uznana, nieodgwizdany karny i tak dalej i tak dalej.
06. Tomasz Musiał – -4,18 d/m
Tu zaskoczony byłem raczej na plus, bo spodziewałem się gorszego wyniku – sędzia Musiał obniżył jesienią loty, często bycie sympatycznym dla piłkarzy przekładał nad ich zdrowie, zdarzały mu się mecze, nad którymi po prostu nie panował. Tak, wiem – pozwala grać i piłkarze lubią taki styl. No, którzy lubią, ci lubią i może zapytamy o zdanie Marka Saganowskiego? Zdarzały się jednak mecze, które prowadził świetnie (np. Zagłębie – Widzew), więc jest szansa, że jeszcze powalczy o podium.
O5. Daniel Stefański – -4,18 d/m
Wyżej, bo prowadził więcej spotkań, miał zatem więcej szans na popełnienie błędów. Wrócił do formy sprzed dwóch lat, jesienią zawalił tak naprawdę tylko dwa mecze (m.in. Legia – Górnik), w pozostałych błędy mieściły się w „średniej krajowej”, a miał też kilka meczów, po którym człowiek się dziwił, kim jest ten facet z gwizdkiem, kończący mecz, bo przez całe spotkanie nie było zastrzeżeń i można było o nim zapomnieć.
04. Jarosław Rynkiewicz – -3,5 d/m
Trochę „na zachętę”, bo po czterech spotkaniach niewiele można powiedzieć, ale z drugiej strony sędzia Jarzębak prowadził tylko pięć spotkań, a wyrazów i zwrotów frazeologicznych na temat jego pracy ciśnie się na usta mnóstwo.
03. Bartosz Frankowski – -3,43 d/m
Młody, zdolny, promowany. Miał jesienią bardzo irytujący moment, gdy próbował wywalczyć sobie autorytet, machał kartkami na lewo i prawo, pouczeń udzielał i w ogóle chciał być pierwszoplanowym aktorem piłkarskiego widow… ekhm… meczu ligowego. Na szczęście szybko mu przeszło.
02. Krzysztof Jakubik – -3,23
Kolejne zaskoczenie (dla mnie). „Cichy, spokojny nie wadzi nikomu” w oczy się nie rzuca. Jeśli podejmuje kontrowersyjne decyzje, to zazwyczaj są one kontrowersyjne bardzo, a fachowcy długo jeszcze spierają się, czy „mógł dać, mógł nie dać” i czy „sędzia się wybroni”. Z meczów, które ewidentnie mu nie wyszły, w pamięci zostanie na pewno Legia – Pogoń z 17. kolejki a o świetnie poprowadzonych dwóch ostatnich meczach rundy nikt pewnie nie wspomni, bo taka już dola sędziego piłkarskiego.
And Oscar goes to…
01. Szymon Marciniak – 3,13 d/m
Dziwnym nie jest, nieprawdaż?
Oklaski

Spocznij, wolno się nie zgadzać, wolno nie zgadzać się bardzo, wolno protestować i układać własne rankingi. I tak nie będziemy mieli szansy przekonać się jak się mają do oficjalnych, albowiem prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne (i to bokiem), niż Kolegium Sędziów odsłoni tajemnice ichniego universum.
Andrzej Kałwa
Fot. AJK, FotoPyk
