Dziwnym trafem, zaczęło się już analizowanie, czy reforma ligi to dobry pomysł i czy czasem w ostatnich tygodniach nie mieliśmy zbyt wielu meczów. Piszemy „dziwnym trafem”, ponieważ reformę będzie można jakkolwiek podsumować w maju albo czerwcu, na pewno nie dzisiaj. Czym się bowiem ten sezon różni od zwykłego? Póki co – w sumie niczym.
Piłkarze rozegrali 21 kolejek, przy czym „normalnie” rozegraliby 17. Taka była praktyka w sezonach poprzedzających finały mistrzostw świata bądź Europy. Biorąc pod uwagę, że sezon ruszył tydzień wcześniej niż zazwyczaj, doszły tak naprawdę trzy kolejki do upchnięcia gdzieś po drodze. Trzy kolejki na przestrzeni lipca, sierpnia, września, października, listopada i grudnia. To taka różnica? Trzy mecze więcej przez pół roku? Zachowajmy pozory powagi. Jeśli liga w pewnym momencie zaczęła męczyć, to przede wszystkim telewidzów, ponieważ mecze były rozgrywane non-stop. Ale to już decyzja nc+, bo ta stacja chce pokazywać wszystkie spotkania bez wyjątku, podczas gdy można się zastanawiać, czy tzw. środowych kolejek nie rozsądniej byłoby rozegrać właśnie w środę, zamiast rozkładać na trzy dni.
Najgłośniej o wadach reformy mówi Jan Urban, co jest śmieszne, ponieważ profesjonalny klub piłkarski „na zewnątrz” ma spójne poglądy. Nie może być tak, że prezes klubu za reformą lobbuje i ją popiera, a trener mówi, że reforma jest głupia. Taki rozdźwięk świadczy o braku ładu i porządku wewnątrz firmy. Profesjonalne przedsiębiorstwa wysyłają w świat spójny przekaz, na każdy temat.
Ale w porządku, oddajmy głos Urbanowi: – Duża liczba kontuzji wynika z natężenia meczowego. Nawet z liczby meczów, tylko z braku czasu na regenerację…
Szanowny panie trenerze, nie wydaje nam się, byście bili jakieś historyczne rekordy, co do liczby spotkań w krótkim czasie. Owszem, gracie często, a jak na polski klub – bardzo często. Nie popadajmy jednak w paranoję. Ł»e czasami trzeba pokopać piłkę co trzy dni? No, czasami trzeba. O to w tym sporcie chodzi. Nie o ciągłe trenowanie i przygotowywanie się, ale o granie. Im ktoś lepszy, tym częściej. Oczywiście możecie zrezygnować z występów w europejskich pucharach i grać rzadziej, za mniejsze pieniądze. Możecie nawet uznać, że ekstraklasa nie jest dla was i bardziej odpowiada wam liczba spotkań w pierwszej lidze. To jest zawsze – coś za coś. Sport jako taki jest męczący. Wydaje nam się, że Justyna Kowalczyk często bywa zmęczona. Częściej niż Helio Pinto.
Urban narzeka na liczbę meczów i łączy ją z kontuzjami. Być może ci konkretni piłkarze nie są przygotowani do wyczynowego sportu o takiej intensywności. Być może albo trzeba przygotować ich lepiej, albo znaleźć ludzi o mocniejszych organizmach. Ale akurat Urban – mimo że doszło mu trochę spotkań w europejskich pucharach – narzekać nie potrafił.
Przecież jest to trener, który ma do dyspozycji… dwóch prawych obrońców (Bereszyński, Broź), dwóch lewych (Wawrzyniak, Brzyski), czterech środkowych (Rzeźniczak, Dossa Junior, Astiz, Cichocki), sześciu środkowych pomocników (Pinto, Jodłowiec, Vrdoljak, Furman, Łukasik, Radović) i czterech skrajnych, wymieniających się skrzydłami (Ojamaa, Kosecki, Kucharczyk, Ł»yro). Do tego faktycznie nie najmocniejszy atak (Dwaliszwili, Saganowski – odniósł kontuzję po rozegraniu dwunastu meczów w tym sezonie, Mikita). To armia ludzi. A i tak nie wliczyliśmy gości typu Raphael Augusto, Michał Kopczyński, Marko Suler, którzy w Legii grali niewiele, ale pewnie większość klubów Ekstraklasy wzięłaby ich z pocałowaniem ręki.
Wielu trenerów ma wąskie kadry, ale akurat Urban nie ma prawa narzekać. To jak są jego piłkarze przygotowani do intensywnego wysiłku – to jego zasługa.
Dalej Urban o reformie mówi tak: – No i ten podział punktów jest nie do przyjęcia. To nie jest normalne. Takie sztuczne podnoszenie emocji. Obniżamy przez to rangę sezonu zasadniczego. Rzadko zdarza się, by lider miał większą przewagę nad resztą. Jeśli mamy grać cały rok w ten sposób, a potem wszystko nadrobić lub stracić w tych siedmiu meczach, to dla mnie nie jest to dobry pomysł.
Symptomatyczne, że na podział punktów nie narzeka Mariusz Rumak, bo nikt tak skutecznie nie zniweluje różnicy między Legią a Lechem jak panowie z Ekstraklasy SA. Gdyby jednak sezon potoczył się inaczej – gdyby to Lech był pierwszy, a Legia druga – wówczas role by się odwróciły. Rumak by mówił, że ten podział punktów to może niekoniecznie, a Urban zapewne wspomniałby o uatrakcyjnieniu walki o mistrzostwo.
Fot. FotoPyK