Naprawdę niepokonany klub – Wisła kończy rok bez domowej porażki

redakcja

Autor:redakcja

16 grudnia 2013, 19:56 • 2 min czytania

Dziewięć zwycięstw, dwa remisy, ani jednej porażki. To bilans meczów na własnym stadionie krakowskiej Wisły, która dziś, na koniec ligi, pokonała 2:1 Pogoń Szczecin. Poniedziałkowy mecz doczepiony do spektakularnego, niedzielnego zakończenia rundy był trochę jak piąte koło u wozu, albo środowe poprawiny sobotniego wesela. Zasadniczo wolelibyśmy już ruszyć na przedświąteczne zakupy, ale jednak ktoś tam się ciągle kopał. Ba, nie ktoś, ale trzecia siła ligi.
Wnioski z dzisiejszego meczu? „Trzecia siła” – to określenie dość realnie oddaje możliwości krakowskiego zespołu. Nie chodzi już nawet o miłe dla oka, koronkowe akcje, czy niezłe indywidualności pokroju Guerriera i Brożka – Wisła zwyczajnie ma parcie na zdobywanie kolejnych punktów, dość nietypową, unikalną determinację, która dziś zaowocowała dwoma golami. Zastanawiamy się – czy wielu jest ligowców, którzy przy pierwszym golu wyskoczyliby do tej pozornie straconej piłki w stylu podobnym do tego, co zrobił Guerrier? Czy wielu jest z takim ciągiem (i fuksem), jak u Burligi, który dosłownie wjechał w pole karne, po drodze obijając piłkę od rywali, kolegów z zespołu i swoich własnych nóg w sposób równie efektowny, co szczęśliwy? Wystarczyło pójść do końca, wystarczyło, by Garguła nie zniechęcił się drewnianym przyjęciem piłki, ale poszedł po linii i dorzucił na głowę Guerriera, wystarczyło, by Burliga nie tracił prędkości pomimo latającej bez ładu i składu piłki. 2:0, właściwie po meczu.

Naprawdę niepokonany klub – Wisła kończy rok bez domowej porażki
Reklama

Tutaj jednak do głosu doszła Pogoń, która przypomniała, że trzecia siła ligi to w gruncie rzeczy nadal zespół do cyknięcia, w dodatku w dość prosty, by nie powiedzieć banalny sposób. Robak, kilka szybszych klepek, zakręcenie defensywą i przez moment pachniało remisem. Inna sprawa, że Pogoń raczej nie zasługiwała na punkt – w pierwszej połowie poza fajnym dla oka początkiem zdziałała tyle, co protesty Greenpeace`u – dwa niecelne strzały, ani jednej próby w światło bramki. W końcówce stać ich było na gola plus nieco emocji, gdy wiślacy zakopali się we własnym polu karnym, ale nawet wówczas bardziej prawdopodobna wydawała nam się kąśliwa kontra gospodarzy, niż gol wyrównujący. Trochę szumu, fajne pokazywanie się Robaka i tyle. Finito.

W taki sposób zakończyła się długa, naprawdę długa jesień w polskiej Ekstraklasie. Wolelibyśmy zakończyć jakimś naprawdę mocnym akcentem – takim jak hat-trick Kucharczyka, albo gol Starzyńskiego w Wielkich Derbach Śląska, ale ostatecznie Burliga wbijający się w pole karne „na wariata”, w stylu hybrydy czołgu Abrams i Kobiety-Kot też może być. Oficjalnie ogłaszamy czas podsumowań, rankingów i głębokich przemyśleń. A zanim to nastąpi – czmychamy świętować koniec ligi.

Reklama

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama