Gdzieś w ostatnich dniach obiła nam się ta informacja o uszy – ktoś ją podał, ktoś przekazał dalej, ale bez większego echa. Dziś „Przegląd Sportowy” kontynuuje niedawny temat „Piłki Nożnej” i rozpatruje temat powrotu Huberta Siejewicza do sędziowania. Wiadomo, nie byłoby to momentalne wejście na salony, raczej jeszcze jedna szansa, na nieco niższym szczeblu rozgrywek z perspektywą kolejnych awansów. Taki wariant bierze pod uwagę Zbigniew Przesmycki, bo co chwila podkreśla, że trzeba poważnie ten temat jeszcze przemyśleć. A środowisko jest podzielone, choć z wieloma głosami typu „Brak Siejewicza jest odczuwalny”… Zapraszamy na sobotnią prasówkę.
FAKT
Materiał numer 1 w dzisiejszym „Fakcie” to niewątpliwie rozmowa z Robertem Lewandowskim. Napastnik Borussii mówi m.in. o minionych dwunastu miesiącach.
Jaki to był rok dla pana? Sukces, czy jednak rozczarowanie?
– Na pewno nie rozczarowanie. Wręcz odwrotnie. To był najlepszy rok w mojej karierze. Mówię o indywidualnych statystykach. Patrząc na swój dorobek, jestem zadowolony. To prawda, że drużynowe osiągnięcia pozostawiły sporo do życzenia. Przegraliśmy w finale Ligi Mistrzów, ale z drugiej strony sam występ Borussii na Wembley to spora niespodzianka. Do tego drugie miejsce w Bundeslidze… No i nie jedziemy na mundial, a cel był zupełnie inny. Mimo wszystko patrzę na ten rok bardzo pozytywnie. Było wiele takich meczów, które na długo zapadną mi w pamięci.
Ten z Realem będzie pamiętało bardzo wielu. Nie boi się pan, że już nic lepszego w karierze się panu nie przytrafi?
– Ha, ale kto potrafi strzelić cztery gole Realowi? Niewielu (śmiech). To nie jest takie hop-siup. To był wyjątkowy mecz, ale też nie jestem taki, że będę go ciągle rozpamiętywał, bez przerwy do niego wracał. Twardo stąpam po ziemi. Dla mnie liczy się to, co przede mną. Trzeba strzelać kolejne gole i udowadniać, że można być jeszcze lepszym.
Jest też kilka informacji, na których warto się zatrzymać. Adam Stachowiak z bułgarskiego Botewu Płowdiw znajduje się na celowniku PSV Eindhoven, a Zagłębie pozyska Nerijusa Valskisa, króla strzelców na Litwie. Natomiast mecz Niemcy-Polska zostanie rozegrany w Hamburgu ze względu na tak duże zainteresowanie.
Mateusz Borek w cotygodniowym tekście pisze o powrocie piłki reprezentacyjnej do Polsatu. Nic specjalnego, choć można zwrócić uwagę na ten fragment.
Turniej we Francji będzie szczególny. Zagrają 24 zespoły i nawet trzecie miejsce pozwoli niektórym wyjść z grupy. To dla nas szansa historyczna. Tak jak konieczność kwalifikacji do samych finałów. Nie wyobrażam sobie scenariusza, że reprezentacji Polski, w której gra naprawdę kilku klasowych piłkarzy i jedna gwiazda światowego formatu – Robert Lewandowski – brakuje na imprezie we Francji. To niedopuszczalne i absolutnie nie do zaakceptowania, biorąc pod uwagę fakt, że praktycznie połowa drużyn grających w eliminacjach zyska awans do finałów. Dziś taki regulamin kwalifikacji do mistrzostw Europy Kazimierz Górski, Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek czy Andrzej Strejlau przyjęliby z „bananem” na ustach.
Kilka słów w temacie milionów, jakie w najbliższym czasie zarobi reprezentacja Polski. Wiele z tych informacji zostało podanych do publicznej wiadomości już wczoraj.
Finansowego rekordu nie będzie, choć kadrowicze na skąpstwo związkowych władz też nie będą mieli prawa narzekać. Udało nam się nieoficjalnie ustalić, że dziś zarząd PZPN podejmie uchwałę, która sprawi, że za awans do finałów mistrzostw Europy polscy piłkarze dostaną takie same pieniądze, jakie obiecywała im poprzednia związkowa centrala za awans na mundial w Brazylii, czyli 8 milionów złotych. Istotne będzie zastrzeżenie, że 3 miliony zawodnicy dostaną niezależnie od tego, jak się będą spisywać w eliminacjach. To cena wykorzystywania ich wizerunku przez sponsorów reprezentacji. Do tej pory te kwestie nie były doprecyzowane, co sprawiło, że jeszcze za kadencji Waldemara Fornalika reprezentanci z Robertem Lewandowskim, Jakubem Błaszczykowskim i Wojciechem Szczęsnym na czele zasugerowali, że są gotowi zbojkotować swój udział w reklamie firmy Orange.
GAZETA WYBORCZA STOŁECZNA
Podsumowanie Legii w Lidze Europy od strony statystycznej. Czyli analiza dla mistrzów Polski bardzo bolesna, zwłaszcza dla skrzydłowych. Sami popatrzcie.
Jak wyglądało to w praktyce? Legioniści jako zespół zostali liderami fazy grupowej pod względem dośrodkowań (30 na mecz), a Tomasz Brzyski zaliczył ich najwięcej ze wszystkich piłkarzy. Ale zaledwie siedem z jego 58 prób było celnych, a przecież można powiedzieć, że grający na lewym skrzydle zawodnik innego zadania nie miał – biorąc pod uwagę wszystkie wykonane przez niego podania, co czwarte kopnięcie piłki było właśnie dośrodkowaniem. Brzyski na tle drużyny niby się wyróżniał – w czwartek strzelił pięknego gola z rzutu wolnego i miał asystę z rzutu rożnego przy bramce Tomasza Jodłowca – ale skuteczność zagrań miał beznadziejną, ledwie 69 proc. przy średniej 81 proc. całego zespołu. Gorszy pod tym względem był jedynie wykopujący daleko piłkę bramkarz Dusan Kuciak (53 proc.). Kto jeszcze dośrodkowywał, a raczej te dośrodkowania psuł? Dramatyczni byli też Michał Kucharczyk z jedną dokładną próbą na 14, Henrik Ojamaa miał dwie celne na 13. W Rzymie cały zespół uzbierał dwie dobre „wrzutki” na 19 prób. Podliczając całą fazę grupową w wykonaniu Legii, można wyliczyć, że do zdobycia jednego gola mistrzowi Polski potrzebnych było aż 180 dośrodkowań.
SPORT
Słabo, bardzo słabo. Ostatnio mieliśmy kilka okazji, żeby zatrzymać na czymś wzrok, a dziś… poprzerzucaliśmy strony i zastanawialiśmy się, czy cokolwiek da się w ogóle zacytować. Relacje z piątkowych meczów ekstraklasy, zapowiedzi sobotnich i niedzielnych, do tego lig zagranicznych. Wiemy, że Radosław Murawski otrzymał od Piasta propozycję nowej umowy, nie otrzymał jej natomiast od Ruchu Łukasz Janoszka. Na okładce natomiast trenerzy, którzy w ten weekend odbędą sentymentalne podróże.
Swoją Dziesiątkę Roku 2013 wybiera Jan Woś, czyli kolejna z rzędu rozmowa o tym samym.
W swojej dziesiątce uwzględnił pan tylko jednego piłkarza z polskiej ekstraklasy. Nie doszukał się pan nikogo więcej, komu można byłoby zaufać?
– Jak już powiedziałem, z polskiej ekstraklasy co roku ubywa znaczących postaci. Myślę oczywiście o polskich piłkarzach. Może są jakieś diamenty, ale jeszcze nieoszlifowane. Dowiemy się, kim są ci piłkarze, jak wyjadą na Zachód. Czytałem, że największe wzięcie mają trzej piłkarze Lechii Gdańsk. Pawłem Dawidowiczem interesuje się Borussia Dortmund, na celowniku klubów z Bundesligi znaleźli się ponadto Przemysław Frankowski i Rafał Janicki. Może w innych klubach też są takie „perełki”? Oby.
I mniej więcej w takim tonie jest cała ta rozmowa. Generalnie, dzisiejszy „Sportu” na poziomie zamieszczonego w gazecie rysunku (chyba żartobliwego).
SUPER EXPRESS
„SE”, biorąc pod uwagę że na piłkę ma niewiele miejsca (niepełne trzy strony), wypada całkiem nieźle. Zapowiadany jest tylko i wyłącznie mecz Legii z Cracovią i to w nietypowy dla zapowiedzi sposób. Przemysław Ofiara i Marcin Szczepański przygotowali tekst o sympatycznym trenerze krakowian.
Stawowy chętnie porównuje grę Cracovii do przebojów ulubionego artysty. – Na początku sezonu naszą dyspozycję najlepiej oddawała piosenka „Cry just a little bit”, czyli „płacz, ale nie za bardzo”. Za to teraz gramy jak w utworze „You drive me crazy”, bo jest w nas coś szalonego – obrazuje. Trener Cracovii prowadzi zespół silną ręką. Niektórzy twierdzą, że jest nawet… dyktatorem. – Słyszałem już o sobie wiele nieprzychylnych opinii. Ł»e jestem bufon, nieprzyjazny, że źle mi z oczu patrzy. Ł»ona się dziwi i mówi, że gdyby mnie lepiej poznali, toby zobaczyli, jaki jestem wrażliwy. Niedawno w telewizji usłyszałem, że jestem jak dyktator w cesarstwie austro-węgierskim. Tu akurat żona przyznała, że trafili idealnie (śmiech). Ja jestem góral. A góral jak trzeba, to ci serce odda, ale kiedy mu zajdziesz za skórę, nie odpuści – zaznacza Stawowy.
Druga część rozmowy z Radosławem Osuchem, właścicielem Zawiszy Bydgoszcz, czyli – jako że pierwsza o hazardzie i pieniądzach u piłkarzy była naprawdę niezła – pozycja obowiązkowa. Dziś parę słów o arbitrach, z sympatycznym tytułem „Sędziowie w Polsce to wciąż mafia”.
I uważa pan, że to się tak odbywa?
– Mogę tak posądzać, gdyż… Gdyby sędzia miał taką sugestię, że nic mu się nie stanie… To się ładnie nazywa teraz „błąd ludzki”. Nie ma czegoś takiego, może poza stykowym spalonym. Ten sędzia z odległości metra doskonale widzi, co się dzieje. Uważam to za chore, że Przesmycki awansuje pięciu sędziów z Łodzi, ze swojego regionu. To co, nagle pojawiła się tam skarbnica umiejętności sędziowskich? Ja widzę jedną rzecz: że to jest ciągle mafia. Gdy skrytykowałem sędziego Pskita, to w następnych meczach jego koledzy sędziowali trochę przeciwko Zawiszy, bo pewnie uważali, że obraziłem ich środowisko. Na szczęście w ostatnich meczach trochę się to wygładziło. Raz jest błąd w tę stronę, raz w drugą.
Jest też rozmowa z Robertem Lewandowskim, który przyznaje, że tak trudnej sytuacji w Dortmundzie nie było, odkąd trafił do Borussii. Zacytować warto jednak fragment o Obraniaku.
Dla ciebie powrót Obraniaka oznacza zapewne więcej celnych podań, których ostatnio w meczach reprezentacji ci brakowało.
– Zawsze chciałoby się mieć więcej podań, ale czasami trzeba zaakceptować to, co się ma. Nie oszukujmy się, że jak Ludo wróci do drużyny, to od razu tych sytuacji będzie kilka razy więcej, bo na postawę drużyny muszą złożyć się umiejętności kilku zawodników.
Jak przyjmiecie Ludovika w drużynie?
– Przede wszystkim to nie jest debiutant, on doskonale zna tę drużynę i nas, kolegów. Jednak może być pewien, ze każdy z nas pomoże mu, by ten powrót przebiegł bezproblemowo. Jedno jest pewne: Ludo w lidze francuskiej gra świetnie, potrafi zagrać kapitalną piłkę. Dobrze, że wraca do reprezentacji.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dłuższa rozmowa z Lewandowskim niż w „Fakcie”, na przeróżne tematy: o ostatnich problemach BVB, minionym roku, znajomości karate, docenianiu Ribery’ego i Obraniaku. Część z tego cytowaliśmy już przy okazji „Super Expressu” (tam inna, osobna rozmowa) czy „Faktu” właśnie. Warto przeczytać całość, my dorzucamy jeszcze jeden fragment.
Dużą uwagę przykłada pan do odżywania. Podczas świąt będzie rozpusta?
– To tak nie działa. Moje odżywanie to jest już pewien styl życia. Jestem świadomy, na co mogę sobie pozwolić, co i ile zjeść, żeby czuć się dobrze. Jestem psychicznie do tego przystosowany. Znam swój organizm. Nie jest tak, że zobaczę przed sobą pierogi się na nie rzucę. Przy wigilijnym stole na pewno spróbuję kilku potraw, choć może nie wszystkich. Wielkiego obżarstwa nie będzie.
Można zatrzymać się przy relacji wydarzeń z Bydgoszczy, bo to na pewno nie był najprzyjemniejszy wieczór w życiu właściciela Zawiszy.
To nie było ładne. Fani Zawiszy ułożyli na ten mecz cały repertuar haseł pod adresem Radosława Osucha. Zaczęło się od: „Osuch p..dał, bo się sprzedał”, „Osuch kłamczuch”, wywieszonego transparentu: „Osuch, ty nie jesteś zły, ty jesteś kapuś”, a potem było już tylko gorzej, bardziej niecenzuralnie. Szef Zawiszy słuchał przyśpiewek siedząc na loży VIP, spiker próbował ratować sytuację, ale na niewiele się to zdało. Pewnie już wkrótce okaże się, czy jego pogróżki o wycofaniu się z klubu wcieli w życie. Wygląda na to, że kibicom by to nie przeszkadzało. – Znając charakter właściciela, może być nieprzyjemnie. Mam jednak nadzieję, że się nie wycofa, w końcu ma charakter wojownika – skomentował trener gospodarzy Ryszard Tarasiewicz.
Powrót Huberta Siejewicza do sędziowania na wysokim poziomie jest możliwy, co potwierdza Przesmycki. Warto spojrzeć na to, co mówi on, a co mówi Zbigniew Boniek.
Sprawą arbitra ma zająć się w najbliższym czasie Kolegium Sędziów PZPN. Taką informację podał szef tego organu Zbigniew Przesmycki. W wywiadzie dla „Piłki Nożnej” stwierdził, że należy ją rozpatrzeć jeszcze raz. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” potwierdza to stanowisko. – Gdyby nie chodziło o Huberta Siejewicza, czyli czołowego polskiego arbitra, to pewnie nawet byśmy się nie zastanawiali nad tym, czy go przywrócić do sędziowania, czy nie. Chcemy razem z KS PZPN jeszcze raz zastanowić się nad tym, czy powrót Huberta jest możliwy – tłumaczy Przesmycki. (…) Opinie w środowisku na temat sędziego z Białegostoku są mocno podzielone. Jak udało nam się ustalić, temat był też poruszany w kuluarowych rozmowach na ostatnim zebraniu prezesów ekstraklasowych klubów. Wśród nich sporo było opinii pozytywnych, ale zdarzały się też głosy sprzeciwu. Zbigniew Boniek o pomyśle Przesmyckiego jeszcze nie słyszał, ale jego zdaniem powrót Siejewicza do sędziowania w ekstraklasie jest raczej mało realny. – Przecież nikt go nie zawieszał. Może gwizdać w swoim województwie. Dla mnie sprawa jest raczej jasna. Nie ma tematu – przekonuje prezes PZPN.
Co poza tym? Mamy teksty Mateusza Borka (ten, co w „Fakcie”), Tomasza Włodarczyka i Krzysztofa Stanowskiego, który stwierdza, że Tomasz Musiał nie powinien sędziować meczów Legii. Jest również sylwetka Daniela Dziwniela, który urodził się i wychował w Niemczech.
W trzeciej lidze niemieckiej miał lepszy stadion, bazę treningową i szatnię, ale przekonuje, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia. Najważniejsze, że tutaj dostał szansę regularnych występów na najwyższym poziomie rozgrywek. Od kiedy trenerem Niebieskich jest Jan Kocian, Dziwniel nie wpuścił na lewą obronę żadnego konkurenta nawet na minutę. Wcześniej u Jacka Zielińskiego, u którego debiutował, bywało z tym różnie. – Nie jest łatwo od razu zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Daniel złapał kontuzję, później trafił na ławkę. Ale chłopak jest utalentowany. Nieustępliwy, przez cały mecz biega. Dysponuje też dobrym dośrodkowaniem – wylicza Zieliński. Jesienią w lidze trzy razy jego podania otwierały kolegom drogę do bramki.
Fot.główne: FotoPyk






















