Uważaj o czym marzysz, bo jeszcze się spełni. Zawisza remisuje z Lechem, trybuny grają własny mecz

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2013, 22:58 • 3 min czytania

Był kiedyś taki dowcip o facecie, który znalazł czarodziejską lampę i zażyczył sobie, by jego przyrodzenie sięgało samej ziemi. Dżin z lampy nie migał się od roboty, raz, dwa, pstryk, i upierdolił kolesiowi nogi. Konflikt w Bydgoszczy przypomniał nam ów brodaty żart, bo jeśli kibice „Zetki” marzą o Zawiszy bez Osucha, to jest to marzenie o Zawiszy bez nóg. Tułającego się po „stadionach”, na których jeszcze dwie godziny przed meczem Czeczeni handlują zegarkami. Nie mającej pieniędzy na poważnych piłkarzy, o takim Goulonie trzeba by opowiadać wnukom. W mediach funkcjonującej tylko przy okazji pisania artykułów z gatunku „Wodzisław, Bytom, Sosnowiec – nie uwierzycie, ale tu jeszcze niedawno była Ekstraklasa”. Dziś przez większość czasu trybuny zagrzewały się na mrozie lżeniem człowieka, który wyciągnął ten klub z marginesu, mielizny, dna szczurzej dziury. Nie będziemy jednak rozwlekać się nad tym tematem, skoro w najbliższym „Kontrataku” ma pojawić się Radosław Osuch, odsyłamy was tam, a przechodzimy do wydarzeń drugorzędnych, czyli samego meczu.
W pierwszej połowie było nam nawet nieco szkoda, że tak dobre jak na polskie warunki starcie zostanie zapamiętane głównie z powodów pozaboiskowych. Pawłowskiego wreszcie można było zaliczyć do grona aktywnych zawodowo, nieźle wyglądała cała ofensywa Lecha, ze skutecznym „Teo” na szpicy. Choć trzeba powiedzieć, iż Lechici atakowali momentami w ósemkę. Po swojej stronie mieli bowiem Skrzyńskiego i Strąka, którzy tego dnia nikogo nie potrafiliby pokryć, a także Gila oraz sędziego bocznego, dzięki którym padł drugi gol Teodorczyka. Przed taką siłą ataku musiałby pokłonić się pewnie i Bayern. Ale w pewnym momencie, nagle, zupełnie niespodziewanie, Lech usiadł na murawie. I postanowił, że ma już dosyć, nabiegał się, nagrał, niech Zawisza sam się męczy. Zabawnie w tym kontekście wyglądają przedmeczowe wypowiedzi Rumaka, który zapowiadał, że gracze „Kolejorza” od pierwszych minut rzucą się Zawiszy do gardeł. Być może i tak zrobili, ale jeden istotny detal: w futbolu duszenie, jeśli ma skutecznie uśmiercić rywala, musi trwać dziewięćdziesiąt minut, a nie dwadzieścia.

Uważaj o czym marzysz, bo jeszcze się spełni. Zawisza remisuje  z Lechem, trybuny grają własny mecz
Reklama

Zawisza odrobił stratę zupełnie zasłużenie, właściwie śmiało mógł to nawet wygrać, bo zdominował Lecha w drugiej połowie. Zaczęło dochodzić do akcji jak nie z naszych boisk: Lewczuk na moment przeobraził się w Maicona i zaliczył asystę kolejki przy golu Vasconcelosa. Dąb Bartek Hermes spróbował zaskoczyć niekonwencjonalnym uderzeniem z ostrego kąta. Na koniec Skrzyński huknął tak, że aż cieszyliśmy się, że nie trafił w bramkę, bo gdyby Gostomski próbował interweniować, mogło się to dla niego skończyć wizytą na OIOM-ie. Ta naprawdę fajna gra Zawiszy, na tle mimo wszystko przecież ligowego potentata, miała jednak też gorzkawy smak. Oczywiście ze względu na – nie uciekniemy zupełnie od tego tematu – trybuny. Ciekawy zespół, posiadający interesujących zawodników oraz dobry styl grania, tak naprawdę właśnie stoi na granicy rozbiórki. Nie wnikając choćby na milimetr w całe zamieszanie, można szczerze powiedzieć, że liga bez Zawiszy byłaby uboższa.

Reklama

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama