Rudi Garcia właśnie został trenerem roku we Francji, bo poleciał do Włoch i odmienił Romę. Sporting Lizbona sprzedał najlepszych piłkarzy i nagle został liderem ligi, a przeciętny Lokomotiw Moskwa chwilowo rozdaje karty w Rosji. Przyjęliśmy w ostatni weekend sporą dawkę meczów i wypisaliśmy jedenaście drużyn, które w porównaniu z poprzednim sezonem zaliczyły największy jakościowy skok.
1. Roma – od jazdy bez trzymanki u Zdenka Zemana do taktycznej dyscypliny Rudiego Garcii. Roma to już nie jest drużyna, gdzie wszyscy idą na hurra, a strojący fochy Osvaldo zabiera piłkę Tottiemu i nie strzela karnego. Solidna defensywa (świetny Benatia), udane transfery (m.in. Strootman, Gervinho), znakomity kontakt na linii piłkarze – trener. Tak jak grali w pierwszych dziesięciu meczach piłkarze z Rzymu nie grał nikt w Europie. 10 zwycięstw, 24 gole strzelone i 1 stracony – to była deklasacja, ogromny progres w stosunku do szóstego miejsca z poprzedniego sezonu. Ostatnio piłkarze Romy trochę spasowali, zanotowali kilka remisów i ponarzekali na sędziów, ale mecz z Fiorentiną znowu przypomniał obrazki sprzed kilku tygodni. W tych rozgrywkach aż 13 piłkarzy strzelało dla Romy gole, a Rudi Garcia właśnie został wybrany trenerem roku we Francji. Nagrody tej raczej nie dostał za wyczyny w Lille.
2. Atletico Madryt – niby poprzedni sezon nie najgorszy, bo od razu za plecami nieosiągalnych Barcelony i Realu, ale jak porównamy z tym, co dzieje się teraz, Atletico naprawdę mocno ruszyło do przodu. Nie gra tiki-taki – to jasne, nie ma w składzie Ronaldo, ale wciąż potrafi ogrywać Getafe po 7:0, mimo że na ogół nie nastawia się na szaleńcze rajdy. „Cholo” Simeone stworzył zespół na swoją modłę. Grać ostro, nie odpuszczać, dopadać w najmniej spodziewanym momencie. W Hiszpanii dla tej filozofii stworzono nawet określenie „Cholismo”, co tylko pokazuje, jak często mówi się ostatnio o Atletico. Przy Simeone rosną wszyscy. Courtois staje się najlepszym bramkarzem młodego pokolenia, Diego Costa idzie drogą bramkostrzelnego Falcao (15 goli w 15 meczach), a Gabi z Tiago tworzą wzorowy duet defensywnych pomocników, chociaż wcześniej wielu widziałoby ich na emeryturze w Emiratach.
3. Sporting Lizbona – paradoks współczesnej piłki. Nękany problemami finansowymi klub oddaje prawa do własnych piłkarzy specjalnemu funduszowi, ten sprzedaje ich latem za ponad 30 mln euro (Bruma, Illori, van Wolfswinkiel), a spłukana kadrowo drużyna nagle… zaczyna grać lepiej. Jeszcze miesiąc i Sporting zdobędzie tyle punktów, co w całym poprzednim sezonie, kiedy znalazł się poza pucharami. Lizbończycy liderem Sagres Ligi zostali trochę z powodu słabszej gry Porto i Benfiki, ale i tak progres jest niesamowity – z 1,4 punktu na mecz do 2,4. A najciekawsze jest to, że młodzi-tani wcale nie są gorsi, od tych którzy odeszli. Fredy Montero (12 meczów, 13 goli) to najlepszy napastnik Sportingu od czasów Liedsona, a kupiony z Coimbry Wilson Eduardo za chwilę pewnie zadebiutuje w reprezentacji Portugalii.
4. Arsenal Londyn – wszyscy pytają, kiedy w końcu się zatrzymają i bawiąc się we wróżkę rzucają kolejne miesiące. Dla jednych będzie to już grudzień (trudne mecze w Boxing Day), dla innych wiosna, gdy jak zwykle zabraknie liderów. Na ten moment Arsenal to jednak nr 1 w Anglii, w meczu zdobywa średnio o 0,4 punktu więcej niż w poprzednim sezonie, a z koronkowego stylu gry przeszedł na bardziej pragmatyczny. To już nie muszą być akcje w stylu schematu londyńskiego metra i posiadanie piłki na poziomie 70 procent. Wystarczy kilka dobrych kontr, asysty Oezila albo skuteczność Ramseya. Jak to ktoś ładnie ujął – Arsenal przestał wdeptywać w psie odchody, czyli nie przegrywa z Cardiff i innymi tego typu drużynami, przez które zwykle w połowie sezonu wypisywał się z walki o mistrzostwo.
5. Lokomotiw Moskwa – poprzedni sezon mieli najgorszy od ponad dwudziestu lat. Slaven Bilić najpierw usłyszał w mediach, że jest taktycznym ignorantem, potem, że przywiązuje się do niektórych nazwisk, a na koniec dowiedział się, że doprowadził drużynę do katastrofy i w Moskwie nikt go już nie potrzebuje. Dlatego teraz mogło być tylko lepiej. Lokomotiw wykorzystał zamieszanie w Anży i ściągnął do siebie Diarrę i Boussoufa, a poza tym wydobył wszystko, co najlepsze z Senegalczyka N`Doye (10 goli w w 19 meczach). Na ten moment jest liderem ligi rosyjskiej. Pierwszy raz od sześciu lat.
6. Standard Liege – poprzedni sezon (6. miejsce) w porównaniu z tym (lider Jupiler League) to dwa różne obrazki, chociaż letnie transfery nie wypaliły i trzon drużyny jest taki sam, jak rok temu. Standard wymienił trenera, uspokoił nastroje kibiców, którzy rok temu wychodzili z demonstracjami na ulice, do tego lekko podkręcił duet napastników Ezekiel – Batshuayia (21 goli w tym sezonie, tego drugiego obserwuje Arsenal). W tym sezonie tylko jedna porażka w lidze i gdyby nie fatalne występy w Lidze Europy, pewnie dalibyśmy ich wyżej.
7. Borussia Moenchengladbach – dziennikarze w Anglii zachwycali się ostatnio grą Evertonu, pisząc, że to drużyna drugiego wyboru dla każdego kibica Premier League. Gdyby przenieść to na grunt niemiecki, takim Evertonem spokojnie mógłby zostać Moenchengladbach. Drużyna rok temu przeciętna, potrafiąca dostać piątkę od Dortmundu, ostatnio rozsiadła się wśród czołówki i gra tak radośnie, że gdy już Eurosport pokaże tradycyjną demolkę Bayernu, warto zostać przy telewizorze, by zobaczyć, z jaką swobodą operuję piłką 21-letni Xhaka albo jak podaje Patrick Hermann. Ten zespół to kopalnia, co zresztą pokazał przykład wyciągniętego przez Borussię Reusa.
8. Liverpool – może trochę na wyrost, bo gdyby obrońcy Chelsea nie potykali się o własne nogi, Manchester City nie tracił punktów na wyjeździe, a Manchester United byłby starym Manchesterem United, to wyczynów LFC nikt by pewnie nie roztrząsał. Podopiecznych Rodgersa warto jednak pochwalić. Za drugie miejsce w tabeli, za efektowną grę skrzydłami, za gniecenie rywali do końca (5:1 Norwich, 4:1 West Ham). Za to, że mają w składzie świetnego Sturridge`a i jeszcze bardziej genialnego Suareza. 14 goli, 6 asyst. 10 rozegranych meczów. Ciekawe, co będzie dalej. Rok temu – przypomnijmy – The Reds spełzli na siódmym miejscu.
9. Lille – cztery punkty straty do PSG i dwa do Monaco. Niesamowity Enyaema z passą 1062 minut bez straty gola (ostatnio już przerwana), solidny Kjaer i absolutnie z sezonu na sezon coraz lepszy Gueye. Lille nie ma wielkich nazwisk, ale ma Rene Girada, czyli byłego trenera Montpellier, który wie jak w przeciętnych warunkach zrobić nieprzeciętny wynik. Pięć straconych bramek, swego czasu osiem meczów bez straty gola. Nawet, jeśli brakuje w tym technicznych fajerwerków, to kibice raczej nie narzekają. Progres w porównaniu z poprzednim rokiem to statystycznie pół punktu więcej na mecz.
10. Southampton – równie dobrze mogłoby na tym miejscu znaleźć się Newcastle, który wyraźnie drgnęło w tym sezonie, ale to o „Świętych” mówi się w Anglii najwięcej, mimo że w ostatnich czterech meczach trzy razy dostali w czerep. Pamiętacie, jak jeszcze kilka sezonów temu wlekli się poza Premier League, na pewno kojarzycie, jak zwalniano Adkinsa i krzyczano „po co?”. A potem Lallana zakręcił kilka kółek, Lambert dołożył gole i okazało się, że ten niepozornie wyglądający zespół potrafi zagrać na nosie najlepszym. Rok temu „Święci” to jedna wielka niepewność i walka o utrzymanie, dzisiaj – gdyby nie ostatnie wtopy – biliby się o pierwszą czwórkę. Chwilowo na miejscu ósmym, ale punktowo wciąż blisko czołówki.
11. Dundee United – z ciekawością spoglądamy na to, co ostatnio wyrabia zespół Jackiego McNamary. Nie jest to skok, po którym Dundee nawiąże z Celtikiem walkę o mistrzostwo Szkocji, ale styl gry, skłonność do demolowania rywali (w czterech ostatnich meczach strzelali po cztery gole) i niesamowity Ryan Gauld coraz bardziej przekonują nas, że warto czasem odpalić Sopcasta i spojrzeć, co ciekawego dzieje się w siermiężnej lidze szkockiej. A ciekawie jest właśnie w Dundee. Drużyna już nie przeciętna, nie ze środka tabeli, tylko raz na jakiś czas depcząca po piętach gigantowi z Glasgow. W ataku bryluje 21-letni Ciftci (5 goli, 5 asyst), a na skrzydle najwięcej szumu robi wspomniany Gauld, Mini Messi, jak mówią o nim w Szkocji. Włączcie skrót meczu z Patrick Thistle (cztery asysty), spójrzcie na to, co mówi o nim m.in. Wenger (za chwile pewnie trafi do Premier League) albo odgrzebcie wypowiedź Cierzniaka, który nie tak dawno przyznał, że tak utalentowanego piłkarza na żywo jeszcze nie widział. Gauld i Dundee. Dobra mieszanka.
*Ranking drużyn, które zaczęły grać piach jak Milan albo PSV w następnym tygodniu.
PAWEŁ GRABOWSKI
Twitter: @Pawel_Grabowski