Juventus w tureckim piekle i inne pytania przed dzisiejszą LM

redakcja

Autor:redakcja

10 grudnia 2013, 15:03 • 5 min czytania

W kilku miastach to będzie wyjątkowa noc – dla jednych karnawałowe szaleństwo i świętowanie awansu do fazy pucharowej, dla innych również szalony, ale smutek i żal. Liga Mistrzów do dalszej zabawy w tegorocznej edycji zaprasza dziś jeszcze trzy drużyny, ale chętnych jest nieco więcej. Nie wszyscy się zmieszczą. Czeka nas więc jeden bezpośredni pojedynek i dwa korespondencyjne, choć – jeśli mamy być szczerzy – niespecjalnie rajcuje nas to, czy do kolejnej fazy awansuje Olympiakos, czy może Benfica. Wybraliśmy jednak kilka rzeczy, które w ten wieczór faktycznie będą przykuwać uwagę kibiców z całej Europy.
Czy tureckie piekło bardziej zaszkodzi Manciniemu, czy przybyszom z Turynu?

Juventus w tureckim piekle i inne pytania przed dzisiejszą LM
Reklama

Manciniemu… Czy po wylosowaniu grup ktokolwiek mógł spodziewać się, że Juventus o awans będzie drżał, jadąc w ostatniej kolejce do piekła w Stambule? Ten Juventus, o którym jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy zgodnie mówili: pokonanie ich jest kluczem do zdobycia Ligi Mistrzów. Ten sam, który jest na dobrej drodze, by zdominować ligę włoską, tak jak niemiecką zdominował Bayern, z trzynastoma wygranymi w piętnastu meczach i serią siedmiu zwycięstw (2:0, 1:0, 2:0, 3:0, 1:0, 4:0, 2:0). I wreszcie ten, który w tej edycji Ligi Mistrzów po trzy punkty… sięgnął raz. Na swoim stadionie, z Kopenhagą, czyli w warunkach, kiedy niżej poprzeczki zawiesić już się nie dało.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Najwięcej goli w Champions League dla Juve zdobył Arturo Vidalo – pięć, w tym cztery z rzutów karnych, po dwie dorzucili jeszcze Llorente z Quagliarellą. I tyle. Kiepsko wyglądają te liczby w europejskich pucharach, ale o tym wiedzą też sami piłkarze. – Nie mamy żadnych obaw, w końcu to my jesteśmy Juventusem. Jednak musimy tam walczyć tak, jakby to był finał – zapowiada Giorgio Chiellini. Świadomi sytuacji są też piłkarze Galaty, oni wiedzą, że ich premiuje jedynie zwycięstwo. To, że nie przyjedzie Pirlo, nie wystarczy. Tutaj potrzeba znacznie więcej, a Mancini kręci głową „Martwi mnie to, że remis daje Juventusowi awans”.

Martwić powinno go jednak więcej spraw, bo wrogów w Turcji przybywa mu z każdym tygodniem. Po ostatnim meczu w Pucharze Turcji, kiedy Galatasaray wyeliminował drugoligowca dopiero w rzutach karnych, Manciniego wygwizdano. Tamtejsza prasa przypomina też, że w młodości kibicował on… Juve. Pikantnym dodatkiem, który może być zabójczy dla włoskiego trenera będzie Carlos Tevez. Ten sam, z którym borykał się jeszcze w Manchesterze, gdy wybuchowy Argentyńczyk był jednym z jego podopiecznych. Skoro już wtedy współpraca nie była łatwa – czego możemy się spodziewać dzisiejszego wieczoru?

Czy lawina szydery z Moyesa odbije się na piłkarzach Bayeru?

Nie… Donieck czy Leverkusen? Tak, jeśli pytacie, czy wolimy tę konfrontację od Lizbony z Pireusem, odpowiedź brzmi: zdecydowanie. Kropka. Sytuacja wygląda następująco – w nieco lepszym położeniu jest Szachtar, bo ma punkt więcej, ale gdy zaczną się liczyć mecze bezpośrednie, to przegrywa. Jedni i drudzy stoją przed trudnym zadaniem, ponieważ jadą w gości. Z tą jednak różnicą, że piłkarze Bayeru na Estadio Anoeta (dla jasności: stadion Realu Sociedad), a Szachtaru na Old Trafford.

– Wierzę, że po ostatnim zwycięstwie w Dortmundzie jesteśmy silniejsi i powtórzymy teraz ten występ w Hiszpanii. Przy drobnej pomocy Manchesteru liczę na awans – mówi Sami Hyypia, trener Bayeru. No właśnie, jego piłkarze nie mają już pewnie w głowach ostatniego meczu w Lidze Mistrzów, tylko ostatni w Bundeslidze. A różnica jest gigantyczna: tam porażka 0:5 z MU, tutaj wygrana 1:0 na terenie Borussii. Tym bardziej, że w Champions League Bayer na wyjeździe nie wygrał czternastu kolejnych spotkań (od 2002 roku!).

Image and video hosting by TinyPic

Niemcy, zakładając zwycięstwo nad Realem Sociedad, wciąż muszą liczyć, że Manchester United nie odpuści Szachtarowi. Mimo awansu do kolejnej fazy, odpuszczać nie zamierza, bo nie chce stracić pierwszego miejsca w grupie (tak się stanie w przypadku porażki). I tutaj pojawia się pytanie, o jakim nigdy wcześniej nie zdarzyło nam się pomyśleć: czy piłkarze Moyesa są w stanie pokonać Ukraińców? To znaczy, w stanie są, ale… Miejsce w środku tabeli, cztery mecze bez wygranej, dwie porażki z rzędu na Old Trafford, z Newcastle i Evertonem. Lawina szydery z Moyesa to nie jest przypadek. Sam Moyes i jego podopieczni zdają sobie chyba jednak sprawę, że porażka z Ukraińcami na własnym terytorium nie wywołałaby kolejnej fali memów i twitów, ale wściekłości i goryczy. Jakiej w Manchesterze nie widziano – circa about – od trudnych początków kadencji Sir Alexa Fergusona.

Czy Manchester City jest w stanie postawić się Bayernowi?

Nie… Wszyscy dookoła krzyczą: „hit w Monachium!”. Hit? Czy aby na pewno? Hity zawsze kojarzyły nam się – zresztą, nie tylko nam – z meczami, w których naprzeciw siebie stają dwie uznane marki na najwyższym, bardzo podobnym poziomie. Czyli nie wiadomo, co się wydarzy, bo wydarzyć może się właściwie wszystko. Przeglądamy jednak oferty bukmacherskie, czytamy kolejne opinie ekspertów i jedno pytanie ciśnie się na usta: czy ktokolwiek wierzy, że Manchester City jest w stanie wrócić z Monachium choćby z punktem? Bayern w chwili obecnej jest poza zasięgiem każdego w Niemczech – jedzie do Gelsenkirchen i wygrywa 4:0, jedzie do Dortmundu i wygrywa 3:0, jedzie do Bremy… Sami chyba dobrze już wiecie, co z piłkarzami Werderu zrobili Bawarczycy.

Od tego meczu „Bild” szydzi z rywali Bayernu i dopytuje, czy w ten weekend pobiją oni rekord Borussii Moenchengladbach sprzed 25 lat i wygrają wyżej, niż 12:0. Jeśli dla kogoś to za mało, to piłkarze Pepa potwierdzili też klasę dwa miesiące temu w Anglii, gdzie strzelili trzy gole i przez ponad trzy minuty nie pozwolili Manchesterowi dotknąć piłki. Niemiecka prasa pisała wówczas „Anglicy za piłką jedynie biegają. Są tak bezradni w próbach zdobycia piłki, jak karzeł Fabian Hambuechen (163 cm) walczący z koszykarskim wielkoludem Dirkiem Nowitzkim (213 cm) i jego kolegami”.

Image and video hosting by TinyPic

– Jeśli będziemy wyglądali z Manchesterem, tak jak przez pierwsze piętnaście minut treningu, to przegramy. Dopiero po kwadransie zaczęliśmy grać – powiedział w poniedziałek perfekcjonista Pep. Swoim podopiecznym też już zdążył zakomunikować, że najlepsza defensywa (dwa stracone gole w pięciu meczach) to za mało. Guardiola chce kompletu zwycięstw i 18 punktów na koncie. – Nie dopuszczę Manchesteru do pierwszego miejsca w naszej grupie – zakomunikował. Tym bardziej, że Anglicy potrzebowaliby w Monachium zwycięstwa 3:0.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama