Biedny miliarder, petrodolary, Abramowicz i Chelsea B. Jak to się stało, że Vitesse lideruje w Eredivisie?

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2013, 11:14 • 7 min czytania

Manchester znowu wtopił? Kamienna twarz. Bayern rozwalił Werder? Nuda. Zjeżdżamy niżej, wyostrzamy wzrok. PSV 2 – 6 Vitesse. Przecieramy oczy, wkładamy okulary. Przysuwamy się bliżej monitora, ale nic się nie zmienia. O co chodzi? – pytamy samych siebie. Powiązania z Chelsea i Romanem Abramowiczem obiły nam się o uszy. Nie jest też wielką tajemnicą, że londyński klub od jakiegoś czasu wysyła tam swoich piłkarzy. Wszystko fajnie, ale żeby aż tak dotkliwie przejechać się po zasłużonej ekipie Philipsa? Postanowiliśmy przeprowadzić swoje małe, prywatne śledztwo i to, na co natrafialiśmy, zdecydowanie przeszło nasze oczekiwania.
Pierwszym krokiem był przegląd ich kadry. Może coś przeoczyliśmy? Może w Arnhem odkryto złoża ropy naftowej i wykupiono najlepszych graczy ligi? No właśnie nie. Kilku młodzieżowców z Chelsea, paru mniej czy bardziej rozpoznawalnych Holendrów. Skontaktowaliśmy się więc ze znajomym holenderskim dziennikarzem. I pytamy – co się dzieje? – Niby co jest w tym takiego dziwnego? – odpowiada pytaniem na pytanie Geert Jan Hahn. – W tamtym sezonie też byli wysoko, ale w pewnym momencie zżarła ich presja i spuścili z tonu. Mają bogatego właściciela, współpracują z Chelsea. Nie orientuję się dokładnie, jak wygląda struktura finansowania Vitesse. Wiem natomiast, że to wszystko jest zaskakujące – powiedział, nieszczególnie nam pomagając. Na początku mieliśmy w głowach kompletny chaos, ale potem – bardzo powolutku – wszystko zaczęło układać się w spójną całość.

Biedny miliarder, petrodolary, Abramowicz i Chelsea B. Jak to się stało, że Vitesse lideruje w Eredivisie?
Reklama

Ł»eby wszystko ogarnąć, musimy cofnąć się w czasie. Jest rok 2010. Klub balansuje na granicy bankructwa. Po sytych latach rządów Karela Aalbersa pozostał tylko okres wyciskający łzy wspomnienia. W latach 1989-2002 Vitesse nie oddało miejsca w pierwszej szóstce, stąpając po piętach tym największym i mając realne aspiracje dołączenia do wielkiej trójcy holenderskiej piłki – PSV, Feyenoordu i Ajaksu. W tamtych czasach w Arnhem, skuszeni lukratywnymi wynagrodzeniami, pracowali tacy fachowcy jak Leo Beenhakker czy Ronald Koeman. W międzyczasie wybudowano też bardzo nowoczesny stadion, a Vitesse nieprzypadkowo zapracowało na przydomek „nadreńskiego FC Hollywood”. Niestety, Aalbers został oskarżony o oszustwa i aresztowany. Osierocony klub sprzeciętniał. Debet w banku sięgał blisko 30 milionów euro, a ligowa tabela groziła degradacją, która byłaby kompletną katastrofą i wbiciem ostatniego gwoździa do trumny.

Wtedy do akcji wkroczył tajemniczy jegomość – Merab Jordania (na poniższym zdjęciu). Człowiek enigma. Grał w piłkę, ale praktycznie nie wychylił się poza ojczystą ligę gruzińską. W wieku 32 lat powiesił buty na kołku i zajął się futbolowym zarządzaniem. Jego kariera menedżerska nabrała niezdrowo błyskawicznego tempa. Najpierw został prezesem swojego byłego klubu, Dinama Tbilisi, a później – w wieku zaledwie 38 lat – wybrano go na prezydenta gruzińskiej federacji piłkarskiej. Przez chwilę był nawet selekcjonerem tamtejszej reprezentacji. Obrotny karierowicz? Być może. Pytanie tylko skąd wziął cztery miliony na zakup klubu z Eredivisie? Wiemy, że rok wcześniej założył agencję handlującą piłkarzami i prawami telewizyjnymi, ale to raczej nie ona pomogła mu stać się magnatem. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że zza sterów federacji wyrzucono go za defraudację 700 tys. funtów z konta Dinama Tbilisi. Jeszcze wcześniej był aresztowany w związku z przekrętami podatkowymi. Czy obrzydliwie bogaty człowiek ryzykowałby swoją karierę i dobre imię za cenę podskubania niecałego miliona euro? Okazuje się, że tajemniczy pan Jordania to tylko marionetka działająca pod dyktando rosyjskiego oligarchy, Aleksandra Czigirinskiego, który z kolei jest dobrym znajomym Romana Abramowicza. Nadążacie?

Reklama

To właściciel Chelsea jest tutaj postacią absolutnie kluczową. Wszystko zostało przez niego skrzętnie przemyślane i każda ze stron odnosi wymierną korzyść. Klub dysponuje petrodolarami, a to – przyznacie chyba – dosyć przyjemna odskocznia od widma bankructwa. Jordania pobiera pensję, o której – przy swojej zszarganej reputacji – gdziekolwiek indziej mógłby co najwyżej śnić. Zadowolony? Tak. I żona w domu pewnie też. Największym wygranym jest jednak sam Abramowicz, który zrobił sobie z Vitesse bezstresowy poligon i laboratorium w jednym. W rzeczywistości od momentu pojawienia się Jordanii i Czigirinskiego, holenderski klub jest bardzo ściśle powiązany z Chelsea. Nazwanie go ich satelitą byłoby mocnym niedopowiedzeniem. Prześledźmy fakty. Pierwszym krokiem, jaki zrobił nowy właściciel, było bezceremonialne wykopanie na bruk legendy Vitesse, nieżyjącego już trenera, Theo Bosa. Na jego miejsce zatrudniony został, o ironio, były obrońca Chelsea, Albert Ferrer. Kolejnym, jeszcze bardziej znaczącym człowiekiem Abramowicza w strukturach holenderskiego klubu, niecały miesiąc temu została Marina Granovskaia, nazywana najbardziej wpływową kobietą piłki nożnej.

Skupmy się jednak na samych piłkarzach. Przez 3,5 roku w Vitesse pojawiło się jedenastu zawodników Chelsea. W tym momencie mają ich sześciu. Najbardziej liczący się to Patrick van Aanholt, Gael Kakuta czy Lucas Piazon. Ulubieńcem kibiców jest przede wszystkim młody Brazylijczyk, który w czternastu meczach uzbierał osiem bramek i siedem asyst. Nie jest jednak tak, że w jedenastce wystawiają dziesięciu piłkarzy podprowadzonych The Blues. Na boisko cały czas wychodzi 6-7 wystarczająco dobrych Holendrów. W połączeniu z utalentowanym trenerem, Peterem Boszem, za tym wszystkim idą imponujące wyniki. Tylko trzy ligowe porażki, ogolenie Ajaksu czy Twente i trwająca seria siedmiu meczów bez przegranej robią wrażenie. Mimo wszystko nie ma się co dziwić, że nazwą zamienną dla klubu z Arnhem ostatnio stało się nieco obraźliwe Chelsea B. Pytanie – dlaczego Abramowicz wybrał właśnie ligę holenderską? Czy nie lepiej byłoby wypożyczać młodzież do klubów angielskich i móc przyglądać im się z bliska?

1. Sprawa pierwsza i najważniejsza. W Holandii funkcjonuje znacznie elastyczniejsze prawo pracy. Niby są ustalone jakieś zasady, ale możliwości odstępstw i udogodnień jest tak naprawdę bez liku. Z jedenastu piłkarzy, których Chelsea wysłała do Vitesse, aż siedmiu nie miałoby najmniejszych szans na grę na Wyspach Brytyjskich.

2. Liga holenderska z różnych względów jest idealną do ogrywania młodzieży. Po pierwsze, panuje w niej swoisty kult młodości. Wystawianie w wyjściowym składzie szesnastolatka czy siedemnastolatka nie jest zjawiskiem nadprzyrodzonym, a raczej powszechnie stosowaną praktyką. Do tego dochodzi jeszcze styl gry. Nacisk na wyszkolenie techniczne. Nie jest tajemnicą, że w Anglii coraz większą wagę przykłada się do operowania piłką. Holandia jest zatem idealnym poligonem przygotowawczym i na swój sposób przedsionkiem Premier League.

3. W rzeczywistości niewielu graczy Chelsea ogrywających się w Vitesse, może realnie myśleć o powrocie do Londynu i grze w pierwszym składzie The Blues. Liga holenderska spełnia zatem funkcję trampoliny. Miejsca promocji tych, którzy tak naprawdę okazali się niewypałami. W sumie na jedenastu zawodników Chelsea, którzy trafili do Arnhem, wydano niebagatelną kwotę 43 milionów funtów. Dwóch z nich udało się już sprzedać. Slobodan Rajković trafił do Hamburgera SV, a Nemanja Matić przeniósł się do Benfiki. Bardzo możliwe, że ich drogą w najbliższych miesiącach, czy też latach, podążą następni.

4. Kolejna korzyść Chelsea, abstrahując od całej reszty, to prawo do pierwokupu utalentowanych zawodników Vitesse, z którego już raz skorzystali. Latem na Stamford Bridge trafił przecież Marco van Ginkel. On sam wolał przenieść się do Ajaksu Amsterdam, który złożył identyczną ofertę. Nie ulega wątpliwości, że tam grałby więcej, a co za tym idzie, byłoby to rozwiązanie korzystniejsze dla jego rozwoju. Jakiekolwiek negocjacje z amsterdamskim klubem zostały jednak błyskawicznie ucięte. Postawiono mu ultimatum – albo idziesz do Chelsea, albo zostajesz u nas.

Tak jak powiedział nam holenderski kolega, do końca nie wiadomo, kto tak naprawdę stoi za finansowaniem klubu. W kuluarach mówi się, że być może kasę na Vitesse łoży sam Abramowicz, który chcąc uniknąć konfliktu interesów, nie firmuje czeków własnym nazwiskiem. Najlepszym klubem w Holandii pozostaje jednak Ajax. Mają najsilniejszą kadrę, najdłuższą ławkę i to oni są głównym pretendentem do tytułu mistrzowskiego. Ewentualny sukces Vitesse byłby – nazwijmy to – pożądanym skutkiem ubocznym polityki Chelsea. Wiadomo, europejskie puchary to przecież dodatkowe pieniądze.

W toku poszukiwań, natrafiliśmy też na pierwszej klasy szyderę. Humorystyczny portal De Speld, zamieścił na swoich łamach ciekawego newsa, który w barwny sposób oddaje całą tą słodko-kwaśną sytuację. Najciekawszy fragment:

Vitesse ma zamiar jeszcze tej zimy wypożyczyć z Chelsea czterystu utalentowanych kibiców. Klub z Londynu chce wysłać do Holandii sympatyków, którzy nie mieli szans na kupno biletów, w celu zdobycia doświadczenia w dopingu podczas meczów na żywo. Dziewiętnastoletni Kevin Davidson ma średnią ochotę przenosić się do Arnhem, ale rozumie, że to zaprocentuje w przyszłości. – W tym momencie mojej kariery po prostu muszę być na stadionie przez pełne 90 minut. Wiem, że czasem celem podjęcia skoku do przodu, trzeba zrobić mały krok w tył.

Ostatnio oficjalnie na fotel właściciela wkroczył Czigirinski, zastępując tymczasowego dozorcę, Jordanię. Wraz z Granovskaią pojawili się nawet na jednym z meczów. Zwycięstwo z pogrążonym w chaosie i kryzysie PSV, nie jest więc wielką niespodzianką, bo prawdę mówiąc to Vitesse było wskazywane jako delikatny faworyt tego meczu. Wszystko za sprawą powiązań z Chelsea i góry pieniędzy, należącej do nie wiadomo kogo. Nie wszystkim w Holandii się to podoba. Alarm podnoszą nawet niektórzy kibice Vitesse. Skutecznie ucisza ich jednak fakt, że gdyby nie tajemniczy właściciel, Jordania, Chelsea i Abramowicz, ich klub zamiast walczyć o mistrzostwo, albo w ogóle przestałby istnieć, albo tułałby się po niższych ligach.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama