Van Gogh i Da Vinci też nie byli normalni, ale i tak byli geniuszami – podobnie Suarez

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2013, 19:32 • 3 min czytania

Dość gadania, że to debil, chuligan, imbecyl czy inny dureń. Luis Suarez to po prostu geniusz, a geniusze tak mają – tkwi w nich coś absolutnie szalonego. Van Gogh popijał terpentynę i podjadał farby, Edgar Poe chlał na umór, a Da Vinci uznawał, że karygodnym jest sen dłuższy, niż dwie godziny dziennie. Urugwajczyk dla odmiany gryzie rywali, nieustannie zbiera reprymendy oraz kary, ale w zamian – w swojej dziedzinie – jest postacią absolutnie gigantyczną. Suche statystyki pokazują natomiast, że w obecnych rozgrywkach nie ustępuje niczym Ronaldo i Messiemu, a nawet… ich przerasta.
Rozumiemy, że czujecie się zaskoczeni, więc od razu pochylmy się nad faktami. Małe porównanie z Messim i Ronaldo (pierwsze 10 gier w lidze w sezonie 2013/14):

Van Gogh i Da Vinci też nie byli normalni, ale i tak byli geniuszami – podobnie Suarez
Reklama

Ronaldo: 10 meczów, 8 bramek
Messi: 10 meczów, 8 bramek
Suarez: 10 meczów, 14 bramek

Snajper Liverpoolu ma beznadziejny PR, więc ciągle znajdą się ludzie, którzy będą bagatelizowali jego dokonania, ale odłóżmy wreszcie na bok jego wszystkie wyskoki. My – i owszem – wiedzieliśmy, że to znakomity piłkarz. Ale aktualny sezon potwierdza po prostu, że to jakieś monstrum. Potwór. Gość, który pozostaje jedyną nadzieją Liverpoolu, jedyną szansą, że „The Reds” zachowają kontakt ze ścisłą czołówka Premier League, dopóki do gry nie wróci Sturridge (a zejdzie mu się jeszcze kilka tygodni). Strach pomyśleć, gdzie byłby w tej chwili, gdyby nie stwarzał wokół siebie tak „unikalnej” aury. Aury wariata i gościa, który w sensie wizerunkowym miał potencjał, żeby w swoich zespołach robić więcej złego niż dobrego. Do tego stopnia, że latem z najlepszymi klubami świata łączono go tylko przez moment (z Realem, na okładce „Marki”), pomimo znakomitych występów i statystyk strzeleckich. Cały czas próbował go przechwycić co najwyżej Arsenal, do którego był zresztą gotów iść w każdej chwili. Dziś jedno jest pewne – na Emirates już nigdy nie zagra… To chyba dla niego trochę za ciasny stadion.

Reklama

Jego wpływ na zespół jest nieprzeceniony. „The Reds” mają co prawda i tak zaskakująco dobry sezon, bo kibice nie domagają się zwolnienia trenera, zespół gra bardzo ładną piłkę dla oka, jest wiceliderem, a największa gwiazda na razie trzyma się daleko od skandali. Pełen „focus” na futbol przynosi efekty. Urugwajczyk oczywiście nie był dostępny do dyspozycji Brendana Rodgersa od początku rozgrywek, bo przez 5 pięć kolejek odbębniał jeszcze karę za pogryzienie Ivanovicia w końcówce sezonu 2012/13. Po jego powrocie, Liverpool wygrał w lidze 6 spotkań, 2 zremisował i 2 przegrał. Strzelił 26 bramek, 14 to dorobek Suareza. Więcej niż połowa.

Dziś co prawda Luis dołożył tylko jedno trafienie w starciu z West Hamem (4:1), bo stwierdzono, że w przypadku bramki na 4:1 w protokole należy zapisać samobója O`Briena. Mimo wszystko, jedna „zabrana” bramka nie przeszkadza, by ten sam gość miał więcej goli w Premier League niż mający wielkie, mocarstwowe aspiracje… Tottenham! „Koguty” mają o dwa mniej. Obliczono również, że co 2.2 strzały na bramkę tego gościa, piłka ląduje w siatce. No i kolejna statystyka – wali do bramki raz na 64 minuty.

Terminator. Głowa nam puchnie od tych liczb, więc może to i dobrze, że na początku sezonu pauzował za swoje wybryki. Dziś już kompletnie nie moglibyśmy się w tym wszystkim połapać, bo pewnie szedłby łeb w łeb z Ronaldo po Złotego Buta. Na razie traci do niego trzy bramki, ale zdążyliśmy się już na nim poznać – poprzeczkę ustawi baaardzo wysoko i ani przez moment nie będzie się martwił, że ją strąci. Czyli poniekąd wszyscy mają rację – to wariat.

FK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama