Podawali wszerz, jakby zapomnieli, w którym kierunku jest bramka. Chowali się za rywalem, oddali środek pola, a gdy w końcu coś strzelili – sędzina wskazała spalonego. Słowem: dramat. Nie możemy inaczej zacząć tego tekstu, jak od porażki Manchesteru United z Newcastle, po której nie ma sensu już pytać, czy piłkarze Moyesa liczą się jeszcze w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Jak dla nas – nie liczą się. Dwa mecze z rzędu przegrane na Old Trafford. Mniej goli strzelonych u siebie niż ostatni w tabeli Sunderland. W końcu piętnaście punktów straty do Arsenalu (jeśli wygra jutro z Evertonem) i przede wszystkim przeraźliwy styl. Zęby dziś trzeszczały, gdy oglądaliśmy piłkarzy Manchesteru.
Odpowiedzi, co nie gra w tym zespole nie ma i nie będzie. Piłkarze nagle przestali grać? Trener zły? Chaos w zespole? Zmęczenie materiału? W takich sytuacjach można zadawać tysiące pytań, a i tak nie uzyska się jednej konkretnej odpowiedzi. Ktoś powie: zostawcie Moyesa, bo Ferguson czekał na swoje pierwsze trofeum sześć lat. No tak, tylko, że „Fergie” przejmował zespół z bagna, a Moyes dostał w spadku drużynę, która rok temu wygrała ligę. Oczywiście jego pozycja w Manchesterze jest niezagrożona, ale tak jak napisaliśmy wyżej – niczego wielkiego United w tym sezonie już nie ugra. Nie z Chicharito notorycznie marnującym sytuacje. I na pewno nie z Jonesem, który nie potrafi celnie podać na pięć metrów.
Jeśli w meczu z Newcastle jednym piłkarzem przejawiającym chęć do gry jest młody Januzaj, to czas się zwijać. Manchester nie będzie mistrzem Anglii – jesteśmy tego pewni. Poniżej pięć pozostałych rzeczy, których dowiedzieliśmy się oglądając sobotnie mecze.
– Marriner jest ślepy. Pisaliśmy to całkiem niedawno, gdy totalnie bez sensu podyktował karnego dla Chelsea w meczu z West Bromwich. Teraz powtórzymy jeszcze raz, a za dwa tygodnie pewnie znowu. No chyba, że go ktoś w międzyczasie zawiesi. Arbiter nie zauważył dziś ewidentnej ręki Anity, sytuacji przy stanie 0:0, więc kto wie – być może inaczej by się to dzisiaj wszystko potoczyło. Newcastle było lepsze, ostatnie dwadzieścia minut robili z United, co chcieli, ale będziemy się upierać, że gdyby w tamtym momencie sędzia podyktował karnego nie byłoby ani szelmowskiego uśmiechu Pardewa, ani rekordu Srok, które na Old Trafford ostatni raz wygrały 41 lat temu. Cztery dychy… Czyli mniej więcej wtedy, kiedy na boisku biegał George Best.
– Sędzina daje radę. Gdybyśmy byli chamscy napisalibyśmy, że dziwny to obrazek, gdy baba wie, co to spalony, ale że chamscy nie jesteśmy, rzucimy pochwałami. Sian Massey (to ta, przez którą kiedyś wyleciał z roboty Andy Gray) idealnie wychwyciła spalonego Robina van Persiego, co na tle Marrinera wystawia jej całkiem niezłą recenzję. Jesteśmy za tym, by pani Massey sędziowała jak najwięcej meczów, bo to zawsze jakiś koloryt. I zabawne sytuacje, jak wtedy gdy „wjechał” w nią Thomas Vermaelen albo Kevin McNaughton. Ma dziewczyna pecha, więc tym bardziej jej kibicujemy.
– Kompany posadzony na dupie. Rzadki widok, ale się zdarza. To nie był dobry mecz Belga (Southampton – City 1:1), nigdy byśmy go nie posądzili, że będzie najgorszy w zespole, a że w tak potworny sposób zakręci nim Osvaldo… No nie, tego scenariusza raczej nie zakładaliśmy. Napastnik Southampton po słabym początku sezonu może się nam rozkręci. We Włoszech słynął z pięknych bramek, teraz w końcu to potwierdził.
– Cech i spółka do pchania karuzeli. Co robił Cech przy bramce Croucha? Co ogólnie wyczynia obrona The Blues w ostatnich tygodniach? Dobre pytanie, zwłaszcza po takim meczu, jak tym ze Stoke, gdzie ekipa Mourinho gra dobrą piłkę, tworzy sytuacje, a potem przegrywa 2:3. Był moment w tym spotkaniu, kiedy Chelsea mogła prowadzić 3:0 albo nawet 4:0, dlatego tym bardziej końcowy wynik to absurd. Chelsea straciła już w tym sezonie więcej goli niż w całym, pierwszym sezonie Mourinho na Stamford Bridge.