Historia Paula Pogby, czyli jak odmowa Fergusonowi okazała się decyzją życia

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2013, 14:17 • 6 min czytania

Ostatni dzień stycznia, rok 2012. Manchester gra na Old Trafford przeciwko Stoke City. Wynik jest już właściwie jasny, bo po bramkach Chicharito i Dymitara Berbatowa, United prowadzą 2:0. W 72. minucie Sir Alex Ferguson daje więc zadebiutować nikomu nie znanemu, czarnoskóremu Francuzowi, Paulowi Pogbie. Mija rok, właściwie niecały, bez kilku dni. „Attenzione, Pogba, da lí può calciare. Pogba… Rete! Un gol incredibile! Un gol da fenomeno” – wydziera się włoski komentator, nie wierząc własnym oczom. „Fergie, widziałeś to?” – ironicznie pytają następnego dnia nagłówki brytyjskich gazet.
Było to jedno z dwóch trafień Pogby, które zaprezentował tamtego wieczoru kibicom na Juventus Stadium. Słowo klucz? Fenomen. We Włoszech automatycznie dostrzeżono w nim zawodnika klasy światowej. Nikt nie sprawdzał ile ma lat. Nikt nie patrzył na ilość rozegranych spotkań. Był wtedy tak nakręcony, że gdyby na trybunach siedział Ferguson, podbiegłby i wykrzyczał mu prosto w twarz: – Widziałeś to? Uwielbiają mnie, jestem bohaterem. Zobacz jaki popełniłeś błąd. A teraz patrz. Patrz i żałuj.

Historia Paula Pogby, czyli jak odmowa Fergusonowi okazała się decyzją życia
Reklama

***

Reklama

– Jesteś młodzieżowcem z akademii. Twój czas jeszcze nie nadszedł. Musisz uzbroić się w cierpliwość, tak jak kiedyś Scholes i Giggs.

– Nie jestem ani Scholes, ani Giggs. Po prostu chcę grać.

– Słyszałem, że masz zamiar przenieść się do Włoch, tak? Zastanów się dobrze. To siedlisko rasistów.

– Szefie, to żaden problem. Rasiści są na całym świecie.

– Kibice nie są tam tacy jak u nas w Anglii.

– Ja po prostu chcę grać. Nie robię tego dla kibiców. Chcę byś lepszy i zbierać doświadczenie. Jeśli dadzą mi grać w Chinach, to pójdę do Chin.

– OK.

Mniej więcej tak wyglądała ostatnia rozmowa między Sir Aleksem Fergusonem, a Paulem Pogbą. Po tym, jak zaczął regularnie grać w Juventusie, stając się ulubieńcem trybun, angielscy dziennikarze po wielokroć zadawali sobie pytanie – czy można było zrobić więcej? Czy Ferguson aby nie odpuścił? Nie uniósł się honorem? Czy to nie największy błąd i niespieralna plama na jego przeżuwającym gumę obliczu?

– Agent Pogby jest, delikatnie mówiąc, trudnym człowiekiem. Cały czas negocjujemy i mamy nadzieję na pozytywne zakończenie rozmów. Jeśli nie chce zostać, to mogę mieć tylko nadzieję, że zmieni swoje zdanie – komentował szkocki menedżer Czerwonych Diabłów. Rozmowy na temat nowego kontraktu trwały równe cztery tygodnie. W międzyczasie młodego Francuza odsunięto od treningów z pierwszym zespołem. Jednocześnie klub cały czas zapewniał, że zrobi wszystko, aby go zatrzymać. Kluczową postacią okazał się przedstawiciel piłkarza. Nazywa się Mino Raiola i jest jednym z najpotężniejszych w swoim fachu na świecie. Od zawsze uwielbiał robić interesy z włoskimi klubami. Juventus miał w zanadrzu jeszcze jeden istotny wabik. Obiecał Francuzowi regularne występy, czyli to, czego w United nikt zapewnić mu nie mógł. Klamka zapadła, negocjacje zerwane. Paul Pogba został piłkarzem Bianconerich.

Zmienił klub za darmo. Manchester United, na transferze jednego z najbardziej utalentowanych piłkarzy na świecie, nie zarobił złamanego pensa. Swoją działkę, niecałe 2 miliony funtów, zgarnął tylko Raiola. To była finansowa porażka klubu, chociaż lament w tej sytuacji zalatywałby perfidną hipokryzją. Być może niektórzy zapomnieli, że kilka lat wcześniej sami podebrali go sobie za darmo, co było posunięciem daleko wykraczającym poza granice transferowego savoir-vivre’u.

***

Pogba jest potomkiem uchodźców z Gwinei, którzy do Francji przeprowadzili się w 1960 roku. Jego ojciec marzył o karierze piłkarza, ale ostatecznie postawił na naukę. Paul ma dwóch starszych braci bliźniaków – Florentina i Mathiasa. Jeden jest piłkarzem St. Etienne, drugi kopie piłkę w trzecioligowym angielskim Crewe Alexandra. Obydwaj reprezentują kraj swoich rodziców. Na treningi zapisano go, kiedy miał sześć lat. Od początku przejawiał duży talent, ale ponadto charakteryzowały go cechy sportowca sukcesu. Po pierwsze, był bardzo zawzięty i pracowity. Po drugie, uwielbiał wyzwania. Stawianie poprzeczki coraz wyżej z czasem stało się jego manią. – Dobrze pamiętam pewien poniedziałkowy trening. Poprosiłem, żeby 50 razy podbili piłkę prawą nogą, lewą nogą, a później głową. Paul nie dawał sobie rady. Potem pracował nad tym przez calutkie dwa dni i w środę wychodziło mu już najlepiej ze wszystkich – wspomina jego pierwszy trener.

W wieku czternastu lat wskoczył na wyższy poziom. Z prowincjonalnego klubiku trafił do słynącego z efektywnego szkolenia młodzieży Le Havre, pod oko najlepszych francuskich fachowców. Propozycje z lepszych lig były jednak tylko kwestią czasu. Co ciekawe, pierwszy zgłosił się po niego Inter, a konkretnie szef tamtejszych skautów, Pierluigi Casiraghi. Doszło nawet do punktu negocjacji z rodziną. Niedługo później jego talent stał się jednak faktem powszechnie znanym i zainteresowanie Manchesteru United zepchnęło ofertę Nerazzurrich na dalszy plan. Pogba trafił do Anglii, ale – jak się później okazało – nie była to transakcja pozbawiona skazy.

Dziś znane są dwie wersje wydarzeń – bardziej prawdopodobna i mniej prawdopodobna. Pierwsza głosi, że Manchester skusił rodziców Pogby jednorazową pensją w wysokości 120 tys. euro dla każdego z nich i ufundowaniem malowniczego domu z ogródkiem na przedmieściach Manchesteru. Według drugiej, tyle romantycznej, co bzdurnej, Sir Alex Ferguson przekonał ich… kwiatami i książką. Matce miał wysłać reprezentacyjny bukiet, a ojcu album opisujący historie klubu. – Kwiaty kosztowały 20 funtów, ale dzięki nim matka Paula zaufała Fergusonowi. Paul dostał też czerwoną koszulkę ze swoim nazwiskiem. To tylko symbol, ale i znak, że go szanują – tłumaczył ówczesny agent Pogby. – Z tej historii śmieje się cała okolica. Jeśli sprezentowaliby mi dom, to dlatego śpię w hotelu? Zapewniam, że od klubu nie dostaliśmy zupełnie nic – zarzekała się matka piłkarza.

Miała w tym swój interes, bo w sprawę nie bezpodstawnie wmieszał się prezes Le Havre, Jean-Pierre Louvel. Nie mógł pojąć jakim prawem zabrano mu najlepszego zawodnika. Wypłakiwał się w wywiadach, mówiąc, że w takich momentach jego praca nie ma najmniejszego sensu. Działaczom Manchesteru zarzucał niedozwolone przekupstwo. Sprawa trafiła nawet na biurko trybunału FIFA, ale ostatecznie, jak można było przypuszczać, rozeszła się po kościach.

***

Po tym, jak Pogba podjął ostateczną decyzję o odejściu z United, w klubie potraktowano go jak szuję. Niegodnego szacunku dezertera, który nie podołał zadaniu i bezczelnie dał dyla z poligonu. W jednym z wywiadów Ferguson powiedział, że to, co zrobił młody Francuz było szczytem zlekceważenia. – Może obruszył się tym, że dziewiętnastoletni gnojek powiedział mu „nie”? Fakt, były rzeczy, których nie dało się uzgodnić. Musielibyście być w mojej skórze, żeby do końca to wszystko pojąć. Niczego jednak nie żałuję. Trener cały czas mówił, że mi ufa. Ł»e mój czas nadejdzie lada chwila. Jak przychodziło co do czego, to okazywało się, że jestem zbyt młody. Koledzy zaczęli wołać na mnie Nelson Mandela, bo nie bałem się mu sprzeciwić. Jeśli byłoby trzeba, to postawiłbym się nawet Obamie. Moja cierpliwość się skończyła. Teraz chcę być jednym z najlepszych na świecie – odpowiedział młody Francuz.

Pierwszy krok ma już za sobą. Zdobył statuetkę dla najlepszego młodzieżowca w Europie. Czy osiągnąłby to zostając w Manchesterze? Chyba nie. Na pewno nie. Jego przykład pokazuje, że czasem, żeby zrobić krok w przód, trzeba zrobić coś szalonego. Coś wbrew zdrowemu rozsądkowi. Na przykład odmówić Sir Aleksowi Fergusonowi.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama